Willowside Ukryta pomiędzy wysokimi budynkami rozciąga się wierzbowa alejka. Delikatne gałęzie, zdobiące jedwabiste liście, tworzą zwiewny tunel nad chodnikiem. Wieczorne światło złocistej latarni ulicznej odbija się od delikatnych liści, tworząc subtelny grę świateł i cieni. Miejsce emanuje spokojem, tworząc urokliwą oazę w tętniącym życiem mieście. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
29 maja, 1985 Tysiące małych gwiazd, dziesiątki drobnych cieni — rozsmarowany nad Willowside wieczór miał barwę spranych jeansów. Ciemny granat wypłowiały pod blaskiem eleganckich lamp; kilka mil od świata maluczkich rozkwitała inna rzeczywistość — mikrokosmos wpływowych i bogatych uwięziony w schludnych aortach uliczek. Casio na nadgarstku piknęło ostrzegawczo; minęła dwudziesta pierwsza, a razem z nią przedostatni bastion cierpliwości. Spóźnienia wpisane w genotyp — Orestes przyszedł dziesięć minut po czasie. Percy zjawił się po kolejnym kwadransie. Opustoszała uliczka zadrżała pod echem energicznych kroków; musiał biec albo bardzo szybko przebierać nogami — im bliżej ławki, nad którą dryfował samotny obłok siwego dymu, tym głośniejsze echo świszczącego w płucach oddechu. Zmierzwione loki domagały się ciachnięć; próba przypomnienia sobie, kiedy po raz ostatni skracał Percy'emu włosy, rozbiła się o skalisty brzeg zmian. W styczniu, zanim skończył się świat, a za oknem dryfowały białe listki śniegu; od tamtego popołudnia zmieniło się wszystko. Rzeczywistość, świat, oni sami — Orestes postarzał się o tysiąc zastygłych w żywicy napięcia lat. Percy o rok; z pozoru to niewiele, ale— — Pamiętasz, kiedy twój tato zabierał nas tu czwartego lipca? Piętnaście lat temu nadal mogli być dziećmi; Percy był o połowę niższy i dwukrotnie lżejszy — Orestes docierał do docelowego wzrostu, ale nadal miał w sobie kilogram niewinności. — Na Patriot Street zawsze było zbyt tłoczno, ale w Willowside— Uliczkę w święto niepodległości ozdabiano flagami i szarfami; kołysały się w nieznośnym ukropie lipcowego dnia, by po zapadnięciu zmroku rozbłysnąć światłem setek eksplozji. Fajerwerki nad ich głowami wybuchały z hukiem — żyli w czasach, gdy nikt nie martwił się niedolą dzikich zwierząt i strachem tych udomowionych; miało być pięknie, kolorowo, z rozmachem — po amerykańsku. Wuj kupował im tego dnia popcorn, lody, zimne napoje; Orestes wiedział, że odkładał miesiącami, by przez jeden dzień mogli poczuć na policzkach ciepło amerykańskiego snu. Poczucie winy nie pomagało we wdzięczności — ostatni dzień niepodległości, pięć tygodni przed śmiercią wujka, spędził bez nich. Od tamtego dnia miał dekadę, by zrozumieć, czym było prawdziwe poczucie winy. — Usiądź, Percy — usiądź; tak będzie łatwiej udawać, że grunt nie osuwał się spod nóg, a strach nie wpadał między równo przystrzyżone trawniki. — Proszę. Sztorm jest coraz bliżej, kończy nam się czas. Odwlekał tę rozmowę od ponad trzech tygodni; każdy dzień szeptał, że mogło być już za późno.[ukryjedycje] Ostatnio zmieniony przez Orestes Zafeiriou dnia Wto Lis 12, 2024 5:37 pm, w całości zmieniany 1 raz |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Stwórca
The member 'Orestes Zafeiriou' has done the following action : Rzut kością '(S) Kość zmroków' : |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Perseus Zafeiriou
POWSTANIA : 25
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Bezszelestne tyknięcia sekundnika nie mogły przedrzeć się przez kurtynę ciężkiego oddechu; bieg od przystanku prosto w sidła elegancki elewacji budynków zbyt drogich, by zastanawiać się nad progiem podatkowym ich właścicieli, zagłuszał każde tik. Tik—tak; spóźniony. Akurat to Perseus wiedział bez spoglądania na nadgarstek; ciasno zapięty pasek zegarka zostawi na skórze trwały odcisk, któremu zaradzi dopiero łagodny dotyk palców Winnie. Wspomnienie wieczora, gdy zrobiła to po raz pierwszy — bez pytania, tak po prostu; w odruchu troski — ułożyło usta w łagodny łuk uśmiechu. Nie zniknął od razu; widok Orestesa tylko utrwalił fundament w kącikach warg. Skreślony ręką kuzyna list rozniecał drobny płomyk niepokoju — w kilku oszczędnych słowach zastygło nieubrane w tusz napięcie, którego źródła Percy mógł się tylko domyślać. Tajemnice, szczególnie te krwawe, szybko się psuły; ostatni list od Valerio mógł być wskazówką. Perseus wtedy nie zrozumiał, co Paganini miał na myśli ze swoim pozdrów kuzyna — teraz, wsłuchany w reminiscencję przeszłości, wie, że nie chciał rozumieć. — Ciekawe, czy ta budka z lodami wciąż istnieje — tam, za zakrętem; tata kupował im tyle gałek, ile chcieli — Percy zawsze żądał czterech i chociaż każdy z nich wiedział, że zje niespełna jedną, czwartego lipca spełniały się każde życzenia. Może poza tym jednym, w rok po śmierci ojca; wróć do mnie. Nie wie, kogo miał na myśli; martwego tatę czy kuzyna, którego każdego dnia zabierał alkohol? — Niepokoisz mnie, Ores — wypchnięte z płuc powietrze zamaskowało nerwowy śmiech. — Ty i twoje wróżby. Nadchodzi sztorm; problem z przepowiedniami Orestesa był taki, że prędzej czy później okazywały się prawdą. — Jeśli chodzi o Winnie i mieszkanie, my— Słowa — o tym, że będą szukać czegoś razem; że pieniądze nie są problemem; że Orestes powinien wrócić nad Archaios — na drobne strzępki porwało echo przekleństw. Na wprost ławki, tam, gdzie między domami powstała niewielka uliczka, rozgrywało się znacznie groźniejsze przedstawienie; aktorów było trzech, z czego dwaj nie pozostawiali złudzeń co do profesji swoich ról. — Gwardia — długie płaszcze, zamiłowanie do czerni; Zafeiriou zbyt dobrze znali to spod własnego dachu. Różnica pomiędzy tymi gwardzistami, a tym oswojonym, polegała na tym, że Williamson nie doprowadzał pryszczatych nastolatków do płaczu — a chłopak, którego właśnie okrążono, wyglądał na przerażonego. Na sekundę ich spojrzenia — jego i Perseusa; ich dwóch w świecie, w którym okrucieństwo było sposobem na zaistnienie — splotły się z sobą. Wystarczyło. — Ej! Co robisz, Percy? Nie wie. Ciało poruszyło się samo, a pochodzenie paliwa, które napędziło mechanizm mięśni, na zawsze pozostanie zagadką. Może to widok przerażonego chłopaka, niewiele młodszego od Perseusa, ubranego w koszulkę zespołu, za którym Percy nie przepadał, choć to bez znaczenia — jeszcze kilka lat temu był na jego miejscu. Przerażony, sam po zmroku, bez szans na to, by ktokolwiek dobrowolnie mu pomógł. Może poruszyła nim odwaga; po lutym obiecał sobie, że nie będzie się bał — pod koniec maja wciąż odczuwał strach, ale nie pozwalał, aby ten kierował jego decyzjami. Percy z początku roku mógłby się zawahać — Percy na niemal półmetku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego piątego wiedział, że czas był względny nie tylko w teorii Einsteina. Życie weryfikowało względność każdego dnia; dziś Zafeiriou rzucił mu wyzwanie. |
Wiek : 26
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : SPIKER RADIOWY, ZAKLINACZ, TECHNOLOG MAGII
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
Duch przeszłości miał posmak tytoniu i gorzką nutę straty; z daleka i w półmroku, Perseus był podobny do ojca. Przez ostatnie miesiące podobieństwo potęgował katastrofizm wiszący nad Hellridge — radioaktywna chmura strachu zasnuwała kolejne połacie nieba, a nieprzemijająca prawda skraplała się w niesfornych, greckich lokach. Trudne czasy tworzą silnych ludzi; wuj Ulysses był jednym z najsilniejszych, których los postawił na ścieżce życia Orestesa. Dziś Perseus przypominał go bardziej, niż kiedykolwiek — sentyment zaburzał wizję, ale nie mącił prawdy; ta patrzyła na niego nieskazitelnym błękitem oczu i cierpliwie poszukiwała odpowiedzi. — Moglibyśmy wrócić tu w lipcu i przekonać się na własnych kubkach smakowych — część czwartego lipca będą mieć zajęci; istniał na tym świecie człowiek, który uparcie twierdził, że nie obchodzi urodzin — dlatego tort będzie bez świeczek i zdegradowany zostanie do poziomu zwykłego ciasta. Wieczorem, kiedy Williamson będzie chciał zostać sam z— (O ile będzie jakieś on i ona) Myśli wpadły w owczy pęd i pogoniły same siebie; Orestes wbił wzrok w ziemię, kręcąc głową w rytm słów Perseusa. — Wybacz, ja— Wróżby, przyszłość, fusy, linie papilarne, szepty; przeszłość i przyszłość walczyły o terytoria greckiej uwagi, nic nie robiąc sobie ze zmęczenia, które każdego dnia odkrywało nową warstwę. Dziś napędzane było strachem — tamten telefon, włoski akcent, pytania o kuzyna, sekret skrywany przez Percy'ego i pytanie, którego Orestes miał nadzieję nigdy nie zadać. W co ty się wpakowałeś, kuzynie? — Nie mam nic przeciwko Winnie w mieszkaniu, jest w nim mile widziana tak długo, jak— Wpływ panny Marwood na Perseusa był dokładnie tym, czego potrzebował sam zainteresowany; czy Winnie coś dostrzegała? Przeczuwała? Znała sekret włoskich telefonów i uznała, że zostawi tę sprawę między kuzynami? Ciąg dalszy zniknął, zdeptany przez echo okrzyku — zanim Orestes zdążył dostrzec, co poderwało Percy'ego z ławki, dotarł do nich brudny szept z uliczki. — Wiesz, co łączy twoją matkę i ścierę do podłóg? — mężczyzn było dwóch, młody chłopak tylko jeden; cicha czkawka płaczu nie zdołała zagłuszyć słów. — Na jedną i drugą mówią szmata. Do echa obelg i szlochu dołączyło echo kroków; Perseus szedł w kierunku odzianych w czerń mężczyzn — Zafeiriou mieli dostatecznie wiele doświadczeń z Gwardią; wnioski nasuwały się same — i zdołał przykuć uwagę jednego z nich. Drugi nadal kontynuował, okrutny w słowach i nadużyciu władzy; Orestes nie zauważył momentu, w którym podążył za kuzynem, próbując zapobiec kolejnemu greckiemu aresztowaniu w tym kwartale roku. — Ty złodzieju wypluty z obłąkanej kurwy, pożegnaj się ze świeżym powietrzem, bo w kazama— — Przepraszam za niego — złapany na ostatniej prostej; łokieć Perseusa między palcami był napięty i rozedrgany od z trudem tłumionych emocji. Ores rozumiał — chłopak, którego osaczyła Gwardia, nie mógł mieć więcej niż dwie dekady na karku; łzy spływały po bladej twarzy i zakłóciły bełkotliwe tłumaczenie, że pentakl nie został skradziony. — To nie nasza sprawa, zabiorę kuzyna i— Szarpnięcie Perseusa za łokieć nie zdało się na wiele; gwardzista, który dostrzegł ich pierwszy, uniósł niecierpliwie dłoń. — Nie tak szybko — wyciągnięta w ich stronę ręka nie wyglądała na nawykłą do sprzeciwu — skądś to znali. — Dokumenty. Szanse na odwrót topniały równie szybko, co nadzieje chłopaka na wolność. percepcja: 98 + 36 = 134 |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Perseus Zafeiriou
POWSTANIA : 25
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Mogliby? Wrócić tu w lipcu i odnaleźć tę samą budkę z lodami, która teraz była niczym innym, jak wspomnieniem. Gruba warstwa kurzu przeszłości pokrywała każdą z klisz opisanych imieniem taty; Ulysses, Percy i Ores, tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty pierwszy. Wtedy wydawało im się, że będą mieć cały czas świata — niepoliczalny i rozległy. Teraz rzeczywistość kradła im każdą sekundę; zgubione pomiędzy wydechami słowa zmierzały do portu, którego blask rzucał na twarz Orestesa długie cienie. Troska była nieodłącznym elementem zestawu — teraz, w świecie złożonym z wdechów, wydechów i blasku latarni rozlanego po eleganckich trawnikach przed nowobogackimi willami, Perseus dostrzegał nowy kawałeczek układanki. Nazwanie go po imieniu oznaczałoby nadanie mu mocy; dlatego słowo strach nie wtargnęło na usta nawet, kiedy Percy chciał zapytać cicho— Dlaczego się boisz, Ores? Po kilkunastu sekundach to pytanie przestało mieć moc sprawczą — zasadności nadały mu przyspieszone kroki i ignorowanie głosu za plecami. Każdy ruch niwelował odległość między Perseusem, gwardzistami i chłopakiem, który przez szloch powtarzał mantrę niewinności; przysięgam, to mój pentakl, przysięgam— Uścisk dłoni Orestesa próbował powstrzymać bieg wydarzeń, ale było za późno; może już w momencie, gdy Percy dotarł do Willowside; może tak naprawdę wszystko zostało zadecydowane wiele miesięcy temu, pod koniec lutego, kiedy tylko duma oddzielała go od zalania się tym samym potokiem strachu i łez, z którymi walczył teraz bezimienny chłopak. Gwardziści dostrzegli ich obecność, rozmyte przez odległość słowa stały się wyraziste — zupełnie jak niechęć błyszcząca w oczach jednego z nich. Niewzruszony spokój Oresa balsamował zwłoki perspektyw na wydostanie się stąd bez starcia z prawem; poczucie winy narastało w Percym wprost proporcjonalnie do gniewu. Tego, co dokładnie czuł przerażony i osaczony chłopak, nie wyjaśniłaby żadna matematyka. — To nasza sprawa — niespodziewana ostrość zatrzaśnięta między sylabami niemal pokaleczyła mu krtań; czy Ores poczuł ten sam ból, który Perseus właśnie przełykał z własnym strachem? — A ten chłopak jest niewinny. To nie kłamstwo, jeśli Percy naprawdę wierzy w wagę własnych słów; a przecież wierzył całym sobą, nawet, jeśli po raz pierwszy widział go na oczy i nie miał żadnych przesłanek poza przeczuciem. Zwykle go nie myliło; zwykle sam Orestes powtarzał, że intuicja bywa wszystkim, co posiada człowiek. Szept w głowie — oznaka obłędu czy podświadomość pewna swoich racji? — kierował wzrok na trójkąt bermudzki twarzy; pierwszy gwardzista, chłopak, drugi gwardzista. — Teraz legitymujecie ludzi za sam fakt istnienia? Dłoń nawet nie drgnęła — nie zrobili nic, za co Gwardia miała prawdo żądać dokumentów i narażać Orestesa na odkrycie, że znów zadarł z prawem. Po raz trzeci nie z własnej woli; ta myśl, gwałtowna jak rozszalały sztorm gniewu w piersi, kaleczyła głębiej od strachu. |
Wiek : 26
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : SPIKER RADIOWY, ZAKLINACZ, TECHNOLOG MAGII
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
Wszystko, co istotne — słowa od dwóch tygodni pędzące przez prerię bezsennych nocy i meandry sekretów — umilkło pod nierównym rytmem przyspieszonych kroków. Niewyrzeknięte pytania osadzały się na płucach; lepka naleciałość potrzeby usłyszenia prawdy udaremniała każdą próbę głębszego oddechu. Szczerość ukryła się przed strachem — strach zaczynał się na rąbkach długich, czarnych płaszczy, tak niedopasowanych do temperatury późnomajowych dni i mknął wyżej, prosto w puste przepaści spojrzeń. Czarna Gwardia odczłowieczała; Czarna Gwardia pozbawiała empatii. Od dwóch lat Orestes robił wszystko, co w jego mocy, by odeprzeć tę samą pustkę ze znajomej zieleni wyblakłych tęczówek; teraz, patrząc na bezimiennych gwardzistów, dostrzegał drastyczną różnicę między nimi, a Williamsonem. Oni służyli dla poczucia władzy — on dlatego, że władzy nie chciał. — Percy, po prostu— Skąd ten gniew; ta złość z pogranicza nieobliczalnego i ryzykownego? Orestes stara się nie dopisywać filozofii do biegu zdarzeń — tyle, że filozofie od zawsze tłumaczyły mu świat, a ten konkretny moment istniał poza ramami logiki i zrozumienia. — Pokaż dokumenty, nie mamy nic do ukrycia — zniecierpliwienie narastało; razem z nim przerażenie chłopaka, któremu ruszyli na — wątpliwej jakości — ratunek. Wyłowiony z kieszeni portfel pękał od nadmiaru kuponów zniżkowych; minus pięć procent, dwa plus jeden, karta biblioteczna, prawo jazdy, dokument— Zniecierpliwiony gwardzista wyrwał go spomiędzy palców sam — zamiast zaskoczenia, Orestes poczuł podchodzącą do gardła żółć. W marcu też nie chcieli słuchać; czarny ford zabrał go i tego popierdolonego Teksańczyka prosto w trzewia kazamaty — wtedy pomógł Williamson. Tym razem Ores nie wywinie się tak łatwo, jeśli ich aresztują. — Więc? Skąd wiecie, że gówniarz jest niewinny? Za późno na wycofanie, na załagodzenie sytuacji, na zmianę taktyk; usta poruszyły się bez udziału woli, a wypadające z nich słowa miały potencjał przekonywania — tyle, że nie ludzi, którzy żyli z rozpoznawania kłamstw. — To syn naszych sąsiadów. Gwardzista milczał przez moment; obracany między palcami dowód tożsamości wyglądał na przeklejony z innej rzeczywistości — jakby był iluzją samego siebie. — Gówno prawda — wyrok jeszcze nigdy nie był tak przystępny w odbiorze; Orestes mimowolnie przesunął się o pół kroku do przodu — próba zasłonięcia Perseusa własnym ciałem była nawiną zapobiegawczością. — Szczyl mieszka w Sonk Road, ty na adresie zamieszkania masz Little Poppy. Drugi z mężczyzn prychnął krótko; w tym momencie stało się jasne, że cierpliwość była tu towarem deficytowym, a jego większość zużył wciąż łkający pod murem chłopak. — Czy on właśnie próbował okłamać gwardzistę? Zerknięcie na Percy'ego poszukiwało podpowiedzi, chociaż obaj znali wersję najbliższych zdarzeń; kiedy powiesz alfa, czas dodać omega. kłamstwo | próg 70 | 59 + 2 + 5 = 66 |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Perseus Zafeiriou
POWSTANIA : 25
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Ta złość nie wzięła się znikąd; nie była przypadkową gumą przytwierdzoną do podeszwy buta — nie opadła na dno filiżanki razem z zepsutym liściem herbaty. Trwała od lat, uśpiona i cicha, pokaleczona i przekonana, że z gniewu nigdy nie wyrośnie barwny kwiat; drzemała, wciśnięta gdzieś pomiędzy trzecie i czwarte żebro, od ponad dekady. Dziesięć lat temu był tym chłopakiem — zmarznięte dłonie, niepewność jutra, policjanci zbyt znudzeni patrolem, by odpuścić i niedostatecznie zainteresowani papierologią, by z zatrzymania zrobić spektakl na areszt i wzywanie opieki społecznej. Dekadę wstecz to Perseus walczył ze strachem; napływające do oczu łzy piekły, ale nigdy nie pozwolił im popłynąć — żelazne postanowienie, nienaruszalna zasada, grecki zabobon, który powtarzał w myślach doskonale wiedząc, że jedyna osoba na świecie mogąca go zrozumieć, tkwiła za żelaznymi prętami więzienia. Dziś Orestes był tuż obok, a Percy — tak zły, tak zmęczony bezradnością — każdym oddechem przybliżał go do powrotu w tamto miejsce. Jeśli nie wyciągnie dowodu, gwardziści stracą cierpliwość; kiedy po raz ostatni im się to przytrafiło, Ores zwiedzał kazamatę od środka. Poznaczone tuszem tatuaży dłonie nerwowo sięgnęły do kieszeni — wytarty portfel posłusznie wypluł ID; sam fakt, że Perseus miał je dziś przy sobie, zasługiwał na nalepkę cudu. Drugi z gwardzistów uchwycił dokument; chłopak, dostrzegając, że ci na moment stracili nim zainteresowanie, wreszcie mógł wypełnić powietrza płucem i powstrzymać płynący w dół policzków potok łez. Percy chciałby powiedzieć mu, że wszystko będzie dobrze, ale kłamca był z niego jeszcze mierniejszy niż Ores. Łgarstwo zawibrowało w powietrzu i musiało rozlec się ostrzegawczym pikaniem wariografu w głowie gwardzisty; nie kupił żadnego słowa Orestesa. — Nie skłamał — oświadczył kłamiąc; co za paradoks z potencjałem na odbicie rykoszetem prosto w twarze. Zerknięcie kuzyna przepłynęło poza granicami świadomości — wszystko, czego pragnął teraz Perseus, to zaciśnięcie dłoni na ramieniu Zafeiriou seniora i zapewnienie go, że wszystko się ułoży. Wszystko pod kontrolą. Wszystko będzie dobrze — wystarczy rozchylić usta i pozwolić słowom płynąć. — Chłopak przeprowadził się kilka miesięcy temu. Sonk Road ma niższe czynsze, a im nigdy nie przelewało się w domu, ale— Kłamstwo miało krótkie nogi, ale to konkretne przesiadło się za kierownicę bolidu — słowa napędzało przekonanie o szczerości każdej z sylab. — Ale nigdy nie ukradłby pentakla, bo i po co? Ma swój — ten, który smętnie zwisał na łańcuszku z dłoni gwardzisty, musiał być przyczyną problemu. — Możemy za niego poświadczyć, odprowadzić do domu, co tylko zechcecie. Próbujemy oszczędzić wam cennego czasu, bo żaden z niego kryminalista. Na usta cisnął się odruch — wezwijcie oficera Williamson, on wam wszystko powie — który uciszyło sumienie. Tym razem musieli poradzić sobie w dwójkę; bez wielkiego, złego biesa za plecami. kłamstwo: 93 + 2 = 95, udane |
Wiek : 26
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : SPIKER RADIOWY, ZAKLINACZ, TECHNOLOG MAGII
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
Zasznurowane sylaby i zaszyte usta — w momencie, gdy powinny płynąć słowa, milczenie zalewało gardło i zatapiało każdą szalupę ratunkową kłamstwa. Orestes zaniemówił — zgęstniała melasa atmosfery wdarła się przez usta i zakleiła krtań, i nagle nie było słowa (żadnego słowa, ani pół dźwięku), które mógłby wypluć na świat i uratować— Lista priorytetów była prosta: podium należało do Perseusa. Nie imała się go żadna odmiana winy — odcinek czasu pomiędzy zerwaniem się z ławki i stanięciem w obronie bezimiennego chłopaka był ułamkiem dziesiętnym w nieskończoności odwagi. Żaden z gwardzistów nie wyglądał na skorego do negocjacji, a nieudana bujda na kołach z połamanymi osiami tylko pogorszyła sprawę — właśnie wtedy Percy otworzył usta. Dowody osobiste w dłoniach gwardzistów z powodzeniem okupowały ich uwagę; może próbowali rozczytać nazwisko, może doszukiwali się oszustwa ukrytego w laminacie, może tatuaże na greckich ramionach i pierwszy ton fałszu rozbudziły w nich nowe pokłady ostrożności — a może nie miało to żadnego znaczenia, bo kiedy tylko litania Perseusa dobiegła końca, coś w oczach gwardzistów uległo zmianie. Nadal były puste, wciąż czujne, bezustannie wypełnione obojętnością, ale po raz pierwszy zaczęła odpływać z nich niechęć. Orestes nie przerywał, kiedy historia o przeprowadzce, biedzie i niesprawiedliwości życia odtwarzała tysiąc podobnych opowieści; scenariusze ubogich żyć każdego dnia pisane były na nowo. Wyższy z gwardzistów mimowolnie skinął głową, kiedy argument straty czasu padł na podatny grunt — o tym, że nikt w kazamacie nie narzekał na nadmiar wolnego czasu, Zafeiriou wiedzieli doskonale. — Gówniarz zaczął się trzęść zanim zdążyliśmy o cokolwiek zapytać — wtrącił drugi gwardzista, patrząc na uspokajającego się chłopaka z odradzą. — Tak nie zachowują się niewinni. Ores z trudem oderwał wzrok od roztrzęsionego nastolatka; bolesny skurcz w sercu przypominał o wszystkich nocach w więzieniu, gdy wyobrażał sobie, że Perseusa spotkał podobny los. To nie był dobry moment na retrospekcje cierpienia — spojrzenie przesunęło się na twarz gwardzisty, od którego biła gęstsza niechęć. — Tak zachowują się ci, którzy czują przed Gwardią należny respekt. Tanie pochlebstwo, ale skuteczne; ten wyższy bez słowa zwrócił dowód Perseusowi — niższy nadal trzymał w dłoni zakładnika z miniaturowym zdjęciem Orestesa w tle. — Szczyl nie powinien się kręcić po zmroku, szczególnie daleko od domu — zwężone tunele wzroku znów powróciły do chłopaka; pociągał właśnie nosem, próbując ogrzać ramiona własnymi dłońmi. Kurczowy uścisk zostawiał na skórze blade bruzdy — wyglądał na kogoś, kto potrzebował uścisku. — Czego tu właściwie szukałeś? Przestraszone, załzawione oczy poderwały wzrok z ziemi — zamiast na gwardzistę, chłopak patrzył na Perseusa. — W—w—wracałem do d—do— Uścisk w piersi zrobił się nieznośny; ta farsa musi dobiec końca, zanim ból zamieni sylaby w zgorzkniałe zarzuty o nadużyciu władzy. — Odwieziemy go pod same drzwi. Z dala od nich, od kazamaty, od Kościoła — na przestrzeni ostatnich miesięcy nie wychodziło z niego zbyt wiele dobrego. |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Perseus Zafeiriou
POWSTANIA : 25
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Jak odróżnić respekt od strachu? Na pierwszy należy zasłużyć; drugi wymusza się przemocą. O przemocy Percy wiedział wiele — przez ostatnie miesiące ukrywał jej obecność we własnym życiu przed jedynym człowiekiem, któremu mógł powierzyć ciężar prawdy i nie obawiać się osądu. Teraz — oko w oko z przemocą płynącą z uprzedzenia, z bezzasadności, z poczucia bezkarności — rozumiał. Granica między respektem i strachem była cienka; na to drugie nie zasługiwał żaden z gwardzistów. Dowód osobisty w szorstkiej, nawykłej do brutalności dłoni mężczyzny wyglądał nieistotnie; zwykły skrawek zalaminowanego papieru, który zdradził przed nimi dokładny adres, imiona, nazwisko. W ten sposób zastraszano ludzi — poprzez pozwolenie, by pamiętali, że wymiana danymi osobowymi była jednostronna i nie znalazła się po greckiej stronie granicy. Głos Orestesa próbował łagodzić oparzenia strachu; młody chłopak powstrzymał łzy i wreszcie mógł oddychać, a kłamstwo Perseusa zataczało coraz szersze kręgi w pustych łepetynach gwardzistów. Percy wiedział, że nie wszyscy tacy byli, ale każdy mógł się takim stać. — Wracał do domu — ciche zająknięcia przeobraził we właściwe słowa; dom oznaczał miejsce, do którego mógł dotrzeć, kiedy nad Saint Fall zapadał zmrok. Tym razem nie zdążył — tym razem zatrzymali go wyżsi, starsi i silniejsi mężczyźni mający za sobą całą potęgę Kościoła, a od samego początku słownego starcia nie padło z ich ust nawet pół prawdziwego zarzutu. Chłopak był oskarżony o kradzież pentakla; komu? Pustka dookoła, niemagiczna dzielnica, równo przystrzyżone trawniki — im dłużej temu zajściu przyglądał się Perseus, tym mniej logiki w nim dostrzegał. Wiszący z dłoni gwardzisty pentakl poruszał się smętnie; wyraz twarzy jednego z gwardzistów zaczął sugerować, że nawet jego zaczęła nudzić ta farsa. Łatwo prześladować słabszych bez świadków — bez świadomości, że miał za sobą ludzi, którzy chcieli go ochronić, nawet jeśli ich znajomość była tylko naprędce wymyślonym kłamstwem. — Jebać to — westchnienie wyższego gwardzisty przebiło bańkę napięcia; obrócił w dłoni wisiorek, jakby zastanawiał się, czy nie cisnąć nim w krzaki i chyba doszedł do wniosku, że było to poniżej godności — nawet jego. — Jeśli znów go spotkamy, pozwiedza sobie kazamatę od środka. Wciśnięty w dłoń Perseusa pentakl niemal parzył; rozgrzany od rosnących nadziei metal zniknął między palcami szybciej, niż zrobili to gwardziści. W drodze do zaparkowanego w oddali samochodu walczyli o zachowanie wyższości — stłumione słowa, w których królowało i tak każdy wie, że jego matka to kurwa i gnój pierdolony nie naprawiały pozostawionego po sobie wrażenia. Percy odprowadzał ich wzorkiem aż do trzaśnięcia drzwi auta; dopiero wtedy powietrze, trzymane w płucach jak zakładnik, wydostało się na świat. — W porządku? — do chłopaka dotarła ta sama ulga, która zaczęła zalewać ich — Perseus mógłby wyobrazić sobie scenariusz, gdzie pod niesłusznie oskarżonym uginają się kolana. — Trzymaj, jest twój. Spomiędzy zaciśniętych palców błysnął metal; wyciągnięta dłoń zwracała zgubę. |
Wiek : 26
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : SPIKER RADIOWY, ZAKLINACZ, TECHNOLOG MAGII
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
Odpływ przerażenia zostawił po sobie szlam niepewności — brodzili w nim po kostki. Pomiędzy kupionym kłamstwem, druzgoczącą wyższością w oczach i niechęcią wymieszaną w żyłach z hemoglobiną, gwardziści zdecydowali za nich; odwrót oznaczał wolność. Odwrót był antonimem zatrzymania. Odwrót cichł razem z ostrymi żyletkami słów; nawet Orestes nie chciałby, żeby w ten sposób mówiono o jego matce, chociaż istniały empiryczne dowody na to, że wpisywała się w narzuconą przez gwardzistów narrację. Nuta napięcia wybrzmiewała płaskim echem aż do huku odpalonego silnika — dopiero, kiedy smuga reflektorów liznęła ciemny chodnik, a gwardziści i ich nienawiść zniknęli, Ores zrozumiał, że oddech nie był odruchem bezwarunkowym; musiał upomnieć samego siebie, by wypełnić płuca powietrzem. — Nigdy więcej tego nie rób, Percy — zgrabiałe z przerażenia palce powtrzymały się przed zaciśnięciem na ramieniu kuzyna; nadkruszony mur kontroli wypełniał opuszki palców ostrzegawczym mrowieniem. — Nigdy nie— Nie—co? Nie narażaj się dla innych? Nie próbuj pomagać za wszelką cenę? Nie czyń tego świata lepszym, nawet kosztem poczucia się gorszym? Dokładne zaprzeczenie tego, co wpajał mu przez lata, utknęło w przełyku; zaciśnięta ze strachu krtań nie pozwoliła słowom wybrzmieć. Orestesowi musiało wystarczyć spojrzenie — siła przekazu przelewała się przez poruszony błękit i skumulowała na koniuszku języka dopiero, gdy chłopak, któremu pomogli, wydał z siebie zdławiony jęk. — Już dobrze — nieszkodliwe kłamstwo nie kosztowało nic; dobrze dręczyło własną względnością. — Nazywam się Orestes, to mój kuzyn Perseus. — K—Kevin — wyksztuszone imię nadało chłopcu wymiaru realności — nie był cieniem wyrwanym z ciasnego zaułka, tylko prawdziwym człowiekiem, którego do kazamaty posłałaby nienawiść ludzi o zbyt wielkim zasięgu władzy i zbyt dogłębnym poczuciu bezkarności. — J—ja nic n—ni—e z—zrobiłem. Gwardziści mylili się w wielu kwestiach; ta niemal zadecydowała o przyszłości młodego człowieka — ponad dekadę temu Orestes stał na jego miejscu, przez dreszcze odstawienia powtarzając żałosną mantrę, którą wykupił ponad dwa lata za kratkami. Jestem niewinny. Potrafił rozpoznać, gdy ktoś naprawdę był. — Wiemy, że nie. Nienawiść i uprzedzenia nie mają daty ważności — blady uśmiech nie przedarł się przez żelazną kurtynę skupienia. Jakaś część świadomości bezustannie nasłuchiwała warkotu zawracającego auta gwardzistów; tym razem nie wykupiliby się żadnym kłamstwem. — Przykro mi, że cię to spotkało. Rozszerzone z przerażenia źrenice połykały każdy skrawek rzeczywistości; chłopak walczył ze wspomnieniami zbyt świeżymi, by zepchnąć je do studni zapomnienia. — D—dziękuję. Jego wzrok zatrzymał się na Percym — słusznie. To on ruszył na pomoc; to on nie zatrzymał się wbrew prośbie Orestesa. To on skłamał w żywe oczy i nie zamierzał przepraszać. — Pozwolisz, żebyśmy zawieźli cię do domu? Przynajmniej tę powinność wobec Gwardii mogli spełnić; odwleczona w czasie szczerość — prawdziwy powód spotkania w Willowside — musiała zaczekać. |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Perseus Zafeiriou
POWSTANIA : 25
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Napięcie ulatniało się powoli, ze świstem, z piskiem, z wydechem, ze stłumionymi słowami Orestesa; strach był powietrzem z przebitej dętki i wypływam z płuc w rytm oddalającego się warkotu silnika. Jedno, nieudane kłamstwo oddzielało ich od zwiedzania kazamaty od środka — pełnia grozy tego zdania dotrze do Perseusa dopiero jutro; tego wieczora ciężar świadomości należał tylko i wyłącznie do Oresa. Jego strach był gęsty, lepki i skumulowany w oczach; nawet w obliczu niesprawiedliwości — tak jawnej, tak okrutnej, tak nieprzewidywalnej i zależnej od czynnika ludzkiego — w gestach Zafeiriou starszego pomieszkiwało opanowanie. Przeczyły mu tylko słowa. — Nigdy nie stawaj w obronie słabszych? — przez wyschnięte gardło słowa przedostawały się z trudem; Percy był pewien, że każda sylaba nieodwracalnie pokaleczy krtań. — Nie chciałem cię narażać, Ores. Tym tłumaczeniem mógłby usprawiedliwiać kupienie dwóch słoików kremu czekoladowego, nie rzucenie się w kierunki gwardzistów, jakby pod stopami płonęły mu podeszwy. Wszystko zaczęło się od cudzego strachu — ten w oczach chłopaka topniał, znikał, wypływał razem z solą ukrytą pośród łez. Kuzyni Zafeiriou zsuwali z jego ramion balast; w dwóch będzie go łatwiej nieść. — Kolejnym razem powiedz, że wybierałeś się do Archaios. To antykwariat w Little Poppy, zawsze będziesz tam mile widziany — kwestia winny—niewinny nie miała żadnego znaczenia; Orestes proponował podwózkę, Percy alibi, obaj próbowali pokazać mu, że dobro nadal istniało na tym świecie. Czasem może mieć tatuaże, dziwne nazwiska, zamiłowanie do wymarłych języków albo fizyki kwantowej, ale istnieje i nigdzie się nie wybiera. Orestes powiedział to, o czym myślał każdy z nich; nienawiść i uprzedzenia nie miały daty ważności, a jedyną drogą z tego miejsca była droga przed siebie. — Mieszkam w Eaglecrest, ale n—nie chcieli słuchać i— Nerwowe skubnięcie skórki przy kciuku znieruchomiało; dekadę temu Perseus wypowiedział te same słowa wobec człowieka, który był jednym z nich — jednym z gwardzistów, chociaż o dwie klasy lepszym i cztery klasy szlachetniejszym. — Rzadko chcą — ciche westchnienie wydostało słowa; spomiędzy nich wyłonił się pierwszy krok w stronę, gdzie Majora Gruz zaparkował Ores. Perseus zwolnił kroku, zrównując się z chłopakiem; idąc ramię w ramię, mogli szeptać między sobą w narzeczu oddanych fanów. Głowa skinęła w stronę koszulki — Percy rozpoznał zespół, zanim dobiegli do źródła zamieszania. — Pink Floyd, co? Który album lubisz najbardziej? Po raz pierwszy w kącikach ust chłopaka poruszyło się coś, co mogło być uśmiechem. Perseus zerknął na Orestesa, Ores na Percy'ego; w tym krótykim momencie zrozumieli, że nie wszystko było stracone. oboje z tematu |
Wiek : 26
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : SPIKER RADIOWY, ZAKLINACZ, TECHNOLOG MAGII
Ashena Asselin
ODPYCHANIA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 188
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 7
TALENTY : 9
26 maja 1985 Była spóźniona. Była koszmarnie i paskudnie spóźniona i doskonale wiedziała, że Verity będzie wkurzony i będzie się ciskał. I prawdę mówiąc Ashena nie dziwiła się wcale temu, że przypuszczalnie zmyje jej głowę, jak tylko się pojawi na miejscu. A wszystko było winą Black Jacka, który postanowił zrobić jej kolejne świństwo w życiu. Ten samochód psuł się zawsze wtedy, gdy najbardziej potrzebowała, by działał porządnie. Dbała o niego. Myła. Regularnie odwiedzała mechanika. Woskowała karoserię. A to bydle jak się w ogóle odwdzięczało?! No właśnie. Paskudny blaszak rozkraczył się tuż po wjeździe do North Hoatlilp i odmówił dalszej współpracy. Przynajmniej było ciemno i pusto na ulicach, a i tak zdarzył się jakiś zjeb, który zdążył na nią natrąbić. Oczywiście doczekał się jedynej słusznej reakcji w postaci środkowego palca. Jedyne więc, co jej zostało to dopchać samochód gdzieś na pobocze - może odpali jutro, a może zorganizuje lawetę. Tym jednak zamierzała martwić się później. Aktualnie bardziej obawiała się pretensji Sebastiana niż popsutego samochodu. Zresztą nie po to umówili się na konkretną godzinę. Z tylnego siedzenia zgarnęła czarny, szmaciany plecak w kształcie kostki. Był wystarczająco wygodny i pojemny, by zmieściła się tam sztanga fajek, trzy termosy z kawą i pudełko z kanapkami. Nie była pewna, jak Verity, ale ona sama na pewno w trakcie zgłodnieje. Skoro i tak miała zarywać noc (kolejną) to przynajmniej nie będzie jej burczeć w brzuchu. I akurat w tej kwestii mało ją obchodziło zdanie towarzysza niedoli, to znaczy drugiego Gwardzisty. Robota w Gwardii czasem bywała naprawdę niewdzięczna. Plecaki-kostki były naprawdę pojemne. Dlatego na szczęście zmieścił się też w nim kocyk wyciągnięty z bagażnika, a bluzę obwiązała sobie wokół pasa. No to można iść - biec - i liczyć, że się nie spóźni jakoś specjalnie. Zamknęła samochód i po prostu z buta ruszyła na Willowside, klnąc w duchu na upierdliwość swojej Impali. Będzie musiała znowu niewdzięcznika podrzucić Marvinowi. Chyba tylko jemu ufała na tyle, żeby oddać mu w ręce ukochany samochód, wygrany zresztą swego czasu we wspomnianego Black Jacka. Była wtedy pijana. I wygrana była fuksem. Nie żałowała. Willowside znalazła bez większego problemu, gorsze było jedynie to, że była spóźniona, a to znaczyło problemy w późniejszym czajeniu się na jełopa szantażystę. Wprawdzie to było tylko 15 minut, ale Ashena raczej się nie spóźniała. Nie bez naprawdę dobrego powodu. Pod numer 14 dotarła całkowicie zmęczona i zdyszana, do tego w paskudnym humorze. Biegła. A i tak nie zdążyła. No i jeszcze się obawiała, że Impalę ktoś postanowi podpierdolić. Carry on my wayward son, there are thing that must be done... Westchnęła bezgłośnie na widok Sebastiana. Nie był zadowolony, nawet jej to nie zaskoczyło. - Black Jack rozpirzył się na wjeździe do dzielnicy. Mam kawę. - rzuciła zamiast wstępu, łapiąc przy tym oddech. Pewnie w trakcie czekania na szantażystę srogo się wynudzi, ale teraz lekko się zmęczyła. Nieprzespana noc nie pomagała. |
Wiek : 32
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Protektor w Czarnej Gwardii, twórca laleczek voodoo