Błędne łąki Spowite mgłą, nienaturalnie ciche i już na pierwszy rzut oka magiczne; błędne łąki to miejsce, w którym trop oraz drogę zgubić potrafią najlepsi tropiciele Rezerwatu. W mlecznobiałej zawiesinie łatwo zatracić kierunek wędrówki, a płatające figla dźwięki brzmią nienaturalnie — czasem w mgle słychać czyjś głos, niekiedy to ujadanie psów, warczenie lub skowyt; niektórzy z tych, którzy zabłądzili na łąkach twierdzą, że słyszeli płacz niemowlęcia, inni — że łacińskie inkantacje. Bez względu na to, co jest prawdą, a co fikcją przestraszonych umysłów, na błędnych łąkach należy zachować szczególną ostrożność; łatwo skręcić kostkę lub skaleczyć się o ukryte w mgle zagrożenia — jeszcze łatwiej nie dostrzec, co dokładnie czai się we mgle. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
21 — IV — 1985 Rezerwat zazdrośnie strzeżenie tajemnic. Niemagicznych odstręcza, magicznych dekapituje, bestie kocha; kiedy jest się magicznym i bestią w jednym, można liczyć na bezpieczną przeprawę przez wydeptane raciczkami ścieżki albo szlaki wytyczone przez opiekunów. W tym pierwszym przypadku bywa groźniej — tam, gdzie łatwe mięso, tam głodni obywatele Rezerwatu; tam, gdzie jasno wytyczona droga, tam odpowiedzialność — każde wyjście poza jej szlak pozbawiało rodzinę Lanthier odpowiedzialności za urwane kończyny, pogryzione gardła i kleszcze w miejscach, które nieszczególnie chce się pokazywać lekarzowi rodzinnemu. Szyszka zdechła pod podeszwą; gałąź trzasnęła pod kolejnym krokiem — wszystko tu przypominało eksplozję matrycy przestarzałego odbiornika; jak dekoracja do sesji fotograficznej w National Geographic, scenografia, na którą ktoś wylał białą farbę i nazwał ją mgłą. Papierosowy dym dołączył do szarych smug snujących się nad łąką; zapalniczka z rekinem — co za dziwaczne przywłaszczenie w barze, którego nazwy nawet nie zapamiętał; pamięta za to, że był poniedziałek i kurewsko chciał zapalić — zniknęła w kieszeni skórzanej kurtki. Prawie—maj; sezon płaszczów utonął w roztopach. — Mgły się naczytałeś? Las za plecami, łąka przed nimi — równie dobrze mogło to być bagno; rozlane nad gruntem mleko było tylko kolejnym przejawem rezerwatowej zazdrości. Lanthier był — niezaprzeczalnie i stuprocentowo — dupkiem. Znał tu każdą dziurę — własnej żony zwłaszcza; pani Lanthier zechce wybaczyć, to po prostu tu leżało — i wybrał miejsce, w którym Williamson mógł zobaczyć wyłącznie jedną. Tę, którą wybije w ryju Ronana, jeśli skręci tu kostkę. — Wisisz mi zestaw świec, Lanthier — szczęk wosku o wosk to wypaczona melodia dziecięcych organek — Conan i Barbarzyńca dostali po jednych przed dokładnie trzydziestoma siedmioma minutami; ich ojciec opuścił dom dwa kwadranse temu temu. Matematyka nigdy nie była po stronie tych, którzy spędzili sześć minut na słuchaniu swobodnej — w każdym znaczeniu tego słowa; gdyby Williamson nie usłyszał tytułu, w życiu by nie zgadł — aranżacji Wlazł kotek na płotek. — Zasady, bo ostatnio się zapomniałeś — metodyczne ruchy uwalniają niewielki plecak z ciężaru przywleczonych ze Starego Miasta niespodzianek — dwa zestawy fioletowych świec, rytualna mieszanka, kolejna paczka papierosów, bo Barnaby właśnie palił ostatniego. Williamson to człowiek, który stawia na użyteczność, nawet w zapchlonym Rezerwacie; wszystko musi mieć swoją logikę bytu i do czegoś się przydać, i niektóre rzeczy trzeba po prostu nosić przy dupie. Albo na szyi — czasami miał wrażenie, że od nadmiaru magii kieł zaczął odciskać piętno na skórze. — Jeden rytuał, bez względu na efekt. Magia albo walka wręcz. Kończymy, kiedy— Mgła, nieznanie podłoże, Rezerwat, Lanthier i jego tendencja do przestawiania nosów; milimetr garbu na nosie Williamsona był zasługą Ronana. — Jeden się podda. Żonka mnie nie nakarmi, jeśli zwrócę jej nieprzytomnego męża. Jakkolwiek nie była to kusząca wizja, dźwiganie Ronana w ramionach plasowało się na samym dole listy rzeczy do osiągnięcia zanim nastanie maj i zacznie pachnieć w Wallow kępa. ekwipunek: kieł Cerberusa, dwa zestawy świec fioletowych |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Ronan Lanthier
NATURY : 21
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 187
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 10
TALENTY : 10
Słońce umiera; wyblakły, płaski dysk nad głowami przypomina talerz z dna babcinej komody — farba oblazła dawno temu, ktoś uszczknął jeden z brzegów, głośniejszy huk sprawi, że dysk rozpadnie się na tysiąc drobnych kawałków i spadnie na nieświadomych katastrofy ludzi. Z grubsza — zbliża się Apokalipsa. Pozbawione snu noce zmieniają wyczekiwanie w kalejdoskop urywanych koszmarów i przyciszonych rozmów; nawet bliźniaki wyczuwają napięcie, które w kręgosłup ich ojca wszył otrzymany od Zuge list. Każdy rzut synem w górę — sport wciąż czekający na zakwalifikowanie do Igrzysk; Lanthier zmiótłby innych przeciwników z planszy — nadwyręża zasklepioną w kościach nerwowość. Oderwanie myśli od odmierzających czas wskazówek wymaga coraz drastyczniejszych rozkojarzeń; w tym zestawieniu Williamson wiedzie prym. Tylko spokojnie, chłopcy; w drzwiach żegnało ich ostrzegawcze spojrzenie pani Lanthier i piekielne wycie jego osobistych synów — Barnaby zginie dziś na tych łąkach za przywleczenie elektrycznych organ. — Znasz jakieś książki, które nie mają zjawiska atmosferycznego w tle? — mgła przed nimi, las za plecami, po bokach wielkie niewiadome — Rezerwat wypełniony jest miejscami, gdzie magia kipi z wyrw w ziemi i wylewa się z pni drzew; można zbierać ją jak żywicę. Nawet dźwięki brzmią tu inaczej; płasko, bez życia, raz rozpełzają się nad ziemią echem, by po chwili zamilknąć bez ostrzeżenia i w połowie zdania. Tu nigdy nie jest się samotnym — tak, jak nigdy nie ma się pewności, co obserwuje z mlecznobiałej mgły. — Zeżarłeś całą czekoladę z szafki, jesteśmy kwita — fałszywe oskarżenie, fałszywe wnioski — zjadł mniej niż połowę zawartości szafki; resztą zaopiekowali się czteroletni pomocnicy z apetytem czterdziestoczteroletnich robotników na budowie. Teraz Ronan nie wzgardziły czymś słodkim — zajadanie stresu to niezdrowy nawyk, ale wciąż lepszy niż picie. — Nie zapomniałem — udeptywana butami trawa pokornie zgina karki — na widok fioletowych świec Lanthier marszczy lekko brwi; do tej pory był pewien, że Williamson z fioletu akceptuje tylko sińce pod podbitymi komuś oczami. — Postanowiłem wygodnie je zignorować. Woreczek z rytualną mieszanką przeskakują z rąk do rąk — Ronan waży go w dłoni na moment przed rozwiązaniem. Rytuały mają w sobie całą tonę rytualności; sposób rozsypywania prochu, dbanie o ciągłość ramion pentagramu, wciskanie świec na miejsca, obnażanie athame, a dziś na dodatek — zastanawianie się, czy załatwi Williamsona w ośmiu ruchach. — Nakarmi cię moją porcją, jeśli wrócę nieprzytomny. Zastanów się — tylko spokojnie, chłopcy; biedna Jackie — przecież ich znała. W sercu własnego pentagramu, Lanthier obserwuje, jak Williamson robi to samo — oddaleni o kilka kroków i niepewni, do którego rytuału uciekną się obaj, mają własną rytualność; to nawyk ćwiczeń i testowania granic magii — próba opanowania strachów i tajników technik przeciwnika. To w końcu sposób na zamordowanie czasu; wkrótce Ronan będzie żałował, że pozwolił sekundom przeciekać przez palce. — Terra, cape aliquem intrusorem qui haec limina transierit — w niezgodnym z podstawami łaciny tłumaczeniu: żryj piach, Williamson. — Siste eum ut iustam poenam tribuam. Intencja to grunt na pograniczu mgły, który zmieni się w podstępną pulpę; to sposób na powstrzymanie intruza, niechcianego gościa i tego konkretnego czarownika — B. Williamson sam we mgle, wkrótce w kinach. rytuał ruchomego piachu | próg 35 | I poziom | 5 (magia wariacyjna) + k100 zużywam świecie fioletowe Williamsona |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : opiekun rezerwatu bestii, treser
Stwórca
The member 'Ronan Lanthier' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 80 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
Tylko spokojnie, chłopcy; kilkanaście minut wędrówki przez Cripple Rock wystarczyło — słowa pożegnania pani Lanthier były zupełnie jak mgła nad łąkami; nierzeczywiste. — Twoja stara i mój pal — palce poszukujące papierosa to palce niecierpliwe — magia czekała na skupienie, nie nadużycie tytoniu; z wypełnieniem płuc dymem będzie musiał zaczekać do momentu triumfu — pojedynek dobiegnie końca zanim głód nikotynowy przejmie stery nad cierpliwością. — Autentyczny tytuł. Powinieneś sprawdzić. Mgła przed nimi, las za nimi, magia w nich — rześkie powietrze wypełniało płuca; z płuc wypadał wydech i ciche słowa, których nie tłumiły dźwięki małomiasteczkowej werwy Saint Fall. Cripple Rock zawsze było ciche; na powierzchni i pod nią. Dwa miesiące temu Williamson przekonał się na własnej skórze. — Mniej, niż połowę, Lanthier. Czasem odnoszę wrażenie, że twoje dzieci żywią się tylko, kiedy ktoś spoza rodziny je nakarmi — gdzie kończy się jedna rodzina, gdzie zaczyna druga? Conan Barbarzyńca — Connal, wujku, ile razy mam mówić? — w chwili narodzin rozłożył kładkę porozumienia. Kolejny, przyszły chrześniak na liście Williamsona z niemowlęcia mieszczącego się w lewej dłoni i krzyczącego w piekłogłosy wyrósł w czterolatka, którego z trudem utrzymać w ramionach — tylko natężenie decybeli nie uległo zmianie. Ronan wiedział, że w dwanaście lat może wydarzyć się wiele; wiedział, że jeszcze więcej może zajść w dwanaście miesięcy — dwanaście dni — dwanaście godzin. Obietnica obejmująca odległą przyszłość była umową przypieczętowaną butelką burbonu i mglistymi wspomnieniami sprzed lat. Pamiętasz, jak—? wygładzało zmarszczki na twarzach i odbudowywało sentyment. Pamiętam; czasem to wszystko, co mogą zachować. Równe linie pentagramu odmierzały prawdopodobieństwo powodzenia — w zgęstniałym od mgły powietrzu magia natury wydawała się naturalnym dopełnieniem; rytuał wiaracyjny był abominacją na tle zieleni dopiero rozbudzonej po zimie trawy. Postanowiłem wygodnie je zignorować; uniesiona do policzka dłoń zastygła w pół gestu — z pięści wyłonił się osamotniony palec. Wymowny, środkowy, przytknięty do policzka — Williamson nawet nie udawał, że zamierza potrzeć nim kącik oczu. — Zignoruj to. Powaga dwóch dorosłych czarowników w samym sercu Rezerwatu Bestii — świadkiem kulturalnego upadku były tylko zmęczone od wiatru korony drzew i stawiane w ramionach pentagramu świece. Już za moment magia wypełni ciężkie od mlecznej zawiesiny powietrze; już za chwilę przekonają się, kto zyska przewagę, a kto— — Gdyby na dodatek pozwoliła zostać na noc — blisko granicy zniecierpliwienia, z pełną świadomością, że nieostrożne słowo może przekroczyć linię demarkacyjną — Ronan był wyrozumiały; do czasu. — Mógłbym rozważyć. Ten czas zamknął się w znajomym kształcie pentagramu i inkantacji, z której Williamson wychwytywał znajomy rytm słów; coś o terenie, o piachu, coś o wniosku płynącym z samego dna magicznej wiedzy — kiedy zapłonęły wszystkie świecie, zrozumienie wyparło spokój. Rytuał się powiódł; Lanthier zyskał przewagę. — Zmieniam zdanie — mglista łąka, magia w powietrzu, uśmiech zadowolenia zaplątany w zarost gospodarza; Ronan źle ukrywał emocje — nigdy nie musiał się starać, żeby zamaskować to, co pulsowało pod skórą — więc Barnaby wiedział; płonące świecie miały w sobie moc, która może przechylić szalę zwycięstwa na leśną stronę. — Będę łamać twój. Decyzja zapadła zanim wybrzmiały słowa; intencja zdążyła skupić się w pentaklu, spojrzenie na widoku pentagramu, myśli na strzelających w górę płomieniach świec. Wystarczyło skumulować oswojoną magię w żyłach — odpychanie działało nie tylko na ludzi. Równie dobrze radziło sobie z terenowymi rytuałami; znikający w mgle grunt wyglądał niewinnie, ale Williamsonowi rzadko smakowały złudzenia — kilka kroków w nieodpowiednim kierunku i wpadnie prosto w zasadzkę; chyba, że zdoła ją złamać. Chyba, że skumulowana i uwolniona z pentakla magia odnajdzie sposób, żeby skręcić kręgosłup temu, co Lanthier właśnie rzucił na rozmiękłą glebę. łamanie rytuału terenowego | próg 85 | k100 + 28 (magia odpychania + ekwipunek [kieł cerberusa]) |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Stwórca
The member 'Barnaby Williamson' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 31 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Ronan Lanthier
NATURY : 21
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 187
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 10
TALENTY : 10
Tylko spokojnie, chłopcy — Jackie z nożem w dłoni to Jackie akceptująca tylko dwa wymiary odpowiedzi: tak, kochanie; dobrze, kochanie — bo zamiast zszywać, skończę co zaczęliście. Miłość cierpliwa jest, miłość dobra jest, miłość nie ocenia; miłość wystawia na próbę podczas krojenia marchewki. Obietnica będziemy wybrzmiała w pocałunku; pożegnanie nad deską do krojenia mogłoby zamienić się w syna numer trzy albo córkę numer jeden, gdyby nie Williamson oparty o framugę i ciche odkaszlnięcie. Pól godziny później Ronan wciąż jest zły. — Jebnę ci. Jak obieca, tak zrobi; powody same wpadają w dłonie — zakłócenie miru małżeńskiego, sarkazm w panierce całkiem udanego dowcipu, bo mu krzywo z nosa patrzy; Williamson i epatowanie chęcią do zmielenia kogoś w dżem to jego najdłuższy związek. Wbrew rozsądkowi — Lanthier i tak nie ma go za wiele — to Barnaby otrzymał propozycję objęcia roli ojca chrzestnego; jeśli ktoś mógł zapewnić chłopcom bezpieczeństwo, Ronan nie znał, nie zna i nie pozna lepszego kandydata. — Nie dokarmiaj ich, to dzikie okazy. Muszą same znajdować pożywienie albo za dziesięć lat odkryję, że ich hobby to — rześkie powietrze rezerwatu i sprany zarzut; Lanthier za często ociera nim usta. — Zupa z puszki. Na etykiecie Bombastica osądzające oko nie ma litości; w Cripple Rock identycznie spojrzenie — już nie na butelce, ale w twarzy — poddaje w wątpliwość wybory żywieniowe Williamsona. Ostatnia wizyta na Starym Mieście budziła trwogę — nie tylko dlatego, że Barnaby trzymał na stoliku kawowym czaszkę konia pociągowego i dobre pięć minut zajęło mu zrozumienie, że nawet Lanthier posiada określoną tolerancję na dziwaczne wyposażenie domu; łby martwych zwierząt wyznaczają granicę. Główny powód przerażenia ukryty był za drzwiami lodówki. Co masz na obiad?, za naiwne pytanie Ronan przypłacił głośnym kurważesz, kiedy Williamson zajrzał do wnętrza zamrażalnika i z pełną powagą oznajmił: światło. Adepci magii odpychania do najnormalniejszych nie należą — prywatne spostrzeżenie, żadna tam opinia naukowa — ale karmienie się energią kosmiczną to nowy poziom popierdolenia. Środkowy palec w kąciku oczu tylko bawi; drgnięcie ust zastyga gdzieś w połowie — sugestia o Jackie i zostawaniu na noc prosi się o interwencję. Gdyby jej autorem był Paganini, Lanthier nie poruszałby językiem; niech przemówią pięści. — Naprawdę ci jebnę. I naprawdę zamierza; udany rytuał to dobry początek — nieudane łamanie to niezły środek. Koniec nie został przesądzony — mgła nad łąkami z rozlanego mleka zamienia się w coś gęstszego; toksyczną wydzielinę z samego gardła Piekieł, w wydech koszmaru, który rozerwał kurtynę pomiędzy jawą i snem, i właśnie przenika do świata śmiertelników. Obecność magii w powietrzu Cripple Rock nigdy nie była subtelna, ale teraz — pod płachtą rytuału — przypomina czynny wulkan. Lanthier nie czeka, aż Williamson podejmie drugą próbę łamania; krok w głąb łąki buduje rosnącą odległość i przewagę — wystarczy metr w bok i ziemia pod nogami intruza zamieni się w grząskie piaski, zamieniając go w nieruchomy cel. — Powodzenia, Barnaby! Przyda mu się. przenosimy się do kostnicy |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : opiekun rezerwatu bestii, treser
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
wracamy z kostnicy Ból, swędzenie, wydrążone kości — odtruwanie z adrenaliny miało symptomy odstawienia; zepchnięte na granicę wytrzymałości ciało podświadomie szukało nowego źródełka pobudzenia, maleńkiego kieliszka cierpienia, piguły z bólu, który można rozgryzać między zębami i przez cały ten czas zastanawiać się, co dokładnie strzela. Proch czy zęby? — Dobra walka, Lanthier — głos z zaświatów — na zamglonych łąkach granica pomiędzy życiem i śmiercią zacierała się w rozpylonym w powietrzu mleku — należał do kogoś innego; był trochę zbyt zmęczony, trochę za stłumiony, bardzo—kurwa—nieswój i zdecydowanie—nie—Williamsona. Więc dlaczego wybrzmiewał, kiedy poruszały się usta? Te, w przeciwieństwie do reszty przeoranego walką ciała, robiły to bez wysiłku; każde drgnięcie mięśni posyłało w górę hipokampu krótkie zestawy skojarzeń. Krok—ból—stój; po trzech próbach pokonania dzielącej ich odległości, Williamson musiał przyznać, że to delikatnie, kurwa, trudne z dziurą po soplu w udzie i dwoma bliźniaczymi na ramieniu oraz torsie. — Jedno zaklęcie nadrobiło dziesięć minut podgryzania. Może działał zbyt opieszale, może nie chciał kończyć tego szybko, może wolał nie prowokować Ronana do użycia niektórych zaklęć z magii natury; w efekcie Lanthier stracił cierpliwość i przywołał z nieba trzy lodowe porcje. Nauczka była bolesna i właśnie prześwitywała spod ubrań; tych dziur nie załatałaby nawet Vittoria. — Pokaż się — mgliste smużki dookoła próbowały uczepiać się włosów i ciał; każdy ruch przypominał próbę przepłynięcia wpław przez basen mętnego, zepsutego mleka — we mgle Ronan był zamazanym konturem, który poruszał się z tą samą werwą stulatka, z którą właśnie kolejny krok stawiał Williamson. — Zanim zwrócę cię żonie, spróbuję pozlepiać kilka dziur — najchętniej usta — Lanthier miał filtr dziurawy jak ekspres po tygodniu harówki; słowa wypływały z niego zlepionymi grudkami i dopiero, kiedy ktoś wdepnął w ususzoną kulę, Ronan uświadamiał sobie, co właściwie powiedział. Pokonałem Williamsona to osiągnięcie — pytanie nie brzmiało czy komuś chlapnie, ale kiedy. (Banalne — żonie za kwadrans). — Jak brzmiało to zaklęcie z soplami? Na drugi raz będzie gotowy — bez względu na to, kto rzuci czar. |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Ronan Lanthier
NATURY : 21
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 187
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 10
TALENTY : 10
Na górze róże, na dole doły, spuściliśmy sobie wpierdol — takie z nas matoły. Niedoceniania, leśna poezja nigdy nie doczeka się własnego tomiku, ale to żadna strata dla ludzkości; na całym świecie istnieją tylko dwie osoby, które mogłyby docenić ten kunszt i obie właśnie kuśtykają w swoim kierunku, robiąc dokładnie to, co każdy mężczyzna po udanym pojedynku. Trochę triumfują, trochę się krzywią i w dziwaczny, bolesno—połamany sposób, cieszą. — Williamson — pochwała, satysfakcja, zwycięstwo; smakowałoby miodem, gdyby po drodze Lanthier nie otarł się o rozczłonkowanie na pięćdziesiąt cztery nierówne kawałeczki. — Mogłeś mnie rozpierdolić na atomy. Na magii odpychania Ronan zna się tyle, co wcale, ale wie — to akurat podstawa teorii magii — że jeśli coś ma w nazwie extremum to nie dla ekspresywności wyrażenia emocji. Odpowiedź na trzy lodowe podarunki z nieba była szybka, celna i potężna; była dokładnie tym, kim był czarownik naprzeciwko niego. Gdyby nie mgła i znajomość okolicy, Lanthier przeczuwa, że walczyliby kolejną godzinę — Williamson potrafi przetrzymywać przeciwnika na ciasnej pętli i czekać, aż zmęczy się na tyle, żeby zacząć popełniać błędy. Natura pomogła naturze; pod gołym niebem i na naturalnym gruncie Ronan ma to, co Barnaby w warunkach kontrolowanych — przewagę. — Desperackie czasy, desperackie kroki — desperacka próba położenia kresu walce, zanim potencjalny scenariusz zacząłby się ziszczać; do odpychania, Williamson zaczynał dorzucać magię wariacyjną — a na nowości w repertuarze, Lanthier się nie przygotował. Jeszcze trzy kroki; po nich dwa; po dwóch jeden — dokładnie tyle wystarczy, żeby odkryć, że machina została rozmontowana i właśnie oferuje pomoc. — Martwisz się o mnie? Uroczo — kpina czy szczerość? Co za różnica — kiedy w ustach masz własną krew, a naprzeciwko kogoś, kto nadal trzyma się na nogach — skoro trzyma, nadal może walczyć — bezpieczniej nie ryzykować walką na słowa. Czasem wystarczy uśmiech, skinięcie głową i głośne huh; tym huh Lanthier komunikuje światu i okolicznym sowom, że Williamson go zaskoczył. — Stalactite. Działa tylko pod otwartym niebem, więc— Wzruszenie ramion — zły pomysł. Syknięcie w odpowiedzi na to, co zaklęcie Barnaby'ego musiało przestawić mu we wnętrznościach — gorszy. — Kurwa, chyba żebro. Wyznanie grzechu? Najgorszy. Ostatnie słowa są przerywnikiem; dopowiedzenie rozbrzmiewa razem z zatrzymaniem pokracznego pochodu przez mgłę. Williamson na zamachnięcie pięści — niedługo będą musieli poćwiczyć i to. — Więc wykorzystałem okazję. Może się szybko nie powtórzyć. |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : opiekun rezerwatu bestii, treser
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
Nad nimi niebo, pod nogami ściernisko — po co mieszkać w Hellridge, skoro istnieje San Francisco? Slam poetycki w Cripple Rock zaczeka na czasy, kiedy z nieba przestaną spadać krwiste deszcze, ziemia zaniecha mordowania nestorów rodzin Kręgu, a Ronan Lanthier zacznie wyglądać jak człowiek (krótko mówiąc, slam nie wydarzy się nigdy; podziękowania dla ostatniego warunku). — Ale nie rozpierdoliłem — niewypowiedziane przedłużenie — chociaż mógłbym — nie przekonałoby nawet pelikana; nieszczególnie udane kłamstwo brzmiałoby przekonująco tylko, gdyby Williamson nie wyglądał, jakby padł ofiarą nabitej śrutem broni. Krew zdążyła zakrzepnąć i nawet ból przypominał odległe echo samego siebie; wyblakły, namalowany plakatówkami obrazek, który dawno temu zawisł na lodówce i rozmył się pod wilgocią zapomnienia. Wystarczyło poruszyć ramieniem — odruch opłacony w walucie stłumionego sapnięcia — by nałożyć nową warstwę farby. — M—hm, masz dwóch synów — ani kpina, ani szczerość; ciche stwierdzenie faktu, które na banicję dawno temu skazało myśl, co gdyby — od sześciu lat nie było małżeństwa, istniała za to gwardia; żadne co gdyby nie mogło odtworzyć życia, jakie zbudował dla siebie Ronan. — Jackie, mimo szerokiego zakresu zdolności, nie zastąpi im ojca. Dobrego ojca; chyba to było najważniejsze. Dobrego ojca; niewielu takich w tych hrabstwie. Dobrego ojca; cztery lata temu Lanthier zapytał, czy Williamson zostanie kimś takim — dobrym ojcem dla Connala. Cztery lata temu Barnaby znów okłamał rodzica; cztery lata temu powiedział tak — nie przed ołtarzem, ale skupionym wzrokiem Ronana, który postanowił powierzyć mu bezpieczeństwo własnego syna, chociaż obaj wiedzieli, że to bliźniaki to pakiet. Cztery lata temu powinien powiedzieć nie mogę, prawdopodobnie nie dożyję końca roku. Dziś — cztery sekundy temu — nadal miał szansę; tajemnice były brzydkie, ciężkie i wpisane w życie. Chłodne liźnięcie niechęci na karku odpowiedziało na zaklęcie, które poskładało Williamsona w pół; rozgryziona w ustach, świeża trauma dołączyła do krwiobiegu z krwinek podobnych sobie przeżyć — przeżyć, bo wszystkie przeżył. — Stalactite. Jak ja, kurwa, nienawidzę magii natury. Ciche stęknięcie uniosło brew w górę; ta lewa — osądzająca — obserwowała powolne kroki Lanthiera i odmierzała sekundy do zderzenia z rzeczywistością. — Nie miaucz, żona pocałuje i będziesz jak nowy — w to Williamson nie wątpił — w przeciwieństwie do własnych umiejętności leczenia. Magia anatomiczna mozolnie kumulowała się w ukrytym pod koszulą pentaklu; znajome ciepło odcisnęło na ustach ciche sylaby, ale już w połowie zaklęcia Barnaby wiedział, że nie odmieni tym niczyjego losu. — Sanaossa Magnus. Wielkie nic — nie pomogło nawet powtórzenie czaru. Kolejna porażka dnia skumulowana w cichym a chuj tam — siwy obłoczek wzbił się w powietrze razem z szeptem i zniknął z nadziejami na ulgę w bólu. — Posłuchaj, w maju w Deadberry otworz— Ostrożnie, Williamson. Kto otworzy — on, rodzina, darczyńcy, Ronald? Wahał się o sekundę za długo; Ronan musiał zauważyć opór w doborze słów. — Otworzymy ośrodek szkolenia obronnego. Podstawy walki wręcz będą jednym z punktów szkoleń — pięściami Lanthier napierał jak mało kto — Barnaby był ciekawy, co jeszcze potrafią te łapy. — Chętny sprawdzić się w oktagonie? sanaossa magnus | próg 65 | 42 (k100) + 5 | nieudane sanaossa magnus | próg 65 | 12 (k100) + 5 | Ronan, nieuleczalny jesteś |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Ronan Lanthier
NATURY : 21
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 187
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 10
TALENTY : 10
Zapięty na krótki łańcuch i okręcony wokół niego trzy razy — trzymany na uwięzi ból dławi się własnymi szarpnięciami. Każdy krok zaciska pętlę i wskrzesza świeżą porcję cierpienia; trzeba być obłąkanym, żeby poruszać się naprzód. Williamson był od dawna — Lanthier dopiero się uczy. — Nie pochlebiaj sobie — słowa—wydech ze świeżą warstwą czerwieni rozlaną pod powiekami. Nie wolno mrugać albo powieki opadną o raz za dużo i nie otworzą się nigdy. — Nie walczysz aż tak dobrze. Gówno prawda; kłamstwa nie muszą być skomplikowane, ale niech będą chociaż przekonujące. Williamson to jedna z niewielu osób, których Ronan wolałby nie spotkać naprzeciwko w ciemnym zaułku — im bardziej krwawi, tym mocniej oddaje, a próby leczenia pełnią funkcję dowodową. Zapewnianie innym krwawienia wychodzi mu lepiej, niż jego tamowanie. — Zostaw leczenie jej, a sam skup się na odpychaniu — lekki ton nie odciąża myśli; wzmianka o chłopcach ściąga kąciki ust w dół na niewidzialnej żyłce odpowiedzialności. Barnaby nie wie, ile za kilka dni na szali postawi Lanthier — ile kwadransów będzie klęczeć przy łóżeczkach śpiących dzieci, w myślach prosząc o wybaczenie na wypadek, gdyby miał nie wrócić. Nie mógł tego wyjaśnić Williamsonowi bez narażania kowenu; dlatego milczy. Nieruchome usta nie narażą nikogo poza nim samym — dokładnie tak powinno być. Powtórzone zaklęcie nie ciągnie za sobą groźby zmaterializowania sopli z powietrza; do tego Barnaby nie posiada ani umiejętności, ani ochoty. Magia natury zawsze odciska w nim piętno, którego źródła Ronan nie rozumie — rany, często niezadane przez sam czar, sięgają głęboko w przeszłość i są zmową męskiego milczenia. — Oktagon, hm? — nadal cuchną starciem; pod ubraniami wciąż krzepnie świeżo przelana krew. Planowanie nowego sparingu powinno spaść z rowerka na sam dół listy priorytetów —[i] więc po chuj się uśmiechach, Lanthier?[i] — Tym razem bez pentakli. Ty, ja, pięści. Williamson zna kilka chwytów, których boks nie oferuje; pora rozszerzyć skalę umiejętności, ale to w przyszłości — tej, która może nigdy nie nadejść. — Chodź, mam w lodówce to wymyślne piwo, które pijesz. Ostatni toast przed długą drogą w dół. |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : opiekun rezerwatu bestii, treser
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
Boli? Przerdzewiałe od środka ciało skrzypnęło. I dobrze — to znaczy, że żyjesz. Wiedział, co stanie się dalej. Wiedział to jego żołądek, wiedziała pusta przestrzeń w miejscu serca. Wiedział kciuk ścierający zeschniętą krew z dłoni; wiedział Williamson. Wiedział, że dziś nie umrze — czekała na niego inna śmierć, dużo sensowniejsza. Dużo brzydsza. Trochę samotna, ale to nic; na to był gotowy od zawsze. — Twój stan mówi co innego. Ciśnienie krwi spadło, oddech wyrównał się na zakrętach nozdrzy. Lanthier wyglądał jak mielonka wyciśnięta z puszki na upierdolony talerz — trochę galarety, sporo mięcha, kości, chrząstki i wnętrzności zmielone w humanoidalny kształt. Poruszał się, mówił i poddawał w wątpliwość własną poczytalność; Williamson nie miał do niego niczego, poza szacunkiem. Pokonać gwardzistę w walce to sztuka — Ronan zasłużył na naklejkę dzielnego wojownika, ale akurat skończył zapas w kazamacie. — Może Jackie udzieli mi kilku lekcji anatomii? — magia pokazała im środkowy palec i uciekła nad mglistymi polankami prosto w kierunku Starlight, do jedynej osoby w zasięgu kilkunastu mil, która potrafiła zrobić z niej użytek. Uniesiona do czoła dłoń zostawiła na skórze wyblakłą, brzydką smugę; zanim Jackie zacznie ich składać, Williamson będzie musiał spojrzeć w lustro i odkryć. Zmarszczki w kącikach oczu, cienie skumulowane pod powiekami, włosy, których skręty zaczęły upominać się o kilkanaście ciachnięć nożyczkami; pół roku temu pozwoliłby fryzjerowi na maszynkę do golenia, teraz— Ani się waż, Williamson. Mogła dookoła nich nie miała znajomego kształtu; wystarczyło, że szeptała znajomym tonem. Zmarszczone brwi — na samego siebie, ale Ronan mógł odebrać to personalnie — wprawiły głowę w krótki ruch; pięści, bez pentakli, szczegóły co do przerwania sparingu ustalą, kiedy w oczach błyśnie im żądza przelania pierwszej krwi. — I kopniaki. Musisz nauczyć się używać kolan, Lanthier, dopóki nadal działają ci rzepki. Czas, hiszpańska inkwizycja i zwyrodnienia stawów nie oszczędzają nikogo. Krok w stronę, z której przyszli, przekreślił pespektywę rewanżu; wrócą do tego, kiedy krew z uda Williamsona przestanie płynąć — nie stwierdzono pozytywnego wpływu europejskiego piwa na krzepnięcie. Negatywnego też nie, więc nie zaszkodzi przeprowadzić nowego testu. — Czyli czasem za mną tęsknisz? — uroczo; wyłuskana ze spodni paczka papierosów pamiętała lepsze czasy — takie, w których tytoń nie kruszył się z bibuły w trakcie wsuwania filtra w usta. |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Ronan Lanthier
NATURY : 21
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 187
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 10
TALENTY : 10
Boli — albo on robi się na to za stary. Obite mięśnie krzyczą przy każdym ruchu; coś pomiędzy kurwa mać, a soczystym ja pierdolę, ale ubogacone eleganckim Ronan, posrało cię, żeby go prowokować. Sińce będą duże, będą kolorowe, będą wyleczone — Jackie zajmie się każdym wykwitem barwy rozlanego szamponu i upewni, że jej mąż otrzyma najskuteczniejsze lekarstwo świata na obicia pochodzenia bojowego. Nic nie działa lepiej od żony, która milczy — to gorsze od wrzasku. Urywane westchnienie ma być śmiechem; tyle, że bliżej mu do próby odkrztuszenia tego, co akurat zalega w płucach. Krwi jest sporo, ale życie to bezustanne pasmo krwawienia, pocenia się i gorączek — rytuały lubią zbierać żniwo w siłach witalnych wiernych wyznawców prawie tak samo mocno, co Lanthier, gdy zbiera żniwo w mężczyznach, którzy sugerują na temat jego żony o zdanie zbyt wiele. — Zrobi powtórkę, kiedy po leczeniu połamię cię na nowo — ani obietnica, ani groźba; zwykłe stwierdzenie faktu wepchnięte w urywany kalejdoskop wdechów, wydechów i powolnych kroków. Nad mglistymi łąkami nie ciąży już żaden rytuał; Williamson skutecznie złamał to, co udało się ukręcić Ronanowi. Może to lepiej — i bez niego łąki są podstępną dziurą dla połamańców. — Nie doceniasz pracy ramion, Williamson — boks to sport; walka wręcz to sztuka, ale z rodzaju tych, gdzie sztuką określane jest niewysterylizowanie przeciwnika po zbyt mocnym kopniaku w jaja. Barnaby ma rację — Ronan musi zacząć korzystać z działania całego ciała, nie tylko pięści. Jeszcze o tym nie wie, ale za kilka dni pozbawiony zostanie nawet ich. Teraz to teraz; dobre zmęczenie, ciche słowa, kuśtykanie w stronę domu i poczucie dobrze zużytej magii. Z każdego starcia wynika lekcja — ta była cenna, ciężka, bolesna i skuteczna. Williamson pyta: tęsknisz?, więc Lanthier ma na to tylko jedną odpowiedź. (Spierdalaj). — Każdego dnia na nowo — szczególnie, kiedy proste dormi znów odmawia współpracy, a myśl — Barnaby uniósłby przedmiot kichnięciem — przywołuje wspomnienia lat, które nigdy nie wrócą; gdy obaj byli piękni, młodzi i tak samo wyszczerbieni. — Ale nie pokazuj gęby w Rezerwacie przez kolejny miesiąc. Jeśli spróbuje — Lanthier będzie wiedział. z tematu oboje |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : opiekun rezerwatu bestii, treser