First topic message reminder : Grota Väld W samym sercu głębokiego lasu Cripple Rock, na zachód od Łysego wzgórza i północ od Rezerwatu Bestii znajduje się grota Väld. Ukryta przed wzrokiem przypadkowych przechodniów, daleko od głównej szosy i leśnych ścieżek, wydaje się odizolowana od reszty świata. Wejście do niej jest przeciętnych rozmiarów, ale przez porastającą ją roślinność, jest ledwie widoczne. Pierwsze, co rzuca się w oczy przy zbliżeniu do groty to dziwna i niepokojąca atmosfera. Gdzieś w oddali można dosłyszeć pohukiwania sowy albo trzaski patyków pod zwierzęcymi łapami, ale z jej środka nie wydobywa się żaden dźwięk, choćby kropli wody. Atmosfera wokół jest nienaturalnie spokojna, a jednocześnie przesycona niewyjaśnionym napięciem. Nie ma tu śladu ludzkiej obecności, ale osobliwym jest fakt, że wokół można znaleźć kilka nadgryzionych jabłek i zmiażdżonych łupin orzechów. Owoce są w różnym stopniu zepsucia, od świeżych po całkowicie zgniłych. W powietrzu w pobliżu groty unosi się intensywny, nieprzyjemny zapach. Mieszanka mokrej sierści i rozkładającego się truchła może wywołać mdłości u osób o słabszych nerwach. Wokół wejścia do groty rosną rośliny, które wydają się bardziej poskręcane i mniej żywotne niż te w dalszej części lasu. Ich liście są poszarpane, w niektórych miejscach nadgryzione lub połamane. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Ronan Lanthier
NATURY : 21
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 187
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 10
TALENTY : 10
Zaczyna się od grymasu — banalny czar, nieudane zaklęcie, kolizja nadziei z efektami — który szybko przeobraża się w— — Nie martw się — Lyra ma rację, Lyra się nie myli; Ronan zamierza odtwarzać jej proroctwo po kres swoich dni (godzin, minut?) — zdarza się każdemu. Zdarza się im obu, ale nie Priestleyowi; młody jest, energiczny, wypala więcej zielska niż zje koza Padmorów — z tego połączenia powstaje on, kapitan świecące jabłko. Blady blask bijący spod skórki składa obietnicę, że nie zginą w mroku; prawdopodobnie po prostu zginą. Matka wymaga poświęceń, dzieci słuchają jej słów i tylko głucha wędrówka nierozpalonego magią owocu podejmuje wysiłek ukojenia nerwów; nic nie huknęło, nic nie plusnęło, nic nie zawarczało z wnętrza groty. Delikatny spadek to kolejne przyrzeczenie — na początku zejścia nie czyha wyrwa, uskok ani czarna dziura; tylko wielka niewiadoma. Spojrzenie po raz ostatni muska świat na zewnątrz jaskini; kwiaty, które kwitną zbyt jasno, wyraźnie nasączone magią i niebo, które samo w sobie jest magiczne. Trzeszczący w krótkofalówce głos Blair zapowiada to, co nieuniknione — droga jest tylko jedna i prowadzi w dół. Do Piekła, więc obiecująco. — Nie brakuje mi witaminy D, Vandenberg. Moja żona— Recepta pani Lanthier pozostaje tajemnicą — mają inny sekret do odkrycia. Penetrowanie grot wymaga zabezpieczenia; to Priestley wydobywa na wezwanie Vandenberg — razem z czarem Lyry przepływającym przez ciało, nadszedł moment ostatniego co, jeśli— Co, jeśli trzymana w trzech punktach lina — kobieta na początku — Lilith byłaby dumna — wróżbita w środku, treser wymienionych na końcu — nie będzie wystarczająca? Co, jeśli kwiaty mogłyby powiedzieć im więcej, gdyby była tu pani Bloodworth? Co jeśli— — Wiecie, co lubią knury? — dźwięki przy wejściu do groty rozchodzą się niepewnie; latarka w dłoni Lanthiera próbuje oświetlić ściany i napotyka niewielkie kulki. Krótka analiza przyrodnicza kończy się przykucnięciem; manewr Ronana zatrzymuje liniowy pochód, a zawieszony na ramieniu instrument obija się o udo, kiedy dłoń z latarką sięga po rozsiane pod ścianą kulki; jedna, druga, trzecia, czwarta, po dwie na każdą z kieszeni kurtki. — Trufle. Od tego momentu nie ma odwrotu — wędrówka rozpoczyna się znowu i trwa aż do chwili kolejnego rzutu jabłkiem w dal. Tym razem to świecące wymyka się z dłoni Lyry i uderza o— Właściwie, nie mogą mieć pewności; przeszkoda, którą napotykały oba owoce (czterysta osiemdziesiąt gram witaminy D), z perspektywy Ronana wygląda jak ściana. Prawdopodobnie jest ścianą; skałą, która ma zniechęcić do dalszej wędrówki albo powstrzymać przed wydostaniem się to, co czyha po drugiej stronie. Kolejne kilka kroków kieruje ich w dół, bliżej przeszkody. Gdyby mieli więcej czasu — nie mają; nigdy nie mają dość czasu — mogliby poszukać innej drogi, ukrytego zakrętu, drogowskazu albo biletu w jedną stronę do Peru; podobno jest ładne o tej porze roku. Czas jednak nie gra w ich drużynie, w przeciwieństwie do latarki, której snop Lanthier kieruje bezpośrednio na przeszkodę naprzeciwko — jeśli elektryka nie zawiodła, spojrzenie podejmuje rękawicę wysiłku, próbując rozpoznać, z czego wykonana jest przeszkoda. Skała, a jeśli tak — jaka? Głaz, a jeśli tak — czy znalazł się tu naturalnie? Magia, a jeśli tak— — Cetera — skierowany na przeszkodę przed nimi czar to strzał w ciemno — oddadzą ich wiele z nadzieją, że jeden będzie celny — którego intencja to proste założenie; każdą przeszkodę da się pokonać. Czasem wskazówki, jak tego dokonać, bywają ukryte — pismo skalne jest starsze od papieru. rzut #1: wiedza (przyroda) celem rozpoznania, z czego wykonana jest przeszkoda | +20 modyfikator | +8 statystyka rzut #2: Cetera | +5 magia wariacyjna | próg 25 rzut#3: k6 na zejście niżej |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : opiekun rezerwatu bestii, treser
Stwórca
The member 'Ronan Lanthier' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 84 -------------------------------- #2 'k100' : 11 -------------------------------- #3 'k6' : 5 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Seth Priestley
ANATOMICZNA : 1
ILUZJI : 7
NATURY : 2
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 169
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 8
WIEDZA : 3
TALENTY : 19
Cegłówka czy krótkofalówka — każde zakończone na ówka i skazane na lekceważące machnięcie dłonią. Nie oglądał tego, czego tytuł wymamrotała Lyra, czymkolwiek w ogóle było, ale wcale nie potrzebował zaliczonego maratonu filmu, serialu, książeczki dla dzieci czy sztuki teatralnej, by prędko zrozumieć działanie urządzenia, bo nim jeszcze wkroczyli w ciemność jaskini, głos Scully poinformował ich o tym, że ta cała ówka faktycznie działała. — Przydatne — skomentował, zerkając na Lanthiera z aprobatycznym kiwnięciem głową; prawie tak samo jak jego jabłka, to zostawił już dla siebie, w sferze złośliwości i domysłów, zupełnie w tym samym miejscu, w którym utknęły dywagacje o witaminach i składnikach naturalnych. Bo kiedy jest ciemno, śmierdząco, a na końcu drogi ku chwale Matki czeka na nich złocista bestia — naprawdę miał nadzieje, że był cały w złocie — nie ma zbyt dużo czasu na dyskusje o zdrowiu i niezdrowiu. Nie ma też czasu o nie zadbać. Wypadałoby chociaż o życie. — Na zdrowie —o ironio, dla Lyry czy smutnego jabłka, albo tego, co miało je zjeść; ale owoc zajaśniał i potoczył się w przód, a potem w dół, rozświetlając jedynie fragmenty skał i potwierdzając, że droga faktycznie prowadziła w dół. A w dół także i oni. Obserwacje w półmrokach trwają, niepewności trzymają kroki w jednym miejscu, w końcu Priestley znów zsuwa plecak, ale tym razem nie czas na słodkość jabłek, a długi, jutowy sznur — na pewno się przyda, wkrótce dowiedzą się jak. — Więc idziemy w dół. Może to jakoś nas zasekuruje? — zaproponował, rozwijając ciemnobeżową linę, porozumiewawcze spojrzenie kierując na Vandenberg, później Lanthiera — Może niżej znajdziemy coś, do czego moglibyśmy to przywiązać? — jeśli ziemia miałaby osunąć się na tyle, że straciliby grunt pod nogami. Eskapada trójki osób złączonych, oddanych Matce dzieci to niemal urokliwy obrazek Wiecie, co lubią knury? — Cycate dziewice? — w głosie nie było wesołości, w uniesionym kąciku ust ledwie licha próba komediowego wytchnienia, nim doszczętnie pochłonie ich ciemność. Trufle. Mogą być i trufle. I Ronan je zbiera, a później stawiają powolne, wyważone kroki w dół, aż drogę zagradza przeszkoda — wpierw przeszkoda, później przeszkadzająca magia. — Cetera — nie pytając, spróbował raz jeszcze posłużyć się czarem, którym miał przynieść odpowiedzi. Cetera: k100 +5 magia wariacyjna | próg 25 |
Wiek : 27
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : maywater
Zawód : handlarz, samozwańczy wróżbita, mąciwoda
Stwórca
The member 'Seth Priestley' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 48 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Stwórca
The member 'Seth Priestley' has done the following action : Rzut kością 'k6' : 3 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
Postawienie kolejnego kroku, to decyzja. Wdech, to błąd — zaczyna zapominać już, jak pachnie powietrze, gdy wszystko w nim nie gnije. Idą w dół śladem jabłka — prowadzeni promyczkiem słoneczka napotykają ostatecznie ścianę — skałę? głaz? cokolwiek? — przeszkodę, której próbuje się przyjrzeć, jak tylko może. Słyszy za plecami wypowiadane zaklęcia; najpierw jedno, a potem drugie, jakby jaskinia echem niosła magię wariacyjną od ściany do ściany. Rozgląda się, czy któraś z nich cokolwiek im ukaże, a korzystając z bladego światła owocu, próbuje dostrzec magię, która mogłaby ukrywać się w zakamarkach groty. Knur był cennym nabytkiem; nie tylko dla nich, ale również — a może przede wszystkim — dla Frajera, który go tu trzyma (trzyma go?). W połowie kwietnia dostała już bolesne przypomnienie, że skarbów niezabezpieczonych nikt nie chował. Jaka magia trzymała bestię w tym miejscu i powstrzymywała ją przed ucieczką? Szukała drgających cząsteczek magii, iskierek koloru wszelakiego czy może napisów, które odkryte mogłyby być przez zaklęcia. Śladów po rytuałach, mocniejszych zaklęciach czy zniekształceniach w interpretowanej przez nich rzeczywistości. Historycznie ludzkim odruchem jest zapisywanie historii na ścianach. Historycznie jeszcze mocniejszym odruchem było dbanie o to, co dla kogoś ważne. Zacisnęła lekko rękę na sznurze i pociągnęła go nieznacznie w przód. Uważajcie, niemo przetłumaczone w geście. #2 rzut: wiedza (teoria magii), aby rozpoznać, czy na skale przed nimi są ślady magicznej obecności — zaklęć bądź rytuałów; +5 modyfikator; +9 #3 rzut: rzut na schodzenie w dół; k6 |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Stwórca
The member 'Lyra Vandenberg' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 67 -------------------------------- #2 'k6' : 1 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Krótkofalówka zadźwięczała „Hal-, od-...”, chwilowa cisza i znów „Ma-... na sły-sz-sz-szszzszsz...” dźwięk urwał się, aby jeszcze pięć sekund później wydać z siebie głos „uważajcie na...” i Blair zamilkła. To mógł być efekt grubych ścian groty, a może magii tego miejsca — schowanie sprzętu do plecaka prawdopodobnie było dobrym pomysłem. Ten miał się wam już nie przydać, bynajmniej nie dopóki będziecie w tym miejscu. Jabłko potoczyło się w dół, zatrzymując na nieznanej przeszkodzie, a wasza trójka — niczym wyprowadzane na smyczach pupile — spacerowała swobodnie w dół po łagodnej płaszczyźnie. Kilka trufli, jakie znalazło się w kieszeni jednego z was, tylko delikatnie je obciążyły. Kto wie, do czego mogły być przydatne? Skoro mieliście znaleźć tutaj dzika, tak jego przysmak powinien był okazać się cenny. Ścieżka była dostatecznie szeroka, aby przeszły nią co najmniej trzy osoby, ale pójście w rzędzie miało swoje zalety. Mogliście podążać swoimi śladami, na przód wypychając najdrobniejszą. Im dalej od wejścia byliście, tym coraz słabiej widzieliście dzienne światło wkradające się za waszymi plecami. Ostatecznie potrzebowaliście około 40 kroków w dół, by to całkowicie zniknęło z pola widzenia. Sufit w tym miejscu miał około 4 metrów wysokości. Im niżej byliście, tym bardziej korytarz rozszerzał się, ostatecznie przybierając na końcu wędrówki wielkość zwykłego salonu. Mogliście poczuć duszność. Ani z lewej, ani z prawej strony nie było dróg wentylacyjnych, powietrze wpadało tu tylko jedną stroną — tą, z której przyszliście. Zapach stawał się nie do zniesienia. Zepsute mięso tak mocno wchodziło w wasze nozdrza, że już prawdopodobnie trup byłby lepszy. Na ziemi spoczywało znacznie więcej łupin orzechów i nadgryzionych jabłek niż wcześniej po drodze, teraz wyglądało to tak, jak gdyby ktoś wysypał je na podłogę, albo rzucał tam przez wiele dni. Mimo to bez trudu mogliście znaleźć przestrzeń dla butów, w której nie nastąpilibyście na nic, co leżało na kamieniach. Dwa jabłka, które wcześniej rzuciliście w dół, tkwiły tam nienaruszone. Jedno — świecące — dawało wystarczającą łunę, by móc dostrzec szczegóły tego miejsca. Drugie — zwykłe i nieco poobijane — odpoczywało spokojnie pod skałą. To, które dawało wam światło, pokazywało na ziemi coś jeszcze. Na twardej posadzce resztki jedzenia układały się tam w przedziwny sposób. Zdawało się, że są w kompletnym chaosie oprócz przestrzeni między wami a skałą. W tym miejscu wyraźnie gleba była oczyszczona w kształt równego ćwierć koła, a jego promień znajdował się po waszej prawicy. Zdawało się, jakby ziemia w dokładnie tym miejscu była bardziej przetarta niż w innych częściach tego zaułku. Wokół wybrzmiewała tylko cisza przerywana co najwyżej waszymi głosami. Ronanie, im dłużej przyglądałeś się skale, na której zatrzymało się jabłko, tym bardziej mogłeś odnieść wrażenie, że jest to nic więcej jak... kamień. Twardy, szorstki w dotyku, ale dalej kamień. Na jego powierzchni nie było żadnych nietypowych krzywizn, rysunków czy oznaczeń. W oczy mogły rzucić ci się dwie subtelne kwestie. Na lewo i na prawo od ciebie, w odległości mniej więcej 1,5, a może nawet 2 metrów, ciągnęły się poziome kreski, biegnące od sufitu aż do podłogi. W tych miejscach skała wydawała się jakby inna, jakby coś kiedyś przecięło ją tam, ale z drugiej strony mógł to być po prostu ciekawy efekt jej ukształtowania. Wątpliwe jednak było, żeby skały ukształtowały się w tak perfekcyjnie prostą linię. Wiele czasu spędzałeś na łonie natury, nie widziałeś nigdy podobnego zjawiska. Lyro, chociaż twoja wiedza z zakresu teorii magii była ograniczona, poczułaś się dostatecznie pewnie by sprawdzić teren pod kątem cząsteczek i iskierek magii, śladów po czarach i rytuałach. Mogłaś pamiętać zajęcia w szkółce, gdy siewca wspominał o wybroczynach w powierzchniach zaklętych przedmiotów albo sieciach magii, które osadzały się na ścianach, ale tym razem nie dostrzegałaś niczego podobnego. Wyglądało na to, że albo skalisty zaułek był czysty od takich rzeczy, albo zwyczajnie nie twoja wiedza nie była na tyle szeroka, by się o tym przekonać. Seth, gdy rzuciłeś swój czar, poczułeś, jak powietrze wokół ciebie przyjemnie drży, a potem jego pęd, wsparty magią, w bardzo delikatny, niemal subtelny sposób, uderzył w kamienie przed wami. Trwało to może sekundę lub dwie, a na ścianie pojawił się symbol, którego wcześniej tam nie było. Najpierw jeden, potem drugi. Trwało jeszcze sześć sekund nim kamienną ścianę otoczyła niczym serpentyna narysowana na niej taśma z ciągiem czegoś, co przypominało runy. Mogliście kojarzyć ich kształty z filmów czy zajęć historii w szkole, ale odkrycie ich znaczenia zwyczajnie nie było dla was możliwe. Starożytny i bardzo symboliczny alfabet pozostawał poza waszym zasięgiem, ale to na co mogliście zwrócić uwagę, to kształt, jaki przybrał. Wysoki prostokąt, szeroki może na metr, wysoki niemal do sufitu. Ukryte jeszcze przed chwilą pismo miało biały kolor, lekko przebijający przez kamień, ale dostateczny, żebyście go dostrzegli w tym świetle. Nie było stąd innego wyjścia, a przecież Zuge nie wystawiłaby was złemu losowi. Coś w tej kamiennej komnacie musiało być, coś, dzięki czemu mogliście pójść dalej. Nie mieliście wiele czasu do namysłu, gdy nagle z otworu w ścianie coś wyskoczyło. Nie zdążyliście dostrzec co. Ty, Ronanie, wyraźnie to poczułeś. Nie zdążyłeś się uchylić. Pojedyncze uderzenie w sam środek twojej grdyki na parę sekund odebrało ci dech. Było bolesne, ale nie powalające z nóg. Ból dość szybko minął. Gdy spojrzałeś w dół, mogłeś dostrzec... orzech. Orzech nie wyglądał tak jak reszta na ziemi. Wydawało się, jakby był ze złota, ale nie mogłeś mieć pewności czy to prawdziwy kruszec, czy tylko iluzja. Na jego powierzchni była wyryta kanciasta litera R. Jeśli dotknąłeś swojego gardła, poczułeś ją też tam. W dotyku przypominała dawno wygojoną bliznę. Lyro, Seth, wy widzieliście dokładnie, że w istocie zaraz po uderzeniu taka blizna pojawiła się na grdyce Ronana. Miała może 4 centymetry wysokości, równe krawędzie, jakby ktoś bardzo starannie przed laty wyciął taką na jego skórze. To, co przed chwilą było skałą jak każda inna, po tym uderzeniu odsłoniło swoje prawdziwe oblicze. Lyro, Seth, wy dostrzegliście to jako jedyni. Zmiana była niewielka i bardzo subtelna. Wydrążony, ale doskonale maskujący się otwór na około 4 centymetry średnicy, okrągły, umiejscowiony dokładnie pośrodku wyrysowanego ukrytym pismem kształtu, mniej więcej na wysokości 2,5 metra. Zdawało się, że to z niego wyleciał orzech, który uderzył w Ronana. Wyglądało zupełnie tak jak... wizjer w drzwiach. Tura 3 O tym, kto wszedł w pułapkę, zadecydowały kości k6. Zgodnie z moim rzutem 5 okazała się zdradziecka, przez co Ronan oberwał i teraz na jego szyi jest widoczna blizna w kształcie kanciastej litery R (runa Raido). Wygląda tak, jakby przed wieloma laty ktoś wyciął ją nożem, ale jakby zdążyła się już dawno zabliźnić. Ronanie, otrzymałeś -5 P. Przez wzgląd na Avisceleritas rzuciłam na moc pułapki i twój ewentualny unik, niestety był on nieudany. O dostrzeżeniu otworu w ścianie skalnej zadecydowały rzuty na percepcję. Raczej nie będzie takiej potrzeby, ale jeśli ma to wam pomóc, to mogę przygotować wam rysunek podglądowy, jak wygląda podłoga (i to ćwierć koła). Dajcie mi znać prywatnie, jeśli go potrzebujecie. Punkty życia i wzmocnienia: Lyra: 170/170, Ventrifonia (2 tury do ponownego użycia) Ronan: 178/183, (-5 P) Seth: 169/169 Aktywne czary: Ividere na jabłko w dłoni Setha Avisceleritas (1/3) na Ronana Termin odpisu: poniedziałek (27.11) do 23:59. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Seth Priestley
ANATOMICZNA : 1
ILUZJI : 7
NATURY : 2
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 169
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 8
WIEDZA : 3
TALENTY : 19
Światło topi się jak śmietankowe lody na bruku; pamiętał jeszcze te zeszłoroczne, które ciągle przeciekały przez wafelek, oblepiały palce i — I nie ma zbytnio czasu żeby dywagować o słodyczach, poza tymi skierowanymi potencjalnie dla wielkiego wieprza, a wielki wieprz skierowany ku uciesze Matki; jedyną słodkością są trufle, albo coś, co wygląda jak one, które lądują w kieszeni Lanthiera. Nie ma też czasu na kolejny żart; ten więźnie w gardle Priestleya, urwany wraz z oddechem, podobnie jak urywają się pojedyncze słowa i półsłówka w telefonowej cegłówce, którą Lyra pakuje z powrotem do plecaka — kwestia, czy to cudo techniki zadziała gdy znajdą się w dole to sprawa drugorzędna — na takowych nie powinni się teraz skupiać. Nie, kiedy ostatki dnia zostawiają za plecami, jutowy sznurek to jedyna pamiątka po świecie zewnętrznym, a w ustach pojawiają się strzępki modlitwy — tylko tam, wewnątrz, bo Seth nie wypowiada ich na głos, zbyt zajęty rozglądaniem się po okolicy. To oznaka wiary, ale i oznaka pęczniejącego strachu — coś, co jest wielkie, złote, boskie (albo upadłe), a do tego jak chore wpierdala orzechy, jabłka, strapionych żywotem Oczy mkną po czerni, czerni i czerni — a kiedy mrok dominuje zmysł wzroku na tyle, że robi się jakby jaśniej, od jabłka spoczywającego przy jakiejś przeszkodzie, lub przez zmyślne przyzwyczajenie do nowych warunków — dopiero wtedy pozwala sobie samemu wypuścić długi wydech. Jabłko to ich przewodnik — to samo, co zgubiło Królewnę Śnieżkę, ale żaden z nich błękitnej krwi i bladej jak śnieg skóry nie posiada, chora psychicznie macocha to drażliwy temat, którego lepiej nie poruszać na spotkaniach około towarzyskich, a do takich wyprawa w serce tej dziwacznej groty należy — a więc bajkowy atrybut traci swoje magiczne właściwości; poniekąd, bo zamiast nieść zabójczą truciznę, niesie światło. Paradoksy to taka ciekawa rzecz. — Ja pierdolę — pierwsza oznaka życia w postaci niewybrednych słów, bo kiedy smród wzbiera na sile, łupiny pod stopami znowu chrzęszczą, obraz zamazuje się w przypływie ciemności, i wszystko wydaje się nie takie, paskudny zapach znosi ich na nowo na mieliznę rzeczywistości. Ocucenie, którego nikt nie chce — Coś tu zdechło — bez wątpienia, zdechło lub ktoś pomógł czemuś zdechnąć, kwestia sporna. Zdechło i rozprowadziło wokół swąd ciężki do wytrzymania I dopiero moment, kiedy magia rozlała się przyjemną łuną po opuszkach palców przyniósł coś na kształt wytchnienia; Priestley zadarł spojrzenie na swoich współtowarzyszy, ale żadne z nich nie poczuło tego samego; ulgi, przeświadczenia, nuty wytchnienia od fetoru rozkładu — bo i o tej przykrej woni zapomniał nawet na krótką chwilę, kiedy pęd poruszanych czarem cząsteczek uderzył o ścianę przed nimi, w końcu, dobitnie formalizując przeszkodę. Przeszkodę, a wokół niej wirującą biel nieznanych run. — To chyba runy, takie wiecie, nordyckie — poinformował, choć z mitologią tych obszarów niewiele miał wspólnego; tyle, co zdążył widzieć na okładkach książek w sklepie Barlowe'a, czy na tshirtach pozerów mijanych na ulicy. — Runy wokół... jakiś drzwi? — dywagował dalej, na końcu języka czując smak kolejnych zdań, kiedy coś z przeszkody pomknęło między nimi i chyba... zatrzymało się na Ronie? — Co do... — niewybredny chuj został w strefie niewypowiedzianej, bo spojrzenie skupiło się na miejscu uderzenia; jabłko Adama Lanthiera (o zgrozo, co z tymi jabłkami?) pokryło się charakterystyczną, niemal bolesną erką, zupełnie jakby chwilę temu ktoś zaserwował na jego szyi tatuaż o wybitnie grubej kresce. — Żyjesz? — nie wydawał się poruszony nowym nabytkiem, czy choćby siłą uderzenia; uderzenia, skąd? Spojrzenie wędrowało od szyi po drzwi, lub coś, co wyglądało jak one. — Wyleciało stąd, na pewno — okrągły otwór, charakterystyczny świst, mały pocisk zdecydowanie pochodził z wewnątrz — Ron, dajże tu te twoje kulki — kiedy przybliżył się do ściany obrysowanej runiczną zagwozdką, zerknął przez ramię na Lanthiera. Nadal trzymał się na nogach? Najwidoczniej. Silny chłop. — No, te trufle, czy co to tam jest. Byle nie łajno tego knura — smrodu mieli już dostatecznie dość. Poświata bijąca z prostokątu, który obrysowywał zamknięte przejście — bo za przejście wziął tę skalną ścianę — wydawała się promieniować, by chwilę później znów przygasnąć. Co było za nią? — Quadruplator. rzut na Quadruplator: k100 + 7 (magia iluzji) | st 55 Ostatnio zmieniony przez Seth Priestley dnia Pon Lis 27 2023, 09:56, w całości zmieniany 1 raz |
Wiek : 27
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : maywater
Zawód : handlarz, samozwańczy wróżbita, mąciwoda
Stwórca
The member 'Seth Priestley' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 93 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Ronan Lanthier
NATURY : 21
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 187
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 10
TALENTY : 10
Jaka jest skała, każdy widzi — niewzruszona w swojej kamienności, poważna w głazowatości, niepozorna w sposobie, w jaki strzeże przejścia głębiej. Tego, że droga wiedzie naprzód, mogą być pewni; wiara w Lilith jest wiarą w Zuge, wiara w Zuge jest tu i teraz — tkwieniem w grocie z nieruchomym niby głaz (zmyślnie) przeciwnikiem. Nietypowa ściółka usłana z resztek owoców i łupin orzechów dopełniała smrodu zepsutego mięsa; odór przeżera zatęchłe powietrze i wyrywa w nim dziury wielkości rozwarej paszczy. Albo kłów dzika. Albo— Śladów na ziemi; charakterystyczny łuk, ćwierćkoło przypominające pracę pługu. Jego synowie zostawiali podobnie tropy na plaży; przesuwane po okręgu grabki na początku zabawy, której celu Ronan nie poznał — poza tym, że trzeba kręcić się w kółko i wrzeszczeć do ogłuchnięcia połowy plażowiczów — zostawiały podobny szlak. Dorzucenie do równania dwóch poziomych pęknięć na skale, nieskazitelnie prostych i odrysowanych od linijki, dopełniło podejrzeń. Czar rozświetla zimny kamień jasną łuną i tyle wystarczy — słaby blask opowiada historię w języku, którego żadne z nich nie rozumie, ale niektóre prawdy są esperanto; uniwersalne. Przejście istnieje; jest przed nimi. — Ślady na skale wyglądają jak obrys wielkich drzwi, a na ziemi jakby ktoś je otwier— Świst i krótka, precyzyjna myśl: o cię chu— —j, dokrztusiłby i wykrztusił, gdyby dokrztuszanie i krztuszenie wchodziło w grę, kiedy niezidentyfikowany obiekt latający — jaskiniowe UFO — z impetem uderza w odsłoniętą grdykę. Wyduszonemu z gardła powietrzu bliżej do warknięcia niż westchnienia; bezdech trwa kilka sekund, w trakcie których przez łeb przemyka wyłącznie jeden obraz. Stąd pewność, że to nie śmierć; zamiast całego życia, obserwuje zapętlony lot czegoś, co przypominało orzech i nie miało litości dla opieszałości. Łup(inka) w krtań zamienia odkaszlnięcie w splunięcie; nieelegancka strużka śliny opada na gnijące szczątki warzywniaka pod ich butami, a w nozdrza wraca oddech. Razem z nim, powraca smród i słowa. — Myślałem o nowym tatuażu — mimowolnie uniesiona do krtani dłoń ostrożnie odtwarza kształt pozostawiony przez uderzenie; to nie może być nic dobrego. Dobre rzeczy nie przytrafiają się w grotach na tajnych misjach — dobre rzeczy nie powstają od ataku znienacka i kilku sekund niepewności, czy kiedykolwiek zaśpiewa ABBĘ. W dotyku ślad przypomina dawno zabliźnione znamię; lekko wypukły, niesprawiający bólu, w kształcie litery R. M jak miłość, R jak Ronan. Albo rozróba. (Albo rzeżączka; tego Jackie nie wyjaśni). — To nic, Conall mocniej gryzie— ślady po zębach czterolatka na prawym ramieniu mówią same za siebie; wskazane przez Setha miejsce przemawia jeszcze głośniej. Jeśli coś stamtąd wyleciało, mogło równie dobrze— — Wpaść — łupiny orzechów chrzęszczą pod butami — kolejny czar Priestleya zbiega się w czasie z sięgnięciem dłonią do kieszeni kurtki i wyłowieniem z niej trufli; miała średnicę podobną do otworu i werwę tego, co przed momentem uderzyło go w krtań. Nie zastanawiając się — namysł to domena filozofów; Ronan nie zna żadnego — unosi ramię i wsuwa truflę do otworu w skale, lekko dopychając ją palcami; powinna przejść bez trudu i zrobić— Co dokładnie, nie do końca ma pewność. Z czytanych bliźniakom bajek na dobranoc wie, że przejścia miewają brzydki nawyk domagania się cła i jeszcze brzydsze trolle na straży; rola tego drugiego chyba przypada jemu. akcja #1: Ronan zbliża się do ściany i wsuwa do wskazanego przez Setha otworu jedną z zebranych wcześniej trufli |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : opiekun rezerwatu bestii, treser
Ronanie, wrzucenie trufli, którą wcześniej znalazłeś, do otworu w ścianie mogło wydawać się pomysłem nie o tyle brawurowym co zwyczajnie desperackim. Wcale nie potrzebowałeś wkładać to dużo siły, żeby trufla przeszła przez dziurkę, dopchnięcie palcami popchnęło ją w przód i... zniknęła. Właściwie, w trakcie, gdy to robiłeś, mogłeś poczuć, jakby wcale nie było tam oporu, jakby otwór był szerszy albo głębszy, niż na pierwszy rzut oka się zdawało. Twoja jutrzejsza jajecznica (o ile dane ci będzie ją zjeść) miała być bez tego dodatku. Seth, gdy rzucałeś swój czar, od początku mogłeś poczuć, że ten był wyjątkowo silny. Chociaż nie byłeś wyjątkowo doświadczony w zakresie magii iluzji, tak okazało się, że dotychczasowa nauka przynosiła zawrotne i imponujące rezultaty. Zaklęcie przeniknęło do świata materialnego, nie było tylko projekcją. Wszyscy dostrzegliście jak po rzuceniu czaru przez Setha, ściana przed wami staje się coraz bardziej przeźroczysta. Nie przypominała szyby, dalej widoczna była jej faktura, ale wyglądało to tak, jakby ktoś zabrał z niej wszystkie kolory. Chociaż zaklęcie było imponujące, znacznie ciekawsze wydawało się to, co znajdywało się za ścianą. Na pierwszym planie nowego obrazka znaleźliście krzewy. Te porośnięte były czerwonymi, soczystymi malinami. Obok krzew agrestu, dalej wysokie grządki truskawek, poziomek i wszelkiego innego dobrobytu. Za krzewami ciągnęły się drzewa owocowe. Jabłoń. Każdy z jej owoców był soczysty, duży i rumiany. Gruszki — wyglądały na bardzo dojrzałe. Gałęzie innego drzewa aż uginały się pod ciężarem orzechów wszelkiej maści. Żywe kolory, jak gdybyście oglądali właśnie wyjątkowo realistyczny obraz przedstawiający naturę, aż raziły w oczy w porównaniu do ciemnej i cuchnącej kamiennej komnaty, w której właśnie się znajdywaliście. Gdzieś pomiędzy krzewami przeskoczyła wiewiórka, wystarczyło wytężyć wzrok, by dalej zobaczyć spokojnie mielącego pokarm łosia, tuż za drewnianą zagrodą. Gdzieś nad wami przeleciał ptak. Wszystkie te zwierzęta łączyła jedna rzecz — na wysokości krtani miały wypalony symbol przypominający kanciaste R, podobnie jak Ronan. Z obecnej perspektywy dostrzegaliście też sufit — ten też był kamienny, a jednak w pomieszczeniu było jasno, jak gdyby oświetlało je majowe słońce. Spojrzeniem nie mogliście odszukać, gdzie się kończy ani jak daleko na boki biegnie. Prawdopodobnie było po prostu poza zasięgiem waszego wzroku. Istna sielanka była tuż za ścianą. Ronanie, jeśli spojrzałeś w dół tuż za tę prowizoryczną szybę, dostrzegłeś na ziemi wrzuconą tam wcześniej truflę. Teraz na jej powierzchni wyryta była ta sama kanciasta litera R, która zdobiła twoje gardło. Zupełnie jakby ktoś oznaczył ją jak na dyskotece — pieczątką uprawniającą do wstępu. Jest to post uzupełniający na prośbę Ronana i Setha. Macie po 1 akcji. Lyra - 2. Tura toczy się normalnie, czas odpisu: poniedziałek (27.11) do 23:59. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Ronan Lanthier
NATURY : 21
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 187
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 10
TALENTY : 10
Zachłanny otwór i żadnego oporu po drodze — gdyby tylko zawsze działało to— Lanthier, patrz; myśli skupione na kamieniu nie muszą powtarzać po raz drugi. Czar Priestleya dokonuje cudu po raz drugi; zaklęcie wsiąka w litą skałę rozświetloną szalem run — niedostępny głaz ujawnia sekret tego, co ukryte po drugiej stronie. Małej wiary ten, kto spodziewał się ciemnego tunelu w dal; sekret przejścia to rozpasana wiosna — róg obfitości skapujący złotem, dojrzałymi owocami i nieskalanym ludzką obecnością pejzażem. Krzewy uginają się od dobrobytu, fałszywe słońce uśmiecha się z sufitu, zwierzęta noszą ten sam symbol, który Ronan— — Otwór pieczętuje — nietknięta trufla po drugiej stronie przejścia zyskała własny tatuaż; runa na niej przypomina maleńką wersję tej zabliźnionej na krtani Lanthiera. Dłoń mimowolnie podrywa się do gardła; ślad dalej tkwi tam, gdzie zostawił go orzech — dokładnie tam, gdzie noszą go nieświadome niczego ptaki i ssaki po drugiej stronie. — Trufla ma ten sam znak, co zwierzęta. Co ja — człowiek też zwierzę, na dodatek najgorszego sortu. — To może być glejt pozwolenia na przejście — to może być ostrzeżenie albo omen; naznaczenie albo pozwolenie. To może być wszystko, ale w oceanie wszystkiego wydaje się tylko jednym — wskazówką. Runy oświetlające wysoki prostokąt czegoś, co musi być drzwiami, domagają się czujności; milczenie Lanthiera zapewnia im kilka sekund niepodzielnej uwagi. Runy na skale. Runa na skórze. R na zwierzętach; R na— Dłoń sięgająca pod kurtkę porusza się na oślep; pokrowiec łatwo wyswobadza athame z miejsca przy pasku, magiczny sztylet połyskuje blado w widmowym świetle archaicznego alfabetu i zanim ktokolwiek — z Ronanem na czele — zwątpi w poczytalność, magiczne ostrze dotyka wewnętrznej stroni lewej dłoni. Rana nie jest głęboka; musi tylko przeciąć skórę i zapewnić mu dość krwi, żeby— — Runa może być inkantacją — na pewno jest wskazówką; to, czy rozczytują ją dobrze, osądzi tylko czas i Lilith. Lanthier wsuwa do kieszeni latarkę, wyswobadzając prawą dłoń — opuszki palców bez wahania zanurzają się w płytkiej kałuży krwi zebranej w lewej dłoni. Kreślenie R — symbolu z jego szyi; symbolu, który odwzorowuje ze zwierząt — rozpoczyna w linii prostej poniżej otworu w kamieniu. Runa nie jest duża, bo i atramentu nie ma wiele; pokrywa skałę na wysokości krtani Lanthiera, imitując symbol tak dokładnie, jak to możliwe. — Otwórzcie się — po nordycku zna tylko jedno słowo — śledź, rzeczownik, nie czynność; dlatego sięga po język, którym nieświadomie przemawiają wszyscy czarownicy i którego świadomie używa sam, wydając polecenia magicznym bestiom. — Porta aperiatur. Łacina nie zawsze jest odpowiedzią; za to krew często bywa zapłatą. akcja #2: Ronan kreśli na skalę runę R — mniej więcej na wysokości własnej krtani |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : opiekun rezerwatu bestii, treser
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
— Co do— Świst powietrza, groźny orzeszek i jeszcze groźniejsza blizna na krtani Lanthiera. Słyszała, że bydło się znakuje, ale żartowała, z tym że Ronan jest ich bykiem. Skrzywienie na jej twarzy wynikało przede wszystkim ze smrodu gnicia, który przypominał jej, jak ostatnio wszystko, na co spojrzała było— Martwe. — Ładne — skłamała. Jeśli miałaby użyć jakiegoś przymiotnika na temat nowego tatuażu kolegi, zaczęłaby od niepokojące. Nie było jednak czasu na szczerość odnośnie nowych zdobień skórnych. Gnijące owoce domagały się znacznie większej uwagi, a czysty fragment podłoża ewidentnie sugerował, że były one stamtąd systematycznie odsuwane. Jak rozrzucone na podłogę ubrania, gdy trzeba otworzyć drzwi. Zrobiła dwa kroki w stronę drzwi, przy okazji rozgniatając butem jedną z łupinek orzecha. Zmrużyła oczy, przyglądając się wyrytym na skale symbolom — o mitologii nordyckiej wiedziała tyle, że lubi piosenki ABBY. Wątpiła jednak, aby zaśpiewanie by dano jej, dano jej, dano jej mężczyznę po północy, było rozwiązaniem zagadki. Próbowała dostrzec, czy prezentujące się na skale symbole układają się w jakiś wzór. Czy którejś runy było więcej, niż innej? Czy ich układ był przypadkowy, a może można było zauważyć w nim jakąś zależność? Nie rozumieli ich znaczeń, ale być może wcale nie musieli — dzieci w przedszkolu, jeszcze zanim potrafią czytać, są w stanie zauważyć, gdy kolorowe klocki układają się w zależności. Krok w przód; przyjrzenie się. Dwa w tył; przyglądanie się większemu obrazkowi. Wraz z zaklęciem Setha, ściana staje się przezroczysta, a za nią dostrzegają jebane Opowieści z Narnii. (Jeśli ktoś zapyta, to zaprzeczy, że czytała.) Długo nie potrzebowali, aby dostrzec, że istoty żywe zza ściany miały ten sam symbol, który pojawił się na krtani Lanthiera. On sam również na to wpadł, zaczynając mówić coś o znakowanych truflach, inkantacjach oraz po łacinie. — Chwalipięta. Może powinnaś sama się wziąć za łacinę, a nie— Zamknij się. Dyskusja w głowie z intonacją kamienia zaliczona, można przejść do naturalnego przebłysku geniuszu. Patrzy na leżącego na ziemi trufla i myśli, że skoro coś weszło, to zazwyczaj może też wyjść. Przechodząc, zostało przypieczętowane, ciekawe co odwrócony poród zrobi z truflem. — Dormi — skupiła się na leżącym po drugiej stronie grzybie, zaklęciem chcąc ponieść go do góry i przecisnąć przez otwór z powrotem na ich stronę. #1 rzut: na percepcję — próba dostrzeżenia zależności w runach wymalowanych na ścianie; modyfikator +5; talent 6; #2 rzut: Dormi, magia odpychania; próg 35 |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Stwórca
The member 'Lyra Vandenberg' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 66 -------------------------------- #2 'k100' : 55 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty