Siarczanki Pod pozornie przyjemną nazwą ukrywa się zdecydowanie mniej zachęcające miejsce — Rezerwat Bestii obfituje w miejsca pulsujące magią, a Siarczanki zasługują na tytuł jednego z najbardziej nietypowych. Ich odór wyczuć można już z kilkunastu jardów; smród siarki wkręca się w nozdrza i ostrzega przed zbliżaniem do miejsca, które pojawia się znikąd w głębi lasu — w pewnym momencie ziemia przestaje być ziemią i zaczyna przypominać małe, wypukłe kratery o żółtej barwie, z których od czasu do czasu w kierunku obeschniętych koron drzew unosi się dym. Okolica sprawia wrażenie obumarłej przez wzgląd na wpływ siarki, a tylko dobrze zorientowani przyrodnicy wiedzą, że to jedno z najlepszych miejsc do napotkania rzadkich okazów magicznych bestii. RYTUAŁY: RYTUAŁ URODZAJU (moc: 120) |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Ronan Lanthier
NATURY : 21
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 187
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 10
TALENTY : 10
15 kwietnia, 1985 Wniosek jest jeden, za to nieubłagany. — Ale jebie. Rezerwat nie odpowiada — rzadko ma coś do powiedzenia — z wyższością obserwując samotną sylwetkę na tle obumarłego krajobrazu. Siarczanki to wado—zaleta; pokryta jaskrawą żółcią okolica odstręcza czarowników, przyciągając w zamian bestie, na których wrażenia nie robi żadna dawka lokalnego smrodu. Woń siarki czuć z odległości kilkudziesięciu jardów — każdy krok w stronę celu to nowa dawka smrodliwych wrażeń, które na ostatniej prostej wżynają się w nozdrza i odgrażają chrząstce trwałym okaleczeniem. Nawet Lanthier rzadko zapuszcza się w te rejony, ale po wszystkim, co spotkało Cripple Rock, kontrola pełni najwyższą formę zaufania; nawet, jeśli cuchnie na pół mili. Okłamywałby samego siebie — a nieszczególnie potrafi kłamać — twierdząc, że to kurtuazyjna wizyta w kuluarach lasu. Rezerwat nie ma w sobie nic kurtuazyjnego, ani tym bardziej nie posiada kuluarów; czymkolwiek, kurwa, nie są. Mógłby zapytać Overtone'a, ale żadnego nie zna. Mógłby zapytać Jackie, ale wtedy pomyślałaby, że wyszła za idiotę (a nie myśli?). Mógłby skupić uwagę na magii natury, bo to jedyna przyczyna, powód i motywacja do odwiedzenia siarczanek; zamierza przećwiczyć własne umiejętności — a temu miejscu przyda się odrobina sprecyzowanej magii. — Clarumcaelum — pierwsze zaklęcie spada z ust z lekkością przekwitłego płatka; wystarcza kilka sekund, by smród siarki zelżał, zmieniając powietrze w coś, czym wreszcie można oddychać. Pierwsza lekcja na dziś — clarumcaelum działa na szeroką skalę toksyn i najwyraźniej siarkę traktuje w ten sam sposób. Dowód w sprawie? Zelżały odór, który moment temu przeżerał mózg aż do rdzenia i wydawał się porastać nozdrza żółtawą warstwą smrodu. Krok w głąb siarczanek dla niedoświadczonego wędrowca może być wycieczką w jedną stronę; Lanthier wie, których połaci ziemi unikać, gdzie pod pozorną trawą ukrywa się wybrzuszenie napęczniałego gruntu, dokąd skręcić, żeby znaleźć drogę powrotną. Zapach nie jest jedyną wadą tej okolicy — bijące od gruntu ciepło potrzebuje tylko kilkudziesięciu sekund, żeby wprawić Ronana w nastrój powszechnej żałoby; parka na ramionach jest za gruba, koszula za szorstka, spodnie zbyt skupione na kumulowaniu gorąca. Nie istnieje żaden czar, który pozbawia rozpalonego gruntu właściwości cieplnych, ale— — Sicutpetra. Magia natury ma w zanadrzu coś innego; ochrona przed warunkami atmosferycznymi to dość swawolna interpretacja tego, co Lanthier zamierza osiągnąć, ale do odważnych świat należy, a siarczanki najwyraźniej — przynajmniej przez kolejne kilkanaście minut — do niego. Zaklęcie bez wysiłku wystrzela w kierunku koron drzew; zielonkawy odcień udanego czaru to ulotna nadzieja na wymierny efekt. Chwilowe poczucie chłodu równie dobrze może być efektem placebo; niby działa, ale nie do końca — wystarczą trzy kolejne, ostrożne kroki, żeby uświadomić Ronana, że czary to zbyt słaba broń na tę okolicę. Przeczuwał konieczność zabrania rytualnego ekwipunku i w przyszłości dokładnie to zrobi; dziś celem jest rekonesans sekretu tutejszego gruntu — nie trzeba być geologiem ani żadnym innym, uczelnianym wykształciuchem, żeby zrozumieć specyfikę ziemi skażonej siarką. Nic zdrowego tu nie wyrośnie; nic dobrego nie czeka na tych, którzy zapędzą się za daleko i zachłysną martwą wodą. Pozostaje punkt trzeci — lista krajoznawczej wyprawy nie miała być długa; Lanthier zawsze cenił sobie wydajność. — Dolosus. Banalne zaklęcie z pierwszego roku kościelnej szkółki, ale czasem trzeba wybrać oczywistości, żeby odnaleźć ścieżkę do mniej banalnych rozwiązań. Wiązka magii oplata jeden z przewróconych, pokrytych żółtym osadem pni; wystarczą sekundy, by ten pokrył się białym kobiercem niewinnych kwiatów. Od tego momentu Ronan zaczyna liczenie; ile sekund skażenie będzie potrzebować, żeby zniszczyć narażone na nie życie? Jedna. Dwie. Trzy. Czte— Pierwszy z kwiatów pada ofiarą zasadki; białe płatki więdną na jego oczach, chwilę później w pułapkę niedoli podążają kwietni pobratymcy. Siarka nie jest pasożytem — nie wspina się po płatkach w górę, pożerając to, co w nich dobre i łagodne. Działa niepostrzeżenie; wystarczyło, by płatek dotknął skażonego mchu na przewróconym drzewie, a martwica objęła kolejne punkty zapalne. — Ta. Elokwentne wnioski leśnorosłego filozofa. Przypuszczenia przybierają formę naocznego dowodu — kolejna wizyta w siarczankach będzie musiała odbyć się w towarzystwie rytualnej mieszanki oraz świec. Lanthier w myślach kartkuje zasoby rytualne; który z nich sprawdziłby się w tej okolicy najlepiej — którego użyć, żeby zapobiec rozprzestrzenianiu siarkowego podłoża? Chociaż do tej pory grunt nie przejawiał tendencji migracyjnych, nie można wykluczyć, że po lutowych wydarzeniach — i po tym, co dopiero ich czeka — ten stan rzeczy nie ulegnie gwałtownej zmianie. Ronan nie ma złudzeń; będzie musiał tu wrócić. Ronan nie ma złudzeń po raz drugi; nie wystarczą zaklęcia, nawet gdyby do puli magii natury dorzucił jej wariacyjną siostrę. Ronan nie ma złudzeń po raz trzeci (a nie zapiał nawet kur); w maju — jeśli będzie istnieć dla niego jakikolwiek maj — zabierze z sobą plecak wypełniony świecami i drugi etap planu odkażenia. Być może siarczanki to stracona sprawa, ale z ich pomocą magia natury może zostać poznana od strony, od której jeszcze nikt nie zaczął się w niej babrać; co, gdyby mogła zwalczać efekty, zamiast tworzyć nowe? Ostrożny krok — stawia stopy dokładnie w miejsca, w które nadepnął wcześniej — wycofuje go z pułapki. Nigdy nie był dobry w teoriach; praktyka to zupełnie inna para siarkowych przygód. Clarumcaelum | próg 50 | 99 + 21 = 120 Sicutpetra | próg 55 | 70 + 21 = 91 Dolosus | próg 30 | 26 + 21 = 47 z tematu |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : opiekun rezerwatu bestii, treser
Ronan Lanthier
NATURY : 21
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 187
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 10
TALENTY : 10
10 maja, 1985 Obiecał kiedyś, że tu wróci. Połowa kwietnia to wyblakła plama na kalendarzu zdarzeń — wypalony punkt, do którego nie ma powrotu. Wydarzyło się zbyt wiele i wydarzy jeszcze więcej; groza niepewnej przyszłości trzaska pod butem razem z osamotnioną gałęzią. Ciężar plecaka na plecach przypomina o celu wędrówki — klekoczące o siebie świece mają kolor podobny do tego, który pokrywa gałęzie budzących się do życia drzew. Rezerwat otrząsa się z wiosny i przygotowuje na lato; noce będą coraz dłuższe, pracy coraz więcej, czasu coraz mniej. Paradoks, o którym Lanthier stara się nie myśleć — ma Rezerwat do uprzątnięcia. w okolicy Siarczanek przewróconych drzew nie było wiele, ale te, które padły, wyrwane zostały razem z korzeniami. Już z daleka wita go przedziwna kompozycja nagich korzeni uniesionych w kierunku nieba i smrodu siarki. Podstępne kałuże siarczanek mordują wszystko, co żywe — w zasięgu wzorku coraz trudniej dostrzec zdrowe rośliny, które mogłyby przysłużyć się Rezerwatowi. Ronan chyba zna sposób, żeby to naprawić; o ile nie polegnie w trakcie wysiłku. Zsunięty z ramion plecak odwiesza na jedną z suchych, stabilnie wyglądających gałęzi — po chwili nos przyzwyczaja się do smrodu i poruszanie między zeschłą roślinnością a przewróconymi drzewami nie przysparza problemu. Siekiera w dłoni układa się idealnie; na trzonku Lanthier zdążył odcisnąć trwałe piętno uchwytu, który przez ostatnie lata rozsypywał wióry na każdą stronę. Nikt mu nie wmówi, że rąbanie — bez względu na znaczenie — nie jest terapeutyczne. Pięć zerwanych pni za chwilę napotka ostre pocałunki siekiery; pierwszy zamach zapowiada udaną pracę. Uderzenie jest silne i precyzyjne — drewno pęka z głuchym trzaskiem, odsłaniając wrażliwą, jasną tkankę ukrytą pod korą. Porąbanie pnia wymaga czasu; tego Lanthier nigdy nie ma w nadmiarze, ale dziś postanawia odnaleźć — nawet za cenę obiadu. Ramiona szarpią w tył, a wraz z nimi odskakuje siekiera; chwilę później piekielne ostry metal znów spada na drzewo, wyrąbując kolejną koleinę. Od tego momentu szatkowanie obalonego pnia jest coraz łatwiejsze — skupiony na pracy Ronan nie dostrzega momentu, w którym przerzuca się na drugie z drzew. Z tym konarem idzie trudniej, ale skutecznie; miarowe uderzenia siekiery wypełniają okolicę głuchym echem — prawdopodobnie przegna niektórych lokatorów z Rezerwatu w pozbawiony czynnika ludzkiego rejon, ale innych być może ściągnie w pobliże ciekawością. Jeśli któraś z bestii będzie obserwować poczynania opiekuna, dostrzeże, że drugi pień rozpada się pod miarowymi uderzeniami siekiery. Z trzecim nie udaje się tak łatwo. Drzewo jest stare, mocne i dębowe; siekiera kilka razy nurkuje w obalonym pniu, ale nie jest w stanie wyrwać z niego czego, poza kilkunastoma twardymi odłamkami. Ronan zaczyna tracić siły na misję odgórnie skazaną na porażkę — po kolejnym szarpnięciu wyrywa siekierę z kory i przenosi wzrok na mniejszego przeciwnika. Z tym powinno pójść łatwiej. Chwila odpoczynku — kilka łyków wody z metalowego termosu i rozejrzenie po okolicy; wyglądała na opustoszałą, ale lepiej sprawdzać cyklicznie — okazuje się strategicznym rozegraniem. Kiedy Lanthier wraca do pracy, kolejny pień bez protestu poddaje się zamachnięciom siekiery; uderzenie za uderzeniem w powietrze wzbijają się kolejne odłamki drewna, aż z przewróconego drzewa nie zostaje nic, poza porąbanymi klockami. Idealne drewno na opał — dlatego zabrał ze sobą taczkę, która przez wzgląd na uparty grunt została kilkanaście kroków za nim. Przy pierwszym ciosie w ostatnie z przewróconych drzew odkrywa, że to byłoby na tyle, jeśli chodzi o wysiłek; dźwignięcie ramion w górę i zadanie pniowi nowego ciosu jest niemożliwe. Dopiero teraz zaczyna docierać do niego pulsujący ból mięśni — każdy doświadczony bokser wie, kiedy dopuścić, żeby nie naciągnąć ścięgien. Siekiera ląduje obok jednego z drzew; zabierze ją w drodze powrotnej, kiedy ostatni etap wyprawy dobiegnie końca. Teraz pozostało dźwignąć porąbane pnie i przenieść je na taczkę — Ronan stara się nie liczyć, ile kursów czeka go pomiędzy kawałkami drewna a pojazdem niemechanicznym, za to cholernie pomocnym przy przewożeniu. Czas płynie, wysiłek się opłaca; po dwudziestu minutach jedynym śladem po przewróconych drzewach są tylko wióry i dwa pokaleczone siekierą pnie, których nie dał rady porąbać. To nic — spróbuje za kilka dni. Zsunięty z zeschniętej gałęzi plecak staje się lżejszy, kiedy Lanthier wyciąga z niego pięć zielonych świec i rytualną mieszankę — znalezienie dobrego kawałka gruntu pod usypanie pentagramu to wyzwanie, ale po chwili kręcenia w kółko wreszcie znajduje ziemię dość stabilną, żeby zacząć rytualną misję. Pięć równych ramion i pięć świec zaburzają monotonię leśnego krajobrazu; w jej zachowaniu nie pomaga sam Ronan, który bez wahania zatrzymuje się we wnętrzu pentagramu. Magia natury to krew w jego żyłach — wtedy, w kwietniu zastanawiał się, czy rytuał urodzaju zadziała na obumarłą okolicę. Dziś zamierza przetestować teorię i własne umiejętności. Siekierę wymienił na athame; to teraz ciąży w wyciągniętej przed siebie dłoni, srebrnym błyskiem wskazując na pierwszą z zielonych świec. Inkantacja sama układa się na ustach, intencja jest oczywista — pozostaje tylko wierzyć, że Matka zdecyduje się dołączyć do pomocy w odbudowie Rezerwatu. — Terra ferax, plus mihi dabit fructum. Słowa wybrzmiewają echem w cichym, skupionym lesie; jedynym świadkiem tego wysiłku są porąbane pnie i zawsze obserwujący swoich mieszkańców Rezerwat. ekwipunek: pentakl, athame, zestaw zielonych świec, rytualna mieszanka, siekiera i taczka udźwig na porąbane pnie | próg 60 pień #1 | 93 + 14 = 107 pień #2 | 58 + 14 = 72 pień #3 | 16 + 14 = 30 pień #4 | 96 + 14 = 110 pień #5 | 9 + 14 = 25 rytuał urodzaju | próg 35 | k100 + 21 zużyte surowce: zestaw zielonych świec z tematu bez względu na efekt |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : opiekun rezerwatu bestii, treser
Stwórca
The member 'Ronan Lanthier' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 99 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty