Świece ofiarne Świece te tworzą delikatne świetliste morze w ciemności. Ich płomienie migoczą w różnych kolorach, od złotego po czerwony, rzucając ciepłe światło na twarze modlących się. Ustawione przy bocznych ołtarzach świeczniki specjalnie dla potrzeb wiernych. Czarownicy często dla własnej potrzeby zapalają pojedynczą świecę, gdy zanoszą prośbę do Piekielnej Trójcy. Rozmaite odcienie płomienia odzwierciedlają różnorodność intencji i próśb. Ogniste refleksy na ścianach sprawiają, że miejsce nabiera głębokiego, nabożnego charakteru. Podczas gdy modlący się składają swoje prośby, świece są jak symboliczne punkty, łączące ich intencje z diabelską obecnością. Ponoć świece potrafią skupić uwagę Lucyfera, Lilith lub Aradii. Nigdy nie wiadomo, jakim płomieniem zapłonie świeca, ale wierzy się, że w zależności od koloru ognia, modlitwę przyjęła jedna szczególna część Piekielnej Trójcy. Nieobowiązkowy rzut k3 (obowiązkowy w przypadku zapalenia świecy): K1 – Knot zapłonął jasno złotawym światłem oznaczającym, że Twoje modły trafiły prosto do samego Lucyfera. K2 – Knot zapłonął wyjątkowym, łagodnym białym światłem, oznaczającym, że Twoje modły trafiły prosto do Matki Piekieł, Lilith K3 – Knot zapłonął wyjątkowym czerwonym światłem, oznaczającym, że Twoje modły trafiły do Aradii |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Ashena Asselin
ODPYCHANIA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 188
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 7
TALENTY : 9
26.05.1985 Od tamtych wydarzeń minęło 9 lat. Dziewięć długich, paskudnych lat. Wbrew pozorom Ashena nie zapomniała o tym. A także nie wybaczyła swoim oprawcom, choć wyroki już dawno zostały wykonane i miała pewność, że nigdy nie ujrzą Piekieł. W jakiś sposób to koiło jej duszę, ale nie zawsze. Nawet jeśli gniew nadal tlił się gdzieś w jej wnętrzu, była wdzięczna Lucyferowi za otrzymaną szansę. Za możliwość odpokutowania własnych błędów. Za siłę, by nieść sprawiedliwość każdemu, kto jej potrzebował i karę każdemu, kto na nią zasłużył. Zawsze więc przychodziła do Kościoła Piekieł, poza uczestnictwem w mszach starała się przychodzić sama chociażby raz w tygodniu i modlić się w cichości kościoła, dokładnie tak, jak robiła to teraz. Ofiarne świece zawsze budziły w nie jakąś nostalgię, bez względu na to, jakimi płomieniami płonęły, zawsze w jakiś sposób koiły nerwy. Dzisiaj jednak wyjątkowo znajdowała się tu w zupełnie innym celu. Ojciec Weatherby potrzebował Gwardii w jakiejś delikatnej sprawie, a przynajmniej dokładnie tak brzmiało wezwanie, które otrzymała. Spotkanie z wielebnym umówiono na wieczór, dlatego też Ash postanowiła przyjść nieco wcześniej, by móc w spokoju się pomodlić. Chciała zresztą to zrobić. Prawdę mówiąc wstąpienie do Gwardii dało jej cel, ochrona innych, kapłanów Kościoła, była jeszcze większym celem dającym poczucie, że coś znaczy, że jej życie może się jeszcze do czegoś przydać. Nie mówiła o tym nikomu, może raz jeden, dawno temu napomknęła o tym fakcie, ale potem umilkła, bo nie miało to sensu. Nie chciała być uznana za kogoś nie do końca normalnego. Słyszała nadchodzące kroki, domyśliła się więc, że nadchodził Sebastian. Nie słyszała dodatkowych stóp, więc najwyraźniej ojca Weatherby'ego jeszcze nie było. Nie podniosła się jednak z miejsca, zanim nie dokończyła swojej modlitwy. Wtedy wstała i zapaliła jedną ze świec obserwując, którym kolorem zapłonie jej płomień. Dopiero teraz nadszedł czas, by odwróciła się do Sebastiana, upewniając się, że faktycznie na razie byli sami. Światło świec igrało delikatnie na jej czarnym stroju, dzisiaj wyjątkowo miała jedynie biały dodatek w postaci jedwabnej wstążki zawiniętej na kształt kokardy pod kołnierzykiem czarnej koszuli. Bransoletki jak zawsze ukryła pod rękawami, by nie dźwięczały, tak samo kolczyki nie zwisały z jej uszu. Nigdy nie było wiadome, co zdarzy się dalej. - Verity. - przywitała się spokojnie, skinięciem głowy wyrażając lekkie zadowolenie z jego obecności. Cóż, Ash nie była zbyt wylewna, a już na pewno nie w pracy. Choć teraz miała dobre wyjaśnienie, bo niezbyt często kapłani wzywali do delikatnych spraw. Każdy oficer znał swoje obowiązki, a cała ta sprawa wysyłała bardzo niepokojące sygnały, przynajmniej zdaniem Asheny. - Wielebnego jeszcze nie ma... Nie wiesz może, o co może chodzić z tą delikatną sprawą? - przekrzywiła lekko głowę, opierając się plecami o nawę boczną i krzyżując ręce pod biustem. Ona sama wiedziała tylko, że to coś delikatnego, ale prawdę mówiąc nic więcej. Po chwili jednak dostrzegła, jak w ich stronę szybkim krokiem zmierzał niemłody już kapłan. - Ojciec Weatherby? - upewniła się, bo kapłan prosił wcześniej o dyskrecję. Ash nie chciała popełnić na starcie błędu, jednak mężczyzna szybko potwierdził swoją tożsamość. Asselin przedstawiła się więc krótko, Sebastianowi zostawiając przedstawienie samego siebie i przyjrzała się uważnie ich rozmówcy. Był zdenerwowany, to było widać gołym okiem. I był też zaniepokojony, a to nie wróżyło zbyt dobrych rzeczy. - Proszę nam powiedzieć, choćby po krótce, co się stało. - poprosiła, neutralnym ale nadal uprzejmym tonem. |
Wiek : 32
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Protektor w Czarnej Gwardii, twórca laleczek voodoo
Stwórca
The member 'Ashena Asselin' has done the following action : Rzut kością 'k3' : 2 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Ledwie zamknął jedną sprawę, natychmiast skierował koła swojego auta ku kościołowi i to bynajmniej nie po to, by zejść do podziemi i spisać raport. W kościele — nie pod nim — czekała jeszcze jedna, świeża sprawa, której szczegółów im poskąpiono. Im, to jest, oczywiście, jemu i Ashenie. Wie, że ona również została przydzielona do tej sprawy. Dlaczego aż dwójka oficerów miała się nią zająć? Tego nie wie. Gdyby chodziło o morderstwo czy coś równie mocno zahaczającego o niebezpieczeństwo, rozkazy byłyby jasne i proste, tymczasem szczegółów mieli dowiedzieć się bezpośrednio od kapłana, który zażyczył sobie zaufanych oficerów, jakby to był koncert życzeń. Nie był, a jednak obydwoje tu są. — Asselin — wita się równie oszczędnie, bo ani on, ani ona nie są znani z wylewności, nawet jeśli łączy ich względnie zażyła relacja. O ile tak można to określić. On pomógł jej się zemścić, a ona z jego polecenia wstąpiła do gwardii. Ten typ więzi zdecydowanie można nazwać wyjątkowym. Sebastian traktuje w pewien sposób inaczej każdego, kogo sam wciągnął do gwardii. Czy ulgowo? Bynajmniej. Wręcz przeciwnie. Na treningach to właśnie ci szeregowi, za których czuł się osobiście odpowiedzialny, mieli przejebane najmocniej. Ale też to im był skłonny rzucić krótką pochwałą albo pochlebnym, choć zdawkowym uśmiechem, kiedy nie mdleli i znajdowali siłę, by ostatecznie zebrać swoje obite dupsko do szatni. Ach, stare, dobre czasy. Teraz wszyscy są już oficerami. Jakże te dzieci szybko dorastają. — Nie wiem, ale patrząc na nazwisko… — Nie kończy, bo słyszy kroki odbijające się echem od ścian kościoła. Ojciec Weatherby raczył przywlec swoje szlachetne dupsko. Sebastian i Weatherby, można powiedzieć, nie przepadają za sobą. Kapłan jest w podobnym wieku, co Verity i obaj w tym samym czasie przygotowywali się do przyjęcia święceń kapłańskich. Różnica jest taka, że Sebastian się wycofał, a Weatherby zgrywa teraz ważniaka, choć ledwie prześlizgnął się przez wszystkie etapy. — Tak — odpowiada szorstko ojciec Weatherby, taksując Ash niekoniecznie przychylnym spojrzeniem i zamiast odpowiedzieć, jakby na coś czeka. — A pani nie raczy ujawnić, z kim rozmawiam? Sebastian wywróciłby oczami, gdyby tylko cofnął się dwadzieścia lat wstecz. Na szczęście urósł w niemal nieograniczoną cierpliwość do buców pokroju tego kapłana. Szacunek za oddanie Kościołowi? Obecny. I jedyny, jakim może mężczyznę obdarzyć. Ale nie jest tu towarzysko. No i nauczył się dawno, że z kapłanami, jacy by nie byli, lepiej żyć dobrze. To potrafi przynieść korzyści. Poza tym, częściowo jest to zwyczajnie wpisane w jego profesję. Ash też ugryzie się w język. Taka robota. Kapłan nie poświęca więcej uwagi Ash, jakby w ogóle się do niej nie zwrócił i przenosi spojrzenie na Sebastiana. — Verity — burka krótko. Choć niechęć jest obopólna, żaden z nich nigdy otwarcie jej nie wyraża. Nauczyli się tolerować. Sebastian wie, że z kapłanami trzeba grzecznie, a Weatherby wie, że lepiej nie wkurwiać tych, którzy bronią mu dupy. Najwidoczniej młoda buzia, płeć i karnacja Ash nie pozwoliły mu się powstrzymać nawet pomimo tej świadomości. — Spójrz. Ktoś mi bezczelnie grozi, takie listy dostaję do skrzynki od przeszło dwóch tygodni. Sebastian bierze w dłoń kartki papieru, na których poprzyklejane są literki z różnych gazet. Treść jest różna, ale meritum rzeczywiście jest łatwe do wywnioskowania. Rzecz w tym, że większość kartek ma obdarte brzegi, zupełnie, jakby ktoś urwał ich część. Verity przekazuje drobny pliczek do rąk Asselin, żeby również się zapoznała. — Wiadomości przyszły dokładnie w takiej formie? Niektóre wyglądają na niepełne — zauważa i obserwuje, jak kapłan lekko się zapowietrza. — A co ty mi tu sugerujesz? Po co miałbym przy nich majstrować? Brew Sebastiana unosi się delikatnie i zerka na Ash, ale nie komentuje. Nic przecież nie sugerował. Wygląda na to, że mają swoją odpowiedź. Kapłan chciałby złapania sprawcy, ale nie zamierza wyjawić im pełnej prawdy. Jakże miło, kiedy ofiara sama utrudnia śledztwo. Prosi się o westchnięcie. — Masz podejrzenia odnośnie tego, kto może je zostawiać? — zadaje standardowe pytanie, zwracając się na „ty” ze względu na długoletnią znajomość. Od lat żaden z nich nie bawi się w panów względem siebie nawzajem, z kolei „ojcze” nie przeszłoby Sebastianowi przez gardło poza oficjalną oprawą, w której byłoby to wymagane. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Protektor
Ashena Asselin
ODPYCHANIA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 188
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 7
TALENTY : 9
Uśmiechnęła się mimowolnie, kącikiem ust widząc, jak świeca zapłonęła łagodnym białym światłem. Niektórych próśb czy modłów nie kierowało się ku konkretnej osobie, ale w pewien sposób Ash była zadowolona, że to właśnie do Matki Lilith trafiła jej prośba. Niestety nie mogła dłużej się nad tym zastanawiać, bo nadszedł Sebastian. W sumie był jedną z naprawdę niewielkiej liczby osób, z którymi po prostu lubiła pracować. Jaka by nie była sprawa, na pewno dadzą sobie radę. Odruchowo też wróciła wspomnieniami do pierwszych treningów, gdy była jeszcze szeregową. Cóż, przeszła wtedy przez totalny młyn, nie raz przeklinała Sebastiana, czując potem dumę na każdą rzadką pochwałę. Naprawdę wiele przeszła od tamtego momentu. Nigdy jednak nie zapomniała, że pomógł jej się zemścić, że tak naprawdę w pokrętny sposób dał jej nowy cel w życiu. Ash była święcie przekonana, że Lucyfer maczał w tym palce, choć to Lilith dzisiaj przyjęła jej modlitwę. Uniosła brew w górę, słysząc komentarz na temat nazwiska. Czyżby Verity znał wielebnego? Niestety nie zdołała dopytać, bo wspomniany wielebny zdążył pojawić się na scenie. Mina Ash nie zmieniła się ani na jotę, gdy okazało się, co mniej więcej drugi Gwardzista miał na myśli. Buc, cham, rasista i jeszcze seksista. Asselin spojrzała na kapłana całkowicie neutralnym spojrzeniem – przecież była Wywiadowcą wcześniej, potrafiła kłamać ludziom w żywe oczy i na pewno potrafiła skutecznie skrywać własne myśli na tematy innych osób. Wprawdzie musiała sobie powtórzyć, po co naprawdę tu jest i że jedna jaskółka wiosny nie czyni – nie mogła oceniać wszystkich kapłanów za zachowanie tego jednego. Chociaż prawdę mówiąc był typowym Amerykaninem w średnim wieku, pomijając tych normalnych przedstawicieli tej grupy wiekowej. - Asselin. – powiedziała jedynie krótko, bez żadnych emocji, gdy zaczął nieco po chamsku domagać się jej tożsamości. Nie wstydziła się własnego nazwiska, podawanie imienia i tak nie miało większego celu, Ash była prawie pewna, że nawet by go nie użył. Nawet się nie pomyliła, gdy facet natychmiastowo stracił nią zainteresowanie, zwracając się tylko i wyłącznie do Sebastiana, jakby ona sama była czymś gorszym i nie wartym uwagi. No, w pewien sposób nawet jej to nie zdziwiło. Nie dość, że była kobietą, dla takich jak wielebny z natury czymś gorszym, to jeszcze jej karnacja zapewne była nieco za ciemna. Nie zamierzała jednak w żaden sposób dać się wyprowadzić z równowagi, mogła najwyżej współczuć tym, którzy musieli z nim obcować na co dzień. Nie pozwoliła także, by jakakolwiek z tych myśli odbiła się na jej twarzy. Ash całą sobą wykazywała jedynie neutralne zainteresowanie sprawą i nic poza tym. Tutaj była oficerem Czarnej Gwardii, prywatne poglądy odchodziły na bok, tak jak jakiekolwiek urazy, które mogłaby odczuć prywatnie. Oficer Ash nie mogło urazić po prostu nic, taka praca i tyle. A do kapłanów i tak się nie pyskuje, bez względu na wszystko, bo po co sobie grabić. Nawet nie spojrzała więc na Sebastiana w porozumiewawczy sposób. A powinna przecież chociażby przewrócić oczami. Pomijając już fakt, że potem to ona będzie jedną z tych, których zadaniem jest ochrona takich jak Weatherby. Aż kusiło spytać, kto pokarał jej towarzysza znajomością z tym kapłanem, ale to była rozmowa na chwilę, gdy już zostaną sami z przedstawioną sprawą. Sięgnęła po podany jej pliczek, uważnie przeglądając każdą jedną karteczkę. Przynajmniej to daje jej opcję ignorowania kapłana, tak jak ten ignoruje ją samą. Sebastian zauważa oczywistość oderwanych kartek, Ash natomiast notuje w myślach, że niektóre zdania wyglądają na urwane. Kapłan ewidentnie chce coś ukryć – jego odpowiedź na pytanie Sebastiana ewidentnie na to wskazuje. Ash udała jednak, że nie zauważa tego i wierzy w jego pierdolenie. Na spojrzenie towarzysza też nie odpowiedziała, przede wszystkim dlatego, że obawiała się, że za bardzo mogłoby to zdradzić jej opinię. Poza żądaniem kasy w tych listach jest coś więcej, ale wielebny nie chce tego przyznać. - Raczej można by uznać, że szantażysta chciał napisać coś więcej i zrezygnował lub dalsza część kart mogłaby ułatwić jego identyfikację. – stwierdza zaskakująco dyplomatycznie, nawet jeśli teoria jest naciągana. Chociaż tak naprawdę naciągane być nie musi, ale szantażysta musiałby być skończonym idiotą… W sumie nawet to jest idiotą. Przecież wiadomo, że w którymś momencie w sprawę wmiesza się Gwardia. - Gdybym miał podejrzenie, powiedziałbym od razu. Albo sam poszedł się rozmówić z szantażystą. To bezczelność atakować kapłana. – akurat jest to jedna rzecz, z którą Ash jest w stanie się zgodzić. Trzeba mieć nie po kolei w głowie, by porywać się na kapłana, ale z listów niespecjalnie wynika cokolwiek, gdzie mogliby zacząć. - Czy te listy zaczęły się po jakimś bardziej konkretnym wydarzeniu? – spytała nagle, unosząc wzrok znad kartek. – Na przykład po jednej z mszy z ostrzejszym kazaniem? Ewentualnie czy zna pan kogoś, kto mógłby mieć do pana jakieś pretensje? – pytania były całkowicie rutynowe, potrzebowała punktu, od którego mogłaby po prostu zacząć badanie sprawy. |
Wiek : 32
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Protektor w Czarnej Gwardii, twórca laleczek voodoo
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Sebastian oczywiście, choć jak na miarę swoich czasów oraz wieku jest nadzwyczaj postępowy, w żadnej mierze nie odczuwa dyskryminacji ze strony kapłana tak jak Asselin. Prawdopodobnie, gdyby mu powiedziała, że mężczyzna traktował ją z góry i od początku był uprzedzony, uznałby, że trochę przesadza. On po prostu nie lubi doszukiwać się drugiego dna, kiedy nie jest to potrzebne, a przede wszystkim — jest zdrowym mężczyzną ze zdrową dozą ignorancji wobec problemów, które nigdy nie będą go dotyczyć. W zasadzie to przecież niedziwne, że kobiety w gwardii nie wzbudzają takiego respektu i natychmiastowego zaufania jak mężczyźni. On sam już dawno przestał patrzeć na gwardzistki przez pryzmat ich płci, bo sam najlepiej wiedział, jak są przeszkolone, ale bardzo dawno temu, kiedy dopiero co wstępował do gwardii, też szydził sobie pod nosem z bab w gwardii. Tylko do momentu, aż jedna z nich nie przestawiła mu szczęki. No ale prawda była też taka, że znacznie mniej kobiet nadawało się do takiej roboty niż mężczyzn. Płeć piękną stworzono przecież do innych, czystszych celów. Z pewnymi wyjątkami, których nie wypada mu doceniać choćby przez wzgląd na powody, dla których osoby takie jak Asselin czy Judith kończyły w gwardii. Mężczyźni mogli przywdziać czerń przed ślubem (nawet jeśli mało który się na to decydował), ale u kobiet zawsze wiązało się to z pewną stratą. Jakby nie było, nie poświęca ni krzty uwagi lekceważeniu Weatherby’ego wobec swojej partnerki. Pewnie nie poświęciłby temu większej uwagi, nawet gdyby mężczyzna rozpłaszczył swój seksizm czy rasizm o jego twarz. Sebastian jest już w jednej ze swoich szufladek, a tam, gdzie pojawia się robota, tam prywata odchodzi na bardzo daleki, nieosiągalny plan. Na szczęście i gwardziści i gwardzistki są odpowiednio przeszkoleni nie tylko pod względem fizycznym, ale również tego, kiedy należy zamknąć pysk. Profesjonalizm Asselin jest tak nienaganny jak spodziewany. Ashena posuwa się nawet do tego, by wielebnego tłumaczyć, choć przecież obydwoje wiedzą, że to pierdolenie. Mężczyzna coś ukrywa, a więc sprawa najpewniej jest z jakichś powodów śliska i delikatna. Irytuje go to — zmarnują czas na dociekaniu, co za tym stoi, choć Wheatherby mógłby im to wyjawić w minutę. Prędzej czy później przecież i tak odkryją wszystko w toku śledztwa. To ich praca. Czego on się spodziewa? Jeśli złapią sprawcę, będą go przesłuchiwać, powie przecież wszystko to, co on teraz zataja. Właśnie sobie przypomniał, dlaczego tak nie znosił tego człowieka. Ludzie bez piątej klepki srający wyżej niż dupę mają, zajmują szczególne miejsce w piramidce utrapień. Kapłana atakować to rzeczywiście bezczelność, ale gdyby Sebastian miał powiedzieć, czy dziwi się, że facet zaszedł w końcu komuś za mocno za skórę, to by musiał skłamać. — Jakim znowu ostrzejszym kazaniem? — Wheaterby tylko psioczy i psioczy, a spojrzenie, które posyła Asselin wcale nie wydaje się ugłaskane jej próbami współpracy. — Nic nie zrobiłem, nikogo nie znam. To jakiś łobuz, albo zbój, margines społeczny. Zamiast się za pracę wziąć, to poczciwych ludzi chce okradać i to pod groźbą! Sebastian zerka na kartki, zerka na Wheatherby’ego i powstrzymuje się mocno przed uniesieniem brwi. Jeśli już, jego oblicze jest tak nienaturalnie nieekspresyjne, że mogłoby wydawać się wręcz znudzone. — Tylko dlaczego miałby oczekiwać, że dasz mu jakiekolwiek pieniądze? Nie ma tu nic, co by- — A bo ja wiem! A co to, moja rzecz, żeby bandytom do głowy wchodzić? Ja chcę mieć tylko nieświęty spokój, Verity i się o rodzinę nie bać. Mnie nie interesuje, co się komu uwidziało. Co za różnica, o co mu chodzi? Złapać go macie, a nie filozofować. — Czyli nie przekazywałeś mu do tej pory żadnych pieniędzy? — A skąd. Sebastiana uczono jak wykrywać kłamstwo, prowadził w życiu również wiele przesłuchań. Wheatherby ładnie maskował swoje pierdolenie złością, ale zdradzały go drobne gesty i ruchy. Wszystkie te małe szczegóły, których być może ktoś nieprzeszkolony odpowiednio rzeczywiście by nie zauważył. — W porządku. — Przecież mają mnóstwo czasu, żeby go marnować. — Gdzie i o jakiej porze znajdowałeś listy? Chcielibyśmy się tam rozejrzeć. — W domu, na wycieraczce. Z rana. Po nocy musiał chodzić i bramę przeskakiwać, ale od nas nikt nic nie słyszał, ani nie widział. Nawet pies przy budzie ni szczeku, ni pisku. Rzekomu łobuz albo był wyjątkowo sprawny i cichy, albo pomagał sobie czarami. Jakimi i czy w ogóle? Tego muszą się dowiedzieć. Skoro jednak listy nie przestawały przychodzić i pojawiają się w nocy… Cóż, mogliby po prostu poczekać na delikwenta w ukryciu. Pytanie, czy groźby podrzucane były w regularnych odstępach czasu, czy zupełnie losowo. Zapomniany rzut na konsekwencje po evencie: 2 — nic się nie dzieje |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Protektor