First topic message reminder : Nawa główna Solidne drewniane ławki, ułożone w równych szeregach, zdobią proste linie i naturalny kolor, co nadaje miejscu prostotę i elegancję. Ciemne drewno, oświetlone naturalnym światłem wpadającym przez witraże, rzuca delikatne cienie na posadzkę. Drewniane belki stropowe tworzą wzory, a ich naturalny odcień podkreśla tradycyjny charakter wnętrza. Tutaj drewniana nawa staje się świadkiem wielu modlitw i duchowych doświadczeń, a także stąd roztacza się najlepszy widok na wszystko, co dzieje się na ołtarzu. RYTUAŁY: Sieć osłabiająca (moc: 44), Locus Metus (moc: 77), Wieczny płomień (moc: 98) Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Pią Cze 21 2024, 12:07, w całości zmieniany 2 razy |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Zerkając z bliska na spięte ramiona Anniki, ryzykował ocenę jej stanu, lecz nie odkrył niczego przełomowego. Zgadywał, że jest nieco spięta, ale któżby nie był. Sam siedział na obecnym miejscu raczej jak na wielkiej szpilce, aniżeli z wygodą, jaką próbował pozorować. Wokoło było mnóstwo ludzi, mnóstwo spojrzeń i cała tona słów dobiegających do wszystkich zewsząd. Anonimowość jednak gasła pod wpływem dziesiątek oczu spadających na plecy tuż po zabraniu głosu. Dlatego właśnie przygoda z interakcjami z Williamsonami zakończyła się wymianą uprzejmości i przyjaznych uśmiechów. Podobnie było zresztą z Anniką. Była gospodarzem jego przygody i był jej coś winien, ale nie był to w żadnym razie odpowiedni moment na podkreślanie swojej wdzięczności. Musieli zadowolić się trąceniami w kostki i dłuższymi spojrzeniami. Mieli do pomówienia, zdecydowanie, ale nie teraz. Nie w tej godzinie, gdy przed nimi rozpościerała się cała uroczysta oprawa Czarnej Mszy. Nie odpowiedział na słowa pani Faust na rzecz wymiany dłuższego spojrzenia. Pozornie neutralnego, lecz nakrywającego swobodą odrobinę ciepła. Takiego, które do tej pory rozdzielał wyłącznie między podgryzającego go Stheino i rozrabiające koty. Cóż za niedorzeczność… a jednak jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało – Maurice zaczynał obdarzać Annikę zaufaniem sięgającym daleko poza dyskursy o piekielnych psach i wieloletnich rodowych niesnaskach. Potem pojawił się bogato ubrany duchowny i majaczący gdzieś w okolicy Sebastian. Wysoko uniesiona brew Overtona zdradziła, że nie spodziewał się takiej otwartości z jego strony. Informacje były cenniejsze, niż prestiż. Informacje były walutą, którą Krąg obracał latami, a niepotwierdzona pogłoska wciąż pozostawała jedynie plotką. Dzisiaj stała się prawdą. Oto i Gwardzista, którym tytułował się na spotkaniu z Ojcem. Nieszczerość po raz kolejny osiadła Maurycemu na żołądku. Odwrócił wzrok, jak gdyby niepatrzenie miało cokolwiek zmienić. Zmieniło – sroka dostrzegła kosztowny ubiór Kardynała. Zapatrzywszy się na znacznie mniej imponującą prezencję, wreszcie zgubił się w majestacie ubioru i podniosłości słów. Wstawał i siadał na każde zawołanie. Podążał wzrokiem za sylwetką duchownego i chłonął całym sobą kazanie, tak przecież bliskie jego sercu. Krzywił się tylko wewnętrznie na każde wspomnienie Lilith. Miała być wsparciem, a okazała się wężem wyhodowanym przez Ojca na własnej piersi. Jej imię nie powinno być więcej przywoływane z tej mównicy. Nie mogło. Spojrzenie błękitnych oczu skupiło się w pełni na sylwetce Kardynała. Cóż to za czek czekał dzisiaj na niego w posiadłości Williamsonów? Czy skoro od tak dawna nie pokazywał się na tym podeście, to czy denerwował się swoją dzisiejszą rolą, czy wciąż był człowiekiem wiary prowadzącym ich w ciepły blask łaskawości Ojca? Paczę na Kardynała: k100 + 5 (percepcja) |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Stwórca
The member 'Maurice Overtone' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 31 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Virgil Scully
ANATOMICZNA : 2
NATURY : 3
WARIACYJNA : 10
SIŁA WOLI : 4
PŻ : 186
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 16
WIEDZA : 19
TALENTY : 11
Im bliżej było rozpoczęcia czarnej mszy, tym bardziej napięcie oraz (albo jedno z dwóch) ekscytacja stawały się wyczuwalne. Nawet moje dzieci zaczęły być wyraźnie zainteresowane Kardynałem i całym wydarzeniem, jakby przez absorpcję zrozumiały wreszcie ważność tego wydarzenia dla całej społeczności. Moja żona w pewnym momencie musiała je uspokajać, aby przypadkiem nie zachowały się nie na miejscu. Zostawiłem to w jej rękach, mając wrażenie, że moja interwencja mogłaby zostać przez nie odebrana zbyt poważnie, jakby były lada moment od groźby kary. Może to były tylko moje doświadczenia, a może kwestie naszej kultury, że gdy przychodziło do tego, że ojciec pouczał potomstwo, dzielił je tylko krok do odczucia konsekwencji ich zachowania. A co do konsekwencji, chyba przez własne dzieci zdarzało mi się być wrażliwym na płacz małych ludzi. Dlatego, kiedy usłyszałem jeden wielki ryk wydobywający się prawdopodobnie z małych płuc, obejrzałem się za jego źródłem. Zastanawiałem się czy przy małym dziecku nie przydałaby się pomoc, choć może niekoniecznie obcego mężczyzny. Gdy Kardynał zaczął swoją przemowę, całą rodziną skupiliśmy się na jego słowach. Trochę mnie jednak zaskoczyły. Zastanawiałem się, czy słowa osoby, która była cytowana, nie były trochę heretyckie. Nie byłem też pewien, czy dobrze rozumiałem słowa mężczyzny (czy mimo kataklizmów powinniśmy się cieszyć, bo wychodzą dowody naszej wiary w postaci magicznie działających dróg? A co ze zmarłymi w kataklizmach? Wiadomo, że Lucyfer zabiera do siebie każdego w odpowiednim momencie, ale...). Starczy. Nie powinienem wątpić. To mogło być niebezpieczne dla mojej wiary. Patrzę za matką z płaczącym dzieckiem: k100 + 5 (percepcja) |
Wiek : 32
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : członek zarządu rodzinnej spółki
Stwórca
The member 'Virgil Scully' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 94 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Marvin Godfrey
WARIACYJNA : 13
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 198
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 2
TALENTY : 19
Co w istocie w języku Minervy rzeczywiście jest sympatią, a co zwyczajną uprzejmością, wymaga wczytania się głęboko między wiersze i poznania jej lepiej, niżeli tylko po dość spolegliwej powierzchowności, której cząstkę w genach przekazała Marvinowi. Gest jednak pozostaje faktem i to namolnie forsowanym, czemu pannie Hensley udałoby się uniknąć jedynie z najwyższym trudem. Bo pani Godfrey jest znacznie bardziej uparta od syna. I na pewno lepiej zapamiętała nazwisko Arlo, które na dowód jeszcze powtórzyła. — Miło poznać, panie Havillard — przelotne spojrzenie od kolegi syna, padło na samego Marvina i na nim zatrzymało się przez kolejną sekundę, którą interpretować można na wiele sposobów — każdy równie ukryty, a przez Marvina w lot zrozumiany i skłaniający go do odwrócenia spojrzenia. Rzeczywiście, był podobny do swojej matki — nawet reprymend udzielali w ten sam nieoczywisty sposób. Tylko Minerva z dużo większą częstotliwością. Spojrzenie Marvina — to posłane Arlo można interpretować różnie, ale jako drugi mężczyzna w tym gronie i równie jak on błogosławiony między niewiastami, musiał zdawać sobie sprawę z powagi sytuacji, gdy odchylona lekko do tyłu Sandy szepcze coś, czego urywki zapewne mógł dosłyszeć, a jeśli nie dosłyszał, to wyraz twarzy Godfreya musiał mu szybko uzmysłowić, że nie było to nic przyjemnego. A raczej kompromitującego. Prawie na pewno kompromitującego. Godfrey nie dał jednak temu wyrazowi na długo zawładnąć jego twarzą. — A chcesz? — Pytaniem skierowanym wyłącznie do Sandy, zamierzał zdusić temat w zarodku. Nikogo nie skrzywdził wymyślonym na poczekaniu kłamstwem i nie będzie się z niego tłumaczyć dzisiaj. Chyba, że przed samym Lucyferem. A jego wysłannik właśnie wychodzi przed ołtarz. Ciężar przenosi się z prawej nogi na lewą, obecność Sandy w tak bliskim sąsiedztwie przenosi część myśli w jej kierunku, a bliskość Arlo to gwarant tego, że żadna z pań nie pogwałci delikatnego, trójstronnego traktatu pokojowego. — Tak bez Arcykapłanki? — Zapytał ściszonym głosem, zerkając na towarzyszy, ale nie wyglądał na mocno strapionego. Ze spokojem wsłuchuje się w słowa kapłana, nie dając zmącić wyrazu twarzy choćby jedną zmarszczką na wspomnienie Lilith. To przecież bez znaczenia, bo rzeczywiście — są znaki. Wystarczy się im przyjrzeć. I Marvin jest szczęśliwy, że dostąpił tego zaszczytu. |
Wiek : 34
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Złota rączka
Annika Faust
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 10
— Każdy z nas ma tutaj swoje zadanie i wspaniale było, że mogłam właśnie w taki sposób przysłużyć nam wszystkim — łagodny uśmiech i przelotne spojrzenie obejmujące kreację wkrótce–zapewne–Pierwszej–Damy Saint Fall zdradzały pewien podziw, drzemiący w niej gdzieś głęboko. Podziw, lecz nie zazdrość. Od tej drugiej Annika jest skrajnie daleka — jedynie odrobinę zazdrości tym siedzącym w drugich–trzecich rzędach, którzy nadal dobrze widzą ołtarz, a nikt nie patrzy na nich, jak na anomalię. Nawet wspominając o paniach, z którymi wspólnie przystroiła salę, o czym Annika wspomniała z czysto kronikarskiego obowiązku i byłaby bardzo głupia gdyby spodziewała się po pani Williamson innej reakcji na jej słowa. Nudna i do porzygu neutralna odpowiedź to gwarant przeklętego spokoju w sytuacji daleko wykraczającej poza ramy normalności, jak i podobnym przekroczeniem ram jest obecność syna Veritych na podwyższeniu. Co wydarzenie, to inny szlachetny bohater garści świeżo wypieczonych nowinek ze świata Kręgu i kolejny powód do szeptu dla śmietanki znudzonej własnymi życiami. Annika chętnie oddałaby część własnego tym najbardziej znudzonym — bez prawa do reklamacji. I coś jej podpowiadało, że pan Verity mógłby zaproponować im to samo, albo i więcej. Ale wobec niego akurat nie czuła ani podziwu, ani zazdrości — zaczęła zazdrościć za to Overtonowi, któremu skupienie się na Mszy i Kardynale przychodziło znacznie łatwiej, a nawet wykrzesał z siebie ciepły uśmiech, jakby naprawdę zamierzał jej za to wszystko dziękować. To nawet nie tak, że świat stanął dziś na głowie — on właśnie robił kolejnego fikołka, a prędkością obracania się wyposażyłby w energię połowę Wallow. Drugie pół przez kilka(naście?) ładnych lat wykarmiłby Kardynał, gdyby oddał im choćby sam rękaw swojej absurdalnie krzykliwej szaty. Nieobecność Arcykapłanki to zaś odnotowany przez Annikę fakt drugi, a czystym trafem fakt ten zwarł się ze słowami Kardynała i poskutkował daleko idącym wnioskiem, który pani Faust zepchnęła głęboko w odmęt wybujałej wyobraźni. Podobnie jak zasłyszaną informację o kolacji i czeku — może Kardynałowi zabrakło na guzik do szaty, to nie jej sprawa. I nad tym przeszła do porządku dziennego, bo jak wszyscy, tak i ona ma tutaj pewne zadanie, któremu oddaje się z całych sił, wyraz twarzy i postawę pozostawiając neutralnymi wbrew prądom miotającym emocjami na wszystkie strony. Im dalej w Mszę, tym prądy zdają się być coraz słabsze. To daje jej odrobinę nadziei, że kiedyś naprawdę zapanuje w niej spokój. [ukryjedycje] Ostatnio zmieniony przez Annika Faust dnia Sro Lip 03 2024, 00:00, w całości zmieniany 2 razy |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Leander van Haarst
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 168
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 9
Temat koleżki Alishy zupełnie go nie interesował, dlatego pozwolił sobie na spędzenie czasu, który Ira poświęcił na bezsensowne emocjonowanie się, na rzecz bezmyślnego rozglądania się po głowach siedzących w ławkach przed nimi. Nie rozpoznawał większości z nich i był to pewien plus tej sytuacji. Mógł mieć ich wszystkich głęboko w dupie. W dupie nie mógł mieć jednak tego, co działo się tuż obok. A działo się zdecydowanie zbyt wiele jak na przebywanie w świątyni Świętej Trójcy. Ostrzegawcze spojrzenie napotkało pustkę. Ciśnienie Iry niemalże rosło w oczach i nie było już niczego, co mogłoby je zatrzymać, zanim… Ciężkie westchnienie nawet nie przebiło się przez ten całkowicie zbędny monolog. Przecież wiedział, że stare baby to zupełnie inna kategoria człowieka i szkoda jest oddechu na jakąkolwiek polemikę z ich mądrościami. Gdyby dowiedziały się, że ma chuja, to reakcja byłaby jeszcze cięższa do przełknięcia. Gdyby dowiedziały się, że oto ta dziewczynka zrobiła dziecko tej latawicy bez obrączki… cóż, mieliby co najmniej kilka świeżych trupów do zakopania. Diagnoza: zawał serca. W bonusie zbędna uwaga mediów. I chociaż nie zdołał powstrzymać agresywnego uniesienia się, a kopać w kostkę mu nie wypadało, ściszył głos do absolutnego minimum. - Subsidio – mruknął, nawet nie siląc się na próbę zakamuflowania swoich intencji. – Później. Rozporządzenie wchodziło w życie z dniem jego wydania – w tym przypadku natychmiast. Chciał uspokoić Irę na tyle, jak dalece pozwalały na to okoliczności i obecne zasoby. Na tyle, aby ludzie przestali się ku nim odwracać. Leandrowi nie były potrzebne dodatkowe porcje oburzonych spojrzeń lokalnych dewotek. Kazanie kapłana brzęczało gdzieś w tle. Van Haarst nie był w stanie skupić się na jego treści, gdy tuż obok niego rozgorzał prawdziwy pożar. Kurwa, że też jedyną dostępną gaśnicą była pierdolona łyżeczka do herbaty. Będzie nosił wodę przez pieprzoną godzinę. - Dorothy – upomniał również słodką matkę dzidziusia, aby nie włączała się do dyskusji i pozwoliła jej przygasnąć. W razie gdyby miała nie pojąć siły tego argumentu, posłał w jej stronę długie spojrzenie o jasnym przekazie. Lepiej bądź mądrzejsza i zamknij, kurwa, mordę. Sonk Road musiało być mądrzejsze od nowobogackich magnatów przemysłu rozrywkowego. Subsidio: 56 + 20 > 60 - udane |
Wiek : 40
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Neurochirurg, odtruwacz, lekarz podziemny
Sandy Hensley
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 173
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 12
Towarzysz Marvina jej się przedstawił, a więc spojrzenie wylądowało właśnie na jego twarzy. Skinęła mu głową na powitanie, jeszcze zanim rozpoczęła się msza. — Sandy. Jej imię nie miało znaczenia kompletnie żadnego i przypuszczała, że za moment i tak rozmyje się w odmętach pamięci czarownika. Nie pytała też Marvina, jaki stopień zażyłości łączy ich dwoje; to właściwie nie był jej interes. Jej interesem była co najwyżej ochrona tego czasem zbyt dobrodusznego czarownika. Czy teraz mu była potrzebna? A chcesz? — A potrzebujesz? Kiedy ostatnio robiła to, co chciała, i kiedy ostatnio ktoś ją o to zapytał? Nie pamiętała. Być może w dzieciństwie. Być może, gdy pomieszkiwała w Bostonie. Od tamtego czasu raczej nie. A więc prawie sześć lat. Człowiek w końcu za bardzo przyzwyczaja się do powinności i odstawia na bok to, co faktycznie chce. Kapłan nareszcie wchodzi na ołtarz, a Marvin zauważa to, co jej z początku umknęło – nie było na arcykapłanki. Ciekawe. Z jakiegoś względu nawet nie przeszły jej przez myśl zwykłe, ludzkie względy a fakt, że być może z jakiegoś powodu była niewygodna. Kościół ostatnio oddalał się szczególnie mocno od tego, czym powinien być. Nie było w nim ostoi dla zwykłych ludzi, czego przykładem była sytuacja za jej plecami. Nieszczęściem, usłyszała tylko głośny wrzask dziecka, co sprawiło, że odwróciła głowę, aby wychwycić go w tłumie. Stoję teraz tutaj. Rzucam na percepcję (20+12): próbuję wypatrzeć, kto obdziera ze skóry dzieciaka gdzieś na tyłach |
Wiek : 30
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : medium, opiekun w Rezerwacie Bestii
Stwórca
The member 'Sandy Hensley' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 41 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 3
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 25
Nie, to nie tak… Ira to znowu wszystko źle interpretuje. — Nie, uznaliśmy, że lepiej będzie, jak się rozdzielimy. On pójdzie tam, gdzie powinien. A ja zostanę, gdzie powinnam. To, że jej się nie podobało miejsce, gdzie powinna zostać, bo podkreślało tę karykaturalną różnicę pomiędzy jej światem, a światem, w którym żył Maurie – i momentami o tej różnicy zapominała – to już inna sprawa. Wzrok zresztą stara się przenieść ponad głowami siedzących wiernych i przygląda się jeszcze z tyłu tej jasnej, znajomej czuprynie. Nie powinna się tam patrzeć. Kompletnie nie powinna, a na szczęście uwagę odwraca od niej sytuacja dziejąca się tuż przed jej nosem, gdy jedna ze starszych pań zwraca uwagę, że Dorothy jest w ciąży, a nie ma obrączki. Przeniesienie tych słów jest automatyczne i sprawia, że Allie zagryza wargę, bardziej przylegając do ściany i tej półwypukłej kolumny, przy której stała. W ciąży i bez obrączki. To mogło opisywać też przecież i ją, gdyby tylko Lucyfer nie postanowił tym razem zlitować się nad młodymi, zakochanymi dziećmi i nie obarczać ich ciężarem, który wywołałby niewątpliwie skandal. Wciąż przecież nie wiedzieli, czy świat zaakceptuje związek jej i Maurice’a. Czy Lucyfer by zaakceptował? Nigdy nie modliła się do niego bezpośrednio. Zawsze niosła swoje modlitwy ogółem, do Piekielnej Trójcy, ale Maurie tak w Niego wierzył… Czy Lucyfer byłby w stanie go wysłuchać? Obok brzmi zaklęcie, Allie spogląda ze zdumieniem na Leandra, gdzieś z tyłu zaczyna płakać dziecko, na ołtarz wchodzi kapłan. Wszystko dzieje się tak szybko. — Co mu zrobiłeś? – pyta szeptem, bo nie zna tej inkantacji. Nie wie, czym jest Subsidio i teraz naprawdę się martwi, dlatego dotyka ramienia Iry. – Ira? Słowa kapłana rozbrzmiewają pośród kamiennych murów. Mówi, aby nie tracić nadziei, bo kataklizmy przybliżają do Piekielnej Trójcy – i Allie ma poważne wątpliwości, czy naprawdę. Jeśli tak – po obecnych kataklizmach w jej obecnym życiu, powinna stać pod tronem całej Piekielnej Trójcy. A jakoś przyszłość nie napawa jej optymizmem. Percepcja: (+25) przyglądam się Mauriemu, bo mi smutno Percepcja: (+25) przyglądam się Leandrowi, bo robi dziwne rzeczy |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Stwórca
The member 'Alisha Dawson' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 97, 69 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Dorothy Brown
PŻ : 122
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 11
TALENTY : 17
Ploty Iry i nowo poznanej Allie nie wiedziałam, kogo dotyczyły, ale wydawały się znajome, a dziewczyna wydawała się totalnie zagubiona. Nie wiem czy powinnam, ale postanowiłam spróbować ją pocieszyć. W końcu była koleżanką ojca mojego wpadkowego klajniaka. - Nie przejmuj się, stara, i nie broń go tak. Chłopy zawsze tak robią i wymyślają wymówki. Wiesz, ilu się mnie wstydziło? Musisz go ojebać albo strzelić focha aż cię przeprosi i wszystko wtedy wróci do normy - stwierdziłam beztrosko. Nie warto było za bardzo przejmować się humorkami facetów. Od tego ocipieć przecież można. A potem doszły do mnie głosy starych bab. Już, zaczyna się. Najgorzej, że to pewnie były czarujące wiedźmy. I czarujące w tym wypadku były stwierdzeniem faktu, a nie komplementem, jakie te stare prukwy są zajebiste. Gdybym była sama, z pewnością próbowałabym się wtopić w ławkę. Nie miałam trochę jednak takiej możliwości, gdy Ira, ten kochany, głupkowaty Ira postanowił zareagować. Bardzo chciałam, ale nie mogłam zapaść się pod ziemię. Musiałam dołączyć. Nie wypadało, bym będąc przed nim zaczęła go uspokajać. Wiedziałam jak to działa na ulicy - gdy jeden ziomek odpowiadał na konfrontację, zasady nakazywały dołączyć. Szczególnie, gdy przez hormony po takich słowach i ze strachu przed możliwymi konsekwencjami człowiek gotów był się rozpłakać. Tym bardziej, gdy twój lekarz dawał ci sygnały ostrzegawcze i rzucał czar na ojca twojego dziecka, a ty się czułaś jak między młotem a kowadłem. Cholera, gdyby ten młot uderzył to dziecko by ze mnie wyleciało pewnie na kilometr. Jak nie dalej. Wyjęłam zapobiegawczo chusteczkę. Czułam łzy w oczach, uznałam też, że okoliczności są sprzyjające do płaczu. - Co? Ma rację. Mam w brzuchu przyszłego czarownika, okradli mnie z obrączki, jestem wierząca i to dla ludzi zawsze za mało. Ta zawiść... - mówiłam niby do swojego towarzystwa, ale tak, by doszło to do tych bab, płaczliwie, pozwalając sobie na łzy. A przynajmniej liczyłam, że dojdzie, zrobi im się głupio, Leander przestanie mi grozić wzrokiem, a Ira skupi swoją uwagę na mnie, a nie na starych lampucerach, jeśli zaklęcie ma go, nie wiem, tylko uspokoić czy coś w tym stylu. Ma się w końcu tę makówkę. |
Wiek : 22
Odmienność : Niemagiczna
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : złodziejka, dorywczo tancerka w klubie
Richard Morley
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 170
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 18
TALENTY : 8
Świątynia była pełna ludzi. Cześć, wyraźnie podekscytowana, wpatrywała się w stronę ołtarza, czekając, aż rozpocznie się msza. Inni witali się, wymieniali najświeższymi plotkami - jak zawsze przy podobnych okazjach. Rodziny z Kręgu zajęły swoje miejsca w pierwszych rzędach, a ja bezpiecznie stałem po przeciwnej stronie budynku, jakby udowadniając mojej matce, że jej marzenie, aby rodzina kiedyś również cieszyła się takimi samymi honorami, to bzdura. Oni są tam. Ja jestem tu. Bo tu jest bezpieczniej. Bo tu mogę zaatakować z ukrycia. Może to efekt działania eliksiru, a może poczucie bezpieczeństwa, ale w końcu poczułem się na swoim miejscu. Byłem tu z innymi, mieliśmy ustaloną hierarchię. Jeden cel. Przypominało to trochę polowanie, chociaż znałem je jedynie z filmów dokumentalnych i książek… chociaż w głębi serca wiedziałem, że nie da się oszukać instynktów. Nawet jeśli są stłumione. Kiedy msza się rozpoczęła, nie mogłem nie zwrócić uwagi na bogactwo stroju Kardynała. Złapałem się na tym, że próbowałem oszacować, ile ta szata była warta i jak wiele losów można by uratować, dzięki takiemu majątkowi. Lekarze, edukacja, domy. Aż musiałem boleśnie ugryźć się w wargę, żeby powstrzymać gonitwę myśli. To nie był ani miejsce. Tam i w tamtej chwili nie byłem studentem Richardem, który codziennie zmaga się z rzeczywistością oraz problemami materialnymi. Byłem Gwardzistą. Zastanawiał mnie brak Arcykapłanki. W tak ważnej chwili nie zjawiła się na mszy? Przecież ranga tego wydarzenia była ogromna… Może była chora? Cos się stało? Zmarszczyłem brwi, czując, jak kiełkuje w mojej głowie jakaś niepokojąca myśl, której jednak nie byłem w stanie pochwycić i prawidłowo nazwać. Omiotłem wzrokiem stojących obok ludzi, a później skupiłem się na tych przede mną. Delikatnie przechyliłem głowę, żeby widzieć kolejne rzędy wiernych, próbując wyłapać jakiś podejrzany ruch, albo zachowanie. Może ktoś sięgnie do kieszeni, może się obróci, szukając kogoś wzrokiem? Musiałem być czujny. Słowa Kardynała brzmiały gdzieś w tle, jednak byłem w stanie wyłapać ogólny zamysł wypowiedzi. Katastrofy sprawiły, że ludzie się bali i należało dać im otuchy, by się nie zgubili na swojej drodze. Wtedy staną się łatwymi ofiarami dla Gabriela i jego wyznawców. Korzystając z ciszy, która zapadła, kiedy Kardynał skończył swą wypowiedź, delikatnie przesunąłem się bliżej drzwi. Zacząłem wsłuchiwać się w dźwięki nie tylko te wewnątrz świątyni, ale i na zewnątrz, próbując wyłapać coś nietypowego. Coś, co mogło zwrócić moją uwagę. |akcja 1 (percepcja na podkreślenia): 5(percepcja)+8(talent)+k100 akcja 2 (percepcja na podkreślenia): 5(percepcja)+8(talent)+k100 |
Wiek : 25
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : Rzecznik w Czarnej Gwardii, student Teorii Magii
Stwórca
The member 'Richard Morley' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 58, 38 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Francesca Paganini
ANATOMICZNA : 15
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 14
TALENTY : 12
Nie słuchała. Starała się – na początku. Potem już nie. Rzedko tu przychodziła, nie była przyzwyczajona. Kolano podryguje niecierpliwie – nerwowo – dłonie szukają czegoś, czego mogłyby się chwycić. Va bene, pyta Valerio i Francesca przez krótką chwilę kalkuluje, jak bardzo nie opłaca jej się roześmiać w głos. - Si – odpowiada, ale to wcale nieprawda. – No – poprawia się więc zaraz, bo wychowano ją dość dobrze, by nie kłamała bratu, przynajmniej nie za dużo. A może to wcale nie kwestia wychowania. Może zwyczajnie straciła dla Valerio głowę. Lata temu, jako dzieciak. Nie odzyskała jej aż do teraz. No, mówi więc, bo przecież wcale nie jest w porządku. Sukienka jest niewygodna, a sama Frankie – znudzona. Patrzy na celebrantów. Na Kardynała. Na Arcykapłankę nie patrzy, bo, z jakiegoś powodu, jej nie ma. Francesca nie poświęciła chwili, by się nad tym zastanowić. Chyba nie umiała. Chyba po prostu bardzo nie chciała tu być, a to, że była – to po prostu błąd, za który musi teraz zapłacić. Mogę już sobie pójść?, pyta spojrzenie ciemnych oczu utkwione przez chwilę nie w kapłanach, nie w wiernych, a w Valerio, tylko w Valerio, który ją tu przyprowadził i który mógłby ją stąd zabrać. Nie zabierze. Nie teraz. Wiedziała. Nie liczyła na to. Mogę wrócić do domu?, pytają dłonie skubiące lekko rękaw brata. Mam w lodówce Amarone (z pewnością lepsze, niż cokolwiek piją z tego kielicha) i praliny z Vetusta Nursia (z pewnością słodsze niż cokowliek, co wydarzy się tutaj. Uciekają jej słowa Kardynała, jeszcze szybciej uciekł jej wzrok. Spojrzenie prześlizgnęło się ponad rzędami ławek, instynktownie odnalazło Bena. Francesca przyglądała mu się przez chwilę, uwięziona w eleganckim obcasie stopa wciąż kołysze się nerwowo, zęby zahaczają lekko o wnętrze policzka, gryząc delikatną skórę. Za siebie ogląda się tylko raz, szuka dziecka, źródła płaczu sprzed raptem paru chwil. Mogłaby je odnaleźć, zabrać, przytulić do piersi, uspokoić rodziców, że się nim zaopiekuje, zadba o nie, by oni mogli doczekać końca mszy. Oczywiście, że tego nie zrobi. Westchnęła bezgłośnie, znów usiadła prosto, zwiesiła głowę. Dla inych to skupienie na obrządku, melancholia i zaduma – dla niej to próba przetrwania. Powinna być teraz w szpitalu. Co takiego by się stało, gdyby wstała teraz i wyszła? Percepcja na wypatrzenie rozdartego dzieciaczka: k100 + 5 (percepcja) + 11 (talent) Ostatnio zmieniony przez Francesca Paganini dnia Sro Lip 03 2024, 18:44, w całości zmieniany 1 raz |
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : RATOWNIK REZYDENT W SZPITALU IM. SARY MADIGAN, STUDENTKA