First topic message reminder : Wybrzeże muszelek Jest największą atrakcją szczególnie po sztormach. Najbardziej lubiane przez dzieci i kolekcjonerów, to właśnie w tym miejscu można znaleźć najciekawsze muszle, a czasem nawet i największe. Z tego względu nie jest dobrym miejscem na wypoczynek czy beztroski spacer boso po piasku, przez nieuwagę można sobie pokaleczyć stopy. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 3
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 25
Wiem. Mimowolny uśmiech odbił się na ustach dziewczyny, słysząc reakcję na komplement. Wiem. Swego czasu ona też tak odpowiadała, bardziej udając skrajną pewność siebie niż takową faktycznie żyjąc. W cieniu jej istnienia wciąż pozostawał strach, który wlepiał w nią swoje wielkie oczyska, ale bywały momenty, w których udawała, że go nie widzi. Albo jeszcze piękniejsze – gdy naprawdę go nie widziała. Wtedy wiem było naturalną reakcją na każdą pochwałę i każdy komplement przyjmowany był bez wykręcania, jakby na niego nie zasłużyła. Kiedy to było? Chciałaby tak raz jeszcze potrafić. Uśmiech zaczął przygasać w chwili, kiedy nieznajomy jej mężczyzna przypuścił, iż ona też śpiewa. Zawodowo. Tylko pewnie nie tutaj. Ile razy to już słyszała? Możesz osiągnąć wszystko. Być może by mogła. Ale nie w tym życiu. Nie z tą głową, nie z tym stresem, nie ze strachem za plecami i nie z bólem, który obezwładniał mięśnie, z którym musiała walczyć i który nieraz zaciskał krtań. Mężczyzna przyklękał tuż przed nią, a ona złapała się na tym, że przecież powinna wstać. Nieładnie tak siedzieć, kiedy ktoś do Ciebie mówi. Teraz już było trochę za późno, ale poprawiła się na piasku, siadając na piętach. — Nie. Nie, ja… ja nie śpiewam – nerwowy uśmiech, ucieczka spojrzeniem. Gdy chciała, potrafiła kłamać, ale teraz wcale nie chciała. I wcale nie kłamała. – Śpiewanie raczej nie jest dla mnie. Mantra, którą wbiła sobie do głowy. Wytłumaczenie, które jako jedyne trzymało ją w ryzach ponurej rzeczywistości i nie pozwalało przekroczyć progu teatru w formie innej, jak tylko jako widz. Nie nadawała się do tego – bo śpiewak na scenie ma śpiewać, nie zginać się w spazmach bólu, które nie są odzwierciedleniem postaci. Spojrzała na buty, które mężczyzna przyniósł ze sobą. Miał je w dłoni, teraz stawiał je na piasku. Wyglądały na drogie. Czy ze śpiewania można naprawdę tak dobrze wyżyć? Być może – ale o tym się już nie przekona. Ona skazana była jedynie na pensję i renomę zwyczajnej kelnerki. Nie było wcale źle. Valerio był całkiem miły. O ile się akurat nie denerwował. Na nią denerwował się rzadko. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Obserwował, jak jej uśmiech znika, jak gdyby porwał go wiatr. Szkoda, ładnie się uśmiechała, a to zmieszanie ewidentnie stawało jej kością w gardle. Swoim zwyczajem przechylił lekko głowę w bok, jak pies próbujący rozpracować znaczenie słów wypowiedzianych tonem, który już kiedyś słyszał. - Co to znaczy, że śpiewanie „nie jest dla ciebie”? - Zapytał, błyskawicznie skracając pomiędzy nimi dystans słowny. Dziewczyna była młodziutka, nie było sensu ubierać się w przesadne konwenanse, zwłaszcza gdy klęczeli już przed sobą na wilgotnym piasku. - Śpiewanie jest dla każdego, kto potrafi wydusić z siebie jakikolwiek stały dźwięk. Ale takie śpiewanie… do niego potrzeba również potężnej szczypty talentu i mnóstwa ciężkiej pracy. - Zauważył, powoli opadając do tyłu i ostatecznie siadając na swoich nagich piętach. Biedny, całe spodnie sobie zniszczy tym poświęceniem dla talentu niedocenionego przez samą właścicielkę. W tej chwili wydawał się tym zupełnie nie przejmować. Zaabsorbowała go nawet bardziej, niż absorbował sam siebie. - Śpiewałaś już kiedyś. - Stwierdził, nie wysilając się na formułowanie czegokolwiek jako pytania. Łudził się, że będzie mógł rozpoznać ewentualne zmieszanie pojawiające się na jej twarzy. Czy słusznie? To się okaże. - Dlaczego uważasz, że to nie jest dla ciebie? Zrobił jej przestrzeń na wypowiedzenie się nawet, mimo że swoje zdanie już wygłosił i zmieniać go nie zamierzał. Jedna opinia nie zmieni cudzego postrzegania świata. Szkoda, Overtonów powinni uczyć potężnej manipulacji jeszcze przed nauką chodzenia. - Moim zdaniem, jak najbardziej jest. Szkoda byłoby, gdyby taki głos się marnował w... gdzie pracujesz? - Wścibstwo Maurycego czasami nie znało granic. Zapewne powinna oburzyć się tą bezczelną poufałością, która przecież przychodziła mu naturalnie, ale miał nadzieję tego uniknąć. Jakoś tak łatwiej było zapomnieć o wszelkim przekraczaniu granic, gdy syrena uśmiechała się tak ładnie i obdarzała cię swoją niepodzielną uwagą. Możliwe, że wszystko to potęgował fakt, iż Maurice dotknął też boku szyi dziewczęcia, muskając nieco suchymi od oceanicznej soli palcami tę jedną niepozorną krtań. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 3
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 25
To nie jest dla niej łatwy temat, a jednak coś w jego postawie (wyglądzie?) powoduje, że uśmiecha się znowu. Kojarzy jej się teraz ze szczeniaczkiem, który próbuje pojąć, co też ten człowiek mu kładzie w tym momencie do głowy. Albo po prostu udaje, że chce pojąć. Za moment wywali znów języczek, będzie uroczy i wszystko zostanie mu wybaczone. Zadziwiające porównanie nieznajomego mężczyzny (choć niewiele starszego) do szczeniaka. Niesamowite, Alisha, naprawdę. Wiedziała, że mówił dość mądrze. Sama uważała podobnie – każdy mógł śpiewać, bez względu na talent. Nie każdy mógł tego słuchać, ale faktem było, iż śpiewać każdy mógł. Zawodzić, fałszować i wyć też. Jej to nigdy nawet nie przeszkadzało. Nawet ją denerwowało, jak wszyscy nagle myśleli, że muszą wstydzić się przy niej śpiewać, bo ona ma szczyptę talentu więcej. I co z tego? Powygłupiać się przy piosenkach każdy lubił. Ona też. A to, że ciężej przychodziło jej fałszowanie… Kwestia wyćwiczenia i dobrej intonacji. Głośne, ciężkie westchnięcie opuszcza jej usta. Wzrok spoczywa na splątanych ze sobą dłoniach ułożonych grzecznie na kolanach. Piasek wciąż oprósza jej włosy i nigdzie się nie wybiera, nawet nie poddając się podmuchom wiatru i morskiej bryzie. Sama nie wie, dlaczego tak wdała się w rozmowę z nieznajomym. Nie była przecież normalnie aż tak ufna. Dlaczego uważasz, że to nie jest dla Ciebie? Bo prawie przez to umarłam. Tak by powiedziała mama. Alisha by powiedziała, że wolałaby umrzeć, niż żyć życiem, jakie wiedzie teraz. Ale byłaby wtedy tragicznie niewdzięczna. — Jakby… - jakby to ująć. Jak ująć prawie zginęłam na scenie w ludzkie i bardziej przystępne słowa. – Nie mam wystarczającej odporności na stres. Wymówka stara jak świat, każdy ze śpiewaków mógł coś takiego powiedzieć, a jednak i w tym było ziarno prawdy. Nie miała tej odporności – stres powodował ból, czasami wręcz nie do zniesienia. A nie mogła przecież w nieskończoność brak leków na uspokojenie. Ani wisieć na słuchawce z Marcello, kiedy ten miał własne życie i własne problemy. Ciekawe, czy znalazł już nową dziewczynę. Podnosi wzrok na nieznajomego i ma już na końcu języka w Palazzo, kiedy coś w głowie ją stopuje. Teoretycznie w pracy była bezpieczna. Tak się czuła przynajmniej. Ale z pracy miała niedaleko do domu. Tam już tak bezpieczna być nie mogła. A przynajmniej nie mogła być tego pewna. — W restauracji. Jestem kelnerką. I tyle. Więcej z jej gardła się nie wydobyło, bo nie potrafiła odgonić otępienia z własnej głowy, gdy suche palce mężczyzny dotknęły jej szyi. W dziwnie pieszczotliwy sposób, jakby byli bliższymi znajomymi, nie osobami, które nawet nie znają swoich imion. Wpatrywała się w niego ze zdumieniem, w oczach pobłyskiwał niepokój tą poufałością, mięśnie spięły się momentalnie, ale nie cofnęła się. Coś jej nie pozwalało i nie umiała tego wytłumaczyć. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Odpowiedź dziewczęcia była bezpieczna i absolutnie banalna. Każdy mógł to powiedzieć i gdyby to była jedyna rzecz, która powstrzymywała przed robieniem kroków naprzód, żaden Overtone nigdy nie osiągnąłby sukcesu. Nad nimi dodatkowo widniały koszmarne oczekiwania, których zawiedzenie odbijało się nie tylko szerokim echem w przestrzeni publicznej, lecz przede wszystkim wpływało na zawodzącego, odtąd będącego pod baczeniem starszych i bardziej doświadczonych. Nie mogli sobie pozwolić na zbyt wiele wtop, a przynajmniej nie takich, które miało oglądać całe Saint Fall. - Chciałabyś nad tym popracować? Mogę cię postresować. - Zaproponował, ubierając twarz w jeden z najbardziej ogłupiających uśmiechów, jakie skrywał w swoim ogromnym asortymencie. Znamienny był fakt, że akurat z tego konkretnego korzystał zazwyczaj wtedy, gdy wybierał się na odrobinę grzeczniutkich flirtów… - Oj, biedactwo - westchnął Maurice nad losem pięknej dziewczyny, uwięzionej niegodnie w ramach pospolitości. - Zdecydowanie musisz to zmienić. Tu i teraz, zaraz. Zawyrokował i tym razem jego uśmiech stał się nieco przewrotny. Pomimo początkowych założeń, miał wrażenie, że ptaszek zaczyna wyślizgiwać mu się z rąk. Zaskoczenie widoczne na jej twarzy mogło być zapowiedzią nieuniknionego. Należało działać. - Przyjdź na przesłuchanie do Teatru Overtonów. - Zdradzieckim, śpiewnym tonem, na który zdobyć się mogły wyłącznie syreny, spróbował zasiać w jej głowie sugestię. - Zaśpiewaj im tak, aby chwycić za serce. Pokaż im, co potrafisz. Palce Maurycego powoli ześlizgiwały się z szyi dziewczyny, a kiedy kontakt cielesny całkowicie ustąpił, urwała się też hipnotyczna szanta. Zamrugał kilkukrotnie. Od wwiercania w nią spojrzenia aż poczuł piasek pod powiekami. Może nawet prawdziwy. Overtone ułożył dłonie na udach, ale przedtem zerknął na zegarek oplatający mu nadgarstek. Jego czas wolny ostatnio niedomagał, między innymi przez serię przesłuchań, które miały wyłonić drugi najważniejszy głos na deskach rodzinnego teatru. Jak dotąd Maurice po prostu umierał tam z nudów. Nikt, kto się stawił, nie spełniał nawet połowy jego oczekiwań i w pewnym momencie przestano nawet angażować go w drugie próby. Na pewno nie dlatego, że ostatnim razem prawie zepchnął jakieś niewinne niczemu beztalencie ze sceny… a przynajmniej wyglądał tak, jakby za moment miał to zrobić. - Proszę, pomyśl nad tym. - Odezwał się jeszcze, nim powoli zaczął dźwigać się na nogi. Lament na poziomie III: udany |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 3
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 25
Niekontrolowanie z warg dziewczyny wyrwał się krótki śmiech. Z jakiegoś powodu mogę cię postresować brzmiało komicznie i zabawnie, a przy tym okrutnie przeuroczo. Czy to dlatego, że i nadawca tego komunikatu był przeuroczy i wyglądał jak siedem cudów świata? Być może. Z jednej strony wiedziała, że powinna uważać, ale z drugiej… wystarczyło na niego po prostu popatrzeć. Popatrzyła o wiele za długo i za moment za to zapłaciła, spojrzeniem uciekając. Uciekła tylko dlatego, że nie chciała się odkryć, jak bardzo nie chciała swojego życia i jak bardzo pragnęła zmiany. Nigdy nie chciała podejmować się pracy w Palazzo i nigdy nie chciała podawać pizzy roszczeniowym gościom. Wcale nie trafiła tak źle. Nawet lubiła tam przebywać. Ale w dalszej perspektywie… właściwie ta praca nie miała dalszej perspektywy. Po prostu. Miałaby całe życie być kelnerką? Wcale nie chciała. Jedyne, co ją zaskoczyło, to fakt, że z jakiegoś powodu temu mężczyźnie zależało, aby przyszła do teatru i zaśpiewała. Nie wiedziała, że jest jakieś przesłuchanie, a teraz… Tak bardzo by chciała. Miała przecież i piękną barwę, i wspaniałą wrażliwość, która potrafiła skłaniać widza do łez, miotać jego emocjami. Największym problemem były tylko jej emocje. Te, których nie potrafiła opanować. Chciałaby. Naprawdę by chciała. Ale się bała. Ale by chciała. Przyszłaby. Gdyby tylko wiedziała… — Kiedy? Podnosi wzrok i patrzy, jak mężczyzna ją opuszcza. Wcale nie chciała, żeby szedł. Co, jeśli się więcej nie zobaczą? Nawet nie wiedziała, jak się nazywa i kim jest. Mogła tylko przypuścić, że pracował w teatrze Overtone’ów, skoro to właśnie tutaj ją zapraszał. — Co, jeśli nie dam rady? – już prawie szeptała, ponownie uciekając wzrokiem w dół. – Jedynie się skompromituję… Ale chciałaby spróbować. Kto wie, kiedy byłaby jeszcze jedna szansa? — Nie wiem nawet, na kogo powinnam się powołać. Jak się pan nazywa? To ważne. Chociaż imię, żeby wiedziała, kogo szukać. A może to wszystko było tylko pięknym snem. Marzeniem naiwnej dziewczyny. Tak to właśnie wyglądało. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Jego oczy zalśniły, kiedy tylko z ust dziewczęcia wydarło się wreszcie pytanie, które pragnął usłyszeć. A może to po prostu śmieszna gra światła? Znad pleców Alishy wciąż obmywały ich promienie zachodzącego słońca. Iskierki igrały na twarzy syreny prawie tak samo zgrabnie, jak zadowolony z siebie uśmiech wykrzywiający mu wargi. - 22 marca - poinformował, odnotowując jednocześnie w pamięci, że nie pytała, jak dotrzeć do teatru. Była już kiedyś u nich? Jednocześnie miał nadzieję, że pojawi się na przesłuchaniu, jak i czuł się nieco oburzony, że go nie skojarzyła. Wybujałe ego syrenki zawsze oczekiwało na dodatkowe nadmuchanie, nawet gdy nie było to społecznie wskazane. - Dasz radę. Będę trzymał za ciebie kciuki na widowni. - Obiecał i była to jedna z nielicznych obietnic, jaką zamierzał dotrzymać z autentycznym, pełnym zaangażowaniem. Zwłaszcza że kosztowała go niewiele. I tak będzie musiał tam siedzieć. Jeżeli istniała jakakolwiek szansa na to, że przy okazji czeka go odrobina prawdziwej rozrywki i przyjemności ze słuchania drugiej osoby, to był gotów na to wielkie poświęcenie. Wstał i spróbował nieco otrzepać spodnie z klejącego piasku. Równie dobrze mógłby po prostu wytarzać się na plaży, bo zamiast pozbyć się intruza, niechcący tylko go roztarł. Lucienne mu kiedyś głowę urwie. Szef ewidentnie żył, by testować jej umiejętności wywabiania plam bez zniszczenia jego garderoby. Poddał się i uniósł błękitne spojrzenie na dziewczynę. Jego psotna natura dała o sobie znać, bo chociaż mógł przedstawić jej się pełnym nazwiskiem, o wiele zabawniej będzie, gdy pozna je sama. W swoim czasie. - Nie musisz na nikogo się powoływać. Przesłuchania są otwarte. - Wskazał, ale nie zamierzał robić ucieczki przed jej koniecznością dopasowania imienia do twarzy. - Nazywam się Maurice. Po tych słowach dygnął karykaturalnie, aby ją rozbawić i odpędzić jej chmurzące się myśli. - Do zobaczenia - pożegnał ją tymi słowami, nie próbując od niej wyciągnąć jej miana. Pozna je, jeżeli przyjdzie do teatru. W przeciwnym wypadku najpewniej nie była warta tego, aby o niej pamiętał. Zabrał buty i ze szczerym uśmiechem oddalił się w swoją stronę. Tylko ruchy miał jakby nieco szybsze. Czas najwyższy, żeby przypomniał sobie o tym wspaniałym przymiocie, jakim była punktualność. | ztx2 |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy