Porzucony rower Przy wejściu do starej i opuszczonej kamienicy można zobaczyć bardzo wiele. Artystyczny zew młodzieży w postaci naściennych malowideł i innej formy ulicznej sztuki, kurz, stłuczone szkło, wymiociny jakiegoś bezdomnego pijaczyny, a w tym przypadku również stary, podniszczony rower, który ktoś kiedyś zapomniał ze sobą zabrać. Albo ktoś kiedyś ukradł i zapomniał, gdzie go zostawił. Nie nadaje się do jazdy, więc stał się częścią tutejszego krajobrazu. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
10 maja 1985 roku Nie często zapuszcza się do Sonk Road, bo zwyczajnie jest jej nie po drodze. Kiedy była tu po raz ostatni? Czyżby wtedy z Nevellem, by pozwiedzać ruiny starej, opuszczonej fabryki? Zbiera się tu cała menelnia, nie ma wiele do zaoferowania, poza tym, że rozprowadza się tu podejrzanej jakości dragi. Nie, Charlotte zwykle nie sięga do tego typu używek, ograniczając się do zwykłego, niemagicznego zioła. Działa na skupienie, pobudza kreatywność, dzięki niemu lepiej przyswaja jej się czytany materiał. Wielkimi krokami zbliża się koniec roku akademickiego, a wraz z nim egzaminy. Część praktyczna pójdzie jej bez żadnych problemów, ale teorię trzeba wkuć na pamięć. Z tym ma jej pomóc odpowiednia dawka skupiacza. Oczywiście, że zwracając się do Valentiny, mogłaby dostać to, co najlepsze, ale od kiedy doszło między nimi do specyficznej wymiany zdań, nie za bardzo utrzymują ze sobą kontakt. Za pas dżinsów z wysokim stanem wsuniętą ma nieco zbyt duży t-shirt z logo Blondie, na ramionach narzuconą kurtkę z cienkiej czarnej skórki. Ciemne włosy związane w wysoki kucyk są już w lekkim nieładzie, a wysunięte spod fryzury kosmyki okalają zmęczoną twarz. Nadal cierpi z powodu bólu głowy. Zaklinanie demonów wiąże się często ze skutkami ubocznymi. Im potężniejsza istota, tym poważniejsze mogą pojawić się konsekwencje. Tak też się stało przed tygodniem, kiedy w dzień po pogrzebie starego Cartera pozwoliła sobie na szaleństwo. Demony współpracowały, ale przepływająca przez ciało magia wyciągnięta wprost z otchłani Piekieł sprawiła, że umysł, jak i fizyczna powłoka zostały zwyczajnie doprowadzone na skraj wytrzymałości. Jak długo to wszystko jeszcze potrwa? Oby prędko odeszło w niepamięć, ma zbyt wiele do roboty. Jest już późna pora, a księżyc wisi wysoko na niebie, kiedy z upragnioną paczuszką schowaną w wewnętrznej kieszeni kurtki kieruje się ku rzece oddzielającej Sonk Road od reszty miasta. Skupiacz udało się załatwić od chłopaka z uczelni, który mieszka gdzieś w okolicy. Charlotte z dobroci swego serca sypnęła mu kilkoma dodatkowymi dolarami. Przystaje na moment obok podniszczonego roweru, żeby wygrzebać z zapalniczkę i paczkę papierosów. Stuka dwukrotnie w spód opakowania i wysuwa jeden, by zaraz wetknąć go między wargami. - Kurwa - mruczy pod nosem, kiedy krzemień trzeszczy pod palcem, ale nie pojawia się żadna iskra. Jeszcze tego brakowało. - Hej, masz może ognia? - zaczepia przechodzącą ulicą dziewczynę, która na pierwszy rzut oka nie kojarzy jej się z nikim konkretnym. Sonk Road jest jedną z najliczniej zamieszkałych dzielnic miasta i przewija się tu mnóstwo ludzi. Ktoś na pewno będzie miał zapalniczkę. | rzut na kość zmroków |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Stwórca
The member 'charlotte williamson' has done the following action : Rzut kością '(S) Kość zmroków' : |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Robin Baker
11 maja 1985, Sobota Ledwie przed kilkoma dniami wróciłam do swojego małego gniazdka. Na szczęście pod moją nieobecność miał kto się opiekować moimi czterema kątami, więc przynajmniej nie czekała mnie góra porządków i wyrzucania zdechniętych kwiatków. Musiałam jednak dopilnować pewnych spraw przed rozpoczęciem nowego tygodnia. Xiulan była na tyle wyrozumiała w mojej sytuacji, że pozwoliła na dłuższy urlop. Musiałam jednak dzisiaj odebrać klucze, zapoznać się z nowo sprowadzonymi mieszankami i pomóc w zamknięciu herbaciarni, co by w poniedziałek rozpocząć już wszystko z przytupem. W drodze powrotnej z tego dnia niepełnego pracy zaliczyłam jeszcze sklep no i... Nie oszukujmy się, na jeden kufe4lek piwa się wskoczyło do pierwszej lepszej knajpki. Trzeba więc było tylko się doczłapać do swojej ostoi, co by móc się oddać chociaż chwili relaksu przed ponownym wejściem na pełne obroty. Przez Sonk Road szłam raczej dziarsko, dzielnie dzierżąc w dłoni siatkę z drobnymi zakupami, wśród których oprócz kilku produktów żywnościowych nie mogło zabraknąć dwóch butelek piwa i papierosów. Miałam na sobie ciemne trampki, proste jeansowe spodnie, spraną koszulkę z The Police oraz kurtkę z denimu, która z całą pewnością była kilka rozmiarów za duża. Włosy jak zwykle miałam w artystycznym nieładzie, wzmożonym przez lekki powiew wiatru. W głowie nuciłam sobie ostatnie przeboje radiowe, co pomagało mi utrzymać równe tempo przy moim chodzie. Z tego mojego oderwania wyciągnął mnie dopiero ten znajomy głos, choć jego posiadaczkę musiałam sobie poniekąd... Przypomnieć. Przystanęłam, wyrwana z mojego rytmu, lekko marszcząc swoje powieki by dostrzec osobę która mnie zatrzymała. - Oh, cześć. Charlotte? - Spytałam, dla upewnienia się że umysł nie sprawia mi jakiś dziwnych iluzji. Minęło kilka tygodni od naszego ostatniego spotkania w kawiarni a ciemność uliczki pewnie mogłaby mnie wprawić w błąd przy kwestii rozpoznania kogokolwiek. Gdy jednak utwierdziłam się, że nie jestem w błędzie, przybrałam swój firmowy uśmiech numer siedem, jedynie modląc się w duchu by ta znów nie próbowała w tej swój pasywnie agresywny, uroczy sposób wyciągnąć ze mnie kolejnych nowości z chińskich specjałów zrobionych dla typowego amerykanina. - T-tak, powinnam mieć. - Zająknęłam się przez krótką sekundę, nie spodziewając się że mogę kogoś takiego spotkać w swoich okolicach. No bo... Ta dzielnica nie wyglądała na odpowiednie miejsce dla takiej panienki, prawda? Poklepałam się po kieszeniach, szukając swojej wygniecionej paczki fajek. Gdy w końcu udało mi się ją namierzyć, wyciągnęłam ją jedną dłonią, by ze środka wydobyć zapalniczkę. Krótkie pstryknięcie pozwoliło na pojawienie się małego płomienia, który natychmiastowo zbliżyłam w kierunku papierosa dziewczyny. Korzystając z okazji, sama również się uraczyłam tytoniowym wyrobem. - Nie spodziewałam się spotkać Ciebie w tej okolicy. - Rzuciłam mimochodem, chowając paczkę do kieszeni spodni. Mimo, że cały dzień i wieczór wydawał się być stosunkowo ciepły, teraz jednak czułam jakiś dziwny chłód, przez który aż przeszły mnie dreszcze. Może to jakaś intuicja, że wypadałoby się stąd zmywać? Nigdy nie wiadomo, jakie ciemne typy mogły kryć się za rogiem. Rozejrzałam się wokół nas, szukając jakiś dziwnych postaci, bo mimo że miejsce to było moim domem, ogarnął mnie nieprzyjemny niepokój. - Hej, nie chcę brzmieć jak jakiś paranoik, ale to nie najlepsza dzielnica dla osób... Twojego pokroju. Może Cię kawałek odpr... - Nawet nie zdążyłam dokończyć, gdy uderzyła mnie obezwładniająca fala zimna, przez którą wypuściłam ze swoich rąk nie tylko papierosa, ale i upragnioną siateczkę z dobrociami z marketu. Zaniepokojenie, dziwna pustka, tona emocji która kompletnie nie pasowała do obecnej sytuacji... Zupełnie, jakbym... Straciła głowę? Miałam ochotę się wycofać, schować gdzie pieprz rośnie, ale... Nie mogłam ruszyć nawet małym palcem u nogi! Co jest u licha?! Pod moimi nogami zaczął się rozlewać złocisty płyn a zapach chmielu szybko mógł dotrzeć do naszych nozdrzy. Moje ciało stało, zapewne pobladłam w mgnieniu oka. Na twarzy nie rysowały mi się żadne emocje, aż w końcu... Dziwny niepokojący uśmiech wdarł się na moje wargi. Ale... Ja przecież wcale tego nie chciałam?! Czułam, jak moje ciało zaczyna się rozciągać, jak poszczególne kręgi w moim karku strzelając pod wpływem ruchu głowy. - Cóż za wspaniała nowina, Lilith obdarzyła nas swoją łaską! - Głośne słowa wydobyły się z mojego gardła kompletnie niekontrolowanie. - Choć ciało... Bleh. Śmierdzi biedotą. - Wyraz niesmaku wdarł się na moje lico, gdy widocznie "przyglądałam się" swojej chuderlawej postawie. Krótkie pociągnięcie nosem wystarczyło, by moja twarz na nowo skierowała się w kierunku Charlotte, na co ostentacyjnie to coś, co kierowało moim ciałem się oblizało. - Parszywi, obrzydliwi bogacze... Spotka Was sprawiedliwość! Sprawiedliwość powiadam! Wielka Pani obiecała! - Niekontrolowany śmiech przy tych wręcz nienaturalnie wymalowanych emocjach musiał wyglądać dość groteskowo, gdy dziwnym chodem zbliżałam się do dziewczyny. Tylko że... Byłam więźniem we własnej głowie! Mogłam tylko biernie się przyglądać temu dziwnemu zachowaniu, nie mając na nie wpływu. - Przestań! Skończ! - Krzyczałam we własnym umyśle, jakby miało mi to w czymkolwiek pomóc. Walczyłam z wszelkich sił by odzyskać kontrolę nad własnym ciałem, nie rozumiejąc co się do końca dzieje. Gdybym tylko mogła się uszczypnąć, żeby wybudzić się z tego chorego koszmaru... Ostatnio zmieniony przez Robin Baker dnia Sob Sie 10, 2024 10:15 pm, w całości zmieniany 1 raz |
Wiek : 24
Odmienność : Niemagiczna
Miejsce zamieszkania : Hellridge
Zawód : Sprzedawca w herbaciarni
Stwórca
The member 'Robin Baker' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 28 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Nie od razu ją rozpoznaje. Prawdę mówiąc, najpewniej spojrzałaby przelotnie na dziewczynę, podziękowała za zapalniczkę i podążyła dalej własną drogą, gdyby (nie)znajoma nie zwróciła się doń imieniem. To wtedy ściąga brwi, a czujne spojrzenie przesuwa się po jej twarzy, szukając nań jakichkolwiek wskazówek, jakie podpowiedziałyby, z kim ma do czynienia. W milczeniu przygląda się też, jak brunetka przekopuje swoje kieszenie w poszukiwaniu zapalarki, wykorzystując otrzymany czas na łączenie kropek i… - Dzięki, Robin - rzuca jakby nigdy nic, kiedy udaje się wreszcie skojarzyć twarz z babeczką z herbaciarni, którą widywała niegdyś w drodze na zajęcia. Ich wspólne wspomnienia łączą głównie słowne przepychanki, rzucanie zaczepnych haseł ze strony Charlotte oraz usilne próby obrony ze strony Baker. W ostatnich miesiącach nie miały zbyt wielu okazji do spotkań głównie dlatego, że Williamson ze swoim nowym, zaburzonym trybem życia, musiała się znacznie przeorganizować. Pstryka krzemień zapalniczki i błyska ogień, od którego zapala się koniec papierosa. Kąt zielonego oka wychwytuje wpół przezroczystą sylwetkę. Obecność starszego, nieco rozmazanego mężczyzny nie od razu ją alarmuje. Nawet jeśli nie są w najliczniej uczęszczanym rejonie Sonk Road, kręci się tu pewnie trochę dziwnych typów. Dopiero gdy Robin urywa wpół zdania ten swój przepełniony miłosierdziem wywód, który zamierzała zwyczajnie zignorować, unosi na nią wzrok, a powieki rozwierają się szeroko. - Robin? - pyta ostrożnie, nie spuszczając z niej oczu, bo o ile sama obecność ducha raczej by jej nie zaalarmowała, tak zmiana w zachowaniu śmiertelniczki już na pewno. Wzmianka o zmianie ciała, o smrodzie biedoty - czy Baker mówiłaby tak o sobie? Zastanawiałaby się nad tym bardziej, gdyby nie kojarzyła istnienia duchów. Nie, nigdy w życiu się nimi specjalnie nie interesowała, jedynie zdając sobie sprawę z ich obecności w świecie. Instynkt samozachowawczy podpowiada, by oddalić się w kilku szybkich krokach, myśląc o własnym interesie, ale cichy głos z głębi duszy, to pojebane poczucie sprawiedliwości, zmusza do pozostania w miejscu. Zawieszony pod koszulką Furkas wibruje lekko, jednak Charlotte nie jest w stanie wyczuć jego znaków ostrzegawczych. Demon zaś wie już, co ma zaraz nadejść. Celem specyficznego napastnika mają stać się przedmioty dla zaklinaczki cenne. Pieniądze i kosztowności dla osoby o takim statusie zamożności nie mają największej wartości, więc nosi je bez większej obawy. Zawieszone w uszach drobne kolczyki, Welefor zaklęty w tkwiącym na palcu pierścieniu, no i najcenniejsze - schowana w wewnętrznej kieszeni kurtki porcja suszu. - O czym ty pierdolisz? - Charlotte Williamson, wytrawna znawczyni etykiety, oaza spokoju i źródło wszelkich cnót prezentuje się w swej okazałości. Niespiesznie zaciąga się papierosem bez wsuwania go między palce, a srebrzysty dym omiata jej twarz. Lilith? Sprawiedliwość? Wielka Pani? - Kim jesteś i czego chcesz? - padają proste pytania, kiedy z wolna uświadamia sobie, że w istocie nie ma już przed sobą sprzedawczyni z herbaciarni. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity