Abraham Alden
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 208
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 8
TALENTY : 14
luty/marzec 1985The past cannot be curedAbraham Alden, Oscar NoxPrzełom lutego/marca 1985Dni zlewają mu się w jedno, każdego razu, kiedy przychodzi do CIebie zlany potem, krwawiący, ledwie żywy, wydaje się coraz bardziej oderwany od rzeczywistości. Wygląda jak dzikie zwierze, zniewolone, cały czas gotowe do ataku, mimo, że to on tu przychodzi. Korzysta z Twojej medycznej wiedzy. Prawie w ogóle się nie odzywa, ale za to śledzi uważnie każdy Twój ruch. Mimo wielu wizyt, dalej, zdaje Ci się w ogóle nie ufać, patrzy Ci na ręce, jakby spodziewał się, że któregoś dnia zrobisz coś, przez co zginie. Ale nie patrzy tak tylko na Ciebie. Nie jest tajemnicą, że to jego codzienne spojrzenie, jakim traktuje każdego. Jednak Tobie poświęca najwięcej uwagi, dlatego, że w sumie śmiało, na tą chwilę, może Cię nazwać swoim lekarzem, naturalnie, chce wiedzieć kim jesteś i czy jesteś dobry w tym, co robisz.. Tym razem znów przychodzi blady i zmęczony, jakby ktoś upuścił z niego krwi. Boli go głowa, ma podkrążone oczy, a mimo to mięśnie napinają mu się twardo, kiedy tylko Twoje dłonie stykają się z jego ciałem, celem zbadania go. Nawet wtedy wydaje się, jakby wykorzystywał resztki sił, żeby jego organizm naturalnie utworzył przeciwko Tobie mur. Nigdy nie ułatwia Ci badań, ilekroć by się tu nie pojawił. Jest trudnym pacjentem. Nigdy nie mówi co mu dolega, co zrobił, że czuje się tak źle, nierzadko nie odpowiada na Twoje pytania. Dzisiaj jest trochę inaczej. Jego czujne spojrzenie przesnuwa się po pomieszczeniu z mniejszą dozą zaangażowania i pada zamiast na otoczenie, na Twoją twarz. Krzyżuje z Tobą spojrzenia na chwilę przed tym, jak pyta: — Masz rodzinę? Pytanie wydaje się nie mieć głębokiego znaczenia, jest jednym z tych, jakie zadaje się w ramach płytkiej pogawędki, żeby pozornie poznać człowieka, ale Abraham patrzy na Ciebie wnikliwie. Oczekuje Twojej odpowiedzi. Nie zagaduje często, więc zwyczajnie, nie chce żeby zignorować jego pytanie, tak, jak on ignoruje Twoje o zdrowie, kiedy i o ile dalej je zadajesz. Zaraz jednak pochyla się do podłogi, wydaje się jakby patrzył w ziemię, ale kątem oka łapie Cię w zasięgu spojrzenia. Zawsze to robi. Nie lubi spuszczać ludzi ze swojej uwagi, nawet jeśli nie lubi otwarcie jej okazywać. — Dlaczego medycyna? Pytania zadaje w odpowiednich odstępach czasu, dając Ci czas na odpowiedź. Trudno wyczytać z jego twarzy czy to, czy ich udzielasz czy nie, go zadowala. Jego mimika zawsze wydaje się ograniczona – jakby potrafił na niej prezentować tylko różne stadia niezadowolenia, jakie wstępują na jego facjatę, kiedy nie podoba mu się jakiś etap badania i leczenia. |
Wiek : 36
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : łowca stworzeń magicznych
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
Skromny gabinet mieszczący się w mieszkaniu lekarza był skromny. Nie jeden pacjent uważał go wręcz za przykład ascetycznego miejsca, które najpewniej uchowało się przez Komisją do Spraw Warunków Uprawiania Magicyny. I zdawać się mogło, że klaustrofobiczne pomieszczenie, należy do konowała, który liznął coś z anatomii i świadczy usługi szemranemu półświatkowi. Nic bardziej mylnego. Oscar nigdy nie prosił o pieniądze, nigdy ich nie brał. Ba, dokładał do tego biznesu po godzinach a jedyne co przyjmował w ramach zapłaty to swojskie jajka z Wallow, półprodukty magiczne albo słoiki z pysznościami przynoszone przez staruszki. Cisza jaka między nimi zalegała, zwykle miała siłę uderzenia dzwonu. Nox nie przejmował się niezręcznością sytuacji, sam był aż nadto niespołeczny i neurotyczny by robiło to na nim większe wrażenie. Zawsze jednak posiadał w sobie wyrobiony przez lata praktyki takt. Milczał gdy należało, pytał gdy sytuacja tego od niego wymagała. I każdego traktował z dziwnym pokładem empatii. Bez względu na wiek, status społeczny i majątkowy. Teraz odbił się stopami od płytek, wprawiając w ruch metalowy taboret, który ze skrzypliwym kołataniem, nienałowionych kółek potoczył się w kierunku mężczyzny. Za każdym razem gdy się zbliżał, roztaczał też przy odbiorcy intensywny zapach piżma i czegoś z nutą animalistyczną, jednak niezwykle trudna do określenia. Był na wyciągnięcie wyprostowanego ramienia przed mężczyzną a jednak zachowywał spokój. Jego czarne przenikliwe spojrzenie przelatywało po pacjencie. Nagle potarł o siebie dłonie chcąc je zagrać i powoli wyciągnął je w kierunku siedzącego na kozetce. Jego szczupłe palce badały szybko obszar przy uszach i pod szczęką mężczyzny. Zmarszczył brwi. Coś mu ewidentnie się nie podobało. Coś nie pasowało do zwyczajowego schematu. Coś rodziło dziwne napięcie. Musi pan zdjąć górną część ubrania, podejrzewam krwotok wewnętrzny. Miał kilka hipotez, które jednocześnie weryfikował. Krwotok zewnętrzny odpada, przecież nie ma śladów krwi. Zapalenie? Nie, miałby powiększone węzły chłonne. Pytanie jednak wytrąciło go z rytmu. Nie spodziewał się go, nie miał przygotowanego scenariusza na taki rozwój wydarzeń. Pacjenci zwykle o to nie pytali. Wahał się dłuższą chwilę, temat był dla niego trudniejszy niż mogłoby się wydawać. I na chwilę sprawił, że lekarz zastygł w bezruchu. Nie utrzymuje kontaktu z bliskimi, uciekłem gdy miałem 17 lat. Mozą powiedzieć, że nasze relacje są niejednoznaczne… „Niejednoznaczne” piękne słowo na określenie tego, że zabiliby go gdyby przyczynił się do okrycia wstydem rodziny lub zrobił coś co by im się nie spodobało. Dla nich był zwierzęciem. Niczym więcej jak zmazą na idealnym rodowodzie. Jest pan gwardzistą? Rzucił nagle nieco przestraszony i odsunął się na taborecie jakby bał się, że zaraz zostanie osądzony. Jednak znów z pełną powagą i bez cienia fałszu rzucił nagle. Bo ja uważam, że każdy zasługuje na pomoc. Każdy… rozumie pan? Odmieniec czy nie, magiczny czy nie. Potrząsnął lekko ramionami i czuł, że jego myślenie jest kontrowersyjne i nie do końca przystające z wiarą. A jednak mimo tego, poczucie etyki i moralności było w nim niezwykle silne. Znów szybkim ruchem przysunął się do mężczyzny. Jednak tym razem tak blisko, że ten mógł poczuć ciepło jego ciała. Kolejne pocieranie dłoni nim ośmielił się dotknąć skóry w okolicach brzucha, pacjenta. Był delikatny, mimo napięcia i tkliwości tamtego miejsca. Pęknięta śledziona… Wyrokował szybko odsuwając dłonie. Da pan radę unieść lekko ramiona? Bo wydaje mi się… Sam zablokował ruch ramion nim te zdążyły drgnąć. Proszę jeszcze wytrzymać, nie mogę użyć magii bez podania czegoś przeciwbólowego. Jego głos był melancholijny i jednostajny. Zupełnie jakby przeprowadzał tę rozmowę setki razy, na tyleż samo sposobów. Najpierw wygłuszenie bólu, potem nastawienie i leczenie, bez tego źle się zrośnie i trzeba będzie łamać. A cholera wie ile połamanych żeber posiadał. Może jedno, a może dwa. Choć sądząc po zasinieniu prawej strony jego ciała, wszystko było prawdopodobne. Jednak nie zapytał, nigdy tego nie robił. Zupełnie jakby przyczyny nie były tak istotne jak sam efekt, który miał przed sobą. Choć swoje podejrzenia miał. Nie był tak naiwny by nie połączyć pewnych wniosków. A jego druga natura lubiła łamigłówki i spoglądała czasem na mężczyznę z ciekawością i należną wnikliwością. Morfina czy kadzidło? |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Abraham Alden
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 208
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 8
TALENTY : 14
Jego twarz nie wyraża zrozumienia na zalecenie lekarza. Twoje zalecenia. “Musi” traktuje, jak “możesz”, dlatego nie reaguje wcale na Twoje słowa, jakby słyszał je zupełnie inaczej, jakby nie docierały do niego w pełnej formie. Lekceważy ich treść, podobnie, jak swoje zdrowie, w pierwszym momencie przynajmniej. Kiedy jednak przez pierwszą fazę nieufności przedziera się w nim na światło dzienne rozsądek, Abraham, z wyraźnym opóźnieniem i rozleniwieniem, graniczącym z niezadowoleniem, ściąga łopatki, mrużąc przy tym oczy. Tym samym daje do zrozumienia, że nawet tak drobny ruch odbija się bólem na jego twarzy, bólem, którego stara się nie okazywać, ale którego, mimo chęci, nie może całkiem zignorować. — Abraham — cedzi swoje imię, jakby drażniła go ta grzeczna otoczka, jaką wokół rozsiewasz, nazywając go na per “Pan”, ale tak naprawdę nie denerwuje go kurtuazja, a ciągnięcie skóry i narastający ucisk na żebrach, kiedy według Twojego nakazu, unosi rękę, żeby zdjąć shirt, ale dyskomfort blokuje jego ruch już na poziomie podniesienia materiału ponad brzuch. Zaciska wtedy zęby w rozdrażnieniu i próbuje skupić się na Twojej odpowiedzi. Walczy ze swoją koncentracją na Twoich słowach i próbuje skoordynować to skupienie razem z podnoszeniem barku, który jednak paraliżuje jego rękę w bezruchu. Dalej jej nie podniesie. Na chwilę stara się więc olać koszulkę, z mieszanką sapnięcia i warknięcia i zawiesza spojrzenie na Twoich oczach, przewięrcając się przez nie tak długo, dopóki nie uda mu się zapomnieć o bólu. Koncentruje się na Twojej historii. — Wrogie…? Trochę pyta o Twoje rodzinne koligacje, a trochę sugeruje ich charakter, dokonując wyraźnej analizy Twojej odpowiedzi i na chwilę przerywa ten wątek, kiedy opuszcza ramię wzdłuż ciała, ledwie uwalniając jedną rękę spod rękawa. — Pomóż — nie pyta o pomoc. Wymaga jej, bo jesteś lekarzem i zakłada, że to Twój obowiązek, żeby wyplątać go ze zbędnego materiału. Albo zwyczajnie nie potrafi prosić o pomoc i znacznie łatwiej przychodzi mu ją nakazywać. Wydaje się to wyjaśniać, dlaczego to jedno słowo akcentuje inaczej niż inne. Jeszcze mniej chętnie, ściszonym, gardłowym szeptem. W nagrodę za swój ton uracza Cię jednak momentalną odpowiedzią na zadane przez Ciebie pytanie. — Nie. Ma mgliste pojęcie kim są Gwardziści. Słowo znacznie bardziej kojarzy mu się z kulturą literacką i chociaż absurdalnie to brzmi, Gwardią Dumbledore, z książki, jaką czytał Lei przed snem. Na to wspomnienie twarz mu pochmurnieje, a jego cierpliwość maleje. Wydaje się rozdrażniony tym, że definicja gwardzistów jest dla niego bardzo niejasna. Wie tylko tyle, że taka organizacja istnieje i ma kluczową rolę w magicznej społeczności. Pilnują porządku, co sugeruje sama nazwa ugrupowania, ale za co odpowiadają, jaką mają metodologię działań i dlaczego Abraham wygląda lekarzowi na gwardzistę, tego Abe nie wie. Domyśla się jednak, że skoro o to pytasz, to nie jest to jawna informacja, dlatego postanawia zaryzykować stwierdzeniem: — I tak bym Ci nie powiedział, gdybym był. Nie wie dlaczego nagle się od niego odsuwasz, ale nie podoba mu się ta reakcja. Każda sekunda, w której znajdujesz się dalej od niego, to kolejne sekunda więcej tego bólu, który zwykle przygłuszasz swoimi magicznymi sztuczkami. Abraham gardzi Tobą i Twoimi metodami, ale aby pozbyć się brutalnych skutków nieudanego rytuału, gotów jest zrobić wyjątek dla tych metod. Chociaż wydaje się spokojny i sprawia wrażenie, jakby był odporny na większość fizycznej mordęgi, jaka go w tym momencie dotyka, tak naprawdę ledwie siedzi prosto na krześle. Dlatego teraz ze złością łapie za spód Twojego taboreta i przyciąga Cię na kółkach do siebie. “Lecz mnie” – sugeruje ten gest, bo Abe nie zwykł wysyłać dużo otwartych komunikatów, dlatego czasami musisz się uczyć czytać pomiędzy wierszami, z jego zachowania, co ma na myśli. Co chce Ci przekazać. Teraz kosztem kolejnego bolesnego spazmu i syknięcia, wywiera na Tobie presję uśmierzenia jego bólu. Szybciej niż później. — Jak wielu Odmieńców u siebie przyjmujesz? — na chwilę przerzuca swoją uwagę na tą kwestię, nawet teraz stara się zachować trzeźwość i nadążać za poruszonymi tematami. Jest ciekawy tego tematu. Widać to po tym, że na chwilę ignoruje dyskomfort i własną słabość, tylko po to żeby usłyszeć odpowiedź. Tak naprawdę nie wie wiele o odmieńcach. Próbuje dowiedzieć się tego od Ciebie. Na słowa “magiczny czy nie”, przymruża nieco powieki. On jest nieco innego zdania. Uważa, że magiczni nie zasługują na pomoc, a wieczne potępienie. Magia nie budzi jego ciepłych odczuć. Nie może jednak powiedzieć tego głośno, więc jedynie zaciska usta, nie pozwalając sobie zauważyć, że właśnie stwierdziłeś, że wszyscy są sobie równi. “Magiczni, czy nie”. Zrozumiał to, co chciał zrozumieć, aby podsycić swoją nienawiść do Ciebie i Tobie podobnych. W tym momencie cała ta nienawiść na Twój gatunek jest skierowana na Ciebie, bo karzesz mu podnosić ręce, kiedy wyraźnie on nie ma sił i ochoty tego robić, a jednak je podnosi, bo rozsądek mu nakazuje. Bo gdzieś podświadomie wie, że już niejednokrotnie uwolniłeś go od podobnego bólu, jak ten który teraz odczuwa. Chociaż unosi ręce, opiera je w przegubach na Twoich barkach. Jedna jego dłoń znajduje się niebezpiecznie blisko Twojej szyi. Równie łatwo jego palce mogłyby się zacisnąć na Twojej krtani, jak teraz zaciskają się na obojczyku, kiedy odczuwa nieprzyjemne mdłości podczas uniesienia rąk do poziomu, który pozwoli Ci dokonać lepszych oględzin jego stanu. — Daj mi to, co mniej mnie przymuli — i zadziała szybciej. Tego nie dodaje. Ma swoje priorytety. Musi mieć Cię na oku, nie może stracić czujności. |
Wiek : 36
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : łowca stworzeń magicznych
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
W jednym ułamku sekundy na chwilę, gdy ich oczy się spotykają, pacjent może dojrzeć w czarnych ślepiach lekarza, bliki bystrości. Zupełnie jakby za ciemna tęczówka kryło się coś innego, coś co patrzyło teraz na Abra z ciekawością i prymitywną mądrością. Może właśnie dlatego, Oscar nieco ochrypłym głosem, bardziej niż wcześniej powiedział: -I tak bym Ci nie powiedział nawet, gdybym wiedział. Kontrargument, paskudny jak odpowiedz ją usłyszał wcześniej z ust pacjenta. Jednak nie był to Nox jakiego znał. Ułożony, zdystansowany i wiecznie neurotyczny. Zupełnie jakby nagle zyskał pazur. Tylko na jedno uderzenie serca, tylko na chwilę, ulotną jak mrugnięcie powiekami. Odchrząknął, przełykając chrypkę i lekko spiął się czując dotyk i bliskość mężczyzny. Przesunął lekko głowę a przeguby Abra uciągnęły nieco koszulę, tuż przy szyi lekarza, ukazując jego fioletowe plamy po duszeniu i czarne pióro. Wyglądało jakby przykleiło mu się do szyi jednak tam było. Kruk… oportunista, zawsze chętny do zabawy kosztem innych, w dodatku ścierwojad, bystry i rozwiązujący łamigłówki, z niezwykłą pamięcią do szczegółów. Taka była jego druga natura, która czasem dochodziła do głosu, gdy zbliżał się czas przemiany. Lekarz odsunął się delikatnie nie chcąc powodować dyskomforty w swoim pacjencie. Wstał z chybotliwego, metalowego taboretu z cichym trzaskiem zastanjołych kości, najpewniej kolan. Podszedł do swojej szafy z lekami i wyciągnął kilka rzeczy, które z szelestem wpadały metalowej nerki. Co ciekawe wyciągnął coś z małej lodówki, niewielki flakonik z morfiną. Ponownie usiadł na siedzisku i przysunął do siebie ruchomy stolik, który tykotaniem na chwile wypełnił ciszę tego miejsca. Pacjent mógł obserwować jak lekarz otwiera sterylnie zapakowaną strzykawkę i igłę by po chwili nabierać, bezbarwny płyn, odmierzając pojemność 3 gramów. Chciał mieć pewność, że pacjent nie poczuje bólu podczas sprawdzania obrażeń i w trakcie zaklęć. Nox odłożył przygotowaną dawkę i chwycił nożyczki którymi zaczął rozcinać materiał materiał koszulki pacjenta. Zimny stal muskała jego skórę, odsłaniając ją coraz bardziej. Starał się nie oceniać jego fizysu. Skupić się na zajęciu. Jednej konkretnej czynności najpierw rozcięcie bluzki, potem wkłucie w ramię i zastrzyk. Nie patrzył. Tak było lepiej. Za to zerkał raz po raz na zasinienia jakby to one opowiadały mu ciekawszą historię. |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Abraham Alden
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 208
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 8
TALENTY : 14
Może być otumaniony bólem, ale i tak wyczuwa pod palcami coś nietypowego, bardziej niż dostrzega. Dziwną miękkośc pod opuszkami, jakby mężczyźnie przyczepił się pierz z poduszki do szyi. Unosi spojrzenie, mrużąc zeźlone w bólu ślepia, ale nie natrafia na pióro, którego mógłby się pozbyć spod dłoni. Wie, bo próbuja, odrywając palce od skóry Noxa. Odmieniec. To słowo nabiera w myśli Aldena nowych kształtów. To znaczy ktoś, kogo cechuje coś charakterystycznego? Próbuje dopisać sobie do tego określenia pełny obraz, ale brakuje mu faktów, żeby zbudować z nich konkretne rozwiązanie. Dostrzega też fioletowe ślady, ale nie ma czasu długo się im przyjrzeć. Oscar odsuwa się od niego, wstaje z miejsca, pozostawia Abrahama z jego przemyśleniami. W głowie łupie mu od bólu i frustracji, a analiza jakichkolwiek kwestii, nawet najprostszych, sprawia mu trudność, dlatego nic dziwnego, że bruzda na jego czole między brwiami staje się coraz głębsza, im głębsze są rozważania łowcy. Temat go przerasta, postanawia zapisać sobie w pamięci te kilka szczegółów z tego spotkania i wrócić do nich później, z trzeźwą głową. Negatywne efekty magii. To na razie jego jedyny strzał, czym spowodowana jest zmienna faktura doktorskiej skóry. Nie ma innych pomysłów. — Każdy zasługuje na pomoc — powtarza za nim słowa, dalej brnie w temat, który lekarz chciał porzucić. Ile odmieńców, pytał. Nie zyskał odpowiedzi, rozważa, jak może ją na nim wymusić. — Jesteś jednym z nich, prawda? Czy fałsz? Abraham nie brzmi, jak ktoś, kogo dałoby się zbyć kilkoma półsłówkami i kogo dałoby się łatwo oszukać. Nawet kiedy wypowiada się na tematy, o których nie ma szerokiego pojęcia, zdaje się w locie chwytać kwestie i brzmieć pewnie. Nieważne, czy jest zdecydowany co do swoich podejrzeń czy nie. Zawahanie. To najgorszy wróg wnikliwych umysłów. — Odpowiedz. Daje do zrozumienia, że chociaż jego słowa brzmią, jak pytanie, nie noszą ze sobą pytającej nuty. Wymaga odpowiedzi, a każdy jej brak coraz bardziej go rozdrażnia. Oscar już od początku rozmowy jest na przegranej pozycji, bo nie potrzebuje dawać Abrahamowi więcej powodów, żeby go nie lubił, albo żeby był gotów okazać mu charakter tego braku sympatii. Oscar jest czarownikiem, a to wystarcza, żeby Abe dał sobie rozgrzeszenie, gdyby na przykład chciał go skrzywdzić. Nie robi tego, bo lekarz jak dotąd okazywał się bardzo przydatny w leczeniu dolegliwości, które w zwykłym szpitalu zaleczają się tygodniami, a spod ręki Noxa w kilka dni. — Nie zagrażam ci – dodaje. Kłamie. Nie zagraża… jeszcze. |
Wiek : 36
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : łowca stworzeń magicznych
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
Milczy. Milczy długo. Milczy kurewsko nieznośnie. Zbyt skupiony na tym co robi, by zaprzątać sobie głowę pytaniami swojego pacjenta. Nie ignoruje go, jest jednak nauczony dyskrecji a jego neurotyczna i introwertywna natura, mu w tym w osobliwy sposób pomaga. W niedużym pomieszczeniu słychać brzęk metalu i prucie materiału koszulki, który protestuje z rozpaczliwością. Kolejne spojrzenie na lekarza, a ten trzyma już strzykawę ułożoną wertykalnie w swoich ustach. Jego dłonie dłonie są niezwykle sprawne. W jednej chwili szuka odpowiednie miejsca na wkłucie w kolejnej igła przebija już skórę pacjenta. Szybko i bezbolesnie, tak samo jak przyjemne mrowienie, które rozchodzi się po ciele i niejako przykrywa promieniujący ból. Zawsze chodzi pan po mieście i wypytuje napotkanych czarowników, czy są odmieńcami? Nox uniósł jedną czarną brew ku górze, jednak widać było stara się obrócić całą sytuacje w żart. Bo i kto normalny wypytuje o takie intymne szczegóły natury napotkanej osoby. Zupełnie jakby nie wiedział do czego, niektórzy z nich są zdolni. Delikatnie popycha pacjenta na kozetkę, zmuszając go do całkowitego położenia się na plecach. Dobrze teraz… Mówi dość łagodnie, jednak rzeczowo. Skoncentrowany na tym co ma zrobić. Unosi jedną rękę pacjenta do góry, tak by naciągnięte mięśnie i skóra pozwoliły mu w pełni wyczuć kształt żeber i ich anomalnie. Przesuwa po jego boku opuszkami palców. Robi to z takim wyczucie i delikatnością, że dotyk wydaje się jedynie muśnięciem pióra po skórze. Nagle wszystko się zmienia. W powietrzu rozlega się osobliwy dźwięk pyknięcia. Obrzydliwy i tak obcy dla laików. Coś jakby panewka wskakiwała na swoje miejsce. Jednak dwa palce Oscara znajdują się teraz pod żebrami a kciuk naciska odpowiednio wierzch klatki piersiowej. Oględziny trwają dłuższą chwilę. Zupełnie jakby Nox musiał mieć wszystko co robi pod ścisłą kontrolą. Z jego ust padają dwa wymamrotane zaklęcia Sanaossa Magnus i Spirituspuritas Extrenum jednak za każdym razem, delikatnie naciska partie brzucha jakby chciał się upewnić, że jego trud nie idzie na marne. Lepiej? -Pyta pochylony nad pacjentem. Choć nadal wyczuwa lekki obrzęk to jest pewny, że krew prędzej czy później się wchłonie jeśli ciału nie zagraża już krwotok ani uszkodzenie wielonarządowe. Możesz sikać na różowo przez kilka dni. Informuje ale robi też coś czego Abra nie spodziewa się. Subtelnie zgodnie z jego prośbą zmniejsza dystans do pacjenta nie tytułując go już per Pan. |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Abraham Alden
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 208
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 8
TALENTY : 14
Nie może mu całkiem ufać, dlatego obserwuje każdy jego ruch. Strzykawkę w ustach, poruszenie dłoni, moment, w którym igła wbija się w jego skórę i chociaż łowca, tak bardzo uodporniony już przez doświadczenie, przestaje się wzdrygać na życie umykające z oczu martwej zwierzyny i ogólny obraz nędzy i rozpaczy, a czasem brodzenia we własnej krwi, pocie i brudzie, wzdryga się na tę igłę, przebijającą się przez skórę, bo jeszcze do tego nie przywykł. Bo większość jego wizyt w szpitalu przeżywał na utraconej przytomności, ale odkąd Oscar jest jego lekarzem, Abraham znacznie szybciej wylizuje się ze wszystkich ran i obrażeń, znacznie lepiej znosi skutki nieprzyjemnej magii rytualnej i dawno nie był już na SORze. Tylko dlatego tak łatwo pozwala mu robić to wszystko, co robi. Rozdzierać koszulkę, maltretować go strzykawką, nawet zadawać te niewygodne pytania. — Zawsze unikasz odpowiedzi? Alden nie daje się zbić z tropu, nie daje Noxowi wejść sobie do głowy, że jego pytania są moze nie na miejscu, może nie odpowiadają czarownikom, którego udaje. Może nie zna kultury czarowników między sobą, ale wie, że nawet wśród nich na pewno zdarzają się jednostki, które plują na to, co wypada, a co nie wypada wśród nich. I właśnie taką pozę przybiera. Zawiesza harde spojrzenie na oczach doktora, nie daje za wygraną. Tak samo, jak nie przestaje zwracać się do niego bez grzecznościowych tytułów, tak nie zapomina, że zadał mu pytanie, na które Oscar mu nie odpowiedział. Nie zmienia tego fakt, że ulega mu tylko w jednym – pod naporem jego dłoni, kiedy karze mu się położyć, żeby mógł go przebadać. W tym jednym oddaje mu szerokie pole do działania, bo Abraham nie zna się na medycynie, a nawet gdyby się znał, Oscar znałby się na tym lepiej. Chociaż Alden nie odpowiada na zadane mu pytanie: “Lepiej?”, ciche westchnienie ulgi jest wystarczającą odpowiedzią. Nie daje tego mocno po sobie wcześniej poznać, ale ból był dotkliwy przy każdym, nawet najmniejszym ruchu, a ignorowanie go z każdą sekundą stawało się coraz trudniejsze. Unosi tylko brew w lekkim zdziwieniu na komentarz o możliwych skutkach ubocznych i w końcu marszczy je obie. Chociaż Oscar właśnie zmniejsza między nimi dystans i porzuca tytułowanie go per Pan, Abraham chwyta go za fraki, nie mogąc powstrzymać jednego pytania: — Otrułeś mnie? – jego ton jest chłodny, chrapliwy, nieprzyjemny, ale daleki jest do krzyku. Chociaż jego ruch jest gwałtowny i niespodziewany, w oczach dalej tli się rozsądek. Nie patrzy na doktora oczami szaleńca, który tylko szuka powodu, żeby mu przyłożyć. To spojrzenie człowieka, który dmucha na zimne i który woli bardzo dobrze wiedzieć, czy metody leczenia lekarza są konieczne i co dokładnie ma się dziać z jego ciałem i dlaczego sikanie na różowo nie powinno go niepokoić. Dlaczego nie miałby za to upewnić się, że za to Oscar Nox będzie krwawił na czerwono z nosa przez kilka dni. |
Wiek : 36
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : łowca stworzeń magicznych
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
Nox pochylił się delikatnie sprawdzając rozległość zasinienia na lewym boku mężczyzny, które pod wpływem jego czaru przybierało teraz barwy fioletu i żółci. Uważał jednak, że to nie wystarczy i w chwili w której zaczął szeptać kolejną inkantację poczuł mocne szarpnięcie za poły swojej koszuli. Jego twarz i zdziwienie mówiły same za siebie. Nie miał pojęcia o co mu chodzi. Zaczął się zastanawiać, czy nie lepiej byłoby przyjmować wszystkich pacjentów w szpitalu bo to już któryś raz z kolei gdy trafia mu się przypadek psychiatryczny. Złapał jego dłonie w swoje i mocni zacisnął nadgarstki. Nox był łagodny, aż za bardzo. Spolegliwy i czujny. I to ta łagodność połączona z empatią zawsze pomagały mu w dogadaniu się niemal z każdym pacjentem. Puścić Poprosił przez zaciśnięte zęby, uwidaczniając mocniej linie żuchwy. Miał powoli dość wywiadu i gwałtowności tego gbura. Nie płacił mu na tyle dużo by znosić taką impertynencję. Masz obite nerki. Sikanie na różowo jest nieunikanie gdy wszystkie krwiaki wewnętrzne będą się wchłaniały.- Szarpnął się mocniej odsuwając z irytacją od pacjenta. Tym razem zachował odległość przynajmniej wyciągniętego ramienia, by nie dać się ponownie zaskoczyć. Skinął też głową w stronę drzwi prowadzących do korytarza i wyjścia z kamienicy. Wydaje mi się, że skończyliśmy na dziś. Był uprzejmy choć wiedział, że wcale nie skończył. Normalnie najpewniej pomógłby mu bardziej, dokończył regenerację. Postarał się o usunięcie urazów wewnętrznych, które mogły być bardziej rozległe. Teraz? Wolał samemu poczuć się bezpiecznie. Przesunął metalowy stelarz na którym trzymał narzędzia i nerkę ze zużytą strzykawką. Bojąc się, że znajdująca się w pobliżu jego pacjenta może posłużyć za narzędzie do zranienia. Ułożył sobie już w głowie co zamierza mu powiedzieć przed wyjściem i jak się pożegnać by więcej go nie spotykać. W ostateczności ochroni gabinet tak, by nie mógł ponownie tu trafić. Coś należało zrobić by o siebie zadbać. |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Abraham Alden
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 208
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 8
TALENTY : 14
Trudno mu pogodzić zaufanie do lekarze z tym, jakimi odczuciami darzy jego podobnych. Chociaż Oscar tak naprawdę nigdy nie daje odczuć Abrahamowi poczucia niebezpieczeństwa czy zagrożenia ze swojej strony, Alden zdaje się wyładowywać na nim całą tą gorycz, która nie jest skierowana dokładnie w jego stronę, ani w jego czyny. Łowca zdaje sobię sprawę z tego, że być może trochę pochopnie go ocenił, w momencie, w którym Nox wyraził swoje zaskoczenie. Nawet nie w chwili tłumaczenia mu i zaprzeczenia, że go nie otruł. Nakierowany szczerym zdumieniem lekarza wie, że ten zarzut był absurdalny, ale nic już nie może zrobić, co zostało powiedziane, nie może zostać już cofnięte. Obserwuje go więc w milczeniu i rzeczywiście puszcza. Wbija wzrok w sufit i rozważa, czy ta zmiana w postawie doktora oznacza, że już nigdy więcej nie będzie tu mile widziany? Jest mu potrzebny. Potrzebna jest mu jego wiedza i umiejętności. Pamięta dni, kiedy się jeszcze nie znali i kiedy dni leczenia, zamieniały się w tygodnie dochodzenia do siebie, kiedy nie korzystał z jego usług, nie płacił za nie – chociaż zdaniem Abrahama, przeciwnym do Noxa, nie liczył sobie za nie mało. — Dziś. Abraham powtarza za nim to jedno słowo, bo ma dziwne wrażenie, że doktor wyprasza go na stałe, a on woli mieć pewność, że tak nie jest. Patrzy na niego czujnie, oczekująco i z trudem, gardłowo, też ze zmęczeniem wyrzuca z siebie. — Przepraszam. Nie wiadomo czy myśli tak naprawdę, czy tylko dba o swój interes, kiedy to mówi, ale jakby Oscar miał wątpliwości, co do prawdziwości tych słów, dorzuca: — Trudny tydzień. Męczący. Dużo bólu. Jestem sfrustrowany. Nie na Ciebie. Krótkie zdania odznacza pauzami, wydziela je, jak proste fakty. — Do zobaczenia. Stawia nacisk na te dwa słowa, bo planuje się tu jeszcze pojawić. Pewnie szybciej niż będzie chciał. | z tematu |
Wiek : 36
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : łowca stworzeń magicznych
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
Przygląda mu się nieufnie. A w jego oczach odbija się coś zwierzęcego jakaś drzemiąca intuicja lub zakorzeniony instynkt który nakazuje mu aby nie ufał temu człowiekowi. Milczy jednak długo. Wzdycha po chwili gdy dobiegają do niego kolejne słowa. Wie, ze jest miękki i mało asertywny a dnie tego tego wszystkiego znajduje się też olbrzymia empatii połączona z podejrzeniami, ze mężczyzna jest jednak gwardzistą. Trudno. Rozluźnia się jednak nieznacznie, mimo wszystko nie tracąc na czujności. Przesuwa dłońmi po swojej koszuli. Nie ma ich zbyt wiele, jest biedny bo za swoje usługi nie bierze zwykle pieniędzy. Zdarza mu się przyjmować słoiki z potrawkami, zupami albo swojskie jajka z Wallow. Co samo przez siebie mówi o nim niezwykle dużo. Zdarza się. Pada po chwili. Nim pacjent go opuszcza, chwyta jego sweter i ostrożnie pomaga mu go na siebie naciągnąć, szepcząc przy tym kolejne inkantacje. Choć Abr nie czuje balu to jednak może czuć coś innego - ucisk wewnątrz spowodowany przez krwiaki, powoli ustępuje, lepiej mu się oddycha, brzuch nie jest tak nabrzmiały i tkliwy. Pomógł. Wbrew zdrowemu rozsądkowi. Wbrew jakiejkolwiek logice. Uważaj na siebie. Pada gdy otwiera drzwi, jednak ewidentnie nie jest pewny rekacji swojego pacjenta, dlatego pospiesznie zaczyna się tłumaczyć. W pracy, nie że ci grożę czy coś... Słowa padają szybko i niemal na bezdechu. Cóż ewidentnie musi mieć pewność, że zostanie dobrze zrozumiany. Tak na wszelki wypadek. Prowadzi go przez korytarz i otwiera drzwi prowadzące na śmierdząca klatkę schodową. Zapach jest inny niż ten w jego mieszkaniu w którym przyjmuje. U kruka unosi się zapach lizolu, na klatce zaś - szczyn. Nawet dzielnica w której mieszka do najbogatszych nie zależy. z tematu |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk