Sala konferencyjna Pomieszczenie znajduje się na pierwszym piętrze szpitala. Jest to sala, w której odbywają się główne szkolenia zarówno BHP lekarzy, jak kursy wewnętrze pozostałych pracowników. Jej centralna część stanowi duży drewniany stół przeznaczony dla około dziesięciu osób. Dodatkowo dla zwiększenia komfortu, dodano rzutnik, przez który prezentowane są zarówno diagramy jak i filmy instruktażowe. Wyświetlenia projektowane są na specjalnie przygotowanej do tego ścianie. Pomieszczenie na czas prezentacji, można zaciemnić szczelnymi roletami. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
12. 03. 1985„That’s one cocky inter.” Myślał tak o nim od chwili, w której pojawił się w szpitalu. Zbyt przystojny, zbyt pewny siebie, zbyt arogancki, zbyt gadatliwy, zbyt niepokorny. Wszystko w nim było … zbyt. Czuł, że prędzej czy później dojdzie do tego, że popełni błąd którego nie będzie umiało udźwignąć jego ego. Nox przekręcił się niespokojnie na niewygodnym konferencyjnym krześle. W takich chwilach jak te, adrenalina sprawiała, że wszystkie bodźce czuł nader intensywnie. Wiatrak ustawiony w mące sali skrzypiał za głośno wypuszczając z siebie zatęchłe powietrze, cóż cyrkulacja była tu całkiem niezła. Podparł się o podłokietnik i delikatnie zmienił ciężar ciała. Jakby to miało mu pomóc pokonać stres. Naprzeciwko niego siedziała reprezentacja zarządu. W takich chwilach jak te rozmawiał z prawnikami i ordynatorem oddziału. Zbierali jego zeznania, przesłuchiwali świadków. Jak daleko poszła sprawa, skoro nagrywali go? Nie potrafił nie patrzeć się w czerwoną lampkę migającą w kamerze ustawionej naprzeciw niego. Stresował się. Chwycił mankiet swojej koszuli i delikatnie pociągnął do w dół by wystawał nieco bardziej spod tweedowej marynarki. Dlaczego aż tak bardzo się przejmował skoro wiedział, że sam nie zrobił nic złego? Mało kto zdaje sobie sprawę z tego jakie to obciążające. Składanie zeznań na innego lekarza pełniącego dyżur. W takich chwilach jak ta weryfikuje się samemu wszystko co się zrobiło i powiedziało. Każdy cholerny krok, jaki wykonało się tego dnia. Miał niskie poczucie własnej wartości i analizował wszystko co zrobił po kilka razy. Nawet teraz gdy był pod ostrzałem krzyżowych pytań, nie tylko starał się wydobyć ze świadomości co się wydarzyło tamtej nocy ale również przemyśleć czy sam czegoś nie zawalił. Podczas pierwszego przesłuchania powiedział pan: „if you didn’t document it, it didn’t happend ” is takt correct? - Zapytała go kobieta na oko po sześćdziesiątce, jej włosy za czasów młodości musiały być czarne, teraz poprzetykane były pasmami siwizny, teraz spięte w gładki kok. Jednak jej garsonka w kolorze zieleni była nienaganna i kontrastowała silnie z żółcią ścian tuż za nią. Tak. Odnosiłem się do stwierdzenia, że w przypadku braku pełnego zapisu w karcie medycznej pacjenta, według prawa wewnętrznego nie jesteśmy zobligowani uznawać przekazu słownego innego członka personelu. Proszę mi raz jeszcze wyjaśnić, dlaczego uważa pan, że karta pacjentki Lindy Smith się nie zgadza. - Zapytała z uśmiechem, maskowatym i jowialnym za którym kryło się coś jeszcze a czego nie mógł wyczuć. Odpowiadał na to pytanie już kilka razy, siedział tu ponad trzy godziny. Był zmęczony, coraz trudniej utrzymywał uwagę a jego umysł niemal podszeptywał, że to on zawinił nie stażysta. W dodatku niemal czuł w umyśle oddech swojej prawdziwej natury, ciche pokrakiwanie pełne irytacji i chęci wydostania się. Tak jak wskazywałem wcześniej… Zrobił przerwę by zebrać myśli, po chwili sięgnął raz jeszcze po kopie dokumentów leżących w teczce tuż przed nim. Otworzył ją i przyglądał się zapełnionym stronicom po czym wyłożył dwie z nich. Jak pani widzi po lewej jest karta z zaleceniami wypełniona przeze mnie, jest insygnowana moim podpisem na każdej stronie. Mówiąc to pokazał kilka niedużych liter układających się w wyraz NOX, jednak ostatnia litera zawsze przybierała kształt V i wyglądała nieco jak symbol lecącego ptaka, który malują dzieci. Po prawej tego nie posiada a podpis jest wykonany moimi inicjałami. Urwał i zacisnął szczękę tak mocno, że uwidoczniła mu się linii żuchwy. Pieprzony gnojek.- pomyślał gdy zdał sobie sprawę, że gówniarz zrobił wszystko by swój błąd w sztuce umniejszyć i zrzucić odpowiedzialność na niego. Może Pan odejść. Dziękujemy za współpracę. Padło oschle w jego stronę. Nie zamierzał dyskutować. Wstał popychając krzesło do tyłu i wyszedł kierując się w stronę korytarza. Był wściekły, nie do końca wiedząc jak cała ta sytuacja się rozegra. Potęgowało to uczucie niepewności i bezbronności, którego zwyczajnie nie chciał czuć. Bał się że na czas trwania śledztwa wewnętrznego szpital każe mu przejść na „urlop”. Co za wstyd. Zszargałoby to jego nazwiskiem. Przesunął dłonią po twarzy chcąc przegnać uczucie zmęczenia i przytłoczenia. Mógłby go przecież zabić. Albo sprawić, że już do końca dni nie będzie mógł pracować w zawodzie. Może powinien coś zrobić? Cokolwiek… Od kiedy ten dzieciak się pojawił były z nim same kłopoty. A teraz to?! Musiał ukraść stronę z karty medycznej pacjentki w której był jego błąd najpewniej dawkowania leków. Potem podrobił kartkę i wpisał tam jego inicjały. W takiej chwili dziękował Lucyferowi, że szpital był drobiazgowy. Zawsze mogli zatrudnić grafologa do ekspertyzy. Przecież prawda broni się sama. A może on po prostu ślepo wierzył w sprawiedliwość. Podszedł do telefonu zawieszonego na ścianie, będącego dostępnym dla każdego pacjenta. Wrzucił ćwierćdolarówkę i wybrał powoli numer kręcąc kołem tarczy. Po chwili usłyszał sygnał. Rozejrzał się dookoła czekając aż ktoś odbierze. Gdy wreszcie usłyszał znajomy głos odpowiedział jedynie: -To ja, chciałem cię usłyszeć. Miałem ciężki dzień. - Uśmiechnął się sam do siebie i wypuścił całe powietrze z płuc wraz ze stresem. Dłonie nadal mu drżały od emocji i poczucia niesprawiedliwości. Wszystko się jednak ułoży, musi. Słyszał o takich sytuacjach ale nigdy nie spodziewał się, że staną się jego udziałem. z tematu |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
03.04 1985Bywały takie chwile w jego życiu gdzie zazdrościł innym lekarzom. Obserwował ich codziennie, słuchając historii o podróżach, kurortach i dodatkach pieniężnych. Wszystko to za recepty, a raczej układy z firmą farmaceutyczną, która gwarantowała nie tylko procent od ilości wypisywanego leku, ale również premię dla tych medyków, którzy będą mieli największą sprzedaż. W zależności od specjalizacji i zasięgu pracy odzywał się przedstawiciel innego koncernu. Krążyły pogłoski o tym, że oni również mieli swoje udziały w postaci procentu od sprzedaży. Na samym dole ów piramidy był przeciętny John Doe, który często nie był świadomy tego co jest mu zalecane przez osobę do której udaje się po pomoc. Choć wiele z tych medykamentów faktycznie było innowacyjnych. Wiele z nich posiadało ulepszane w jakiś sposób metody dozowania lub dopracowywane składy chemiczne. Miał wrażenie, że wprowadzone były za szybko i to bez należytych badań klinicznych. Czasami analizował ile mógłby zarobić dodatkowo, nawiązując choć jedną taką współpracę. Dlaczego tego nie zrobił? Przecież jego życie stałoby się lepsze. Może mógłby zmienić mieszkanie, pozwolić sobie na droższe rzeczy lub zwyczajnie zacząć oszczędzać by spłacić kredyt studencki. Ten nadal ciążył niczym widmo nad jego głową i utrudniał by w przyszłości zaciągniecie hipoteki chociażby na nowe mieszkanie. Wracał myślami właśnie do tego momentu posiadania i snuł fantazje o wydawaniu dolarów których nie miał. Lecz po czymś takim przychodziła chwila refleksji i zwykłego lęku. Był zbyt tchórzliwy by to robić. Choć prawo nie regulowało należycie relacji lekarzy z koncernami farmaceutycznymi, etyka już miała o tym wiele do powiedzenia. Tak samo jak komisje etyczne obradujące w danym okręgu. Dlatego się nie odważył wyciągnąć ręki po coś co było w jego zasięgu. Raz jeszcze spojrzał na niewielkie opakowanie jakie miał w dłoniach. XENTORAX- krzyczał czerwony napis na białym opakowaniu, przez chwilę wpatrywał się w skład chemiczny leku, który zupełnie nic mu nie mówił. Nie znał tych związków, nie przypominał sobie nawet by jakikolwiek inny lek zastępujący enzym lipazę, którą produkowała trzustka, miał te związki chemiczne w sobie. Słuchał rzeczowego przestawienia prezentowanego leku przez przedstawiciela handlowego. Nie był przekonany. Mimo, że od ponad godziny, szczupła blondynka opowiadała o swoim produkcie z przejęciem i pasją, tak wielką że niemal jej wierzył. Przepraszam, czy może pani raz jeszcze powtórzyć ilość stężenia substancji czynnej w kapsułce?- Poprosił uprzejmie, choć wiele go to kosztowało. Nie lubił zwracać na siebie uwagę, przeciągać tych nudnych spotkań a do tego tracić czasu innych osób z personelu. Jednak blondynka w modnym szarym garniturze, nie miała mu chyba za złe. Jej pełne usta pomalowane, kominową pomadką przyciągały uwagę. 2 tysiące…. Rzuciła niczym ochłap i płynnie kontynuowała swoją dygresję. Nox lekko przymknął powieki, niczym zwierze, które wyczuło słabość. Zadziałała jego krucza pamięć. Zwykle przepisywał pangrol, zarówno alkoholikiem jak i osobom po wypadku lub przewlekle chorym. Z tego co pamiętał to ów lek zastępujący enzymy miał wahania jednostkowe od 10 tysięcy aż do 25. Pozostawało pytanie: czy ich lek jest lepszy i potrzebuje mniejszego stężenie, czy częstszego dozowania? Nie wiedział, a prezentacja, która teraz majaczyła slajdami na białej ścianie sali konferencyjnej, nie udzielała żadnych odpowiedzi. A może on usilnie nie potrafił ich wyłapać. Nie mógł się przecież zamykać na nowości jakie są na rynku i nigdy nie dawać im szansy. Przecież sam pomógł stworzyć lek i tak na dobrą sprawę był to niezwykle okrojony w grupę badawczą produkt. Miał teraz stosować podwójne standardy? Postukał opakowaniem w stół przy którym siedział. Dostrzegł jak po sali krąży nieduża ulotka z informacjami o leku, przekazywana sobie z rąk do rąk. Przepraszam… ymmm Stracił na chwilę animusz po raz kolejny unosząc dłoń niczym w szkole. Kątem oka dostrzegł oceniające spojrzenie Bernsa, który tak samo jak on był internistą. Wiedział, że należał do lekarzy starej daty, którzy wyrastali na układach z firmami bo nigdy nie było to ani weryfikowane, ani nawet badane przez organy państwie. Wahał się. Widział jak kobieta przyglądała się mu badawczo. Czuł w powietrzu napięcie jakiego był sprawdzą miał ochotę zapaść się pod ziemię lub po prostu zniknąć. … czy ma pani może zestawienia xentoraxu z pangrolem? Zapytał wreszcie nieco na bezdechu. Jeszcze miesiąc temu nie odważyłby się zakłócać konferencji i o cokolwiek dopytywać. Wiele się zmieniło i miał wrażenie, że na lepsze. Nie posiadam… Odpowiedziała uprzejmie jednak, dostrzegł coś czego się nie spodziewał. Mur iluzji nieco pękł a w szczelinie pojawiła się wątpliwość jaką zasiał z jednym młodszych lekarzy, który teraz zachęcony jego pytaniami sam zabrał głos. A czy nie jest to wasz główny konkurent? Padło z jego ust, jednak kobieta ślizgała się z własną odpowiedzią niczym wąż w płytkiej sadzawce. Nox weź daj spokój, niech kończy i idźmy Powiedziała koleżanka po fachu która pochwaliła się w jego prawą stronę dyskretnie szepcząc swoje słowa. Uprzejmie pokiwał głową zupełnie jakby się z nią zgadzał. Jednak gdy w jego dłonie wpadła kartka na zapis przydzielanych recept, nie wpisał się na nią. Mimo, że przez dłuższą chwilę trzymał długopis zawieszony tuż nad jedną z rubryk. Nic. Znów stchórzył, niech inni eksperymentują on wolał był zachowawczy i jak zawsze neutralny. z tematu |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk