First topic message reminder : Hell-Yes Doc Klinika medyczna założona przez neurochirurga pracującego w szpitalu im. Sary Madigan. Doktor van Haarst przyjmuje pacjentów w dość specyficznych porach tj. albo z samego rana, albo późnym wieczorem, w zależności od dnia tygodnia i jest również dostępny „na telefon” (o ile jest akurat w domu, bądź szpitalu... i uda ci się przejść wewnętrznymi przez dwie rejestracje i zespół pielęgniarski). W tym miejscu pomoc otrzymują ludzie o przeróżnym statusie społecznym, zaś opłata od przyjęcia jest stosunkowo niewygórowana. Zdarza się również, że nie jest w ogóle przyjmowana, na przykład w sytuacji, gdy pacjent nie posiada żadnego ubezpieczenia i/lub zasobów pieniężnych. Gabinet wielokrotnie był dofinansowany przez darczyńców przychylnych inicjatywie leczenia tych, których nie stać na konsultacje lekarskie. Finansami opiekują się mądrzejsze, szkolone kierunkowo głowy, a sam Leander van Haarst zajmuje się wyłącznie przeprowadzaniem procedur medycznych, nie zaś prowadzeniem ksiąg rachunkowych. Gabinet składa się z jednego pomieszczenia oraz przejścia na zaplecze. Po wejściu do gabinetu w oczy rzuca się stół znany z sal chirurgicznych, który niejeden proceder wyjmowania kul postrzałowych już widział. Na stanie znajdują się także gabloty ze środkami do dezynfekcji, opatrunkami i najczęściej używanymi lekami. Pod jedną ze ścian stoi biurko oraz całkiem spora metalowa szafa pełna odręcznie uzupełnianych papierowych kart medycznych. Zaplecze wypełnione jest regałami, osprzętem specjalistycznym i dużą przemysłową lodówką, w której można znaleźć leki wyjątkowo wrażliwe na temperaturę. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Ira Lebovitz
ILUZJI : 5
PŻ : 236
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 43
WIEDZA : 3
TALENTY : 2
A niech i by zaczęła rodzić po usłyszeniu ceny. Obeszłoby się przynajmniej bez USG i tego całego pierdolenia, sami byśmy zobaczyli od razu czy dzieciak zdrowy, czy jakiś niedorobiony. Jeśli mój to dorobiony na pewno, więc przy okazji test na ojcostwo by był. W zasadzie to na chuj ja się usrałem na to badanie? Przecież ona naprawdę zaraz rodzi, co nam to teraz da, że się zbada? Ale no… Przydałyby się jakieś wyniki krwi czy coś, żeby smark wyszedł silny i zdrowy. Jak już ma przyjść na świat, to serio, lepiej, żeby nie był chorowity, bo to jest straszne utrapienie. Wiem z historii ojca i macoch, a i z własnych obserwacji też. W rodzinnej chacie co chwilę pojawiało się jakieś nowe dziecko, jakby je ojciec na loterii wygrywał. O Aradio, no co ona mi tu wmawia?! Jasne, że jej słucham! Na pewno mi tego nie mówiła! Albo wybrała se zajebisty moment, jak akurat byłem naćpany, wtedy to jej wina, że nie pamiętam. Wydawał się kompetentny, pierdu, pierdu, dla niej to każdy by wyglądał na kompetentnego, o ile potrafiłby wyartykułować „za darmo”. Czy tam, nie wiem, za pół ceny. Bo jeśli lekarz nie chce pieniędzy, to kurwa, coś jest nie tak. — Ja pierdolę, jesteś w zaawansowanej ciąży, po prostu przestań pracować. — Czy to nie oczywiste? Kto chodzi do fizycznej roboty w takim stanie? Co do chuja, w ogóle, to jakaś nowa atrakcja baru? Kelnerka w ciąży? Co za chore pojeby się na to godzą? Najprostsze rozwiązanie puchnących nóg rozmywa się szybko pod kolejnymi pytaniami, które piętrzą się już w mojej głowie, kiedy Dolly zaczyna beztrosko sobie konwersować z moim Leandrem. Albo jego klonem. A może po prostu mam zwidy? Co on, u licha, tutaj robi? Ha. Wygląda na równie zaskoczonego moim widokiem, co ja jego. Zaraz, zaraz. Droga asystentko? D R O G A? Moje oczy samoistnie się mrużą w reakcji na tę wylewność, kiedy zerkam to na niego, to na nią. Mówiła, że co, że opatrywał kogoś w tej jej knajpie? Co jest, kurwa, z tą pieszczotliwością? — A ze mną się nie przywitasz? — Unoszę brew, wbijając pełne wyrzutu spojrzenie w Leandra. Gdzie mój buziak? Nie przyznaje się do mnie, bo nie ubrałem się w damskie ciuszki? To dlatego? Czemu jej powiedział przurocze (zajebię go) „dzień dobry”, a mi ani słowa? Oczywiście, że sam nie odnotowałem braku przywitania ze swojej strony, choć „co do chuja” można przecież za takowe z powodzeniem uznać. Nieważne. Powinien dać mi buziaka i tyle. — Mhm. — Ta, moja znajoma. I na tym poprzestańmy. — Wsparcie moralne — odbąkuję, uzasadniając swoją obecność tutaj, mając nadzieję, że to wystarczy Dolly za sygnał, by nie wypaliła niczego w stylu „przyszłam z tatusiem maleństwa”, tylko w tym swoim ulicznym dialekcie. Co? Nie powiedziała, że potrzebuje USG? To na co właściwie się z nim ugadywała? Zajrzeć mogę. Słucham? — Chciałeś powiedzieć „spojrzeć”. — Kobiety ojczulka częściej były w ciąży niż w stanie przeciętnego człowieka o zdrowym umyśle, więc miałem szansę się przekonać, że standardowe badanie płodu nie zawiera żadnego zaglądania. Staję sobie przy krześle, na którym usiadła Dolly i skubię z niezadowoleniem rękawy bluzki na skrzyżowanych ramionach. Z braku laku rozglądam się po pomieszczeniu, a rozpoczęty wywiad Leandra wpada jednym uchem. Chcąc zająć palce czymś innym, unoszę sobie leżące na stalowym stole narzędzia. Coś… Jakieś uczucie… Kiedy tak patrzę na te ściany, sprzęty, czuję ten charakterystyczny zapach i widzę Leandra w tym wydaniu, słyszę jego lekarską gadaninę… Wspomnienia same cisną się pod powieki. Wszystko wyglądało podobnie, kiedy pierwszy raz się poznaliśmy, prawda? Odkładam narzędzia i znów krzyżuję ramiona, przechadzając się z powrotem bliżej krzesła. Co to w ogóle za klinika? Jest taka późna godzina, a poza Leą nie ma tu chyba żadnej innej żywej duszy. — Pracujesz tu? — pytam go bezpośrednio, gdzieś między odpowiedziami Dolly. — Nie widzę tu sprzętu do USG, nie tracimy przypadkiem czasu? |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : akrobatka / współwłaściciel klubu "WhizzArt"
Dorothy Brown
PŻ : 122
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 11
TALENTY : 17
- Ja mam przestać pracować?! Ja?! A z czego ja opłacę czynsz, mądralo? Jedzenie? Gacie? Kiecę na taki wielki balon jaki mam? Tera tego nawet nie zaiwanię! - tak się zirytowałam, że gdyby nie to, że już zasadniczo wchodziliśmy, to aż bym zaćmiła szluga. Albo nie. Nie wiem czy fajki mi się nie skończyły. I pewnie aż bym się popłakała z tego powodu. Ale byłam wkurzona, co na szczęście zara mi minęło, bo się ucieszyłam, że idziemy do doktorka, do którego chciałam i wyszło na moje. No, mówiłam że swój chłop. Doktorek od razu wyhaczył żart. Ale na zadane przez doktorka pytanie aż spojrzałam na Irę, ciekawa odpowiedzi. Jak przyszedł, to się do mnie przyznał, ale na ile się przyzna, to już inna bajka. Byłam ciekawa czy facet pomyślał, że jestem siostrą i zastanawiało mnie, czy bracia często z siorkami łażą w takich sytuacjach. Sama byłam przekonana, że z reguły jak baba przychodziła z chłopem na takie badanie dziecka, to tenże facet był faterem, a nie krewnym kobiety. Jak ojca dla dziecka nie było, bo siedział w kiciu, zmył się albo zawinął z tego świata, to słyszałam, że często ciężarne łaziły raczej same lub z krewniaczkami. U mnie tak wyszło, że też przyszłam z ojcem dziecka, ale to był w końcu mój pierwszy raz, trzeba lecieć z klasyką. Choć wątpię, że będę mieć kolejne klajniaki. Nie stać mnie. Chyba że kolejnego fatrowskiego będzie stać, wtedy to co innego. No, a że czego by nie mówić, trochę podobni byliśmy, przynajmniej tak słyszałam od takiego Waltera, który kiedyś nas przypadkowo zobaczył z oddali i który uchodził czasem za geniusza, czasem za ekscentryka, a czasem za miejscowego przygłupa, byłam ciekawa dedukcji doktorka. - Słuchaj, to mój pierwszy raz, też nie wiedziałam, że jest potrzebne - stwierdziłam, wzruszając ramionami. Inna sprawa, że bez nacisków Iry pewnie poszłabym do szpitala po to, by dziecko ze mnie wyjęli i puścili do domu. Przeszliśmy do sali, gdzie od razu klapłam na wskazanym miejscu, wzdychając z ulgą. Miałam nadzieję, że skoro już usiadłam, nie zachce mi się za szybko sikać, bo myśl o wstawaniu i szukaniu sracza wcale mi się nie uśmiechała. Nie wiedziałam, że bachory w bebzonach sikają drugie razy tyle. A niby nie jem dwa razy więcej, choć to raczej wina braku hajsu i możliwości uciekania ze skradzionym żarciem. Na pytania łapiducha odpowiadałam z reguły pojedynczymi słówkami, więc szło szybko. Nie było czego wywlekać. Aczkolwiek przy ostatnim pytaniu nie wytrzymałam. - Tylko na frajerów - powiedziałam poważnie, by zaraz się zaśmiać. Zerknęłam przy tym na Irę, czy chociaż się uśmiechnął, bo był jakiś rozdrażniony, jakby przejął ode mnie część bujań na huśtawce nastrojów czy coś. - Ej, na tym sprzęcie można sprawdzić płeć, nie? - spytałam i by fatera mojego klajniaka trochę zagadać, może rozczulić, nie wiem kurwa, rzuciłam tym razem do niego: - Wolałbyś chłopca czy dziewczynkę? Powinien trochę wrzucić na luz. Jeszcze nie rodzę. Chyba. |
Wiek : 22
Odmienność : Niemagiczna
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : złodziejka, dorywczo tancerka w klubie