First topic message reminder : Altana z krzyżem W spokojnej głębi lasu stoi niewielka altana otoczona zielenią. Jej drewniana konstrukcja, utrzymana w ciepłej tonacji brązu, zdaje się wtapiać w naturalne otoczenie. Dach pokryty gęstym mchem dodaje altanie uroku wiekowego, jakby była częścią lasu od zawsze. Słońce, przeciekające między gałęziami, rzuca złote refleksy na ściany altany, nadając jej blasku. Krzyż na szczycie, skromny i bezpretensjonalny, wznosi się ku niebu, ukazując pokorę tego ukrytego zakątka, lub dawne użytkowanie przez chrześcijan. Aby się do niej dostać, należy pokonać rząd starych, drewnianych schodów. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Valerio, przyglądając się dziewczynie, mogłeś zauważyć, że na szyi ma srebrny naszyjnik z motywem podobnym do tego, który przed chwilą widziałeś na szyi psa. Na srebrnym łańcuszku oplatającym smukłą szyję było jednak więcej detali — prócz wężowych łbów mogłeś zauważyć symbole układające się w kształty przypominające fazy księżyca. Nigdzie jednak nie byłeś w stanie dostrzec pentakla, który sam właśnie postanowiłeś zaprezentować nieznajomej. Ciemne oczy dziewczyny zatrzymały się na wyciągniętym przez ciebie pentaklu, a ona uśmiechnęła się lekko, choć ciężko było wyczytać, czy był to uśmiech uprzejmości, czy może raczej pobłażania. Z pewnością mogłeś zobaczyć, że widok pentakla zupełnie jej nie zaskoczył. Lekki uśmiech utrzymywał się z pełną swobodą, kiedy zadawałeś swoje pytania, choć nie wyglądało na to, by nieznajoma miała pośpieszyć z odpowiedzią. Gdy jednak z twoich ust padło zaklęcie, kąciki jej warg płynnie opadły. Wiedziałeś, że Amorinflam odpowiedziało na Twoje wezwanie i sięgnęło dziewczyny — ta nie próbowała się nawet bronić. Choć zaklęcie z pewnością trafiło w cel, nie ujrzałeś w jej postawie najmniejszej reakcji — poza niezadowoleniem napływającym do oczu i brakiem ładnego uśmiechu, nic się nie zmieniło. Richardzie, ciemne spojrzenie powiodło ku Tobie, kiedy zabrałeś głos. Mimika dziewczyny pozostawała bez zmian — choć przed kilkoma chwilami wydawała się zupełnie przyjaźnie nastawiona, teraz w jej spojrzeniu krył się błysk ostrzeżenia i dystansu. Wysłuchała cię jednak cierpliwie, a gdy zapytałeś o ryzyko związane z rozwieszaniem pentagramów, wydawało się nawet, że przez jej buzię przemknął cień rozbawienia. Gdy rozejrzałeś się po okolicy, nic szczególnego nie przykuło Twojej uwagi i nie wyglądało na to, aby czyhało na Was ukryte zagrożenie. Zadaliście swoje pytania i obu Wam z początku odpowiedziało milczenie. Richardzie, poświęciłeś tę chwilę, aby przekopać się przez wiedzę, którą wpajano Ci do głowy jeszcze za czasów szkółki kościelnej. Niestety nie udało Ci się powiązać dziewczęcia i jej psa w kontekście religijnym, choć miałeś to świdrujące uczucie, że coś ci to mówi — ten mrok, ta aura, ten pies. Cokolwiek to jednak było, w tej chwili znalazło się poza Twoim zasięgiem i nie potrafiłeś przypomnieć sobie żadnych konkretów. Valerio, Richardzie, chwila milczenia była krótka, a zwieńczyło ją twarde spojrzenie niewiasty utkwione prosto w Ciebie, Valerio. Przypominało wzrok matki, która zastanawia się, jaka kara będzie stosowna do przewinienia krnąbrnego dziecka. Nagle obydwoje poczuliście, jak całe Wasze ciało ogarnia dziwna, niemożliwa do pokonania lekkość, zupełnie, jakbyście mieli za chwilę wzlecieć w powietrze, choć przecież Wasze stopy wciąż dotykały ziemi. Waszą wizję w ułamku sekundy spowiła zupełna ciemność. W kolejnej już znów widzieliście wyraźnie, tylko… Z innej perspektywy. Dziewczyna była teraz blisko Was, wciąż w tym samym miejscu, lecz Wy nie znajdowaliście się już poza altaną. Obydwoje siedzieliście na ławce w jej wnętrzu. Dziewczyna wciąż patrzyła na Ciebie, Valerio. — Nie próbuj tego więcej — poleciła gładko i choć w jej głosie nie było cienia złości, bijąca z jej spojrzenia ostrość podpowiadała ci, że drugiego ostrzeżenia nie będzie. Choć jakaś nieznana moc przeniosła Wasze ciała w inne miejsce, poza naturalną chwilą dezorientacji ogarniającej Wasze błędniki, czuliście się dobrze. Dziewczyna usiadła na drugiej ławce, głaszcząc leniwie głowę Brimo, który położył się u jej stóp, nie zwracając na Was szczególnej uwagi. — Pragnęłam porozmawiać z wami, z dziećmi Lucyfera i Lilith — opowiedziała w końcu na jedno z pytań, kierując swoje słowa ku Tobie, Richardzie. — Rzekłeś, że wierzycie w Piekielną Trójcę. Lecz trójcy już nie ma, Richardzie. Jesteście ich dziećmi, dumnie eksponujecie ich symbole — zerknęła krótko na Ciebie, Valerio — i nic nie wiecie? Czym więc jest dla was wiara? Kim jest dla was Lucyfer, kim jest dla was Lilith? — Wydawała się szczerze zaciekawiona Waszym zdaniem na temat piekielnych bóstw, a przy tym jej ciało pozostawało zupełnie zrelaksowane, zaś ton w pełni konwersacyjny. Zupełnie jakby przybyła tu porozmawiać ze starymi znajomymi. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Valerio Paganini
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
Coś tu cuchnie. Smród wielkiego—niewiadomego unosi się nad iglaste czubki drzew i patrzy na nich z pobłażaniem. Jest podobne do tego, które pełga między ciemnymi tęczówkami dziewczyny — srebrny naszyjnik na szyi ma dodawać jej uroku, ale chwilowo Paganini nie docenia piękna. To wszystko — ta ciemność, ten pies, te enigmatyczne pytania, to pierdolenie o wierze — zaczyna szarpać nerwy. Nawet magia, skuteczna i niezawodna, znów rozczarowuje; zaklęcie zmazuje z ust ragazzy uśmiech — mały to triumf, ale zawsze — i nie dzieje się nic. Znów: wielkie, cazzo, nic. Dłoń mimowolnie zaciska się w pięść; schwytane między palce powietrze nie wydaje dźwięku i to niema zapowiedź milczenia, które spowija ich po chwili. Lekkość — jak antygrawitacja — otula ich ciała, a potem, po raz kolejny tego dnia, zapada mrok. Valerio ma, kurwa, dość. — Va bene — stłumione zaskoczeniem słowa wypadają spomiędzy ust; zmienia się szerokość geograficzna ciała — tkwią w altanie, a ta szalona puttana i jej pies sprawia wrażenie, jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Żadnej magii, żadnych zaklęć; wszystko, co wiedzą na temat czarów, nie przydaje się wobec tej wyrwanej z koszmarku pięciolatki dwójki. Palce Valerio rozprostowują się ostrożnie; jeśli zbyt mocno wyobrazi sobie, że zaciska je na gardle dziewczyny, ta konkretna iluzja może stać się prawdą. Williamson próbuje nawiązać dialog, ale chyba słyszy, jak zaciętą płytę pierdolenia puszcza ragazza — czym jest wiara, trójcy nie ma, lubisz Lucyfera, masz podobiznę Lilith w portfelu? — Nie wiemy o czym? Co masz na myśli przez— To słowo wpada mu w głowę; drzazga w mózgu zostawia trwały ślad, a wzrok znów wraca do nietypowych ozdób na szyjach. — Trójcy już nie ma? Cosa sono queste stronzate? Pamięć szpera w nieistniejących faktach; Valerio o historii wie gówno, ale czasem merda jest dokładnie tym, w czym trzeba pogrzebać, żeby znaleźć odpowiedzi. Widział gdzieś te symbole? Jeśli tak — gdzie? U kogo? Węże, fazy księżyca; wpadli w szambo czyjegoś szaleństwa, a jedyne koła ratunkowe — magia — na nic się nie zdają. — Lucyfer to Ojciec, Lilith jest Matką — tylko tyle wie Valerio; bo tylko w to wierzy. Pentakl na szyi daje mu moc, ale nigdy nie klęczał przed ołtarzami, gorliwie dziękując za piekielny dar — bo Piekło nigdy nie dało mu powodu do wdzięczności. Odmienność, która przypomina śmierć, wywołuje zgoła przeciwne wnioski. Przynajmniej tego jest pewien; w kapłanów wierzy równie mocno, co Trójcę. — A wiara to zgniła figa, którą Kościół wpycha nam do gardła — to wszystko, to tyle, nic więcej od niego; podnosi się z ławki i tym razem nawet nie zerka na psa. Wyjście z tego momentu prowadzi w dół altany — Valerio się nie waha, stawiając krok za krokiem; byleby daleko stąd. — Williamson, idziemy. Jest obłąkana, nic tu po nas. akcja #1: historia na naszyjnik: 81 + 9 (wiedza) = 90 akcja #2: wykorzystuję na poruszenie się |
Wiek : 33
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : szef egzekucji dłużników familii
Richard Williamson
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 171
CHARYZMA : 23
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 8
Ściśnięta uwięź gardła tłamsi westchnienie — jedyna słuszna odpowiedź na nagłe wrażenie niebytu zaczyna się od oh i milknie razem z wrażeniem lekkości. Teoretyk magii mógłby wymyślić coś mądrego; o niewerbalnych zaklęciach i wiązkach magii, które potrafią przenieść dwóch dorosłych mężczyzn, jakby ci ulepieni zostali z waty cukrowej. Do teorii mi daleko — jestem bestią faktów, a te w obliczu ostatnich minut stają się niezaprzeczalne. Nie mamy do czynienia ze zwykłą czarownicą; nikt nie bywa odporny na magię aż tak. Nikt nie potrafi przywołać ciemności, nikt nie przenosi ludzi z miejsca na miejsce, jakby była to kwestia pstryknięcia palców. Gniew Valerio przysłania mu jasność widzenia, ale ja — na ławce, choć chwilę temu ostoją był nam grunt pod nogami — zaczynam to dostrzegać. Tę pewną zależność wyciągnięta z zakurzonych książek; pomyśleć, że wystarczyło uważniej słuchać kapłanów, by teraz nie mierzyć się z drapiącym wrażeniem prawie—świadomości. Coś między myślami próbuje wyciąć sobie drogę na wolność — prawda wydaje się być na wyciągnięcie ręki, więc znów sięgam dłonią w głąb własnej głowy, kartkując Księgę Bestii i każdą mitologię, która przewinęła się przez moje palce. Wszystko to z pojedynczym pytaniem w tle: kim jesteś? — Wybacz mu, nie należy do najcierpliwszych osób — Valerio zrywa się na równe nogi; nie lubi tracić kontroli, zwłaszcza przez kobiety, zwłaszcza w obliczu skutecznych działań. — Usiądź, Paganini. Jeszcze nie skończyliśmy; pani zadała nam pytanie. Ostrożnie splatam ze sobą dłonie — zetknięte z sobą palce próbują chronić ręce przed przypadkowym odsłuchaniem ławki pod nami. Czym dokładnie jest wiara dla kogoś, kto nie wierzy w nic poza szelestem zielonych dolarów? — Od dziecka słyszeliśmy, że podstawą naszej wiary jest Piekielna Trójca. Lucyfer, Lilith i Aradia, zawsze razem, nigdy osobno — to, co kobieta powiedziała chwilę temu — ich już nie ma — wychwycił nawet Valerio. Zimne liźnięcie u nasady karku zmusza usta do poruszenia; wydrążenie dziury w prawdzie bywa jedynym sposobem na jej poznanie. — Twierdząc, że ta przestała istnieć, naruszasz fundament, na którym wzniesiono Kościół. Jeśli twoje słowa są prawdą, wszystko, w co wierzyliśmy— W Trójcę, w stabilizację, w obrzędy, w święta; nasza tożsamość opiera się na religii. — Wszystko, co czyni nas jednością, to tylko kolejne z powtarzanych przez kapłanów kłamstw — to żaden sekret, że kłamią; spójność narracji możliwa jest tylko wtedy, gdy istnieje napisany czyjąś ręką scenariusz. Kto nakreślił ten, na planszy którego porusza się Kościół? — Choć nerwowy, Valerio ma rację. Lucyfer to nasz ojciec, Lilith jest matką, oboje są autorytetem i ostoją naszego społeczeństwa. Na Czarnej Mszy nie było Arcykapłanki, a daleko z tyłu podnosiły się szeptu buntu; skoro ryba zawsze psuje się od głowy, zamiast w stronę Kardynała, nie powinniśmy spojrzeć w kierunku Piekła? — Możemy podążać za nauką, którą nam przekazali albo wyrzec się mocy Piekła niedostępnej dla zwykłych śmiertelników — zdradza mnie ton albo grymas, albo jedno połączone z drugim; zwykli śmiertelnicy w ustach większości Williamsonów brzmi na przykry obowiązek. — A ty? Jest młoda i potężna, ale to przecież nie koniec; przygotowała to miejsce w jakimś celu. — Kim dla ciebie jest Lucyfer? Kim Lilith? To dla nich zawiesiłaś pentagramy na drzewie? Mrok, który wcześniej nas spowijał, nie musiał być przypadkiem; może wszyscy błądzimy po omacku? akcja #1: religioznawstwo || k100 + 19 |
Wiek : 30
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : north hoatlilp
Zawód : starszy specjalista komitetu ds. międzystanowej koordynacji
Stwórca
The member 'Richard Williamson' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 7 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Valerio, historia nie leżała w obrębie Twoich zainteresowań, lecz w pewnym zakresie musiałeś uczyć się jej tak, jak wszyscy inni. Teraz, gdy próbowałeś odkopać przykrytą kurzem wiedzę, choć nie umiałeś sięgnąć do konkretów, to Twoje myśli mogły podążyć w jednym kierunku. Te symbole: węże, fazy księżyca — byłeś pewien, że kiedyś się o nich uczyłeś. Czy nie wtedy, gdy wraz z klasą przerabialiście dział traktujący o mitologii? Jakiej? Greckiej, rzymskiej, a może jednak indyjskiej? Byłeś przekonany, że symbole te mnogo pojawiały się w każdej z nich, nie miałeś jednak dość rozległej wiedzy, by z pewnością stwierdzić, do której mógłbyś przypisać sylwetkę przed sobą. Imiona starożytnych bogiń również zamazały się w Twojej pamięci. Czy to możliwe, że patrzyłeś właśnie na jedną z nich? Wiedziałeś przecież, co na ten temat miała do powiedzenia Księga Bestii — starożytni bogowie to w istocie upadłe anioły zesłane na Ziemię, aby uczyć ludzi. Richardzie, Ty starałeś się znaleźć odpowiedzi we wspomnieniach lekcji ze szkółki, naukach rodziców, w podwalinach, na których stało magiczne społeczeństwo. Wiedziałeś, że odpowiedzi są w nich ukryte, wiedziałeś, że ta, na którą patrzysz, jest w jakiś sposób powiązana z Kościołem Piekieł. W jaki? Odpowiedzi uparcie nie chciały przyjść, jednak im dłużej szukałeś, tym bardziej byłeś przekonany, że należało ich szukać głęboko, u samego zarania magii. Valerio, w zetknięciu z Twoimi ostatnimi słowami, brwi dziewczyny ściągnęły się ledwie zauważalnie, lecz na Twój ruch nie zareagowała nijak. Mogłeś się swobodnie poruszać. Nie przeszedłeś jednak nawet dwóch kroków, gdy poczułeś coś jakby łaskotanie wokół swojej szyi. Nie usłyszałeś żadnego zaklęcia, jednak czułeś, że na chwilę znalazłeś się pod jego wpływem. Twoją szyję, na której do tej pory ciążył pentakl, teraz pokrywało tylko fantomowe uczucie, które miało za moment zniknąć. Symbol piekieł spoczywał teraz luźno w dłoni dziewczyny, a ona przyglądała mu się z zastanowieniem tak, jak można przyglądać się błyskotce w sklepie jubilerskim. — Jeżeli twoja wiara to zgniła figa, po cóż drzewo ma trwonić energię, aby ją utrzymać? — pytała w tej samej lekkiej manierze, głaszcząc powierzchnię pentakla palcem, a Ty nie mogłeś się oprzeć wrażeniu, że solidny metal mógłby za moment obrócić się w pył pod jej smukłymi palcami. — Nie potrzebujesz go, nieprawdaż? Richardzie, spojrzenie dziewczyny zatrzymało się na Tobie przez kilka momentów — wiedziałeś, że słucha tego, co mówisz i widziałeś, że z zainteresowaniem analizuje Twoje słowa. — Rodzice nie zawsze żyją w zgodzie. Czy tak łatwo naruszyć fundament pod dziećmi piekieł? Po którym gruncie zdecydujecie się poruszać? Tradycji czy rewolucji? — Wyglądało na to, że zadane przez Ciebie pytanie znów miało pozostać bez jasnej odpowiedzi. Valerio, ponieważ został Ci odebrany pentakl, straciłeś możliwość rzucania zaklęć. Wciąż możesz odprawiać rytuały oraz korzystać ze swojej odmienności zgodnie z mechaniką. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Valerio Paganini
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
Zakurzone historie, starożytni bogowie, upadłe anioły, wzniosłe idee; myśli trwają chwilę. Bardzo to zabawne, ta świadomość bezradności — chwilę temu byli tam, na dole, zagubieni w ciemności. Teraz są tu — zagubieni we własnych przekonaniach. Historie, przeszłości, zagadki, wierzenia; wszystko zapada się we wrażeniu, że nieważne, co Valerio powie i nieważne, co Valerio zrobi, w kosmicznym planie nie ma to żadnego znaczenia. Żadnego, cazzo, wpływu. Może skoczyć z altany i próbować skręcić kark, ale wie, że to zbyt nisko; złamie co najwyżej nogę. Jak na kogoś, kto kocha żyć, pieprzyć i istnieć, dużo czasu poświęca śmierci — te cudze to praca. Ta własna powinna być sztuką. Teraz, w drodze do krętych schodów, zaskakuje sam siebie; zaskakuje się tym, ile myśli można upchać jedną minutę — tym, że jedna z nich to uczucie, że wszystko dzieje się tak, jak ma się dziać, że nawet jeśli wszystko skończy się piekłem, jeśli cały ten świat pójdzie w cholerę, to znaczy, że cały ten kosmiczny interes jest oparty na jakiejś sprawiedliwości. I tak, to zajebista ulga. Nie trwa długo; łaskotanie wokół szyi zatrzymuje go w pół kroku. Dojmująca, zimna pustka w miejscu pentakla, skłania ciało do odwrócenia się — dziewczyna ani drgnęła, Richie siedzi obok; wyglądają na rodzeństwo, te ciemne włosy i nieskazitelna biel skóry. Wiktoriańskie dzieci z krztuścem; powinni oddychać oceanicznym powietrzem, nie leśnymi pyłkami. Między palcami kobiety tańczy pentakl; odruchowo uniesiona do szyi dłoń odkrywa pustkę. Ty genialna puttana; myśl—obraza wypełniona nagłym przypływem fascynacji. — Jak na kogoś, kto tak zainteresował się naszą wiarą, bella, nie dążysz do poznania odpowiedzi— Bez magii Paganini nadal istnieje; to, co sprawia, że Valerio jest Valerio, siedzi mu w głowie i w dzień narodzin porąbane zostało w pół. Rozszczepiać może się zawsze; o ile czuje, że ciało będzie bezpieczne. Więc nie teraz, no; teraz nie. — Perché? Sam nie wie; gubi się. Lepiej nie myśleć, nie jest w tym dobry — lepiej po prostu mówić. — Dlaczego moja wiara to zgniła figa? — nadal stoi tam, gdzie utknął bez pentakla; w połowie drogi do schodów, blisko barierki altany, w sam raz, żeby wyciągnąć nad głowę rękę. — Dlaczego tradycja albo rewolucja to jedyne drogi? — dłoń — ciepła, okrutna, fantomowo unurzana we krwi — sięga w kierunku nisko zawieszonego pentagramu; stracił pentakl, więc musi czymś zapełnić pustkę. — Perché— Palce szybko haczą o drewniany kształt — Valerio zaciska dłoń na pentagramie i dopiero wtedy, dziwnie spokojny, nie po swojemu nieruchomy, przenosi wzrok na kobietę. Dziewczyna ma moc, której nie rozumieją i prawdopodobnie nie zrozumieją nigdy; strata pentakla to żadna strata, w kazamacie kują ich na kilogramy, ale przecież nie o to w tym chodzi. Ona trzyma jego własność; on zamierza zerwać z gałęzi jej. — Jestem dokładnym zaprzeczeniem pierwszego — tradycja Kręgu to nie ich tradycja; Paganini są w nim od niedawna, świeża krew rozcieńcza stare zakrzepy — i zwolennikiem drugiego, ale tylko pod warunkiem, że rewolucja zrobi to, co potrafi najlepiej. Dopiero teraz Valerio się uśmiecha — uśmiecha się uśmiechem kogoś, kto kocha siebie bardziej niż własne życie. Tym uśmiechem próbuje zakryć wszystko, co w nim wstrętne; nie rezygnuje z grymasu nawet, kiedy dwa ostatnie słowa to zepsucie nazywają. — Będzie krwawa. Szarpnięcie ma nadzieję, że wystarczy — zerwanie pentagramu z gałęzi ma być symbolem. Czego? E chi cazzo lo sa? akcja #1: szybkość na zerwanie pentagramu z gałęzi | 25 + 15 = 40 |
Wiek : 33
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : szef egzekucji dłużników familii
Richard Williamson
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 171
CHARYZMA : 23
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 8
Błędna spirala pytań prowadzi donikąd; kim jesteś? Cisza. W kogo wierzysz? Milczenie. Jakie imię nosisz? Domysły. Zakurzona wiara odkrztusza kłaczki zapomnienia; odpowiedź mogła ukrywać się między cienkimi stronami Księgi Bestii, w zamkniętych od lat notatkach ze szkółki, w przegapianych monologach, w puszczanych mimo uszu przypowieściach babki. Cynizm oduczał religijności — szybko zrozumiałem, że wiara dla ludzi to nie bezinteresowne, czyste uczucie. Tysiące lat temu składali w ofierze krowy, dzieci, plony, żeby zapewnić sobie urodzaj, przychylność upadłych aniołów, deszcz; dziś dają na tacę. Wypisują czeki. Siadają w pierwszych rzędach na Czarnej Mszy. Wiara to forma kontraktu, wiara to forma ochrony, wiara to najstarszy rodzaj ubezpieczenia — gdybym wierzył mocniej, mogłoby objąć szkody wyrządzone pozbawioną wysiłku magią dziewczyny. Wystarczy myśl, by z szyi Valerio zniknął pentakl i wylądował między jej palcami; nagle zaczynam rozumieć. Nasza nowa znajoma nie posługuje się magią — ona, w pewien sposób, nią jest. — Rewolucja, poza krwawością, ma jeszcze jedną cechę — słowa wiszą w pustce leśnego popołudnia — po wszechobecnym mroku nie ma śladu, ale tym razem wiem, że jego powrót to kwestia pstryknięcia palcami. — Lubi zjadać własne dzieci. Rewolucja — wielkie słowo. Sto lat temu zbrukało te ziemie krwią czarowników; sto lat temu moi przodkowie położyli jej kres. Z wysokości ławeczki obserwuję Valerio; jakaś część mnie przeczuwała, że wybierze rozwiązanie siłowe — poniekąd miałem rację. Zamiast rzucenia się na dziewczynę, za ofiarę wybiera pentagram; dokąd zaprowadzi nas przemoc? Wzrok mimowolnie powraca do twarzy nieznajomej; umysł szuka wytchnienia, nim znów zechce rozwikłać zagadkę tego, kim była. — Nie tylko rodziców dzieli niezgoda, ich potomkowie są równie zwaśnieni. Ambicje, pragnienie władzy, potrzeba bogacenia, kultywowane od wieków uprzedzenia — mogę wymieniać wszystkie grzechy główne i dwa tuziny pobocznych; połowę z nich kultywuję osobiście. — Wszystko to sprawia, że nigdy nie byliśmy i nie będziemy stać na tym samym gruncie. Kiedy on mówi rewolucja, ja odpowiadam tradycja, ale— Credo quia absurdum est; wierzę, ponieważ to absurd. Dobry, stary Tertulian; powiedział dokładnie to, co czuję. — Każdego można kupić. Każdego nakłonić do zrewidowania własnego zdania. Każdy, gdy będzie musiał wybrać, zawsze wybierze to, co najlepsze dla niego, dla rodziny, dla bliskich. Bez moralnego kompasu i wyraźnego przewodnictwa, wszyscy jesteśmy oportunistami — grzechy naszych ojców przewinieniami naszych dzieci; moje pokolenie mogło przerwać cykl, ale przecież tak nam w nim wygodnie. — Tylko ślepiec nie dostrzegłby, że nadciąga nieznane. Magia rozlała się na świat tu, w Hellridge, więc nic dziwnego, że— Świadomość spływa gęstymi kroplami; przypomina żywicę spod kory zranionego drzewa. Poczynania Valerio znikają z pola widzenia — potrafię dostrzegać tylko ją; fazy księżyca na naszyjniku, pies u nóg, wąż— Odpowiedź kołysze się na koniuszku języka; gdy przełknę ślinę, spłynie do gardła i osiądzie na strunach głosowych. — Zmiana rozpocznie się w tym samym miejscu, prawda? Rewolucja— Jeśli to powiem, stanie się prawdą. — Jest nieunikniona. Zupełnie jak śmierć; wzrok powoli powraca do drzemiącego na kolanach dziewczyny psa. Nie jest jedną z nas — jej magia to potęga; pozbawiona słów, nieprzewidywalna, związana z wszechobecną ciemnością, Richie—skup—się. Pies. Wąż. Fazy księżyca. Mrok. Podziemia? — Wybacz, nie zaoferowaliśmy ci poczęstunku ani darów — mam tylko jedną szansę; wyciągnięta w kierunku dziewczyny dłoń jest pusta, ale wystarczy ciche zaklęcie, by i to poddało się urokowi rewolucji. — Pulchraflos. Nie znam magii natury na tyle, by przywołać konkretny kwiat; ten przypadkowy — wielobarwny, pewnie pachnący — będzie musiał wystarczyć, zanim usta poruszą się w ślepym strzale przeczucia. — Proszę, Hekate. akcja #1: Pulchraflos || 89 + 0 = 89, udane akcja #2: religioznawstwo || k100 + 19 |
Wiek : 30
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : north hoatlilp
Zawód : starszy specjalista komitetu ds. międzystanowej koordynacji
Stwórca
The member 'Richard Williamson' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 82 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Valerio, z Twoich ust posypały się pytania, lecz czarne oczy wpatrywały się w Ciebie spokojnie, a ładnie wykrojone usta nie spieszyły z odpowiedzią. Dziewczyna słuchała ich jednak z wyraźnym zainteresowaniem, a coś w jej postawie pozwalało sądzić, że być może nawet zastanawiała się nad ich istotą. Dlaczego? — wyglądało na to, że odpowiedź ponownie będziecie musieli znaleźć sami. Ciemne oczy na moment przesunęły się ku zerwanemu pentagramowi w Twojej dłoni, ale ich właścicielka nie wydawała się poruszona, choć nie ukrywała uprzejmego w swych pozorach zaciekawienia Twoimi czynami. Richardzie, Ty również nie bałeś się podzielić szerokimi przemyśleniami i Ciebie także dziewczyna słuchała z równym, pełnym stoicyzmu zaangażowaniem. Rewolucja będzie krwawa. Rewolucja będzie nieunikniona. Nie byliście w stanie wyczytać z twarzy nieznajomej, co sądzi o waszych słowach. Nie wyglądało również na to, by miała zamiar podzielić się swoim zdaniem. Jej niewzruszona twarz paradoksalnie nabrała więcej ludzkiego wyrazu dopiero, gdy z Twoich ust, Richardzie, zaczęły padać ostatnie słowa. Ciężko powiedzieć czy cień uśmiechu, który na moment zagościł na twarzy dziewczęcia wywołały właśnie one, czy może piękny, kolorowy kwiat spoczywający teraz na Twojej dłoni. Ta, którą nazwałeś Hekate, wstała spokojnie, a Brimo podążył tym samym śladem. Pentakl wciąż pobłyskiwał w Jej dłoni, gdy unosiła ją nieznacznie przed siebie. — Ofiarujesz mi swą magię, synu Lucyfera i Lilith. Przyjmuję twój dar. — Ten sam mrok, który widzieliście już niejednokrotnie w ciągu ostatnich minut, skumulował się tak wokół wyczarowanego kwiatka, jak i pentaklu spoczywającego w jasnej dłoni. Chwilę później Twój dar, Richardzie, przykrywał drobną dłoń, zaś Twój penakl, Valerio, ponownie oplatał Twoją szyję, zupełnie, jakby nigdy jej nie opuścił. Richardzie, byłeś przekonany, że masz przed sobą Hekate, zaś dziewczę nie zaprzeczyło. Obydwoje wiedzieliście, kim jest — wizerunki Hekate, bogini czarów i magii, przewijały się na różnych etapach Waszych żyć zarówno podczas zwykłych zajęć w szkole, jak i wtedy, gdy poznawaliście tajniki Księgi Bestii na zajęciach w szkółce kościelnej. Jej kult kwitł w Grecji i Rzymie wśród niemagicznych, ale Wy wiedzieliście, że nie była boginią lecz upadłym aniołem — sojusznikiem Piekła, żywym symbolem tego, co podarowała Wam Trójca. A teraz stała przed Wami. Kwiat wtopił się w jej skórę, jakby wchłonęła z powrotem całą magię włożoną w jego powstanie, a ciemne oczy powiodły powoli po Was i po rozwieszonych w altanie pentagramach. — Tradycja czy rewolucja. Czy to jedyne drogi? — Hekate wydawała się mówić do siebie, wspominając pytanie, które jeszcze chwilę temu padło z Twoich ust, Valerio. — A cóż poczniecie z tym miejscem? — tym razem zwróciła się do Was, a nikły, ledwie dostrzegalny uśmiech ozdobił jej twarz. — Będziesz kontynuować, Valerio? — zerknęła na zerwany pentagram. — Czy odejdziecie? — zatrzymała wzrok na Tobie, Richardzie. Czy istniała trzecia droga? Richardzie, Valerio, stoi przed Wami decyzja, co począć dalej z obecnością Hekate oraz zawieszonymi przez nią pentagramami — możecie pozwolić jej zostać lub zażądać, by odeszła i pozbyć się pentagramów. Możecie się swobodnie między sobą naradzić i przyjąć, że Hekate w tym czasie nie jest skora do udzielania żadnych odpowiedzi i podejmowania konwersacji, cierpliwie czekając na Waszą decyzję. W razie potrzeby lub po podjęciu decyzji zgłoście się po ingerencję. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Valerio Paganini
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
Świadomość nadpływa falami. Uno; pentagram w dłoni to zwykle drewno, splecione gałązki—symbol. Due; nic nie jest tym, na co wygląda. Tre; Williamson wyciąga dłoń i mówi o darach, a z ust wypada mu słowo. Imię. Zestaw skojarzeń. Nawet Valerio — ignorancja zamknięta w zepsutej puszce głowy — wie i pamięta. — Hekate? Jak— Czerń pochłania wyczarowany kwiat i pentakl Paganiniego — po chwili po pierwszym nie ma śladu, drugie wraca na swoje miejsce, a wszystko kumuluje się w kilku sekundach niewiadomego. Dłoń Valerio zaciska się na metalu; od utknięcia w orbicie upadłego — skąd mogą mieć pewność, że to naprawdę ona? — mogło minąć pięć minut albo pięć godzin, ale to nieistotne. Po raz pierwszy nawet Paganiniemu zaczyna brakować słów. — Grazie. Tradycja czy rewolucja, czy droga numer trzy, której żaden z nich nie dostrzega? Pentagram w dłoni to tylko gałązki, wiara to zgniła figa, altana to zwykła, drewniana konstrukcja, gdzie dotrzeć może każdy; Hekate pyta, co zamierzają zrobić z tym miejscem. Valerio wie, czego zrobić nie zamierza — zostawienie na łasce niemagicznych nie wchodzi w grę. Te przerośnięte, ludzkie glisty nie potrafią docenić daru; wszystko, co znają, to kłamstwa i zniszczenie, i wcale nie różnią się tym od czarowników, ale nawet Paganini rozumie, gdzie leży granica między zrozumieniem posiadanej mocy, a rzuceniem jej jak perły między wieprze. — Niemagiczni przychodzą tu cały czas, Richie — głos ociera się o chropowatą granicę szeptu — jeśli Hekate to naprawdę Hekate, równie dobrze mogła słyszeć ich myśli. — Pentagramy na altanie z krzyżem? Vaffanculo, prędzej puszczą ją z dymem, niż pozwolą im wisieć. Nie pomaga krzyż na dachu altany ani to, że Valerio już zaczął proces rozbiórki; wciśnięty w kieszeń marynarki pentagram będzie tam bezpieczniejszy, chociaż o jakim bezpieczeństwie może być mowa, skoro ostatnią godzinę (dwie? Dobę? Miesiąc? Stracili poczucie upływu czasu) poświęcił na próbie poderwania, obrażenia i odwrócenia się od upadłego. Teraz patrzy na Hekate i próbuje zrozumieć; czego naprawdę oczekiwała? — Wiara dla mnie to zgniła figa, ale dla niemagicznych to wróg — z tym robiło się, robi i będzie robić tylko jedno: bez względu na szerokość geograficzną, próby zrównania go z ziemią to coś, co mają wpisane w naturę. — Sama twierdzisz, że na magię trzeba zasłużyć. Skoro ja ledwie to robię, co powiedzieć o nie—czarownikach? Niemagiczni są dobrzy w przeinaczaniu prawdy; wiarę lubią zmieniać w spektakl w galeriach handlowych. Przesunięty na Richarda wzrok szuka potwierdzenia — o tym, ile warte są idee i dlaczego tak niewiele, Richie wie najlepiej. — To nie miejsce kultu, niemagiczni je splugawią — jakaś część świadomości krąży wokół myśli, że Hekate nie miałaby problemu ze zgrają religijnych harcerzyków, ale przecież nie o to chodzi; ci nie powinni mieć nawet przelotnego prawa dotknięcia daru Piekieł. — Ściągamy pentagramy, Williamson. |
Wiek : 33
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : szef egzekucji dłużników familii
Richard Williamson
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 171
CHARYZMA : 23
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 8
Wiara; jak wiele z mojego życia ukształtowane zostało przez to pięcioliterowe, szlachetne słowo? Portret z czasów gówniarstwa — szkółka kościelna, wiatr gwiżdżący w oknach, siewcy chłodni i twardzi jak stal w tych swoich surowych okularach, spoglądające na nas groźnie na korytarzu; a nad tym wszystkim Lucyfer, Lilith, Aradia. Piekielna Trójca czuwająca nad dziećmi, których fundamentem istnienia miała być wiara. Ile z niej zostało dziś — i dlaczego tak mało? Hekate nie udziela nam odpowiedzi; uprzejmym zainteresowaniem rekompensuje własne milczenie. Musimy domyślać się prawdy, błądzić po omacku i ryzykować ślepym trafem — ona nie zaprzecza, nie potwierdza, nie wypiera się imienia, którym ją nazywam, ale przede wszystkim — akceptuje dar. Czerń pochłania kolorowe płatki wyczarowanego kwiatu; prostym zaklęciem wykupuję z jasyru pentakl Valerio i nawet przez chwilę nie łudzę się, że zasłużyłem na cokolwiek innego. — Dziękuję, pani — czy ktokolwiek uwierzy w historię tego spotkania? Co zrobiłby Kościół, gdybym w murach świątyni zaczął snuć opowieść o spotkaniu w Cripple Rock upadłego anioła? Jak szybko ogłosiliby mnie obłąkanym? Nie mam pewności, czy Valerio rozumie, że to spotkanie musi zostać sekretem; to nie czas na badanie meandrów włoskiego umysłu. Hekate zadaje nam kolejne pytanie, a my — niewierzący w wierze, zaskoczeni w inicjacji, której częścią się staliśmy — musimy zdecydować. Odejść stąd czy rozbroić altankę z granatów utkanych z pentagramów? — Może w tym rzecz, Valerio — pierwsza zdobycz tkwi w dłoni Paganiniego; jego potrzeba destrukcji zawsze przewyższała siłę argumentu. — Zamiast zacierać ślady własnych przekonań, powinniśmy sprawić, by inni zaczęli je szanować. Zamiast ukrywać się ze strachu, powinniśmy sprawić, by to oni zaczęli się bać. Jak zareagowaliby przypadkowi spacerowicze na widok pentagramów, którymi obwieszono zwieńczoną krzyżem altankę? Ile gniewu, nienawiści, strachu trzeba, by puścić to miejsce z dymem? — Nie darzę niemagicznych sympatią. To nowotwór tego świata, ale— Nie ma rzeźni bez bydła; nie ma imperium bez niewolników. — W jednym Valerio się nie myli — trudno przepchnąć te słowa przez gardło; trudno uwierzyć, że wszystko, czego świadkami jesteśmy, dzieje się naprawdę, ale kiedy podnoszę się z ławki, jest za późno, żeby się wycofać, mrugnąć trzy razy i uszczypnąć w udo z nadzieją, że obudzę się w Thornhill Hall obok żony. — Nie powinniśmy dzielić się magią z tymi, którzy nie potrafią jej docenić. Jest darem niedostępnym nawet dla wielu magicznie urodzonych, dlaczego mielibyśmy marnować moc na tych, których nie wybrało Piekło? Od trzydziestu lat moja magia to cień samej siebie; mam inny dar — ten słuchania, który rwie się do próby odkrycia, jakie tajemnice dostrzegłbym, gdyby udało mi się dotknąć Hekate na dość długo, by spróbować sił — ale coraz rzadziej czuję, że wystarcza. Uwagę znów pochłania młoda dziewczyna; do niedawna była wielką niewiadomą — teraz jest po prostu wielka. — Pozwól nam zebrać pentagramy, Hekate. Znajdziemy dla nich godniejsze miejsce na ziemiach, gdzie otoczone zostaną należną czcią — żaden z nas nie zamierza niszczyć symbolu wiary; tylko w co powinniśmy wierzyć teraz, skoro Trójca nie istnieje, a rewolucja pragnie zetrzeć się z tradycją? — Jestem pewien, że i ty mogłabyś poczuć się tam swobodniej. Rezerwat to miejsce, gdzie Brimo odnalazłby piekielnych towarzyszy. Tam nikt nie podniesie ręki na pentagram; tam moc wyczuwalna jest na każdym kroku. Tam — przynajmniej taką mam nadzieję — Hekate mogłaby odnaleźć nowy przystanek. Co dokładnie robi tu, wśród nas? Na to pytanie też nie udzieliłaby odpowiedzi; dlatego zatrzymuję je w zalążku i mocni ściskam w dłoni. Z każdego ziarna prędzej czy później wyrasta źdźbło prawdy — my też wreszcie poznamy jej wersję. |
Wiek : 30
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : north hoatlilp
Zawód : starszy specjalista komitetu ds. międzystanowej koordynacji
Słowa Hekate zakotwiczyły się pomiędzy Wami, nakłaniając do refleksji i krótkiej, acz znaczącej dyskusji. Jeżeli zainteresowaliście się tym, czy anielica Was słucha, z łatwością mogliście dostrzec, że przygląda Wam się nienachalnie i choć nie uczestniczyła w rozmowie, wyglądało na to, że ta cieszy się jej zainteresowaniem. Niezależnie jednak od tego, gdy kierowaliście słowa ku Hekate, ta milczała, ewidentnie niezainteresowana dłuższym podtrzymywaniem konwersacji. Dopiero, kiedy Ty Richardzie, zwróciłeś się ku niej nie z pytaniem, lecz decyzją, Hekate zareagowała. Na jej twarzy próżno było szukać szczególnych emocji — nie mogliście dostrzec, czy słowa te spotykają się z aprobatą, czy wręcz przeciwnie. Gdy się odezwała, jej ton również pozostawał niezmieniony. — Bywajcie więc, synowie Lilith. — Tylko tyle. Krótkie pożegnanie, którego część utonęła w mroku tak, jak sylwetki Hekate i Brimo. Nie minęła dłuższa chwila, jak znów byliście sami i nic wokół nie wskazywało na to, by jeszcze sekundy temu po tych ziemiach przechadzał się upadły anioł. Hekate odeszła wraz ze swoim towarzyszem, a wy swobodnie mogliście wdrożyć w życie to, co postanowiliście. Valerio, Richardzie, zdecydowaliście się wyprosić Hekate. Wskutek podjętych przez Was decyzji dodatkowe stężenie magii odeszło z tego terenu i nie rozleje się po najbliższym otoczeniu. Możecie swobodnie zdjąć pentagramy i zrobić z nimi cokolwiek uważacie za słuszne. Możecie także wezwać gwardię i oddać sprawę w jej ręce. W ramach ukończenia zadania, wszyscy otrzymujecie dodatkowe 50PD do zakupu surowców. Dokonując zakupu, powinniście podać link do tego posta na znak możliwości wykorzystania takiego bonusu. Osiągnięcie wraz z ostatecznymi punktami doświadczenia zostaną przyznane po zakończeniu wydarzenia. MG z tematu |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Valerio Paganini
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
W czym rzecz, Richie? Rzecz w tym, że świat popierdoliło — stoi na głowie i kręci bączki. Rzeczywistość, gdzie przypadkowa wyprawa w głąb Cripple Rock prowadzi do spotkania pierwszego stopnia z upadłym aniołem, przybiera formę popapranego symbolu. Valerio na temat symboliki nie ma do powiedzenia za wiele; pentakl, pentagram, jedno na szyi, drugie w dłoni — to zna i rozumie, wolności oddać nie umie, a cała reszta? Ta rozmowa, to spotkanie, ta wielka niewiadoma między tym, czy wybór, którego dokonują, jest właściwy — to wszystko to cazzata. To merda z gatunku ciężkich do zwąchania. To palce zaciśnięte na splecionych z sobą gałązkach i głos Richiego, który robi tło muzyczne do spotkania spod gwiazdy niemożliwe. Niemożliwe? W Hellridge możliwe jest wszystko — nawet rozmywająca się w mroku ragazza. Wystarczy sekunda i nie ma po niej śladu; znika pies, znika Hekate, znika kolejny zerwany z gałęzi pentagram. Znikają słowa; nawet Valerio milknie, kiedy szczekać zaczyna dezorientacja. — Allora, Williamson — wycieczkę do Rezerwatu odbędzie sobie sam; Paganini ostatnio wykorzystał limit na ten kwartał. — Nie możemy nikomu o tym powiedzieć, capisci? Ty się wyślizgasz, wężu pierdolony, ale mnie zamkną w pokoju bez klamek. Takie są fakty, taka jest rzeczywistość, taki robi się ten świat, który od wieków układali sobie pod własne dyktando, ale ostatnio ktoś pozmieniał zasady gramatyki i wszystko, co do tej pory znane, wypada poza margines błędu. Ciężka cisza tłumi myśli; uwięzione w czaszce słowa łupią o płat czołowy. Dzięcioł sylab stuka w rytmie cha—cha; po czwartym, zerwanym pentagramie, Paganini przerywa milczenie. — Myślisz, że to naprawdę była ona? — nie wypowiada imienia, odrzuca narrację, wykreśla z pamięci wszystkie szczegóły. Hekate nazwała ich synami Lilith; gówno prawda. Zaciśnięte na gałązkach palce odgrażają się połamaniem pentagramu — utkwiony w Williamsonie wzrok stara się zedrzeć z niego skórę i przekonać, czy nie jest kolejną iluzją tego dnia. — Co tu się odpierdala? To poniżej godności Paganiniego, żeby zapytać, ale samo ciśnie się na usta. Może Gwardia coś wie? Od niedawna ma twarz i imię, które nadal dławi krtań. |
Wiek : 33
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : szef egzekucji dłużników familii