Arlo Havillard
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 4
TALENTY : 24
POKÓJ GOŚCINNY Przestrzeń, utrzymana w jasnej kolorystyce, o skromnym metrażu wydzielona dla gości, zwykle zajmowana przez młodszą siostrą Arlo, Scarlett. Wskład jej umeblowania wchodzi łóżka, szafa i komoda. Pokój prowadzi na mały balkon z widokiem na park. Rytuały w lokacji: Szepcza [moc: 84] |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : detektyw policyjny, zaklinacz
Tessa Fogarty
ILUZJI : 10
SIŁA WOLI : 17
PŻ : 173
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 10
TALENTY : 10
10 maja 1985 — Przysięgam, że kiedyś rozniosę tych ludzi — przywitała się groźbą wycelowaną w kierunku… właściwie, czyim? Tego zamierzała rozjaśnić na samym początku i kontynuowała tyradę zaczętą u progu mieszkania. — Jak można być tak głupim, przecież to powinno być zakazane ustawą federalną. Albo międzynarodową. Jakaś rezolucja ONZ może. Chociaż nie, one zazwyczaj nic nie dają — powiedziała, wchodząc do środka i zsuwając w przedpokoju czarne czółenka na słupku, które zaraz przewróciły się na bok, tym samym uwalniając się od niewygodnego na dłuższą metę obuwia. Machnęła na nieułożone buty dłonią, nie schylając się po to, żeby je poprawić. Jedynie przesunęła je stopą pod szafkę, żeby nie przeszkadzały na wypadek, gdyby Arlo wrócił niedługo do mieszkania. Nie znała grafiku Havillarda, więc ciężko było jej powiedzieć, czy starszy brat Scarlett przeszkodzi im tego popołudnia. (To wcale nie było jego mieszkanie, które one po powrocie do Hellridge traktowały je jak swoją własność.) Zapomniała go uprzedzić o tym, że został wrobiony. W kradzież. Szminki. — Przyniosłam jedzenie — przeszła do ważniejszej części, unosząc z lekkim uśmieszkiem podkreślonych na czerwono ust reklamówkę. Zupełna zmiana nastroju: zmarszczone czoło wygładziło się, a oczy rozbłysły wesoło. Przez powrót do pracy jej czas wolny uległ na nowo skurczeniu, a na dodatek musiała załatwić parę spraw rodzinnych i nie tylko. Te drugie okazały się szczególnie ciężkie; wracając do Saint Fall nie spodziewała się, że zastanie je w chaosie, który objął również Kowen Nocy. A im dłużej się nad tym zastanawiała, tym bardziej bolała ją głowa. Dlatego poświęcenie wieczoru na spędzenie go ze Scarlett było idealnym pomysłem, by odciążyć ją chociaż na kilka godzin. — Próbowałam się dowiedzieć, gdzie można wziąć coś dobrego na wynos i mam nadzieję, że nie zostałam okłamana. Wyminęła kobietę w przejściu, pewnym krokiem idąc w kierunku gościnnej sypialni, a dotarłszy do pokoju odłożyła torbę z pudełkami sałatki z kurczakiem i grzankami na stolik. Torebkę odłożyła obok, by nie zaczęła grzechotać rzucona na twardą posadzkę. Sama przysiadła na brzegu łóżka z wreszcie wolnymi rękami, rozpinając dwa górne guziki w kremowej koszuli. Równie dobrze mogłaby ją zupełnie ściągnąć z siebie, w końcu przed Havillard nie musiała się już niczego wstydzić. Widziała ją bez niczego i w najgorszych swetrach kupionych w lumpeksie, o których teraz chciałaby zapomnieć. Widziała ją w momentach, gdy mimo frustracji i przygnębiającym jak nigdy poczuciu niemocy oczy dalej były całkowicie suche i mogła wbijać długie paznokcie w nadgarstki tak mocno, aż pozostawiały po sobie krwawe półksiężyce. Ostatnimi tygodniami jednak czuła się głównie szczęśliwa, mimo że Boston nie był wyłącznie miejscem długich wakacji. Znalazła się tam z inicjatywy ludzi, którym pozostawała dłużna, by przybliżyć się ku końcowi jego spłacania i musiała o tym pamiętać. Przypominały jej o tym kolejne listy zawierające adresy, nazwiska, czasami przydatne do wykonania pracy informacje, a ona musiała z tego zrobić jak najlepszy pożytek i odwdzięczyć się tymi jeszcze cenniejszymi. Było jednak coś w zgiełku wielkiego miasta, co nie przytłaczało wychowanej w niewielkim miasteczku Teresy, a dawało wytchnienie. Dało też nieoczekiwanie powrót Scarlett, co uznała za dobrą wolę Lilith po tych wszystkich latach i wynagrodzenie wielu innych niepowodzeń. [ukryjedycje] |
Wiek : 23
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : deadberry
Zawód : urzędniczka, krętaczka, złodziejka
Scarlett Havillard
NATURY : 10
WARIACYJNA : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 144
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
Kiedy Tessa Fogarty pikowała do fazy marudzenia i rzucania uroków złożonych wyłącznie z wyzwisk lub wiązankę przekleństw — Scarlett Havillard na ogół przyjmowała otwartą postawę, która opierała się na wysłuchiwaniu potoku słów, kiwaniu głową bądź uśmiechaniu się. Niekoniecznie w tej kolejności. Ryzyko, że to syrena stanie się obiektem emocjonalnego wyładowania słuchaczki było stosunkowo niewielkie. Rzadko obce czynniki potrafiły przyczynić się do odpalenia obu lontu. W przypadku takiego obrotu spraw okazywało się jednak jasne jak słońce, że to Scar nie miała najmniejszych oporów, aby wykorzystać na swoją korzyść syrenie lamentowanie. Łatwość w sięganiu po to konkretne rozwiązanie stanowiło pochodną wychowania pod osaczającą ręką Amandy, bo choć obawy byłej miss, mogły być uzasadnione, to jej podejście rozszczepiło na zawsze ich relację. Objawiało się to chociażby tym, że ucieczki z domu, zbyt późne przekraczanie progu i wagarowanie nabrały na sile, kiedy tylko jej starszy brat wybył z rodzinnego gniazda na studia. Niekiedy po imprezach Tessie zdarzało się odsypiać powrót nad ranem do miejsca zamieszkania państwa Havillard i w pełnej krasie mogła obserwować bezlitosne lamentowanie Amandy, byleby ta zeszła z oczu Scarlett. Dowodem tego okazywała się uległość i puste spojrzenie. Jak bardzo odległe było to od wykorzystywania efektu aureoli i zwyczajnej sugestii zagnieżdżającej się w umyśle, przyczyniającej się do tego, że klienci sklepu muzycznego decydowali się na zakup większej ilości rzeczy niż początkowo, mogła ocenić jedynie panna Fogarty. — Dzisiaj bez włamywania się? — rzuciła z nutką rozbawienia Scarlett, przepuszczając swoją gościnię przodem przez gardło korytarza, żeby mogła pozbyć się wysokich butów. W mieszkaniu panowała błoga cisza, gdyż paskudną szczekaczą (na prośbę Arlo) zajmował się Philip. Doprawdy było coś przewrotnego w tym, że spotykały się w mieszkaniu, które od rodziców w ramach wejścia w dorosłość dostał Arlo. Scarlett zawsze przejmowała pokój gościnny, nawet jeśli pojawiała się tam na krótko w kolejnej podróży czy powrocie do Kalifornii lub Nevady. Scar nie obawiała się podróżowania stopem, który w tym czasie cieszył się niezwykłą popularnością, gdyż nie odczuwała szczególnego zagrożenia wobec nikogo. Dlatego zestawienie zgnitego kompasu moralnego panny Havillard z jej bratem stanowiło kontrast, który uderzał w oczy oślepiająco jak flesz z aparatu. Tyle że wyjazd Arlo na studia wiązał się również z tym, że Scarlett miała do niego ogromny żal. Zostawił ją w końcu na pastwę Amandy — musiał liczyć się z tym, że rozgoryczony, obelżywy list spod ręki syreny to tylko przedsmak tego, do czego właściwie była zdolna. Nie wyglądał na szczególnie zaskoczonego, kiedy zobaczył ją w drzwiach ze skrzyżowanymi ramionami i bojową miną, jednak nie dopytywała dlaczego tak było. Wieczorem odwiózł ją do Saint Fall pod sam dom, jak przystało na grzecznego synka, który zawsze cieszył się większą swobodą niż ona. Scarlett musiała siłą wyrwać sobie wolność i niezależność, nawet jeśli porwała się na pomieszkiwanie w Los Angeles podczas największej serii morderstw z wykorzystywaniem seksualnym na kobietach i porzucaniu ich roznegliżowanych ciał. Havillard była uparta i brnęła przez życie, wykorzystując swoje syrenie atuty. To rysowało ją niekiedy jak modliszkę, która czekała na odpowiedni moment, aby odgryźć komuś głowę. — Brzmisz jakbyśmy musiały koniecznie urządzić sobie klasyczny babski wieczór i odzyskać siły w walce przeciwko naszym wrogom. — Scarlett rozsiadła się na łóżku, siadając na nim po turecku. Odruchowo odgarnęła z twarzy ciemne włosy. Chwilę później spojrzała jedak na swoje paznokcie, na które nałożyła przed planowanym przybyciem Fogarty drugą warstwę Wine With Everything od Revsona, jednak nie spostrzegła żadnych niepożądanych dowodów na płytce, by wciąż zasychały. Na szafce leżało napoczęte w zaplataniu kadzidło, ale nie obchodziło jej zupełnie. Przy Tessie Havillard odczuwała spokój, który rzadko gościł w jej wnętrzu i powstrzymywał w umyśle natłok myśli. — Nie zaproponuję maratonu oglądania Gwiezdnych Wojen, a to jedyne co Arlo tu obecnie posiada — oświadczyła Scar, posyłając jej wymowne spojrzenie. Brakowało jeszcze tego, by jej brat-psiarz zaczął robić sobie przebrania z tej serii filmowej. Wciąż miała nadzieję, że wykazywał się zdrowym rozsądkiem. — Mogę cię pomalować, zrobić ci demakijaż i nałożyć maseczkę. Nazwijmy to wieczorem dla urody, ale nie można tego robić na głodniaka. W lodówce jest jeszcze chłodzące się wino, ale nie pamiętam, czy oni mają tu w ogóle lampki, więc musimy ich poszukać. |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : doradca ślubny
Arlo Havillard
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 4
TALENTY : 24
28 czerwca 1985 Nad miasto nadciąga noc, słońce półgodziny temu zniknęło za linia horyzontu. Przyjemny, chłodny wiatr przełamuje unoszącą się dzisiaj w powietrzu duchotę. Praca. Dom. Praca. Dom. Jak w kieracie. A gdzie cała reszta? Praca badawcza? Przyjemności? Na pytanie odpowiada mu panująca w mieszkaniu głucha cisza. Zdejmuje buty i wchodzi w głąb wąskiego korytarza; towarzyszy mu rysujący się na ścianie cień; przynajmniej on jest zawsze wierny, zawsze obecny. W pięciu krokach znajduje się w kuchni. Ciche westchnienie ulatuje z jego gardła na widok kubka, który w niewyjaśnionych okolicznościach – jeszcze rano tam było – stracił ucho. Przy nim leży zapisana niedbałym pismem krótka wiadomość. Napraw go sobie. Dzięki za pozwolenie. - Servitium – rzuca w ramach riposty; magia, bez żadnego aktu buntu, zjawia się na jego prośbę, ucho i kubek znowu stają się jednością. Potrzebuję rozpaczliwie kawy, aby nie zasnąć. Już, teraz, w tej chwili. Nie mógł dłużej zwlekać. Organizm domaga sie pożądanej dawki snu, a on nie może spełnić tego żądania. Czeka na niego romans z magią - jak nie dziś, to nigdy. Jego relacja z magią odpychania wciąż jest napięta, mocno dyskusyjna. Nie odwzajemnia jego uczuć; ile wody musi jeszcze upłynąć, zanim obdarzy go szczerą sympatią? Odpowiedź to milczenie. Nie poświęcał jej ostatnio zbyt dużo czasu. Ciągle w biegu, ciągle gdzieś, dokądś, z kimś. Zwolnij, Havillard, zwolnij. Zainwestuj czas w naukę. Wielokrotnie próbował opracować skuteczny sposób przyswajania wiedzy – bezskutecznie. Patentów ma kilka – czasem zawodzą, czasem się sprawdzają, ale nigdy nie zostawiają go z pustymi rękami; zawsze jest obietnica; wrócę do tego, jutro, pojutrze, za tydzień, miesiąc, ale wrócę. Szkoda, ze magia nie znalazła rozwiązania, jak przedłużyć dobę chociaż o połowę. Dzisiaj, albo nigdy, ta myśl wypełnia jego myśli, kiedy jedną ręką wertuje książkę, a drugą wlewa wodę do kubka, by zaparzyć kawę. Ostatnio magia bezustannie pokazywała mu środkowy palec. Czas przełamać złą passę. Najlepiej zacząć od czegoś prostego. Teleportareobjectum swobodnie układa się na ustach, kilka sekund później ciepło płynące w dłoni przynosi ulgę, a w palcach materializuje się zapalniczka, która dotychczas ciążyła mu w kieszeni, zamyka na niej lewą rękę. Rozgląda się po pomieszczeniu, w poszukiwaniu czegoś, co pomoże mu podnieść nieco poprzeczkę. Szukać długo nie musi, w zasięgu jego spojrzenia pojawia się lezący samotnie na komodzie pierścionek. - Revelare! - wystarczy jedno słowo, aby przełamać niechęć; Piekło nie zbywa go milczeniem, magia za to podpowiada, że przedmiot jest pozbawiony magicznych wlaściwości. Siada na łóżku, magia ugina się pod ciężarem jego ciała, ale to nie czas na odpoczynek. Dłonią odnajduje książkę, która studiuje od kilku dni. Magia odpychania coraz częściej zajmuje jego myśli. Musi zwiększyć swój potencjał, ta refleksja, od przeszło tygodnia nie daje mu spokoju. Jaskinia zweryfikowała jego umiejętności. Boleśnie rozprawiła się z jego pewnością siebie. Inspirat, czyta, sprawia, że niemagiczny ogień, zamiast parzyć, jedynie przyjemnie głaszcze ciało. Znajduje zastosowanie dla zapalniczki, którą wciąż ściska miedzy palcami - odpala od niej knot świecy i odkłada na stolik nocny; dwa głębszy oddechy później jest gotowy na kolejne starcie ze swoimi słabościami. Pierwsze wyszeptane cicho pod nosem Inspirat pozostawia na języku posmak porażki. - Inspirat - druga próba nie przyklaskuje pierwszej. Zbliża palec wskazujący do płomienia świecy. Język ognia nie parzy, przyjemnie łaskocze go w skórę. Uśmiech nakreśla wyraźny ślad na jego ustach. To jeszcze nie pora, by zasiać na laurach. To jeszcze nie koniec. To ledwie początek. Nie tak łatwo zażegnać konflikt z magią; nie tak łatwo udobruchać jego ambicje, choć ma wrażenie, ze wraz z upływem czasu ma ich coraz mniej. Celowo wypuszcza z dłoni zapalniczkę, w akompaniamencie cichego Sicutpluma. Tym razem Piekło milczy. Książka podziela jej los. - Sicutpluma - tym razem Piekło nie jest obojętne, tym razem magia akcentuje swoją obecność, a opasły, podniszczony tomiszcz, zwiewnie i bezszelestnie, niczym pióro, zsuwa się na dywan. Wstaje, podchodząc do drzwi; podłoga trzeszczy pod naporem jego kroków. Dłoń kładzie na wysokości zamka i znowu inhaluje się powietrzem - dwa głębsze oddechy i wydechy później jest gotowy. - Clausa - kolejna krótka inkantacja ulatuje z jego ust; mrowieniem odzywają się opuszki palców, porusza nimi, ale dyskomfort jedynie narasta, zwieńcza go sykiem. Jeszcze raz, szept motywacyjny wybrzmiewa w jego myślach. - Jeszcze raz - wtóruje mu na głos w poszukiwaniu dodatkowej motywacji. – Calusa. Tym razem na drodze żadnego akta sprzeciwu; szarpie za klamkę, drzwi ani drgnął. By się stąd wydostać, musi je otworzyć; żaden problem, prawda? Zna zaklęcie, wystarczy wypowiedzieć je odpowiedniej tonacji. - Penitus. Pierwsza próba rozlicza go bezlitośnie z zuchwałości; druga nie zaniża jego samooceny; trzecią kwituje głębokim westchnieniem - w jego przypadku do trzech razy sztuka nie znajduje odzwierciedlenia w rzeczywistości, jego przypadek udawania, że jest bezprecedensowy. Nie chwal dnia przed zachodem słońca, Havillard. Nie ma wyjścia; musi wykrzesać z siebie więcej koncentracji i próbować aż do skutku, a sukces w końcu przyjdzie. I wraz z kolejnym Penitus może go celebrować. Może wyjść, może napić się kawy – pewnie dawno wystygła i nie nadawała się już do niczego, może zakląć kolejnego demona. Albo zwyczajnie świecie uzupełnić deficyt snu. Nie tym razem; nie korzysta z tej szansy. Pozostało jeszcze jedno - rytuał. W tym celu podnosi książkę z podłogi. Brał pod uwagę kilka opcji, ale ostatecznie jego wybór pada na rytuał Szepcza, choć nie spodziewa się, że do jego mieszkania kiedykolwiek zakradnie się intruz. Nie miałby tu czego szukać. Otwiera książkę na właściwej stronie. Umbrae susurrantes, terrorem et anxietatem inducere czyta, a potem powtarza wielokrotnie w myślach, w drodze po świece, proch rytualny i z powrotem. Po drodze jeszcze odnajduje drogę na balkon. Wsuwa do ust papierosa, a potem bezskutecznie próbuje odnaleźć w kieszeni zapalniczkę. - No pięknie – mamrocze pod nosem; zostawił ją przecież na dywanie. Pięć minut później wita go ten sam półmrok pokoju gościnnego, co przedtem. Usypuje z prochy rytualnego znajomy kształt - pentagram. Pięć czerwonych świec odnajduje drogę do jego ramion. - Umbrae susurrantes, terrorem et anxietatem inducere – wypowiada na głos, ale athame nie pojawia się w jego dłoni; próba generalna, chce się upewnić, że inkantacja podejmie współprace z jego strunami głosowymi. Trzy, dwa, jeden. Sięga po nóź; czuje jego przyjemny ciężar w dłoni, gdy zajmuje miejsce pośrodku pentagramu. Teraz ma wrażenie, ze czas nagle zwolnił; zatrzymał się na tej chwili. Zanim przystąpi do działania, skupia się przez chwile na pracy swojego serca i oddechu. - Umbrae susurrantes, terrorem et anxietatem inducere – ostrze wędruje wraz z łagodnymi ruchami jego ciała; czas na wątpliwości dobiegł końca, wybrał działanie. | zt Servitium (st 60), 46 + 20 Teleportareobjectum (st 20), 27 + 20 Revelare (st 45), tutaj + 20 Inspirat (st 70), 53 + 5 Inspirat (st 70), 92 + 5 Sicutpluma (st 60), 35 + 5 Sicutpluma (st 60), 60 + 5 Clausa (st 45), 14 + 5 Clausa (st 45), 72 +5 Penitus (st 65), 59 +5 Penitus (st 65), 58 +5 Penitus (st 65), 53 +5 Penitus (st 65), 64 +5 Rytułał Szepcza (st 45), k100 + 5; zestaw świec w kolorze czerownym |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : detektyw policyjny, zaklinacz
Stwórca
The member 'Arlo Havillard' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 79 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty