Fioletowe kanapy z neonem Fioletowe kanapy w klubie, oświetlone subtelnie wmontowanymi neonami, tworzą przestrzeń pełną tajemniczego uroku. Miękki fiolet tkanin podkreśla elegancję, a jednocześnie nadaje wnętrzu nowoczesnego stylu. Neonowe podświetlenie podkreśla kontury kanap, rozświetlając pomieszczenie w delikatny sposób. Z każdym krokiem zmieniający się odcień fioletu zdaje się odzwierciedlać pulsujący rytm muzyki. To miejsce emanuje enigmatycznym klimatem, tworząc atmosferę, która zaprasza do chwil relaksu i zabawy w otoczeniu barw, które wciągają i oczarowują. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Francesca Paganini
ANATOMICZNA : 15
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 14
TALENTY : 12
8 V 1985 r. Gdyby rano ktoś jej powiedział, że po pracy najpierw będzie opędzać się od stada nachalnych gołębi, potem dostanie w twarz przepowiednią rychłej zguby, a finalnie pójdzie pić, tańczyć, bawić się z przypadkowo poznanym Tylko, że wychodziło na to, że jakiś miało. Potem, być może, swoją zgodę na pójście do klubu zrzuci na przemęczenie albo oszołomienie (wróżbą, paplaniną Lebovitza, a może tym niespodziewanym porywem dżentelmeństwa z jego strony – nie była jeszcze pewna, czym bardziej). Być może uzna, że Avi napatoczył się po prostu w chwili jej słabości – no, bywa, nie będzie się przecież wypierała, że takie miewa. Niewykluczone, że stwierdzi, że uderzyło jej do głowy ciepło wieczoru, albo że to ten dyżur, choć męczący, dał jej za dużo czasu na myślenie – a to, jak wiadomo, zwykle prowadzi do jakichś głupot. To jednak potem, bo teraz Frankie zupełnie się nad tym nie zastanawiała, ze wszystkich stron analizując do dziwne uczucie, które towarzyszyło jej przez całą drogę od skwerku do Amnesii. Jeszcze w drodze opowiadała o motorze. Wypytywanie ją o jej bestię było otwieraniem puszki Pandory, przy czym zamiast nieszczęść uwalniało się niczym nieskrępowany entuzjazm Frankie, która o swoim Suzuki mogła paplać niemal bez końca. Mówiła więc o tym, że jeździć nauczyła się od braci dawno temu, jeszcze jako nastolatka. Że dotąd nie wyjeżdżała daleko, ot, raz tylko z jednego krańsca stanu na drugi. Że chodzi raczej o prędkość niż ryzyko (chociaż głos drgnął jej lekko, wkradła się nuta wątpliwości), i że tak naprawdę motor wcale nie jest niebezpieczny, jeśli umie się nim obsługiwać (w domyśle – że ona, oczywiście, potrafi). Mówiła o wyścigach, w których kiedyś chętnie chciałaby wziąć udział; o wycieczkach, na które chciałaby kiedyś pojechać; i, raz, wspomniała też o braciach, którzy byli jej przecież tak strasznie bliscy, uczyli ją tak wielu rzeczy. Francesca mówiła strasznie dużo jak na to, jak czerwone wciąż miała policzki, i jak jeszcze parę chwil temu była skrępowana, gdy Avi gładził jej dłoń. Gdy dotarli do Amnesii, klub tętnił już szeroko pojmowanym życiem. Mocny makijaż, cekiny, biżuteria, słodki zapach perfum, głośna muzyka, ludzki pot i opary alkoholu. Stojąc na progu sali, Frankie w jednej chwili poczuła się niepewnie – zupełnie nie na miejscu. Nie pasowały tu przecież za bardzo jej ciuchy (skórzane spodnie może jeszcze się nie wyróżniały, ale z pewnością nie wybrałaby prostej, gładkiej koszulki, planując takie wyjście), brak makijażu (bo lekkie tylko podkreślenie oczu trudno nazwać barwami na imprezę), i niewątpliwie nie pasowała też jej niepewność, gdy rozglądała się po coraz bardziej zatłoczonym klubie. Poszła za Avim, gdy poprowadził ją w głąb sali, bo nie bardzo wiedziała, co innego miałaby zrobić. Zaczekała z nim, gdy zamawiali alkohol – trochę w ciemno wybrała drinka, który brzmiał odpowiednio słodko i owocowo – i razem z nim też pomaszerowała potem w kierunku pobliskich kanap, z przesadną niemal ostrożnością manewrując między bawiącymi się ludźmi. Odetchnęła głębiej dopiero, gdy znaleźli puste siedzisko w kącie. Z westchnieniem opadła na poduchy, plecak stawiając na podłodze przy niej i chrząknęła cicho. Z cichym siorbnięciem pociągnęła przez słomkę łyk drinka i jeszcze przez dobrą chwilę rozglądała się z szeroko otwartymi oczami. Teoretycznie mówiła o tańcu, ale teraz, chwilowo, klub chyba zwyczajnie ją przytłaczał. - Nie sądziłam, że tak tu będzie – rzuciła niepewnie, nie precyzując, co dokładnie miała na myśli. – Nigdy tu nie byłam – dodała, jakby naprawdę potrzeba było dodatkowych wyjaśnień – jakby jej zachowanie nie mówiło samo o sobie. Milczała przez chwilę, a gdy wreszcie dała spokój przyglądaniu się tańczącym najbliżej i zerknęła na Aviego, uśmiechnęła się niepewnie. - Wydaje mi się – zaczęła i chrząknęła cicho. – Wydaje mi się, że mogę nie być najlepszą towarzyszką takich... No... – sapnęła cicho, machnęła ręką, w domyśle pozostawiając, że chodzi jej o cały klub. – Takich zabaw. Ja w zasadzie... – W zasadzie nigdy nie byłam na żadnej imprezie. Poza urodzinami w rodzinie. Ale te się nie liczą. Finalnie nie dokończyła, zamiast tego znów przysysając się do słomki i pijąc drinka chyba trochę zbyt szybko jak na to, że alkoholu innego niż wino też zazwyczaj raczej nie piła. |
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : RATOWNIK REZYDENT W SZPITALU IM. SARY MADIGAN, STUDENTKA
Avi Lebovitz
ILUZJI : 3
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 15
Nie do końca wiedział, czy się zgodzi. Jasne, zachował się szarmancko i elegancko, obiecał spełnianie marzeń, ale Frankie zdawała się być twardo stąpającą po ziemi dziewczyną, a już na pewno nie taką, co to udaje się do klubu z nowo poznanym facetem. Dobra, nie do końca jest dla niej obcy, w końcu kilka razy zdarzało jej się zaklejać mu rany, ale nigdy przesadnie ze sobą nie rozmawiali. Nie wyłapali nici porozumienia, wspólnych tematów, zawsze tylko pobieżny small talk i wyliczanie tych wszystkich nakazów i zakazów związanych z dalszą pielęgnacją zdobytych poparzeń. Jej dłoń przyjął z zaskoczeniem, jak i zadowoleniem, łechcącym ego. Wypytywał ją o motor, spijając z jej ust każde słowo. Nie często widuje się dziewczyny, które pałają sympatią do tego, co ryzykowne, choć z drugiej strony - czy nie takie zgłaszają się do cyrku? Może i motywację mają zgoła inną, bo zapatrzoną w wielką, artystyczną karierę, ale wykonują skomplikowane, ryzykowne akrobacje, czego nie robiłyby, gdyby bały się, chociażby wysokości. Frankie mu imponuje, nie tylko ze względu na ryzykowne hobby, ale fakt, że potrafi o nim ciekawie opowiadać. Ciemne oczy błyszczą radością, a usta nie zamykają się ani na moment (niejeden uznałby to za wadę, ale skoro mówi z sensem, to po co przerywać?), słucha jej więc ze szczerym zainteresowaniem. Sam opowiedział o swoich początkach z samochodem, jak to uczył się jeszcze nim sięgał wzrokiem ponad kierownicę, a jak obecnie ściga się ulicami Bostonu, nie oglądając się na prędkościomierz. Avi chętnie zabierze się z nią jako plecaczek, o ile sama odważy się wsiąść do jego wozu. Lokal w Little Poppy Crest tętni życiem. Zebrała się tu już spora część młodzieży i zaczęła zagarniać dla siebie kolejne sale. Przy barze kłębi się tłum, każdy chce zacząć imprezę od kolorowego drinka. Avi jest jednym z nich i choć wolałby szklaneczkę czegoś mocniejszego, to dziś ma odpowiedzialne zadanie i nie może się nazbyt skołtunić, zwłaszcza że nie wie, jak mocną głowę ma jego towarzyszka. W tej jednej chwili przemyka mu przez myśl, że dobrze byłoby mieć ze sobą Betty, w razie, gdyby okazało się, że pannę należy odholować do domu, ale może nie będzie tak źle? Może przepije go kilkakrotnie (albo po prostu mieszka blisko…). - Ja tu jestem drugi, może trzeci raz - stwierdza po chwili namysłu, nie biorąc braku doświadczenia swojej towarzyszki w podobnych miejscach niczego złego. Tylko gdzie ona się przez ten cały czas uchowała? Kujony chyba mają to do siebie, że nie często wychodzą ze swojej jamy nerdozy i świata zwyczajnie nie znają. - Ty się już o nic nie martw. Ja się tobą zajmę - deklaruje się od razu optymistycznie, bo skoro sam ją tu zaciągnął, to oczywiście, że ot tak jej nie porzuci na pastwę losu. Poza tym zażyczyła sobie imprezy, to ją dostanie! Usadawia się na kanapie, dbając o miejsce, z którego będzie mieć widok zarówno na lekarkę, jak i resztę klubu. Wypada przecież orientować się, co się dzieje na parkiecie, jak i ile osób ustawia się właśnie w kolejce do baru. No i przede wszystkim - wyłapywać wszystkich potencjalnych agresorów, których podobne lokale są przecież pełne. Każdy potrafi wejść w tryb berserkera, zwłaszcza po kilku głębszych. Nigdy nie wiadomo, co takim do głowy wpadnie. Czy zawsze tak robi? Niekoniecznie. Czy dzieje się tak ze względu na uroczą lekarkę? Może. - Pierwszy drink, żeby się zapoznać z miejscem. Drugi na rozruszanie, przy trzecim podbijesz parkiet. - Każdego da się rozruszać. Frankie zdaje się być dość spokojną i ułożoną panną, ale te zawsze tak mają, że jak im pozwolić, to zaraz się rozszaleją. Upija kilka porządnych łyków swojego drinka, darując sobie słomkę. Ponoć przy jej użyciu można znacznie szybciej wejść w stan upojenia, ale on zdecydowanie bardziej woli skupić się na docenianiu walorów smakowych. Usadawia się wygodniej na kanapie i zwraca w kierunku lekarki. - Powiedz mi, Frankie. Jak to możliwe, że przez cały ten czas nie byłaś na żadnej imprezie? - pyta wprost, bo to, że dziewczyna jest mało rozrywkowa i zazwyczaj unika podobnych miejsc, wyczytuje pomiędzy wierszami. Widzi to przecież po jej zachowaniu, jak ogląda cały lokal z szeroko otwartymi oczami i zwyczajnie nie pojmuje, że istnieją takie ośrodki rozpusty. Tak, rozpusty, bo za każdym razem, gdy odwiedza jakiś klub, opuszcza go z panną u boku, obiecawszy jej wcześniej, że spełni jej marzenia. Avi jest człowiekiem o dobrym sercu, nie mógłby przecież odmówić damie, zwłaszcza gdy tak pięknie się uśmiecha i lgnie do niego łapczywym dotykiem. Nie, żeby był jakimś wielkim podrywaczem, ale skoro nie ma wciąż wybranki swojego serca, to dlaczego nie rozglądać się za potencjalną? - To znaczy, wiesz, nie oceniam, ale zakładam raczej, że jak ktoś ma takie miejsca blisko siebie, to czemu nie skorzystać. - Wzrusza ramionami, podkreślając niezobowiązujący ton pytania. - Ja to bym cię zabierał tak często, jak zechcesz. Nie można pozwalać, by ktoś taki, jak ty, marnował się w domu. - Taki, znaczy jaki? |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : przyszły impresario, nauczyciel żonglerki
Francesca Paganini
ANATOMICZNA : 15
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 14
TALENTY : 12
Avi był świetnym słuchaczem, ale jeszcze lepszym klubowym przewodnikiem. Potrzebowała mniej więcej trzech minut by uświadomić sobie, że raczej – chyba – z nim tu nie zginie. Lebovitz nie był przytłoczony tłumem, kolorami, zamieszaniem, głośną muzyką. Nie był zagubiony, wpadając w ten ocean ludzkich ciał i z pewnością też nie wydawał się tym wszystkim przerażony. Słowem – był zupełnym przeciwieństwem Frankie, a to z kolei sprawdzało, że Paganini z zaskakująco dużym kredytem zaufania przyjęła jego zapewnienia, że się nią zajmie. I zarumieniła się. Wiadomo. W całej swojej niewinności nie zwróciła uwagi, jak strategicznie usadził się Avi. Nie doceniła jego gotowości do stawania w obronie jej honoru, tego bardzo samczego zajmowania sobie terenu. Szczerze mówiąc, Frankie przecież zupełnie nie wiedziała, na co patrzeć – Valerio może i zachowywał się w ten sposób, może robił tak też Elio, ale przecież ona nie chodziła z nimi do klubów, nie widziała ich w otoczeniu kobiet... No, poza Genny. Ale w tym rachunku, w tych dywagacjach, Genevive się nie liczyła. Głównie dlatego, że jeśli Frankie widziała ją obok braci, to w okolicy zazwyczaj kręciła się dodatkowa, godna reprezentacja jej rodziny. A to, siłą rzeczy, zupełnie inne środowisko niż to tutaj, klubowe. Podsumowując, Frankie była niewinnie nieświadoma spektaklu, jaki w innym przypadku może by ją nawet zachwycił. A już na pewno – zawstydził i odkrył nowe odcienie jej rumieńców. Tymczasem roześmiała się lekko na szybki rachunek – plan – jaki jej przedstawił. Dzwonki alarmowe – odpadniesz przy drugim, cukiereczku, wiesz przecież – rozdzwoniły się tylko na chwilę, zbyt krótką, by Frankie jakoś specjalnie się tym przejęła. Było coś upajającego w tym, jak kolorowo tu było, jak głośno grała muzyka, i jak Avi się jej przyglądał, beztroski, roześmiany. Zaskakująco łatwo było zapomnieć o zmartwieniach, zmęczeniu – o rozsądku, w sztywnych ramach którego tkwiła na co dzień. Rozparła się wygodniej na kanapie, ramieniem wsparła o jej oparcie, usadzając bokiem do sali, przodem do Aviego – i pokręciła głową z zakłopotaniem na jego bezpośredniość. - Uwierzysz, jeśli powiem, że chyba po prostu nie chciałam? – Nie uwierzy, bo to przecież nie była prawda. Ani trochę. Frankie lubiła tańczyć. Lubiła się bawić. To zupełnie nie o to chodziło. - Nie bardzo miałam kiedy – odpowiedziała ostrożnie i to już było bliższe prawdzie, choć też przecież nie było wyjaśnieniem, o które chodziło. – Ze szkoły wpadłam prosto na studia, z magicyną jak jest, to wiadomo... Potem praktyki, staże, rezydentura, znowu studia, a w tym wszystkim jeszcze te śmieszne oczekiwania Kręgowe – wymieniała jednym tchem, nieopatrznie wspominając swoją przynależność do elit. Nie czuła się elitą i zupełnie nie zwróciła uwagi na to, co powiedziała. Poza tym, to przecież nadal wcale nie o to chodziło, bo czas, gdyby bardzo chciała, to by znalazła. Finalnie westchnęła ciężko, wsparła czoło o oparcie kanapy, chowając na chwilę oczy przed światłem, ale, przede wszystkim – przed świdrującym ją spojrzeniem Aviego. - Och, na rany Aradii, ja po prostu nie umiem w ludzi – wyrzuciła wreszcie i to było najbardziej szczere, co mogła powiedzieć. – Nie potrafię tak... Nie wiem, się dogadać. Wstydzę się. Gadam jakieś głupoty – sapnęła cicho. – Nie miałam za wielu znajomych – zawahała się. – W sumie nadal nie mam ich aż tylu. A połowa tych, co mam, to przede wszystkim koledzy Valerio i Elio, a dopiero potem moi. Drgnęła lekko, słysząc jego kolejne słowa. Ja bym cię zabierał, mówił i Frankie uniosła głowę, znów zerkając w jego stronę. Ktoś taki jak ty, mówił i Paganini zmarszczyła brwi lekko. Znów przyssała się do słomki i, sącząc kolejne łyki, przyglądała się uważnie Aviemu. - Taki jak ja – powtórzyła i przekrzywiła głowę lekko. – Czyli jaki? – Uniosła brwi lekko. – Nie jestem pewna, czy to już ten moment, kiedy się obrażam, czy jeszcze nie. Jedna noga podrygiwała jej lekko w rytm muzyki. |
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : RATOWNIK REZYDENT W SZPITALU IM. SARY MADIGAN, STUDENTKA
Avi Lebovitz
ILUZJI : 3
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 15
Zakłopotanie Frankie rozczula. Jest tak uroczo niewinna, próbując ukryć swoje zawstydzenie, że Lebovitz nie potrafi reagować inaczej, niż uśmiechem. Nie naśmiewa się z niej, co to, to nie! Jest jednak coś rozbrajającego w ludziach, którzy dopiero zderzają się ze światem i poznają jego tajemnice, orientując się, że żyli dotąd pod kamieniem, jak wszystko ich omijało. Choć wcześniej lekarka robiła dobrą minę do tej gry, udowadniając, że potrafi zachować zimną krew w kryzysowych sytuacjach, pokazując, że stąpa twardo po ziemi, tak teraz, siłą wepchnięta w nowe, nieznane dotąd otoczenie, próbuje się wokół rozeznać i odnaleźć własne miejsce; a Avi nie zamierza zostawiać jej w tym samej. Takie dziewczęta zawsze budzą w nim coś więcej, jakąś dziwną potrzebę zaopiekowania się, przypilnowania, czy czuje się komfortowo, czy dobrze się bawi; przy Frankie nie jest inaczej. Te całe oczekiwania kręgowe zmuszają Aviego do ściągnięcia brwi w zastanowieniu. Czy to możliwe, że dziewczyna używa jakichś skrótów myślowych? Że tak naprawdę nie chodzi jej o ten kręgu pełen nadętych bufonów, co to myślą, że cały świat powinien tańczyć pod ich dyktando? To jedno stwierdzenie sprawia, że wiele elementów układanki składać się zaczyna w pewną całość. - Kręgowe? - łapie się tego jednego słówka, by upewnić się, co do tego, co ma na myśli. Z jednej strony wolałby, aby była to zwykła, niefortunna zbieżność haseł, z drugiej zaś - czy to coś złego? Ucieczka spojrzeniem, ukrycie twarzy w oparciu kanapy - ktoś tu jest ewidentnie sobą zażenowany. Dlaczego? To oczywiste, że wszystko przychodzi z czasem, że karty życia odkrywa się powoli. Francesca ewidentnie nie miała jeszcze okazji, by zachłysnąć się tym, co świat ma do zaoferowania, ale skoro do tej pory nie było u jej boku nikogo, kto chwyciłby ją za rękę i oprowadził, to czemu się dziwić? Spodziewa się, że dopyta, że podda jego słowa w wątpliwość i doszukiwać się będzie drugiego dna, jakiejś czającej się w podświadomości złośliwości, jaką rzekomo miałby tu uskuteczniać, a przecież Lebovitz jest od tego daleki. - Ktoś tak młody i piękny. Spragniony doznań, a jednocześnie zmęczony codziennością. No bo nie powiesz mi, że obowiązki w pracy cię nie przytłaczają? Albo studia? - Posyła jej wcale-nie-oceniające spojrzenie. Wydaje się być osobą, która ma wiele do zaoferowania światu, a także taką, która czerpać zeń powinna pełnymi garściami. Ewidentnie się marnuje, trzymając na uboczu i unikając poznawania nowych ludzi. Sama przyznaje przecież, że ma niewielu znajomych, a po zmianach na jej twarzy wnioskuje także, że nie jest to pasująca jej sytuacja. Są ludzie, którzy czerpią przyjemność w pozostawaniu w samotności, dobrze bawiąc się w wąskim gronie, ale Frankie plącze się gdzieś w zakłopotaniu, jakby wiązał się z tym pewien wstyd. To nic - teraz na jej drodze stanął Avi i nie zamierza pozwalać swojej towarzyszce na bycie pochłoniętą przez otchłań smutku. Upija kilka kolejnych łyków, bo nie ma co się szczypać z tą trzeźwością. - Po alkoholu języki się rozwiązują i później już każdy gada głupoty. Tolerancja się zwiększa, zrzesza się więcej przyjaciół, nierzadko wyznaje miłość. Więzi zawiązane w stanie nietrzeźwości potrafią być trwałe, o ile tylko nie urywa ci się film, oczywiście - tłumaczy cierpliwym tonem z miną znawcy. Tak, ma w tej kwestii spore doświadczenie. - Spokojnie, nie rzucę cię wilkom na pożarcie, nie rzucę też na głęboką wodę. Dopijesz drinka, pójdziemy na parkiet, poczujesz, co tam ci w duszy gra i wszystko popłynie już właściwym torem. - Gibie się sam w rytm muzyki, podśpiewując pod nosem tekst granego utworu. Skoczna melodia zachęca do ruszenia ciałem, a choć nigdy nie udało mu się wziąć kilku profesjonalnych lekcji tańca, tak ma poczucie rytmu. Don't, don't you want me? You know I can't believe it when I hear that you won't see me Don't, don't you want me? You know I don't believe you when you say that you don't need me It's much too late to find You think you've changed your mind You'd better change it back, or we will both be sorry Zawartość szklanki dociera z wolna do połowy, na parkiecie przesuwa się wciąż kłąb imprezowiczów, po których czarownik wodzi trochę wzrokiem, co rusz jednak wracając do Frankie. Dziewczyna zdaje się nieco rozluźniać, przełamywać. Może jeszcze nie jest stracona? - No dobra, skoro nie imprezujesz i nie bardzo lubisz kino, to co robisz w wolnym czasie poza jazdą na motorze? - Tym razem musi się nieco nachylić, bo z każdą kolejną minutą w klubie zdaje się robić coraz głośniej. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : przyszły impresario, nauczyciel żonglerki
Francesca Paganini
ANATOMICZNA : 15
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 14
TALENTY : 12
Nigdy by nie powiedziała, że jej zakłopotanie może być rozczulające – raczej żałosne. Nigdy też jednak nie powiedziałaby, że będzie po dyżurze, w środku tygodnia, bawić się z obcym w gruncie rzeczy chłopakiem bawić się w jednym z bardziej znanych klubów Saint Fall – a jednak tu byli i, o dziwo, rzeczywiście bawiła się dobrze. Coraz lepiej z każdym łykiem drinka, tylko trochę gorzej z każdym słowem, którym przyznawała się do... Cóż, wielu rzeczy. Na przykład – do Kręgu. Że o nim wspomniała uzmysłowiła sobie dopiero, gdy Avi o to zapytał. Odchrząknęła cicho. To mógł nie być najlepszy temat na pierwsze wspólne wyjście. Pierwsze? To będą kolejne? Tak czy inaczej, skinęła głową, bo skoro już o tym wspomniała, to nie zamierzała się wycofywać. Zresztą, rodzina była dla niej przecież najważniejsza, więc może dobrze się stało? Może właśnie dobrze, że wspomniała o Kręgu, bo gdyby Avi chciał się wycofać (wycofać? Niby z czego?) to wciąż jeszcze miał czas. - Kręgowe – przytaknęła więc i z całej masy wyjaśnień, jakich mogła mu udzielić, wybrała wreszcie to najkrótsze, najprostsze, może tylko trochę oschłe. – Jestem Paganini – stwierdziła zwięźle, w mimice chłopaka próbując dopatrzeć się... Czegoś. Niechęci? Niepewności? Nie była pewna, czego. Czegoś, co kazałoby jej uznać, że może czas jednak wracać do domu – albo przeciwnie, czegoś, na co uniosła by się honorem, gotowa bronić imienia własnej rodziny najlepiej, jak potrafiła. A potrafiła. Była znacznie bardziej pyskata, niż się wydawało. Niezależnie od tego, jak się zapatrywał na jej nazwisko, Frankie szybko uzmysłowiła sobie, że gada – i że chyba jeszcze nie może zrzucić tego na alkohol, nie tak do końca. Chowała się w kanapie i mówiła o sobie – o sobie! od kiedy mówiła o sobie w kontekście innym, niż własna kariera, studia, czy po prostu o sobie jako o Paganini? – a gdy Avi sięgnął po tę zagrywkę, po to klasyczne stwierdzenie o kimś takim, jak ona, nie mogła się powstrzymać i zapytała. Nie była pewna, czy jego odpowiedź krępowała ją jeszcze bardziej, onieśmielała, czy raczej... Zachwycała? Nie była pewna, co robiło jej towarzystwo i słowa Lebovitza. - Mądralujesz się. Znowu – zauważyła jednak zamiast podziękować czy uśmiechnąć się słodko w odrobinę tylko panicznej, instynktownej reakcji obronnej. Nie potrafiła przyjmować komplementów i nie miało znaczenia, czy mówił je mężczyzna w wieku Bena (zawsze wydawał jej się starszy niż był w rzeczywistości, podobnie jak zresztą większość kolegów Valerio) czy Avi, który był w wieku... Cóż, jej samej, chyba. Tak w każdym razie wyglądał. Chrząknęła cicho i odetchnęła powoli. - Nie powiem – przyznała z ociąganiem, bo istotnie, była zmęczona. Czasem faktycznie – przytłoczona. Ostatnio coraz częściej łapała się na myśli, że może wzięła na siebie za dużo. Że może wcale nie potrzebowała dalszych studiów – albo przynajmniej powinna zaczekać, aż skończy rezydenturę. – Faktycznie jestem zmęczona. Czasami – zawahała się. – Często – potrarła kark, skrępowana. Gdy przypadkiem napotkała spojrzenie Aviego, uśmiechnęła się blado – zaraz jednak znów umknęła wzrokiem. Czuła się naga w sposób, którego na dzisiaj nie planowała – nie była jednak pewna, czy jej z tym źle. Parsknęła cicho na wykład o zbawiennym wpływie alkoholu. - Znowu to robisz – zauważyła bezlitośnie, nawiązując do przemądrzałości Aviego. Nie umknęła jej swoboda chłopaka, gdy o tym mówił – swoboda typowa dla kogoś, kto przerabiał to wszystko na sobie. Jak bardzo zbawowy był? Jak wielką bohemą było życie dzieciaka z cyrku, jak wiele miał doświadczeń, których nie miała ona sama? Nie umiała się tak całkiem opędzić od tych pytać – podobnie jak nie mogła nie poddać się jakiejś głupiej ufności w słowa Lebovitza, jakiemuś rozczuleniu gdy mówił, że o nią zadba, zaopiekuje się, że plan na ten wieczór był dosyć jasny, i że sam zadba, by rzeczywiście było jej tu dobrze. Tak rozumiała jego słowa, choć Avi użył przecież zupełnie innych. Znów przyssała się do słomki, w kilku dużych łykach osuszyła szklankę niemal do zera, trochę tylko w rytm muzyki – w rytm słów, które płoniły jej policzki rumieńcem, ale też napełniały jakąś beztroską, nieosiągalną jeszcze parę chwil temu. Gdy zapytał o zainteresowania, nagle potrafiła odpowiedzieć lekko, z szerokim – szczerym – uśmiechem i faktyczną przyjemnością. Avi pochylił się i zrobiła to też Frankie, by słowa nie pogubiły się gdzieś na trasie między nimi. Nozdrza drgnęły jej lekko, wyłapując zapach perfum chłopaka – i jego samego, nuty, których prawdopodobnie nie znalazłaby w nikim innym. - Gram na skrzypcach – stwierdziła najpierw, bo jeśli miała mówić o czymś, co sprawiało jej najwięcej radości, a co jednocześnie nie było motorem – musiały to być skrzypce. – Gotuję. Albo piekę, wszystko jedno – dodała potem, bo to też było oczywiste. Uwielbiała rządzić się w kuchni, ubabrać ręce w wyrabianym cieście czy umazać sobie policzki passatą wrzuconą zbyt śmiało na patelnię. – Uciekam za miasto – dokończyła, bo wyrwanie się gdzieś, gdzie było bardziej zielono niż szaro, gdzie słychać było raczej ptasie trele niż klaksony samochodów było formą swego rodzaju terapii; sposobem na wyciszenie zbyt galopujących myśli. Zakołysała resztą drinka, zadzwoniła szklaną, kolorową słomką o brzegi naszynia i ostatnie, roztapiające się już kostki lodu. - A ty? Co robisz, gdy masz wolną chwilę? Bo nie powiesz mi, że życie artysty to same przyjemności i nie masz od czego odpoczywać. – Uniosła brwi znacząco, parafrazując jego własne słowa sprzed chwili. Gdyby stwierdził, że w zasadzie dokładnie tak jest – że nigdy nie ma potrzeby uciekać od cyrku – chyba by mu nie uwierzyła. Na odpowiedź w zasadzie jednak nie zaczekała. Haustem dopiła ostatni łyk drinka, odstawiła pustą szklankę i podniosła się z kanapy ze znacznie większym entuzjazmem niż ten, z którym wchodziła do klubu jeszcze chwilę temu. - No dobra. Obiecałeś mi ten parkiet to chodź – zawahała się. – A potem chyba napiłabym się jeszcze jednego. |
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : RATOWNIK REZYDENT W SZPITALU IM. SARY MADIGAN, STUDENTKA
Avi Lebovitz
ILUZJI : 3
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 15
Kręgowe. Kręgowe. Avi ma ochotę westchnąć ciężko i zakląć pod nosem, bo od zawsze ma wrażenie, że takich to się powinno omijać szerokim łukiem. Czy to nie oni dają wrażenie, jakby pozjadali wszystkie rozumy i rządzili wszystkimi czarownikami? No, może trochę tak jest, jako że są najstarszymi rodami, którzy przejęli władzę w strategicznych miastach, ale są przecież w Ameryce, a tu każdemu należy się wolność! - Paganini? - powtarza za nią, próbując sobie skojarzyć, kim ta rodzina w ogóle jest. - Macie restaurację, prawda? Moja znajoma tam pracuje - przypomina sobie i uśmiecha się szerzej. Nie ma wobec Paganinich żadnych silnych emocji, czy przemyśleń, więc próżno szukać na jego twarzy czegoś ponad zastanowienie i dalszą próbę kojarzenia wątków. Zaraz po tym przechyla lekko głowę i teatralnie lustruje ją wzrokiem od góry do dołu. - Jak na kogoś, kto pochodzi z kręgu, to mało zadzierasz nosa. Choć może trochę… - rzuca jeszcze zaczepnie i puszcza jej oczko z próbą podpuszczenia. Czy chciałby zobaczyć jej drugą, wojowniczą stronę? Może trochę… Wypominanie mu, że się mądraluje wyłącznie wywołuje na jego twarzy szerszy uśmiech. Czy nie jest to aby potwierdzenie, że ma rację? Na twarzy dziewczyny plączą się różne emocje, choć ta zawstydzona wiedzie prym. Nie, oczywiście, że nie raduje go świadomość, że ktoś czuje się w jego towarzystwie niepewnie, broń Lucyferze! Wolałby, gdyby dostawał w odpowiedzi radość i śmiech, a nie wymijające spojrzenia, jednak musi przyznać, że ten słabo wprawdzie dostrzegalny w półmroku rumieniec jest uroczy. Kiwa tylko głową z przejęciem, kiedy Francesca przyznaje, że w istocie bywa stale przemęczona. On już to wie, dostrzega na pierwszy rzut oka, bo jest stale świadkiem uśmiechu przez trudy. Jego cyrkowa trupa często robi dobrą minę do złej gry, pozując na silniejszych, niż to prawdziwe, ale ich zawód wymaga licznych poświęceń, podobnie zresztą jak praca w medycynie. Poza tym ludzie w ich wieku podejmując decyzję o swoim przyszłym zawodzie, przekraczać chcą samych siebie, byleby udowodnić, że wybrali dobrze. Zresztą z biegiem lat rzadko kiedy się to zmienia, gdy okazuje się, że obrany kierunek nie do końca pasuje zarówno do zainteresowań, trybu życia, jak i wytrzymałości. Rozkłada szeroko ręce i wzrusza ramionami w akcie bezradności. No bo co poradzić, kiedy jest tak wielkim znawcą życia? Doświadczenie nabiera się z wiekiem, ale trzeba też zwyczajnie próbować wszystkiego. Trudno jest cokolwiek powiedzieć o świecie, kiedy nie wychodzi się z domu, bądź porusza wyłącznie po utartych schematach. - Nie powiesz, że to źle, co? Jeśli chcesz, zostanę twoim przewodnikiem. Już mam kilka pomysłów na to, co ci pokazać. - Ponownie puszcza jej figlarnie oczko, nie zdradzając tej tajemnicy. Na wszystko jeszcze przyjdzie pora. Wyrywanie się za miasto nie zaskakuje, bo skoro dziewczyna uwielbia swój motor i marzy o dalekiej podróży, musi się to z tym wiązać. Gotowanie także wydaje się być czymś normalnym, w końcu jest kobietą. Nierzadko rodzą się one wszak z patelnią w ręce - ale o tym nie mówi na głos, bo gdy raz wspomniał o tym znajomej, został nią zdzielony w łeb. - Ej skrzypce brzmią zajebiście! Występujesz gdzieś, czy tylko doprowadzasz sąsiadów do szału? - Znów ten neutralny, acz zaangażowany ton, który w połączeniu z doborem słów może nabawić mu kłopotów. - Żartuję, oczywiście. Widziałem jak zręczne masz palce, chętnie zobaczyłbym, do czego są jeszcze zdolne. - W kwestii muzyki, oczywiście, choć gdyby zaproponowała mu szerszy wachlarz umiejętności, to wcale by nie wzgardził. By odpowiedzieć na zadane pytanie, musi się odrobinę zastanowić, nie wiedząc jeszcze, jak wiele chce o sobie zdradzić. Wprawdzie nie ma nic do ukrycia i już zbiera się w sobie, żeby przyznać się do fotografii, kiedy okazuje się, że dziewczyna dopija drinka i wyrokuje przejście na parkiet, nim sam skleca kilka słów. Temu sprzeciwiać się nie będzie, więc przytakuje skinieniem i w kilku łykach opróżnia swoją szklankę. - Ti invito, bella signora - zwraca się do niej po włosku, bo skoro zdążyła się już przyznać do swoich korzeni, nie omieszkał pochwalić się swoimi umiejętnościami. Podnosi się z miejsca i wyciąga do niej dłoń, by razem przeszli w tłum tańczących ludzi. Skoczne kawałki zachęcają do ruszania biodrami. Wirujący imprezowicze bawią się w najlepsze, co tylko dodatkowo udziela się Aviemu, wprawiając go w dobry humor. Nie pozwala Frankie oddalić się za bardzo, pilnując, by nie porwał jej tłum, ani żaden obleśny, napalony facet, który zdążył już wypić za dużo. Bez większego skrępowania obejmuje ją w talii, nie przyciskając jednak nadto, bo w tańcu liczy się przecież luz, a muzyka klubowa daleka jest od wolnych przytulańców. Mija drugi i trzeci kawałek, aż Lebovitz zaczyna odczuwać suchość w gardle, więc żeby nie przekrzykiwać się w tłumie, znów chwyta Paganini za rękę i prowadzi w kierunku baru, zamawiając kolejne drinki. - I jak? Nie za głośno? - pyta, podsuwając szklankę z kolorowym napojem. Ciemne oczy błyszczą radośnie, kiedy zawiesza wyczekujące spojrzenie na towarzyszce. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : przyszły impresario, nauczyciel żonglerki
Francesca Paganini
ANATOMICZNA : 15
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 14
TALENTY : 12
Nie czuła się do końca dobrze rozmawiając o Kręgu, głównie dlatego, że jej relacja z nim była... Była. Musiała być, bo przecież pochodziła z takiej a nie innej rodziny. Sama Frankie jednak wcale do instytucji Kręgu miłością nie pałała, wręcz przeciwnie – gdyby pozwoliła sobie na zupełną szczerość, prawdopodobnie zgodziłaby się z Avim, że te nieszczęsne elity są zwyczajnie okropne. Nie przeszkadzało jej to jednak ochoczo korzystać z przywilejów Paganinich – i zapierać się przed wyobrażeniami, jakby to miało być, gdyby jednak nie mieli takich wpływów, takich wygód, takich pieniędzy. Hipokryzja w najczystszym wydaniu. Ostatecznie jednak nie drążyła tematu – ot, skinęła głową, że owszem, mają restaurację; zjeżyła się na sugestię, że zadziera nosa; i tyle. Na razie – tylko tyle. Nie potrafiła przy tym stroszyć się zbyt długo, postawione na chwilę kolce opadły dość szybko, bo uśmiech Lebovitza był zaraźliwy, podobnie jak jego beztroska i przekonanie, że doskonale wie, co mówi. Zresztą – może faktycznie wiedział. Frankie może i nie znała go zbyt dobrze – nie znała go tak naprawdę wcale – ale przecież wystarczyło tylko na niego popatrzeć. Gdyby chcieć ich porównać, ją i Aviego, to życie tego drugiego z pewnością było bardziej kolorowe i pełne doskonałych wspomnień. - Parę pomysłów – mruknęła więc tylko, teatralnie naburmuszona, kąciki ust drgały jej jednak zbyt wyraźnie, by uwierzyć, że faktycznie jest zła. Nie była. Była co najwyżej zawstydzona, ale nawet to uczucie było dzisiaj, teraz, zaskakująco przyjemne. Francesca była zawstydzona dokładnie tak, jak mogłaby być każda inna dziewczyna, która miała głowę pełną romansów, a przed sobą – zainteresowanego nią atrakcyjnego chłopca, który poświęcał jej więcej uwagi niż poświęcał jej ktokolwiek inny w ostatnim czasie. Na entuzjazm odnośnie skrzypiec wyraźnie rozpromieniła się. Na uwagę o możliwościach zręcznych palców zaczerwieniła się po same uszy. - Nie występuję – wydukała. – To tylko takie hobby. I nikogo nie doprowadzam do szału, jestem w tym dobra – zastrzegła z oburzeniem, raczej średnio jednak przekonującym. O tym, co jeszcze umiałyby zrobić jej dłonie nie zamierzała, oczywiście, dyskutować. Wręcz przeciwnie – zamierzała udawać, że zupełnie tej części nie słyszała i absolutnie, za żadne skarby nie pomyślała o czymś zupełnie innym, niż muzyka i, na przykład, zakładanie szwów. Czymś zupełnie innym, bez dwóch zdań. Zdawała się nie widzieć, że Avi chyba nawet planował jej coś odpowiedzieć – że, gdyby go nie zignorowała zaraz po zadanym pytaniu, miałaby (niepowtarzalną?) okazję dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Być może to kwestia zbyt wielu bodźców, może zaskoczenia tym, jak potoczył się ten wieczór – w innych okolicznościach już dawno byłaby przecież w domu, pod kocem, z książką i herbatą – a może alkohol szumiał jej już w skroniach wystarczająco, by trochę mniej się przejmowała. By pogubiła się, trochę straciła kontrolę nad tym, co dzieje się w okół – jednocześnie jednak odprężyła dość, by nagle nie czuć się tu, w klubie, tak zupełnie źle, nie na miejscu. W całym swoim oszołomieniu przegapiła więc, że Lebovitz chyba nie zamierzał jej pytania ignorować – nie przeoczyła jednak znajomo śpiewnego języka w ustach chłopaka. - Mówisz po włosku? – spytała zaskoczona i zaraz uśmiechnęła się szeroko. – Perfetto! – rozpromieniła się. Z większym entuzjazmem złapała go za rękę i dała poprowadzić się między tańczących. Potem, już na parkiecie, spięła się tylko raz i tylko na chwilę – wtedy, gdy objął ją w talii, tak naturalnie, jakby robił to od zawsze. Swoboda Aviego i tutaj była jednak remedium na całe zło – udzieliła się Frankie szybko, sprawiła, że dziewczyna odprężyła się zaskakująco łatwo, zaraz bez wahania, wspólnie z Lebovitzem, odnajdując rytm do tych wszystkich podrygiwań i wygibasów na parkiecie. Francesca uwielbiała tańczyć i jakkolwiek zabawa w klubie była czymś zupełnie innym niż salonowe tańce, których uczyła się jeszcze z braćmi, Paganini poddała się jej bez wahania. Potrzebowała chwili, by do reszty przestać przejmować się otaczającymi ją ludźmi i kolejnej, by zacząć szaleń. Gdy już raz pozwoliła sobie od tak, zwyczajnie się bawić, jej entuzjazm prędko stał się zaraźliwy. Uśmiechała się szeroko, skakała na parkiecie jakby pierwszy wypity drink zapewnił jej solidny zastrzyk energii, a w którejś chwili zawirowała w ramionach Aviego radośnie, śmiało okręcając się w zgrabnym piruecie. Po trzech kawałkach policzki miała zarumienione z podekscytowania już raczej niż wstydu, a w nogach odzywała się nieśmiała zapowiedź późniejszych zakwasów. Dawno nie tańczyła tak dużo, z takim zapamiętaniem. Było jej dobrze i to było naprawdę dziwne uczucie. Zupełnie inne od wszystkiego, co czuła w ciągu ostatnich tygodni. Może miesięcy? Z westchnieniem przysiadła na stołku przy barze i odgarnęła z twarzy chmarę rozwichrzonych kosmyków, próbując je jako-tako opanować, pozakładać za uszy. Z entuzjazmem przyciągnęła szklankę podsuniętą jej przez Aviego i upiła kilka solidnych łyków – tak, jak piło się kompot raczej niż jakikolwiek alkohol. Nie za głośno? Roześmiała się lekko. - Nie. Chyba nie – przyznała rozpromieniona. Zawahała się tylko odrobinę. – Doskonale się bawię – zapewniła, przyglądając się chłopakowi znad szklanki. Podobało jej się, jak się uśmiechał. I jak lśniły mu oczy – jak jakiemuś chochlikowi, czekającemu tylko, by coś spsocić. Szybko straciła poczucie czasu, cały wieczór prędko stał się zlepkiem kolejnych klatek. Rozmowa przy barze i potem, z powrotem na kanapie. Drinki – jeden, drugi, trzeci, każdy tak samo kolorowy i słodki. Kolejne piosenki, kolejne tańce. Avi nieodstępujący jej na krok, obejmujące ją ramię, szeroki uśmiech, coraz bardziej rozczochrane włosy i zarumienione policzki. Przy którymś z powrotów z parkietu podłoga falowała jej już zabawnie pod stopami, a kolorowe światła klubu błyskały wesoło jak jakieś leśne wróżki. Albo świetliki. Gdzieś po drodze potknęła się i roześmiała szczerze, odruchowo mocniej chwytając się ramienia Aviego i przytulając do niego – bez oporów, bez skrępowania, bez tych wszystkich durnych zasad, których na co dzień próbowała przestrzegać. Wyjaśnienie było bardzo proste. Francesca, drodzy państwo, była zwyczajnie pijana. Że trzy drinki to za mało, by ją tak urządzić? Och, nie. To zdecydowanie wystarczająco. Aż nadto. Panna Paganini miała słabą, wyraźnie niezaprawioną w bojach głowę. - Jesteś słodki – wymamrotała w którejś chwili i zachichotała wesoło. Po tym, jak raz przytuliła się do chłopaka, nie spieszyła się, by odsunąć się ponownie. – Sło-dki – powtórzyła w skupieniu i zaśmiała się znowu. – Chyba cię lubię – stwierdziła rezolutnie. |
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : RATOWNIK REZYDENT W SZPITALU IM. SARY MADIGAN, STUDENTKA
Avi Lebovitz
ILUZJI : 3
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 15
To nie tak, że rozdrażnianie i oburzanie swojej towarzyszki postawił sobie za punkt honoru. Wychodzi z założenia, że nikomu jeszcze nie zaszkodziła odrobina przekomażania, zwłaszcza kiedy po fali wyrzutu może dostrzec ten rozbrojony, czający się w kąciku uśmiech. Nie wątpi, że Paganini ma talent do skrzypiec - czy nie od wielkiego muzyka pochodzi jej rodzina? Melodię ma pewnie we krwi. Wymowna cisza nie uchodzi jego uwadze, jest pewien, że tymi kilkoma słowami pobudził jej wyobraźnię. - Po włosku, francusku, jak tylko sobie zażyczysz! - czaruje ją dalej, nawet jeśli po prawdzie zna tylko te dwa języki obce. Czy będzie go z tego rozliczać? Oby! Avi nie marnuje żadnej okazji, by zabłysnąć, nawet jeśli ma się okazać, że panna językiem włoskim posługuje się biegle i swobodnie, a on zaś głównie w branży firmowej. Ah i podczas kokietowania, no bo czy nie oszczędza europejskich młodzieńców? Naturalnie zabawia ich wszystkich, korzysta z życia i maluje swój - oraz innych! - świat na kolorowo. Kreślący się na kobiecej twarzy entuzjazm jest zaraźliwy. Nie spodziewał się, że w tak prosty sposób zdobędzie jej uśmiech i tym większą radość. Czyżby była to zasługa alkoholu? Zdecydowanie nie! Tę przyjemność zamierza przypisać sobie samemu, bo przecież bajeruje ją przez cały ten czas i tak, robi to głównie po to, by dostrzec jej zadowolenie. Na parkiecie Frankie zachowuje się wspaniale! Ma dobre ruchy, idealnie dopasowuje się do jego, wygina plecy, przyjmuje dłoń, no i czuje muzykę! Momentalnie odrzuca od siebie zwątpienie i puszcza hamulce. Wiruje w tłumie, a Avi nie pozwala jej uciec, jednocześnie starając się nie ograniczać. Nie jest tu przecież po to, by odbierać wolność, a ją uwalniać! ”Doskonale się bawię”, pada z jej ust, a błyszczące spojrzenie w zupełności to potwierdza. Nie ma zamiaru w to wątpić, więc tylko wznosi swoją szklankę do toastu i po kilku łykach powracają na parkiet. Musi przyznać, że udziela mu się jej humor. Lebovitz jest w stanie złapać kontakt z (niemal) każdym, ale spodziewał się, że z Frankie zejdzie mu nieco więcej czasu podczas forsowania grubego muru. Jak się okazuje dobra muzyka, alkohol, no i jego rewelacyjne towarzystwo potrafią przekonać nawet najbardziej nieprzejednanego. Na chwiejące i plączące się stopy reaguje tylko chwilowym niepokojem, zręcznie przechwytując wpadającą w ramiona lekarkę. Nie trzeba być geniuszem, by zorientować się, że tej pani drineczków już wystarczy, zwłaszcza jeśli mają jeszcze trochę drogi do pokonania, aby odholować ją do domu. Obiecał przecież, że zaopiekuje się nią przez cały wieczór, prawda? Nie mógłby jej ot tak zostawić na parkiecie i stwierdzić, że od tej pory musi radzić sobie sama. - Oh doprawdy? - rzuca z rozbawieniem wprost do jej ucha na słodkie wyznanie. Otacza ramieniem i pozwala do siebie przyciągnąć, szczerze zaintrygowany. Nie ma zamiaru jej wykorzystywać, to absolutnie nie w jego stylu. Gdyby nie to, że od wejścia powstrzymywała się, by mu zaufać, zapewne nie miałby większych oporów, by się nią odpowiednio zająć. Jej rozgrzane ciało i lepkie palce zachęcają, by posunąć się o krok dalej, zwłaszcza w połączeniu z tymi uroczymi, zarumienionymi policzkami. - Widzę, że się dobrze bawisz, mówiłem, że nie pożałujesz! - przypomina, jakby choć na moment zdążyła zapomnieć, kto za tym wszystkim stoi i tak naprawdę ją do wszystkiego zachęcał. Obejmując ją wciąż ciasno ramieniem, wolną ręką odgarnia ciemne włosy, klejące się do jej czoła. Musi przyznać, że doprawdy prezentuje się rozkosznie. - Ale niestety robi się już trochę późno - sięga do połowicznego kłamstwa, bo zegar ledwie wskazuje północ. Tyle że Francesca ze swoim tempem przyswajania alkoholu znacząco przyspieszyła finał imprezy. Sam Avi planował zabalować całą noc, robiąc sobie wycieczkę między jednym klubem a drugim. Nie gardzi jednak niespodziewanym towarzystwem, wszak sam zaprosił pannę Paganini (tą z kręgu!) na wspólne imprezowanie. Jej obecność była początkowo ryzykiem, swoistą niewiadomą, budzącą wątpliwości. Czy zmarnuje ten wieczór na nieudolne próby rozruszania młodej kobiety, po czym rozejdą się w swoje strony z uporczywym poczuciem niedosytu, bądź rozdrażnienia? Nie, co do tego akurat Lebovitz nie miał żadnych wątpliwości. Frankie ma silne predyspozycje, by emanować radością i beztroską, wystarczy to z niej tylko wyłuskać. - Chodź księżniczko, odprowadzę cię kawałek. Sprawnie przechwytuje jeszcze jej plecak i zarzuca go sobie przez ramię, by zaraz przecisnąć się do wyjścia. Szczęśliwie okazuje się, że Francesca mieszka w Little Poppy i tak naprawdę nie czeka ich zbyt długi spacer. Noc jest nieco chłodna, więc nakłada na jej ramiona skórzaną kurtkę. Ostatnie, czego chce, to żeby się przeziębiła, nawet jeśli sama jest w stanie się prędko wykurować. Lekko obejmuje ją jednocześnie w pasie, trochę z troski, a trochę dla własnej przyjemności i rusza uliczkami jednej z największych dzielnic Saint Fall. - Mam nadzieję, że masz jutro wolne, bo zwlekanie się z łóżka może być odrobinę problematyczne. - Spogląda na nią z ukosa. - Zwłaszcza jeśli nie ruszasz się zbyt często, polecam długą, gorącą kąpiel. Na pewno się przyda do rozluźnienia mięśni - dzieli się mądrością, którą pewnie wszyscy znają, ale nie każdy docenia prawdziwe walory wylegiwania się w wannie. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : przyszły impresario, nauczyciel żonglerki
Francesca Paganini
ANATOMICZNA : 15
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 14
TALENTY : 12
Było tak, jakby ktoś zdjął jej z ramion ciężar, który dźwigała na nich na co dzień – i zastąpił go miękkim, przyjemnym puchem. Jakby codzienną, gorzką bezradność zapełniła słodka beztroska, ale galopujące zazwyczaj lęki umknęły przed nagłym... czymś. Czymś, co przypominało oranżadę pełną musujących bąbelków; truskawkowo-śmietankowego lizaka; duży, puchaty kocyk; zapach deszczu po gwałtownej ulewie. Czymś miłym. Czymś, czego Frankie mogłaby nie umieć nazwać nawet, gdyby była zupełnie trzeźwa. A nie była – chichotała więc, gdy ciepły oddech Aviego owiał jej ucho i z przyjemnością wtulała się w jego bok, gdy ją objął. Uśmiechała się szeroko, gdy odgarnął jej włosy, spoglądając na niego dużymi, sarnimi oczyma – i sapnęła z rozczulającym rozczarowaniem, gdy stwierdził, że jest już późno. Przecież nie było! Nie było, prawda? Przecież było fajnie, miło, mogli przecież jeszcze zostać i– Możliwe, że część tych grymasów próbowała wyartykułować, marudząc pod nosem. A potem Avi nazwał ją księżniczką i Francesca znów zachichotała cicho, już się nie opierając, bo myśl o jakichkolwiek protestach wyleciała jej z głowy mniej więcej tak szybko, jak się pojawiła. Potem, gdy szli już niespiesznie ulicami Little Poppy, Frankie gadała, mamrotała coś mniej lub bardziej wyraźnie. Coś o tym, żeby nie mówił jej braciom (bo nagle była absolutnie pewna, że przecież zna ich, zna i Valerio, i Elio); o tym, że jego kurtka tak ładnie pachnie (bo rzeczywiście – pachniała, skórą, perfumami Aviego, ale też nim samym; przez dobrą chwilę Francesca wciskała nos w kołnierzyk, niuchając jak mały gryzoń); że zaraz ma dyżur, a oni przecież wyraźnie nie idą do szpitala (nie miała dyżuru zaraz, tylko rano – co w obecnej sytuacji było z grubsza tą samą skalą dramatu); że w głowie jest jej tak śmiesznie (czy jemu też?), że światła tak zabawnie mrugają (czy też to widział?), że obcasy to strasznie głupi wynalazek (na nogach miała trampki, nie obcasy), i że Avi jest jak kolejka górska – Frankie doskonale się z nim bawiła, ale teraz trochę chce jej się rzygać. Nad ranem nie pamiętała nawet połowy z tego. Podobnie jak nie pamiętała pocałunku. To było już po tym, gdy Avi mówił coś o wolnym, a Frankie mamrotała coś o zajęciach czy dyżurze, których absolutnie nie mogła jutro opuścić. I po tym, gdy Lebovitz polecał kąpiel, a Francesca z entuzjazmem dzieliła się nie do końca dobrze wyartykułowaną opowieścią o tym, że kiedyś miała taki zestaw małych, gumowych żabek, i że– To było wtedy, gdy jej kamienica była już w zasięgu wzroku – wciąż dzieliło ich od niej parę kroków – a Paganini nie była tego zupełnie świadoma. To wtedy wyrwała trochę do przodu (niezbyt mądra decyzja), zawirowała radośnie w piruecie (jeszcze gorszy pomysł), wróciła w ramiona Aviego rozchichotana i zarumieniona (doskonały skutek). Radosne iskry błyskały w jej spojrzeniu, gdy wsparła dłonie na ramionach Lebovitza i zadarła głowę, spoglądając na niego z uśmiechem. Potem mimowolnie wygładziła koszulkę na jego ramionach. Potem musnęła nosem jego szyję i przygryzła wargę lekko, rozkoszując się zapachem chłopaka. Potem ze śmiechem otarła się policzkiem o jego policzek, niesfornym kosmykiem włosów załaskotała go lekko. A potem stanęła na palcach i bez zastanowienia (nie była zdolna do zastanawiania się nad czymkolwiek) i bez wahania (nad czym miałaby się wahać?) pocałowała go miękko, tak miękko, jak mogła pocałować go tylko dziewczyna, która nigdy przedtem z nikim tego nie robiła, i która zdążyła zapomnieć, jak bardzo się wstydzi. - Miło smakujesz - wymamrotała mu prosto w usta, wcale nie spiesząc się z odsuwaniem. |
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : RATOWNIK REZYDENT W SZPITALU IM. SARY MADIGAN, STUDENTKA
Avi Lebovitz
ILUZJI : 3
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 15
Pijana Francesca nie jest istotą najłatwiejszą w obsłudze, zwłaszcza gdy nie do końca ma pojęcie o swoim ciele w przestrzeni. Wymaga ciągłej uwagi, wodzenia za nią wzrokiem i pilnowania, by nie wyrządziła sobie krzywdy. W rodzinie cyrkowców powtarza się, że jeden siniak nie stanowi problemu, a drugi to nawet wzmaga siłę charakteru, nie ma więc powodu, by obserwować każdy jej krok. Tyle że Lebovitz chce wodzić za nią wzrokiem, w odpowiednim momencie podawać dłoń, miękko zamykać w objęciach, pozwalać, by ogarnęła ją swobodna beztroska, na jaką zdaje się zwykle nie mieć przestrzeni. Zgrabny piruet w połączeniu ze zwykłą złośliwością losu dają zaskakująco przyjemny efekt. Czuje ciepły oddech na swojej szyi, przyjmuje go z otwartością, zgadza się na moment zawiesić w tej ulotnej chwili, by z kreślącym się na twarzy rozbawieniem obserwować dalsze poczynania panny Paganini. Gdy zauważa, że dziewczę próbuje wspiąć się na palcach, by sięgnąć jego policzka swoim, przytrzymuje ją rękoma w pasie. Złączone usta są zaskoczeniem, którego Avi nie odtrąca - gdzieżby śmiał! Na delikatne muśnięcie warg wznosi jasne brwi, lecz nie odsuwa się ani na moment. - Miło? - powtarza za nią ze śmiechem, z tyłu głowy mając już kilka propozycji na rzucenie wyzwania, by przekonała się, że może być znacznie lepiej, niż tylko miło. Zamiast tego odpowiada na nieśmiały pocałunek, nieznacznie go tylko pogłębiając. - Jestem zaszczycony możliwością umilenia twojego czasu w ten sposób - mruczy dalej zalotnie, bo oczywiście, że podczas ich wcześniejszych spotkań zastanawiał się, jak smakują jej wargi, jak jej ciało odpowiada na dotyk, czy jak wybrzmiewa w jej ustach westchnienie, lecz do tej pory odsuwał je gdzieś na bok, względnie szanując nakreśloną między nimi granicę. Czy powinien się nią przejmować także teraz? Tak, mając przed sobą bezbronne dziewczę, tym bardziej winien się powstrzymać, co też robi, dość niechętnie wypuszczając Frankie z objęć i wskazuje głową na kamienicę, zachęcając ją do wspięcia się na odpowiednie piętro. - Zostawię ci swój numer, jakbyś jednak potrzebowała rano pomocy. - Z wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki wyjmuje długopis, który lata świetności ma już dawno za sobą. Lebovitz nie ma pojęcia, skąd się tam wziął i od kiedy, czy po co w niej tkwi, lecz zdarzają się czasem właśnie takie spontaniczne momenty, gdy pisadło okazuje się zbawieniem. Ujmuje nadgarstek Frankie i przyciąga go do siebie, wolną ręką odsłaniając kawałek ręki. - Możesz też dzwonić, jakbyś chciała umówić się na herbatę, spacer, a może kolejne drinki? - posyła jej sugestywne spojrzenie, wpół zgrabnie zapisując rząd cyfr. Czy napis się zetrze? Zostanie pospiesznie zmyty? A może zwyczajnie zignorowany? To spada już na dalszy plan, skoro poznał jej adres. Wsuwając długopis z powrotem do kieszeni, prostuje się gwałtownie i skłania nisko. - Wytańczona, uroczo zarumieniona i słodko pijana, a także bezpiecznie odholowana do domu. Uważam, że mój obowiązek został spełniony, dziękuję za skorzystanie z moich usług i polecam się na przyszłość - oznajmia przerysowanie oficjalnym tonem, po czym prostuje się od razu, by po raz ostatni sięgnąć wzrokiem ciemnych tęczówek, w jakich upajał się przez cały wieczór. Teraz stara się zapamiętać je dokładnie, bo nie wiadomo, kiedy będą mieć kolejną okazję do spotkania. Oboje zapracowani, w dodatku pochodzący z dwóch różnych miast; sporadyczność wpisana w charakter relacji. - Dobrej nocy, piękna - żegna ją w drzwiach wejściowych, nawet na moment nie przekraczając progu. Kłania się przed nią nisko, obdarowuje ostatnim, figlarnym uśmiechem, po czym zbiega po schodach i znika w ciemności nocy. | zt x2 |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : przyszły impresario, nauczyciel żonglerki