Lawendowa ekspozycja Kogoś ewidentnie poniosła tu fantazja. Lawendowa ekspozycja stworzona z kwiatów, pomalowanych grubą warstwą farby opon i kilku nigdy niezgniłych jabłek pojawiła się w Wallow z dnia na dzień. Chociaż na początku władze wsi chciały ją rozbierać i usuwać, mieszkańcy wsi sprzeciwili się, uznając, że jest "bardzo ładna". |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
14 luty 1985 Dotknij mnie czternastego lutego. O czwartej rano. Ubierz się ciepło. Przeczytałam znowu ten tajemniczy list, który dostałam kilka dni temu. Brak podpisu i najzwyklejszy kamień w małym pudełeczku też nie dawały mi żadnych wskazówek. Do głowy przyszła mi na początku tylko jedna myśl - mama. Chaos w moim umyśle zawrzał jeszcze bardziej, bo już od dłuższego czasu traciłam nadzieję na jakąkolwiek wieść od niej. Do głowy przychodziły mi jeszcze inne pytania. Dlaczego akurat ten dzień, dlaczego akurat ta pora? Podejrzewałam jeszcze, że może jednak chodzić o coś innego, ale i tak postanowiłam spróbować, nawet jeśli ta mała skała była czymś zaklęta. Jeżeli byłaby jeszcze szansa, że kiedykolwiek ją zobaczę, to nie wybaczyłabym sobie, jeśli bym nie spróbowała użyć tego kamienia, który prawdopodobnie mnie gdzieś przeniesie. Ubrałam więc się ciepło, domyślając się, że wyląduję gdzieś na zewnątrz. Opatuliłam się ciepłą, zimową kurtką i z zegarkiem w ręku pilnowałam czasu. Oczywiście wyszykowałam się o pół godziny za wcześnie, przez co lekko się spociłam. Nie miałam też nic innego do roboty, a spać też nie mogłam. Cały ten stres skutecznie uniemożliwił mi uśnięcie dzisiejszej nocy, więc siedziałam przy biurku z systematycznie podskakującym kolanem, wpatrując się bez większego namysłu w skałkę. Gdy tylko wybiła u mnie na zegarze umówiona godzina, bez wahania dotknęłam kamienia i momentalnie obraz przed moimi oczami zawirował. Cała akcja trwała może z sekundę, ale poczułam się, jakbym z nieba spadła z prędkością światła w czeluści piekielne i wróciła znowu na ziemię. Upadłam na kolana, które momentalnie zanurzyły się w grubej warstwie śniegu. Mój żołądek również skręcił się z pięćdziesiąt razy, przyprawiając mnie o mdłości. Rozejrzałam się niepewnie po otoczeniu, ledwo rozpoznając Wallow zanurzone w swoim zimowym klimacie. Ujrzałam też w ciemnościach pewną sylwetkę. Z trudem postawiłam się na nogi i podeszłam bliżej, rozpoznając z zawiedzeniem znajomą twarz. - To jest jakiś żart? - Przerwałam wreszcie panującą tu ciszę z wyczuwalnym gniewem w głosie. Zawiodłam się i to bardzo mocno. Nie obchodziło mnie już, po co Cecil mnie tu wezwał, bo i tak nie zamierzałam go słuchać. To wszystko miało potoczyć się zupełnie inaczej. Myślałam, że wreszcie ją spotkam i wszystko mi wytłumaczy, ale teraz znowu płomyk nadziei zgasł. - Bardzo, kurwa, śmieszne - Rzuciłam z całej siły w niego tym zasranym kamieniem, licząc, że zaboli go to tak bardzo, jak mnie jego widok, nie dając mu szansy dojść do głosu. Wiedział, że moja matka zaginęła, a i tak wysłał mi tak skonstruowaną wiadomość. Zabrało mu się może na wspominki i zdecydował się, że teraz jest idealna pora na zemszczenie się na mnie za ten błąd, który popełniłam w trakcie mojej znajomości z Teresą? A myślałam, że jest mądrzejszy... Zasrany debil... |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
Kamień spoczywał na blacie biurka, między kieliszkiem, na którego dnia zaschły ostatnie krople czerwonego wina, a wielokrotnie przeczytanym listem o treści tak enigmatycznej, że wzbudzał w jego odbiorcy spectrum ambiwalentnych odczuć. - Dotknij mnie czternastego lutego - zarecytował z pamięci, natarczywy wzrok wbijając w odłamek, jak mu się wydawało, obsydianu. Kiedy zetknął palce z jego gładką powierzchnią, poczuł zalewające paliczki nieuzasadnione, ale przyjemne ciepło. - O czwartej rano. - Zerknął na zegarek. Wskazówki leniwie obracały się po tarczy. Większa znalazła się obok "12". Pięć minut. Zostało pięć. Posłuszny krótkiej instrukcji ubierz się ciepło narzucił na ramiona płaszcz, zakrywając nim materiał butelkowozielonej koszuli. Starł z ust szminkę, obwiązał szalikiem szyje, przygładził dłonią włosy i w końcu prawą sięgnął po kamień. Objął w go palcach. Jedyne, co mogło przekonać do tego szaleństwa, to krótki dopisek, przy rogu kartki - Ku chwale Lilith. Poczuł się jak porażony prądem, gdy wybiła czwarta. W oddali usłyszał dźwięk dzwonków kościelnych. Zaczerpnął haust powietrza i przymknął powieki, zanurzając się w strumieniu własnych myśli, by odciąć się od nieprzyjemnego uścisku w klatce piersiowej. Kilka sekund później, choć w tym utraconym poczuciu rzeczywistości, wydawało mu się ten precedens wydłużył o co najmniej godzinę, a mu zabraknie tlenu, który napełnił płuca, podeszwy jego sięgającego kostki obuwia zapadły się w śniegu, on otworzył gwałtownie oczy. Cecilowy wzrok spoczął na awangardowej ekspozycji – nie docenił zamysłu artystycznego twórcy, „wielbiciel opon”, tak nazwał go w myślach, co kazało mu sądzić, że nie wypracowałby z nim nici porozumienia. Kiedy w jego głowie zatliła się ta myśli, do jego uszu doleciały wybrzmiewające gniewem słowa. Zlokalizowanie ich źródła było jednie kwestią zwróceniem twarzy ku północy. - Żart? - prychnął, jakby ucierpiała na tym nie tylko jego duma, ale również poczucie humoru. Nie solidaryzował się ze stanem emocjonalnym Blair, ani z jej impertynenckim zachowaniem, które powinno wywołać u Cecila rozdrażnienie, ale stępione przez bezsenną noc nerwy nie funkcjonowały jak powinny. – Żartem jesteś ty, Scully - nazwisko kobiety wypowiedział z obrzydzeniem, jakby dopiero co wypił sok z cytryny nierozcieńczony wodą. Pożałował, ze wypił tylko dwie lampki wina. Jego słowa nie pozostały długo bez odpowiedzi. Poczuł ją własnej skórze, gdy Blair ze złośliwymi ognikami w spojrzeniu, rzuciła w niego kamieniem, podobnym do tego, który ściskał między placami. Dostał w ramię. Szorstki materiał płaszcza i bufoniaste rękawy koszuli zamortyzowały uderzenie, więc nie dał jej satysfakcji, nawet nie syknął, twarz nadal miał skąpaną w pozornym spokoju. - Zaangażowanie, jakie wkładasz w to, by wypaść wiarygodnie w tej roli, jest imponujące, Scully - chód w spojrzeniu Cecila dorównywał temu, który podgryzał im skórę, wślizgiwał się pod poły płaszczów i przenikał do kości. Zadrżał pod jej wpływem. – Zasługujesz na Oskara - pogardliwy komplet nie był jedyną linią obrony Forgarty'ego, ale w tym wypadku większą przyjemność czerpał, doprowadzając ją do szewskiej pasji. – Jeśli to randka, osobliwie okazujesz swoją sympatię - drwiący grymas ułożył się na jego wargach, zanim w ogóle pomyślał o tym, jakie może napotkać z tego powodu konsekwencje. Blair wyglądała na niezwykle zdeterminowaną, by wyrządzić mu krzywdę, a on, o czwartej nad ranem, myślał tylko o tym, żeby napić się kawy i zapalić papierosa. Jedną z tych zachcianek mógł zrealizować na miejscu. – Jak szybko mam pozbawić cię złudzeń? - Zanurkował ręką do kieszeni płaszcza. Place zamknął na prostokątnym pudełku, wyjął i ostrożnie podszedł do rozdrażnionej jestem-kurwa-pępkiem-świata Scully. – Tymczasowy rozejm? - zaproponował z typową dla siebie bezczelnością, spodziewając się, że prędzej kobieca pięść znajdzie drogę do jego nosa, o co sam się prosił, krzywiąc usta w prowokacyjnym uśmiechu. Zachował wiec stosowny dystans, by w razie czego zareagować na kolejną pozbawiona tkliwości czułość. Ostatnio zmieniony przez Cecil Fogarty dnia Nie Lut 19 2023, 17:46, w całości zmieniany 1 raz |
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Stwórca
The member 'Cecil Fogarty' has done the following action : Rzut kością '(S) Zakochani' : |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Nie doszłam jeszcze do siebie po tej nagłej teleportacji. Miałam wrażenie, że mam nietypowo ciężką głowę, a nudności bardzo powoli mi przechodziły. Starałam się tego nie okazywać, nie przed nim. Każde jego wypowiedziane słowo, ich ton, sposób otwierania ust, mimika, mogę tak wymieniać bez końca, sposób poruszania, bezczelne spojrzenie, wyjątkowo mnie frustrowały, ściskając moje wnętrzności. Był jedną z osób, których nie trawiłam od samego początku, od pierwszego spojrzenia, wtedy jak przedstawiła mi go Teresa. W tamtym momencie nie śmiałabym jej wspomnieć nic na temat jej brata, ale teraz nie miałabym żadnego skrupułu. Nie byłam w sumie pewna, czemu tak denerwował mnie tym wszystkim, ale przyznam, że wychodziło mu to wzorowo. Żałowałam jeszcze, że wyrzuciłam na początku ten kamień w jego stronę, bo teraz chętnie przywaliłabym mu w ten bezczelny grymas na twarzy. Niestety jego rozkwaszona buzia musi na razie zostać w mojej wyobraźni. Prychnęłam tylko śmiechem w odpowiedzi na jego monolog, który zakończył się propozycją rozejmu i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej: - Och, Cecilu... Nie śmiałabym w żaden sposób zabiegać o twoje względy - Spojrzałam się na niego z obrzydzeniem tak mocny, że skurcz mięśni twarzy przy nozdrzach, podniósł mi niesymetrycznie górną wargę. Mój wcześniejszy rzut go nie zabolał, co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało i znowu wpoiło we mnie to uczucie bezsilności. Musiałam znaleźć jakiś sposób, żeby jego prowokacyjny uśmieszek zniknął z jego twarzy. - Widziałam wtedy w lesie, jak patrzycie się na siebie - Zaczęłam, wspominając o Lyrze. Nie raz słyszałam plotki na jej temat. Afera z martwym narzeczonym efektywnie podcięła skrzydła młodej aktorce. Miałam nadzieję, że uda mi się przewrócić to na moją korzyść w tej konwersacji, bo domyślam się, że ataki w stronę blondyna nie przyniosą żadnych skutków. - Z tego co wiem, to umie pozbyć się problemów... bez ponoszenia konsekwencji... Nie chciałabym więc stanąć jej na drodze... - Westchnęłam ciężko z fałszywym niepokojem. Nie znałam jej za dobrze, choć nie wzbudziła we mnie ani grama zaufania. Nie wyglądała na zabójczynię, ale jeśli jest dobrą aktorką, to może ta umiejętność sprawiła, że uciekła od konsekwencji prawnych. - Idealnie dobrała się do kogoś o nazwisku Fogarty - Teraz ja wbiłam w niego wzrok pozbawiony szacunku, w taki sposób, jak on wypowiedział się o mojej godności. Uśmiechnęłam się przy tym równie prowokująco co on. Fogarci mają wiele za uszami, więc był ostatnią osobą, która mogła drwić z rodziny Scully. Teraz tylko czekałam na jego reakcję. Chciałam zobaczyć, jak pęka ta bezuczuciowa powłoka, jak chłód w jego oczach zastąpią emocje, nawet na sekundę. Z moich przemyśleń wyrwała mnie dopiero wanna. Wzięła się znikąd, jestem pewna, że wcześniej jej tutaj nie było, gdy się rozglądałam po okolicy. Kolorowa piana mieniła się w różnych kolorach, a unoszącą się para znad niej, świadczyła o tym, że woda musiała być gorącą. Przydałaby mi się aktualnie ta kąpiel, bo aktualnie zaczynałam powoli zamarzać w tym rustykalnych klimatach. Policzki i nos mimowolnie mi się zaczerwieniły, jak palce u dłoni, ale schowałam je do kieszeni kurtki. - To też twoja sprawka? Przewróciłam znużona oczami. Miałam już mieszane uczucia odnośnie tej sytuacji. Nie widziałam żadnego sensu w jego czynach, szczególnie w tej jego gierce, że to niby ja go tutaj wezwałam. - Czego chcesz? - Spytałam teraz całkowicie poważnie i oczekiwałam równie poważnej odpowiedzi. Miałam już dosyć tego całego absurdu, a do domu czekała mnie długa, mroźna droga. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
Nie wiedział czemu Lilith tak z niego zadrwiła. Nie był aż takim masochistą, by z własnej woli skazywać się na takie cierpienie, jakim niewatpliwie było towarzystwa Blair, której spojrzenie czuł na własnej skórze. Starał się myśleć racjonalnie. Starał się zatopić topór wojny, choć z trudem walczył sam ze sobą, by nie potraktować ją jednym z zaklęć iluzji, by chociaż przez chwile zagłuszyć sączący się z jej ust jazgot, przez który nie mógł się skupić i który stopniowo doprowadzał go do szewskiej pasji, ale za wszelką cenę starał się to ukryć, w ironicznym uśmiechu tańczącym na ustach i pogardliwym spojrzeniu. Skoro odmówiła przyjęcia papierosa, wsunął jednego do własnych ust, a resztą schował do głębokiej kieszeni płaszcza. Plastikowa zapalniczka pstryknęła pod naporem palca. Sączy się z niej płomień ogrzał skórę prawego policzka, gdy zbliżył go do twarzy. Jarząca się końcówka papierosa sączyła po tym, jak wziął pierwszego bucha. Poczuł ulgę dopiero, jak dym wypełnił płuca. Podtrzymał go tak długo, jak długo trwała tyrada Blair, napawając się ulgą, jaki tytoń dostarczał jego organizmowi, w inny wypadku już dawno puściłby mu nerwy, a gniew wypełnił przestrzeń między żebrami. Na Lilith, Cecil, nie ulegaj jej prowokacji. Ta suka tylko na to czeka, mamrotał w myślach jak mantrę, nie odrywając wzroku od twarzy, która wzbudzała w nim spectrum emocji, które tłumić musiał, zaciskając mocno zęby na filtrze papierosa. Irytacja, że w ogóle musiał dzielić z nią wspólną przestrzeń i oddychać tym samym powietrzem, co ona. Złość, że w przeszłości zraniła Teresą tak dogłębnie, że do tamtej pory bliźnięta mierzyły podejrzliwym spojrzeniem kaczego, kto się do nich zbliżył i poddawały nieustanie pod wątpliwość jego intencje, aż nie dowiódł swojej lojalności. I w końcu pogłębiającą się z miesiąca na miesiąc niechęć stawała się równie nieznośna, co uczucia, jakie ulokował w Lyry. Aż do dzisiaj, kiedy uzmysłowił sobie, że była całkowicie odwzajemniona. - Ma więcej zalet - odpowiedział w końcu, papierosa obracając między palcami. Cóż za niedorzeczna była to myśl, że Lyra patrzyła na niego z takim samym uwielbieniem, jak on na nią. Nie wyleczył się z miłości do niej, ale ona już dawno przegnała te uczucia. Zgubiła w je pocałunkach, jakie wymieniała z Aaronem. - Przede wszystkim potrafi być bardzo przekonywująca, kiedy jej na czymś zależy. - Blair, masz pecha. Już dawno przestało jej na mnie zależeć. Złych argumentów użyłaś, żeby mnie sprowokować. – Jestem pewny, że wkrótce się o tym przekonasz, jeśli nie przestaniesz mi się narzucać. Jego imię w jej ustach, tak samo, jak nazwisko, brzmiało jak oblega. "Więc masz nazwisko Fogarty, tak?" - pogardliwe echo tych słów odbijało się od jego czaszki. Słyszał je tak wiele razy wypowiedziane w podobnej tonacji, że w końcu do nich przywykł. Był Fogarty'm, z krwi i kości, i nigdy nie ukrywał, że jest inaczej. Nienawidził świata równie mocno, co świat jego. Nienawiść tą miał odbitą w spojrzeniu, kiedy w kilku krokach skrócił dzielący ich dystans, tak dotkliwie, że czuł jej ciepły oddech przy swojej skórze. Na parawan zerknął ledwie kątem oka. Nie miał już żadnych wątpliwości, że to żart, chory, nieśmieszny żart. - Scully, ty wciąż wierzysz, że nie ma nic lepszego do roboty, dlatego postanowiłem dotrzymywać ci towarzystwa o czwartej nad ranem? - przez ton głosu Cecila przebiła się nuta zwątpienia w predyspozycje umysłowe stojącej przed nią kobietę, owe zwątpienia pojawiła się także w jego spojrzeniu, nie trąciło już rozżaleniem, a rezygnacją. Nie wiedział czemu nadal tak usilnie starała się przekonać zarówno siebie, jak i jego, że to on zainwestował swój czas, by ich tu sprowadzić i zorganizował wannę. W imię czego? Święta zakochanych? Walentynek? Prychnął w myślach, cóż za absurd! Gdyby chciał zrobić jej na złość, wylądowałaby tu sama, bez możliwości wylądowania na nim swojej frustracji, jaką czuł w każdym jej oddechu. - Powiedz mi, dlaczego miałbym sprawiać samemu sobie taki zawód, a tobie taką przyjemność? Niczego od niej chciał. Kiedyś chciał się zemścić za to, jaką jedzą była dla Teresy, dzisiaj - nie czuł już dawnej satysfakcji, gdy wyobrażał sobie, jak zaklęcia iluzji odbierają jej resztki zdrowego rozsądku. - Przyjrzymy się faktom. Dostałaś list, prawda? - zapytał, recytując jego treść, by wytrwać w swoim przekonaniu. – I... - urwał, gdyż obłoki pary unoszące się nad wanną, na których na moment zawiesił wzrok, ukształtowały się w słowa: Kąpiel to wasza jedyna szansa na pojednanie. Ku chwale Lililth. - Nadal uważasz, że to moja inicjatywa? |
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Atmosfera gęstniała z minuty na minutę, ale nie przez Cecila. To ja musiałam się trochę uspokoić. Wcześniejszy zawód efektywnie wyprowadził mnie z równowagi, a nadmiar złych emocji próbowałam wyładować na Fogarty'm. Ten jednak, jak na złość, nie dał się tak łatwo i z kamienną miną słuchał, jak próbuje wbić mu jakąś szpilkę. Palił tego papierosa, jakby właściwie z moich ust nie wydobywał się żaden dźwięk. Musiał nie skupiać się na tym, co mówię albo wybrałam zły temat. Myślałam, że jak powiem kilka słówek na tę jego dziewczynę, to uda mi się zobaczyć jakąś frustrację w jego oczach, ale pozostały takie same, bez zmian. Ta obojętność jeszcze bardziej podnosiła mi ciśnienie. - Nie wątpię. Z pewnością umie chwytać za serce... - Przewróciłam zirytowana oczami na koniec tematu Lyry i znowu wróciłam do rozmyśleń. Jak mogę zrobić coś, co go zaboli? Przez myśl przeszło mi zaczęcie tematu Teresy w równie niemiły sposób, ale to już chyba byłby cios poniżej pasa, na który bym się nie skusiła. Jednak jesteśmy tu sami, pośrodku dosłownie niczego i dopiero teraz uświadomiłam sobie, że próba doprowadzenia Cecila do gniewu, frustracji i złości mogłaby się dla mnie źle skończyć. Wygląda na spokojnego, ale kto wie, jak się zachowuje w ferworze emocji? Może przez to, że tak trudno go zezłościć, nie umiałby nad tym zapanować? Nie wiem, nie znam się za bardzo na psychologii, ale te przemyślenia trochę mnie ostudziły. - Na Lilith... Skąd mam znać twoje, czy nie twoje intencje?! Pierwszą moją myślą było to, że robisz sobie ze mnie jakieś jaja... Nie wiem sama już.. jestem wyczerpana, jest mi zimno i mam cię dosyć... - Westchnęłam ciężko z wyrzutem. Teraz już zwątpiłam w teorie, że to plan Cecila, ale kto wie. Mógłby mnie teraz oszukiwać, ale nie miałam zbytnio już siły do tego człowieka, dlatego zdecydowałam się nie drążyć dalej tego tematu. Po prostu wrócę na Broken Alley, wejdę do domu i pójdę cicho się zdrzemnąć godzinkę lub dwie, może więcej jakby starczyło czasu. W sumie miałam już go tu zostawić, ale ja też zwróciłam uwagę na napis, który uformował się z obłoków pary. Dosłownie się załamałam na moment. Bardzo nie chciałam wchodzić z nim do tej wody, ale chyba nie miałam większego wyboru. Byłam zbyt zmęczona, żeby rozmyślać, czy to Zuge to zorganizowała, choć to jest raczej niemożliwe - wydaje się poważna, czy ktoś inny. Z dużym trudem zdecydowałam się to zrobić, choć nie zbyt to widzę. Jak jedna wspólna kąpiel, jak to dziwnie brzmi w mojej głowie.., ma nas pojednać? Włożyłam mu pewnie rękę do kieszeni, w której przed chwilą schował paczkę papierosów i zapalniczkę. Wyjęłam je, zanim zdążył zaprotestować. Nie paliłam często, ale może rzeczywiście mnie to trochę rozluźni, a zrobiłam to bez pytania, bo nie zamierzałam go o nic prosić. Włożyłam filtr do ust i próbowałam go odpalić, ale dopiero za trzecim razem udało mi się utrzymać płomień na tyle długo, że tytoń zaczął się tlić. Wzięłam jednego bucha i zaciągnęłam się szybko, żeby zaraz powoli dmuchnąć mu dymem w twarz. Pierwszy raz tego wieczoru poczułam satysfakcję, mimo że to nie był jakiś dojrzały ruch z mojej strony. - Pierdol się, Fogarty - Dodałam bez emocji i włożyłam znowu papierosa do ust, znowu akcentując jego nazwisko w ten sam sposób, w jaki on wypowiadał moje. Zaczęłam się rozbierać, utrzymując z nim kontakt wzrokowy z kamienną miną, dopóki zostałam w samej bieliźnie. Chłód nieprzyjemnie kąsał moje ciało, ale nie skupiałam się na tym zbytnio, bo pomimo pokerowej twarzy i tak się trochę wstydziłam blondyna. Nie miałam na sobie teraz jakiejś ładnej, modnej bielizny. Była zwykła, szara, bez szału, choć dobrze dopasowana i wygodna. Zabrałam papierosa z ust, który cały ten czas nadal cierpliwie na mnie czekał. Zaciągnęłam się jeszcze raz, tylko tym razem mocniej i włożyłam go żarzącym się miejscem do śniegu. Nie pewnie zdecydowałam się wejść do wanny, powoli wkładając tam lewą nogę, zaraz prawą, a resztki śniegu, które przykleiły się do moich stóp, rozpuściły się niemal od razu. Woda była gorąca, ale nie w takim stopniu, żeby mnie parzyła. Usiadłam ostrożnie, opierając się o jeden brzeg, a woda zaraz zaczęła dosięgać mi klatki piersiowej. Wanna była głęboka na tyle, że nawet jak Cecil tu wejdzie, podniesie się zapewne do poziomu mojej szyi i nie wyleje się na zewnątrz. Przysunęłam kolana do siebie i oparłam o nie brodę, czekając na chłopaka, który pewnie też zdecyduje się na kąpiel pod gołym niebem. Tej nocy jestem na niego po prostu skazana... Oby Lilith mi to wynagrodziła... |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
Kolejna tyradę Scully skwitował wzruszeniem ramion, bo co jej miał na to odpowiedzieć? Że podobnie, jak jej, mu ta sytuacja też jest na rękę i jedne o czym marzy to gorący prysznic, by pozbyć się śladu jej obecności ze swojej skóry, nawet jeżeli nawet nie tknął ją choćby opuszkiem palców, ale pogłębiająca się z każdym jej słowem wystarczyła, by utrzymać w Cecilu obrzydzenie, i kilkugodzinny sen, by przekonać samego siebie, że to, co tu się właśnie działo, to wyłącznie koszmar, nic więcej? Chciał w to wierzyć, ale chłód, przez które skostniały jego palce, był zbyt rzeczywisty. Nie zaprotestował, kiedy Scully w dwóch krokach skróciła dystans, jaki ich dzielił i, charakteryzując się swoją typową bezczelnością, sięgnę do kieszeni jego płaszcza i wyjęła z niej paczkę, w której zostały trzy papierosy. Jeden wylądował po chwili między jej wargami. - Umiesz w ogóle palić, czy potrzebujesz instrukcje obsługi? - zapytał, sam zaciągając się tlącym się w kącikach ust papierosem. Z umiarkowanym zainteresowaniem przyglądał się, jak Scully niezdarnie próbuję utrzymać żar na końcówce cygaretki, a gdy w końcu dopięła swego i wydmuchała mu dym prosto w twarz, uśmiechnął się krzywo, wciągając do przed nos do swoich płuc. Biernym palaczem był od piątego roku życia. Pierwszego papieros skosztował, mając osiem lat. Pamiętał ten nieprzyjemny posmak, jaki po sobie pozostawił. Kaszlał przez dwie minuty. Teresa trzęsła się ze śmiechu, aż w końcu, litując się nad kondycja jego płuc, wycelowała otwartą dłonią w jego łopatki. Pełen satysfakcji uśmiech figurujący na twarzy Blair, przypomniał mu podobnym grymasie, co zastygł wtedy na wargach siostry. – Nie mam na to żadnych perspektyw, więc wybacz, ale nie skorzystam z twojej rady, która swoją drogą jest wadliwej jakości - rzucił w ramach komentarza na jej czułe "pierdol się", nie kryjąc się nawet z tym, jak wiele obrzydzenie wywołała w nim ta propozycja. – Nie siej zgorszenia – dorzucił jeszcze w celu podkreślenia, co dokładnie miał na myśli. Bez żadnej moralnej bariery generującej zawstydzenie, przyglądał się jak Blair zdejmuje z siebie kolejne warstwy ubrania aż w końcu została w samej bieliźnie. Jej wiara w Lilith musiała być niezachwiana, skoro bez chwili namysłu pozbyła się ubrań, szkoda tylko, że ten widok dla Forgaty'ego był taki rozczarowujący, bo nie pełnił żadnej atrakcji. Teresa miała tendencje do paradowania w mieszkaniu w samym staniku i majtkach, więc skrawki odsłoniętego kobiecego ciała nie wzbudzały w Cieniu żadnych emocji, które można było zakwalifikować jako ekscytacje. Nie wspominając o Lyrze, z którą mało kto mógł konkurować w tym aspekcie, jakkolwiek szowinistycznie brzmiało to z jego strony. - Najpierw mówisz "pierdol się", a teraz się przede mną rozbierasz? - przerwał uporczywą chwilę milczenia, która zapadła po jego ostatnim nieprzyjemnym w brzmieniu komentarzu. Blair zdążyła zanurzyć się w parującej wodzie i ukryć nagość swojego ciała pod pianą, Cecil nadal stal w tym samym miejscu, co przedtem. Wyjął kolejnego papierosa, poprzedniego pozbył się minutę temu, i wsunął go sobie do ust, ale wyjątkowo nie pofatygował się, by sięgnąć po zapalniczkę. – Wysyłasz zbyt oczywiste sygnały. Zaraz uwierzę, że to część twojego planu, który ma na celu mnie uwieść - drażnił się z nią dalej, podchodząc nieco bliżej, a nie aż tak, by mogła go ochlapać lub wciągnąć do wody, zmusić, żeby uczynił dokładnie to, co ona. Nie stać było go na takie poświecenie. W pierwszej chwili w jego głowie zatliła się myśl, żeby ją zastawić i samemu, jak najszybciej znaleźć drogę powrotną do Sonk Road, chociaż obecnie nie wiedział nawet w jaki części Helldrige się znajdował. Rzadko bywał w tych rejonach, częściej tu przebywał, gdy jego związek z Lyrą jeszcze trwał. Przyjeżdżali do Willow jej samochodem, żeby nacieszyć się swoim towarzystwem i zapewnić sobie odrobinę prywatności. Ta sytuacja przypominała Forgaty’emu, jaki los bywał dla niego ironiczny. |
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Znowu każde wypowiedziane przez niego zdanie zaczynało doprowadzać mnie do szału. Raczej robił to specjalnie, ale wciąż efektywnie. Gdyby nie wiadomość w parze zostałby już dawno sam z tym papierosem i jebanym prowokacyjnym uśmieszkiem. Chętnie też przepaliłabym mu kilka zmysłów w mózgu, ale nie chciałam się pojedynkować. Ostatnimi czasy moja magia zawodziła, więc nie byłam pewna swoich umiejętności. Wszystko zaczęło się od momentu, gdy moja matka zniknęła. Zakładam, że każde trudniejsze zaklęcie mi o niej przypomina, więc mimowolnie się rozpraszam w najważniejszym momencie. - Może się przekonasz, jak spalę ci twarz..? - Pokręciłam zażenowana głową, słysząc jego opryskliwe uwagi. Ze złości zapomniałam o moich wcześniejszych obawach. W sumie powiedziałam to bez namysłu, bo nie mam takiej wiedzy w magii natury, ale liczyłam, że przynajmniej zabrzmiało to efektywnie. Choć podczas rozbierania się do bielizny zachowałam kamienną twarz, to nie spodziewałam się, że chłopak zrobi to samo. Czując, jego wzrok na swojej odsłoniętej skórze przeszedł mnie lekki dreszcz, który definitywnie nie był spowodowany wszechobecnym zimnem. Byłam bardzo oddana Lilith, a chłopak zresztą mógł bez problemu się o tym teraz przekonać, więc musiałam tylko ścisnąć w sobie emocje i ich nie ukazywać. Widok mojego zawstydzenia, na pewno usatysfakcjonowałby tego zboka, dlatego musiałam być twarda. Parsknęłam tylko śmiechem na jego ponowne insynuacje. Czy naprawdę wydawało mu się, że chciałam zdobyć serce tak nudnego, nic nie znaczącego człowieka? To było wręcz dla mnie jak obraza, największa ze wszystkich dzisiejszych. - Musisz się chyba podszkolić w odczytywaniu takich sygnałów... Może tak mocno tego pragniesz, że wmawiasz sobie, że odwzajemniam twoje uczucia..? - Jeżeli ten debil naprawdę uważa, że chcę go uwieść, czy coś w tym stylu, to z pewnością jest niepoczytalny. Myślałam, że dałam mu dzisiejszej nocy do zrozumienia, że za nim szczerze nie przepadam. Tymczasem on zaczynał znowu ten temat, który jeszcze chwilę temu uważałam za zamknięty. Przynajmniej gorąca kąpiel trochę mnie odprężała, a gruba warstwa piany sprawiała, że Fogarty nie mógł dłużej oglądać mojego ciała. Zdałam sobie sprawę, że najpewniej on nie zamierza spełnić życzenia Kowenu, więc miałam całą wannę dla siebie. Rozprostowałam nogi, chowając wcześniej odsłonięte kolana i zniżyłam się w taki sposób, że z wody wystawała mi tylko szyja i głowa, a połowa długości włosów dryfowała mimowolnie na pianie. - Wiesz co? Imponujesz mi w jednej kwestii - Zaczęłam pewnie, korzystając z chwili odprężenia, jakiego dawała mi ta kąpiel. - Nigdy nie sądziłam, że osoba, która dosłownie jest tylko tłem w życiu swojej siostry, może być takim chujem... - Dokończyłam, nawet nie racząc go swoim spojrzeniem. Pamiętam jak jeszcze w dzieciństwie, gdy spędzałam czas z Teresą, zdarzyło mi się zapomnieć, że stoi gdzieś niedaleko nas. Zawsze w ciszy, gdzieś z boku. Najczęściej to właśnie ona mi o nim przypominała, gdy wchodziła z nim w interakcję, jakby była jedyną osobą na świecie, która była w stanie wyłapać go wzrokiem z krajobrazu. Wtedy wydawał mi się bardzo nieszkodliwą jednostką, dlatego poniekąd dziwiło mnie takie ostre wyrażanie się. Nie współgrało to z obrazem, który stworzyłam w swojej głowie. Jego nienawiść do mnie też była uzasadniona, czego nie ukrywałam, ale to, co było pomiędzy mną i jego bliźniaczką, dotyczy tylko nas. Domyślałam się, że w jego nudnym życiu każde relacje Teresy przeżywał jak swoje, dlatego nawet było mi go troszkę żal. - Jak chcesz, to możesz wejść! - Zareagowałam na jego podchody, gdy zbliżył się do wanny. - Nie powiem tej pseudoaktorce, jeżeli tego się obawiasz? - Puściłam oczko w jego stronę. Może teraz był moment, w którym ponownie mogłabym spróbować, żeby w jego oczach pojawiły się jakieś zalążki gniewu lub złości? - Ale to słodkie, gdy próbujesz być dla niej taki wierny, a ona pewnie dalej próbuje zdobyć kolejne role przez łóżko, choć nieudolnie... - Zachichotałam złośliwie, cytując jakąś plotkę ze Zwierciadła, teraz odwracając wzrok ku jego twarzy, jakby sprawdzając jego reakcje, choć może sprawdzałam tylko granicę, do których mogę się posunąć? |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
To obietnica czy groźba? chciał zapytać, ale ciekawość ulotniła się wraz dymem, którego wypuścił zaraz po tym, jak grymas złość wykrzywił twarz Scully. Złość piękność szkodzi, chciał dodać, ale - jak już wcześniej ustalił - atrakcyjność Blair była kwestią sporną, wręcz wątpliwą, ulotną jak obłoki pary unoszące się kilka centymetrów nad wanną, więc i tego komentarza jej oszczędził, w trosce o jej samopoczucie i wygórowane ego, które mogło jedynie ucierpieć na tym wypowiedzianym drwiną kłamstwie. Zresztą Scully - co zresztą zaraz mu udowodniła - nie zasłużyła nawet na taki marnej jakości ochłap komplementu. Cecil nie miał w zwyczaju kolekcjonować długów wdzięczność, więc to naturalne, że narodziła się w nim nagłe potrzeba odwdzięcza się tym samym - prychnął równie teatralnie, co ona, wiarygodnie naśladując dźwięk, który wydostał się spomiędzy jej warg. - Porzuć mrzonki - odpowiedź, którą z siebie wykrzesał, była kwintesencją zbyt wygórowanych oczekiwań Blair względem jego osoby, wszak nie musiał ją przecież namawiać, by odwzajemniała jego uczucia - wzajemną, pogłębiającą się z minuty na minuty niechęć, równie duszącą, co unoszące się nad miastem siwe tumany dymu wydobywające się z kominków nadal dobrze prosperujących fabryk. – Już je odwzajemniasz. Uśmiech, który zamarł na twarzy Fogarty'ego był konsekwencją sekwencji słów, jakie narodziły się w krtani Scully - pobłażliwy, odrobinę drwiący, ale pozbawiony przesadnych ozdobników emocjonalnych.. Podchodząc bliżej wanny, nie miał ani zamiaru, ani tym bardziej ochoty zażyć kąpieli. Stanął w półmetrowej odległości od zbiornika wody. Trajektoria wzroku początkowo skupiona na zaczerwienionej od temperatury wody - nie podejrzewał, że zawstydzenie miało w tym swój udział - twarzy Blair, w miarę upływu kolejnych minut, zmieniła swój kierunek, aż w końcu spojrzenie Fogarty’ego spoczęło na punkcie pod jej ramieniem. Dopalał papierosa, którego wcześniej zapalił zaklęciem i z coraz mniejszym zapałem w wsłuchiwał się w tembr jej głosu, chociaż co czwarte słowo trafiła do celu. Zmęczenie powoli przejmowało nad nimi kontrolę, organizm chciał rozliczyć się z tych dwóch nieprzespane nocy w ciągu jednego tygodnia. Oh, Scully nie wiedziała – nie mogła wiedzieć – jakim chujem potrafił być. To co jej do tej pory zaprezentował - od trafności tego komplementu zaraz się zarumieni - było jedynie przedsmakiem tego, co na nią czekało, gdy kolejne, tym razem wyjątkowo nieprzemyślane oszczerstwa opuściły jej krtań. Jeśli jeszcze kilka minut temu zastanawiał się, czy dywagacje na temat jej zdrowia psychicznego miały racje bytu, teraz wiatr rozwijał wszelkie wątpliwości - nie były bezpodstawne. Zmrużył oczy, spojrzenie znowu kierując w jej stronę. Uśmiech wygasł z jego ust bez śladu – pozostawił na nich jedynie nieprzyjemny grymas pogłębiającego się niezadowolenia, który stopniowo przechodził w gniew odbity w pociemniałych od namiaru emocji oczach pod postacią iskier. Zaciągnął się gwałtownie haustem powietrza, czując jak złość wypełniała wolną przestrzeń w płucach. Serce zabiło w piersi, mocniej gwałtowniej - raz, drugi, trzeci. Czuł, jak pulsacje krwi w naczyniach pod cienką warstwą skóry, gdy zacisnął obie dłonie w pięść, eksponując na bladej skórze sieć żył. – Nonpulmonis Wysyczana przez zęby inkantacja miała tylko jeden cel - odebrać jej iluzjonistycznie dostęp do życiodajnego tlenu. |
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Pokręciłam tylko zażenowana głową, gdy chłopak znowu figlarnie mi odpowiedział. Za wszelką cenę próbował wyprowadzić mnie z równowagi, a ja chciałam odwdzięczyć mu się tym samym. Jednakże w tym był problem. Trzeba znaleźć coś, na czym mu zależy, ale nie może być to Teresa. Mimo że nadal nie mamy dobrego kontaktu, szczerze chciałabym odbudować to, co zniszczyłam. Otwarty konflikt z Cecilem też mi w tym nie pomoże, ale i tak chciałabym spróbować całych swoich sił, żeby przynajmniej mi wybaczyła. Nie musimy się przyjaźnić, ale lepiej by mi było na duchu, gdyby wiedziała, jak teraz żałuję swoich młodzieńczych czynów. W moim uśmiechu można było zobaczyć ekscytację, gdy Cecil wreszcie zareagował na moją zaczepkę. Udało mi się! Znalazłam ten jego słaby punkt. Zależy mu na aktoreczce. Jednak moje szczęście nie trwało zbyt długo. Rozszerzyły mi się tylko źrenice, gdy do moich uszu dotarła inkantacja, która sekundę później pozbawiła mnie oddechu. Zaczęłam panikować, ale zacisnęłam zęby, żeby dać chłopakowi jak najmniej satysfakcji. Cała czerwona na twarzy z uwidocznioną teraz żyłą, która podzieliła moje czoło na nierówne części, starałam się wytrzymać. Mimowolnie złapałam się za szyję, żeby zedrzeć z niej ten niematerialny uścisk, ale nie dawało to dużo. Zaczęłam nawet mieć ciemno przed oczami, a z jednego oka poleciała czerwona stróżka krwi, gdy udało mi się łapczywie złapać oddech. Jeżeli chłopak nie wiedział o mojej chorobie, teraz już na pewno się dowiedział. Zaczęłam kasłać, jednocześnie hiperwentylując swoje płuca. Adrenalina w moim organizmie chyba skoczyła do maximum. - Wiesz... - Powiedziałam z łamiącym się głosem, dalej próbując wciągnąć przez usta jak największą ilość powietrza. - Odsłoniłeś się... - Z wielkim trudem podniosłam się, wychodząc po tym z wanny, prawie się wywracając. - Już wiem, wiem! - Zaśmiałam się teraz jak szalona, rozmazując dłonią krew z policzka. W moich oczach można było zobaczyć teraz czyste szaleństwo. - Wiem! wiem, na czym Ci zależy! - Powtarzałam się chaotycznie. Zaklęcie chłopaka sprawiło, że trochę straciłam w tamtym momencie rozum. - Impedo! - Iluzoryczne sznury oplątały w mgnieniu oka jego ciało, sprawiając przy tym fałszywy ból. Mój umysł targało zbyt wiele emocji, żebym mogła się opanować. Było ze mną źle od dwóch miesięcy, a on tylko wyłonił epicentrum tego, jak bardzo było ze mną źle. Czasami chichotałam niepokojąco, gdy zaczęłam zakładać na swoje mokre ciało kolejne warstwy ubrań, wykorzystując chwilę, gdy nie mógł on zareagować. Przez burzę w moim organizmie w ogóle nie czułam zimna, ale ubierałam się, bo tak mówiły do mnie resztki zachowanego rozsądku. - Ta aktorka... Videre licet... - Wyinkantowałam teraz ja. Czar był potężny i zaawansowany. Poziom wyżej od tego rzuconego przez Fogartego. Nie sądziłam nawet, że się uda, ale sądząc po reakcji chłopaka, zadziałał. Czułam też satysfakcję, bo poniekąd pokazałam swoją wyższość nad mężczyzną przede mną, którego magię symbolicznie odwróciłam przeciwko niemu. Zbliżyłam swoje usta do jego ucha i wyszeptałam powoli następujące słowa: - To jest przedsmak tego, co ją czeka, Fogarty... - Mówiłam bardzo powoli i uśmiechnęłam się przy tym niepokojąco, a następnie odwróciłam się na pięcie, po czym udałam się w nieznanym mu kierunku, znikając w ciemnościach nocy. Nie miał pojęcia, z kim właśnie zadarł. Nici z pojednania... |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
Emocje, jakie powinny mu towarzyszyć, gdy zaklęcie skutecznie owinęło się wokół krtani Scully, wyduszając z jej płuc powietrze, wywietrzały niemal tak szybko, jak się pojawiły na cecilowym obliczu. Obserwował zatem, bez żadnej czułości i zaangażowania, jak jej skóra sinieje od wysiłku, gdy bezskutecznie usiłowała nabrać haust powietrza. Jedyne, co czuł to złość. Była tylko złość. Bezwzględna, zimna jak oddech śmierci na karku. Nic więcej. Przyjemności z tego zabiegu nie odczuł. Chciał jedynie dać jej nauczkę, ukarać za język, który wyprzedzić zdążył myśli. Nie rozumiał czemu z taką zapalczywością usiłowała wyprowadzić go z równowagi, ani czemu - kiedy już jej się to powiodła - usta wykrzywiała w przepełnionym stratyfikacji uśmiechu, jakby właśnie życiowy cel, jaki sobie wyznaczyła, został osiągnięty. - Wow, Scully - skomentował w końcu po tym, jak obłąkańczy śmiech opuści jej gardło, zagłuszając wiatr uderzający o materiał rozciągniętego nad ich głowami parawanu, który - jak się Fogarty się domyślał miał im zapewnić odrobinę prywatności, choć w tych okoliczności swoje myśli uznał za kolejną drwinę od losu. Blair opuściła wannę, a on nawet nie drgnął. Dłonie zaciśnięte w pięść była jedyną oznaka gniewu, na jaką sobie pozwolił. Nawet wyraz twarzy wrócił dawny wyraz - zblazowanie. Poza ustami, je wygięte miał w grymasie niezadowolenia. W oczach paliły się iskry rozpalonego w nim żaru złości. - Ja też wiem - niemalże wyszeptał te słowo, w obawie, że głos pozostanie w krtani, a jedyne co jej zaprezentuje, to poruszające się bezdźwięcznie wargi. Pokazywać jej swojej niemocy nie chciał. Dostarczył jej już wystarczająco dużo rozrywki, niepotrzebnej, pozbawionej finezji, dobrego smaku, na jej intelektualnym poziomie, a w tym swoją największą słabość. Słabość, która przybrała fizyczną postać. Lyra. Cholera jasna. Lyra! – Masz obsesje na moim punkcie, to się leczy - zdiagnozował jej stan psychiczny, nie odrywając wzroku od zamglonych przez błysk szaleństwa oczu. Mechanizm obrony - obłudna pewność siebie ukryte w drwiącym uśmiechu i słowa o podobnym wydźwięku spętane zostały przez pręty, które owinęły się wokół jego ciała. Ból - niezależnie od tego czy prawdziwy, czy fikcyjny – wbił się głęboko w skórę. Syknął w wyrazie rozdrażnienia. Strach miał wiele oblicz. Czasem przybierał formę nocnego koszmaru - wślizgiwał się pod zamknięte powieki i wyświetlał projekcje lęków, zazwyczaj kształt miał ognia lub zamkniętego, małego pomieszczenia pozbawionego dostępu do tlenu. Czasem pojawiał się w polu widzenia pod postacią stwora rodem z powieści Lovecraft, Cthulu, którego w dzieciństwie z maniakalnym zapałem szkicował węglem na ścianie. Czasem nie miała materialnego kształtu. Czasem była to cisza - głucha, grobowa cisza. Pusta przestrzeń. Czasem był to cień rysujący się na ścianie, z powyginanymi kończynami i wykrzywionym pazurami o długości kilkunastu centymetrów. Czasem słońcem wypalającym dziury w skórze. Strach żył w nim, przybierając formę stale pogłębiajacej się pustki. Tak jak teraz, gdy stojąc po środku niczego, słyszał szept Scully tuż przy ucho. Użyte przezeń czar nie mógł równać się ze skalą tego dźwięku. Wzrok mógł stracić. Lyry stracić nie chciał. Już raz mierzył się z poczuciem straty. Z emocjami, których pomieścić nie zdołało serce. Z mokrymi od łez policzkami. Z przytłaczającym, odbierającym chęci do życia smutkiem i poczuciem osamotnienia. Z żałobą, która wydawała się odbierać dech w piersi przy każdej próbie złapania oddechu. - Spróbuj, suko - wysyczał przez zaciśnięte zęby, zwęglona pewność siebie próbowała powstać jak feniks z popiołu, ale spomiędzy ust wydobył się ledwie warkot. – Spróbuj ją tknąć... Zabić. Zabić człowieka było larwo. Mógł pozbawić ją życia tu i teraz. Mógł. Zabijał. Miał krew na rękach i swoją prywatną paranoję. Zabić mógł, ale tylko raz. Sprawić, żeby cierpiała mógł wielokrotnie, aż do znudzenia przypatrywać się jak jej twarz wykrzywia grymas ból, jak otwiera usta do krzyku, choć nie jest zdolna wydusić z siebie żadnego dźwięku. Chciał, by cierpiała. Głupia, mała suka. Wanna uległa pod naporem jego spojrzenia. Rozleciała się na kawałki. Było tak jak wtedy, kiedy kieliszek trzymany w dłoniach matki pękł na kilkanaście odłamków. Z tematu dla Cecila i Blair |
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator