First topic message reminder : Pokój dzienny Ciche i niezbyt duże pomieszczenie służące dziennemu wypoczynkowi, utrzymane w ciepłej kolorystyce z dominującą zielenią. W bliskim sąsiedztwie kanapy znajduje się kominek, zwykle zabezpieczony osłoną, by po rozpaleniu nie stanowił zagrożenia. Oświetlenie jest bardzo delikatne, przytłumione, uzupełniane w razie potrzeby przez rozpalenie świec w kandelabrach. Pokój zaś, prócz rodzinnych pamiątek, pełny jest cieniolubnych roślin doniczkowych, utrzymywanych przez służbę w niezmiennie dobrym stanie. W pokoju znajduje się także telewizor i szuflada pełna zapasowych kocy. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Leander van Haarst
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 168
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 9
Zapach kawy był najlepszym powitaniem, co do tego nie miał wątpliwości. Mimowolnie westchnął, kiedy postawiona na stoliku taca ujawniła przed nim napój bogów i natychmiast wyciągnął dłoń, aby objąć nią naczynie z gorzkim, czarnym naparem. Ciastka były na cenzurowanym. Przynajmniej w tym konkretnym momencie. Dopiero gdy usta sięgnęły ku gorącemu napitkowi, spojrzenie ciemnych oczu odnalazło drogę do oblicza Anniki. Uniósł lekko brwi. - Dziękuję, nie trzeba. Całkiem nieźle radzę sobie z ładowaniem ich do rozgrzanego wodorotlenku potasu. - Stateczna mimika twarzy lekarza byłaby całkiem niepokojąca podczas tego typu wymiany zdań, gdyby tylko Leander nie był tak samo obojętny przy każdej innej rozmowie. Zmierzył panią Faust dłuższym spojrzeniem. - Nie cieszysz się? - Postanowił się upewnić, bo on sam cholernie się cieszył. Nawet nie z samego faktu zdjęcia z niej brzemienia, a raczej z „wygranej” z przeciwnościami losu. Rytuał był trudny i mnóstwo rzeczy mogło pójść nie tak, nawet pomimo solidnych przygotowań, a jednak sprostali wyzwaniu. Niewiele rzeczy bardziej cieszyło van Haarsta od dobrze wykonanej pracy. Wychylił się lekko do przodu, zaszczycając kota pojedynczym, niezainteresowanym spojrzeniem. Nic nie powiedział na wzmiankę o możliwości usunięcia futrzaka. Jeżeli będzie przeszkadzał, rzeczywiście może się to okazać konieczne, ale póki co ani Leander, ani pers nie zamierzali sobie wchodzić w drogę. I tak też było najbezpieczniej. Nie wyglądał na zaskoczonego widokiem pentakla, ani tym bardziej wspomnieniem, że udało jej się coś wyczarować, a mimo to wyciągnął rękę w jej kierunku, aby bezceremonialnie chwycić jej dłoń. Obrócił ją w palcach i poddał inspekcji. - Czernieją? - Zapytał pro forma, bo odpowiedź już znał. - Spójrz tutaj. Komenda brzmiałaby jak rozkaz, gdyby nie powodowała nią chęć zwrócenia jej uwagi na ewidentne sygnały ostrzegawcze. Unosząc jej palec wskazujący do góry, ujawnił w świetle dnia kilka drobnych, czarnych punkcików schowanych, a to pod paznokciem, a to zaraz przy zgięciu paliczka. Podejrzewał, że ich obecność była związana z noszeniem pentakla, ale co do tego musiał się jeszcze upewnić. - Pojawiły się duszności? - Zapytał, gdy oddawał jej władze nad własną ręką. Przyglądał jej się uważnie, aby w razie potrzeby zauważyć jej wahanie. |
Wiek : 40
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Neurochirurg, odtruwacz, lekarz podziemny
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Mruczące ciepło Lorenzo jest jedynym ciepłem, które zabrała ze sobą z kamienicy Faustów — i teraz jest tu z nią, dodaje otuchy na ostatniej prostej w drodze powrotnej do swobodnego praktykowania magii. Jak to się stało, że od bycia całkiem przykładną — i dość nieszczęśliwą — żoną, stała się ukrywającym w rodzinnej rezydencji i płaczącym na zawołanie demonem czarnego humoru, dowcipkującym o pozbywaniu się zwłok z dopiero co poznanym lekarzem? Świat naprawdę się kończy. — Szanuję zaradność — żart podciągnął do góry przynajmniej jeden kącik bladych ust. Być może przywykła już do myśli, że pewne grupy zawodowe — a nawet całe rodziny — żartują inaczej, niż cała reszta społeczeństwa — dotyczyło to również van der Deckenów. Za wiele też liznęła szorstkiego humoru, by teraz zrażać się oszczędną mimiką mężczyzny — w dodatku takiego, na którego opinii o niej, nieszczególnie jej zależy. — Cieszę — spojrzenie zatrzymało się na jego twarzy, nieskrępowane niewielką odległością. Za dużo ostatnio przeszła, by się kłopotać czymś tak błahym — jakby coś przefiltrowało jej emocje, zostawiając wyłącznie te najpotrzebniejsze — tylko nie mam siły podskakiwać z radości, musisz mi wybaczyć. Poruszyła się niespokojnie, gdy pojedyncza emocja jednak się wykradła, zaburzając gładkość skóry pomiędzy brwiami, kilkoma pionowymi zmarszczkami. Naturalna reakcja na szybkie i tak uzurpatorskie chwycenie kogoś za rękę. Nie zdążyła odpowiedzieć na pytanie, a oboje już przyglądali się uważnie jej palcom. — Tak, ale ustąpiły znacznie szybciej, niż wcześniej — i były bez porównania mniej bolesne — tego dodawać już nie musiała. Wyszarpnęła dłoń z uścisku, darując sobie jakiekolwiek słowo komentarza. — Nie będziemy tego powtarzać drugi raz? — W jej głosie zabrzmiało błaganie. Kolejne wejście w środek pentagramu przypłaci koniecznością zaczerpnięcia kilku głębokich wdechów, |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Leander van Haarst
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 168
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 9
Nie dziwił się brakowi sił. Sam zapewne wyglądał bardzo podobnie do Anniki… a na pewno właśnie tak się czuł. Zmarnowany worek kartofli przerzucany z wozu na wóz miał jednakże dostatecznie dużo ciekawości zawodowej, aby nie odpuszczać tej ostatniej inspekcji. Zmrużył lekko oczy, gdy zareagowała na chwycenie za dłoń nieco gwałtowniej, niżby wypadało. Ciekawe. Pytanie o powtarzanie rytuału było uzasadnione. Przez ułamek sekundy zastanawiał się, czy nie spróbować wpędzić jej w paranoję sugestią, że rytuał będzie musiała powtarzać co tydzień przez najbliższe dwanaście z nich. Odwiodło go od tego wyłącznie własne zmarnowanie i perspektywa tego, że najpewniej on musiałby się wtedy zajmować rozstawianiem świec, albo wyjaśnianiem, że zrobił sobie z niej żarty. Gra nie była warta - właśnie wyżej wspomnianej - świeczki. - Szczerze mówiąc to właśnie tego się spodziewałem. - Przyznał i zachęcił ją gestem, aby przysunęła się nieco na kanapie. - Nie sądzę, że to będzie konieczne, ale pozwól, że sprawdzę. Odstawił w połowie puste naczynie z kawą, zamierzając przystąpić do badania i tym razem ją ostrzegł… co prawda w specyficzny sposób, ale jednak. Uniósł ręce na wysokość jej twarzy i wymownie uniósł brwi. Teraz też będziesz uciekać? - Spróbuj nie mrugać - powiedział i jeżeli mu pozwoliła, odsunął nieco jej powieki, by przyjrzeć się stanowi obu gałek ocznych. Co ciekawe, następne w kolejce były tylne części uszu i węzły chłonne. Osłuchanie płuc tym razem sobie darował, spodziewając się, że nie wniesie do badania niczego rewolucyjnego. Wystarczyła chwilowa obserwacja podskakiwania tętnicy szyjnej, aby „na oko” oszacować względnie właściwy rytm serca. Całe szczęście, że Annika była szczupła i większość drgnięć okazywała się dostrzegalna. A przynajmniej tak mu się wydawało… - Umrzesz - stwierdził wprost, kiedy ręce wróciły na swoje miejsce i odnalazły napój. - Najprawdopodobniej nie wcześniej, niż za dwadzieścia lat. Wyglądasz dobrze. Wszystkie pozostałe objawy powinny wkrótce ustąpić, jeżeli nie będziesz się nadwyrężać. |
Wiek : 40
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Neurochirurg, odtruwacz, lekarz podziemny
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Nie byłoby w reakcji pani Faust nic zaskakującego dla kogoś, kto wie, przez co przeszła w ciągu tego dość krótkiego czasu. Nie byłoby to zadziwiające dla kogoś, kto widział, jak jeden ruch ręką pozbawił ją możliwości zaczerpnięcia oddechu — i to w środku dnia, w miejscu publicznym. To nie było aż tak dawno temu. A Annika miała już dość rzeczywistości zaskakującej ją w najgorszy możliwy sposób. Miała też serdecznie i okrutnie dość bezpardonowego przekraczania jej cielesnych granic — szczególnie w wykonaniu niestabilnych psychicznie, emerytowanych profesorów. Nie ma w tym wszystkim nic ciekawego — chyba, że van Haarst zamierzałby w odpowiedzi orzec, że w odwecie mogła wybrać silniejszy rytuał. — Jeśli nie będę miała wyjścia, pojadę do Nostradamusów — świdrujące go spojrzenie z całym swoim kamuflowanym strachem jednoznacznie świadczyło o tym, że wcale jej się to nie uśmiecha — ale mam nadzieję, że to nie będzie konieczne. Wizyty domowe są bezpieczniejsze, dyskretne i nie sprowadzą na nią obłędu tak szybko, jak choćby jedna wizyta w przytułku. Annika nie zwykła ufać rodzinie kogoś, kto sam wygląda jak pacjent rzeczonego ośrodka. A by nie wyjść na nadętą pizdę, nigdy dotąd w szerszym gronie nie zdradziła się z tą opinią — tę pozostawiła wyłącznie dla najbardziej zaufanych uszu. Na niewerbalne polecenie przytaknęła i przysunęła bliżej. Z pewnym wysiłkiem, ale zmazała resztki dyskomfortu z twarzy. To przecież tylko badanie kliniczne— —któremu bez problemów i bez wymyślania, po prostu się poddała. Wbrew wcześniejszej, gwałtownej reakcji, oddech i tętno ma spokojne i miarowe. To przyspiesza dopiero na kategoryczne i fachowe— Umrzesz. Otworzyła usta, nie znajdując na to jedno, magiczne słowo żadnej dobrej odpowiedzi. Zacisnęła je z powrotem już chwilę później, gdy dotarło do niej, że tę partię słownego ping–ponga oddała praktycznie walkowerem. — Tego nie mogę obiecać — pewnie nadwyręży się jeszcze przed upływem dnia — tylko… Po co właściwie to badanie okulistyczne? — Parsknęła. Gdyby była w lepszym stanie fizycznym, obok tego pytania wścibskie stworzenie zadałoby jeszcze cztery inne. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Leander van Haarst
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 168
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 9
Uniósł kącik ust w maskowanym uśmiechu. Przytułek z całą pewnością przyjmie kogoś takiego z otwartymi ramionami. - Zawsze warto mieć plan B - stwierdził i trudno byłoby się z tym nie zgodzić. A plany B miały już to do siebie, że z jakiegoś powodu nie były planem A… Badanie skończyło się równie szybko jak się zaczęło. Dopiero po chwili namysłu stwierdził, że mógł jeszcze sprawdzić jej dziąsła, ale tak jak ona nieszczególnie miała ochotę na macanie, tak on nie był fanem wkładania komukolwiek palców do ust. Rękawiczki niewiele zmieniały w tej kwestii. Ucieszył się, że udało mu się nieco ją nastraszyć. Otwarte szerzej usta zdradziły ją niemalże od razu, ale Leander ani nie zamierzał się z niej naśmiewać, ani nie ciągnął dalej tego żartu. Zależało jej na własnym losie, a on potrafił to docenić. Gdyby było inaczej, wystarczyłoby, aby pomylił jedno słowo podczas inkantowania. Jeżeli duszności by jej nie zabiły, mógłby przecież umoczyć w tej sprawie własne dłonie. Tylko że po co? O wiele przyjemniej obserwowało się, jak walczy i to głównie z samą sobą. - Tego nikt nie może. Dlatego nie dawałem ci pięćdziesięciu. - Stwierdził z nieco krzywym uśmiechem i cicho prychnął po jej pytaniu, nieco idąc jej śladem. Spróbował stłumić uśmiech poprzez skorzystanie z gościnności i dopicie swojej kawy. - To może wydawać się dziwne, ale na gałkach ocznych bardzo często pojawiają się wskazówki co do stanu zdrowia czarownika. To mogą być pęknięte naczynka, zaczerwienienia, albo takie czarne kropki, jakie masz na paliczkach. Mogą, ale nie muszą. Twój przypadek ewidentnie ogranicza się do dłoni. - Wyjaśnił to najlepiej, jak potrafił. Leander przez całe swoje życie szukał dziury w całym i rozglądał się za rozwiązaniami, jakie innym nawet nie przychodziły na myśl. Możliwe, że dostrzeganie objawów na czyichś gałkach ocznych było zwyczajnym doszukiwaniem się wskazówek tam, gdzie ich nie było, albo jakimś dziwacznym zrządzeniem losu, iż właśnie tam coś wydawało się nie być w porządku. A może po prostu odkrywał właśnie coś, co kiedyś stanie się oczywistym aspektem wartym kontroli? - Proszę, daj mi znać, jeżeli wszystko będzie już dobrze. - Zwrócił się jeszcze do Anniki, obejmując ją bezlitośnie swoim zaciekawionym spojrzeniem. W głębi duszy umierał ze zniecierpliwienia, tak interesowało go tempo jej regeneracji. Każdy człowiek był inny, podobnie jak każda rekonwalescencja. Im więcej przypadków widział, tym lepiej potrafił szacować czas, w jakim ludzie dochodzili do siebie po szczególnych urazach. - Czy jest jeszcze coś, w czym mogę ci pomóc? - Standardowe pytanie, które zazwyczaj kończyło wizytę, musiało wreszcie wybrzmieć. Jeżeli potrzebowała wskazówek co do dalszego pielęgnowania zdrowia, to nie było lepszej okazji, aby o nie poprosić. |
Wiek : 40
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Neurochirurg, odtruwacz, lekarz podziemny
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Dowód na postęp w terapii wciąż trzaska wesoło w kominku, poczynając sobie coraz śmielej z leżącymi w palenisku szczapkami, podobnie śmiało poczynia sobie także medyk. Równie śmiały staje się nagle biały Pan tego domu, który przeciągnąwszy się, wstaje wreszcie, by dopełnić obowiązku gospodarza i obwąchać stopy gościa. Annice umyka ruch włochatej bestii, za to właśnie sięga do tacy po swoją kawę. Znad parującej powierzchni płynu wciąż spogląda na Leandra, tym razem w sposób jednoznacznie świadczący o toku jej myśli — że ten albo znów raczy z niej żartować, albo jest niespełna rozumu, a Annika właśnie rozważa, co jest bardziej prawdopodobne. Plan B w jej języku — i w tym przypadku — ma tylko jedno rozwinięcie. A jest nim Bardzo Zły Pomysł. — To może chociaż trzydzieści? Chciałabym dożyć ślubu przynajmniej pierwszego dziecka — mocne słowa jak na kobietę, której jedyne dzieci linieją na wiosnę. Tymczasem starszy syn otarł się z miłością o kostkę swojego nowego przyjaciela. Lorenzo przecież kocha wszystkich Wciąż kota ignorując, kiwnęła głową ze zrozumieniem — może i potrafi opatrzyć podstawowe rany, ale niewiele ponad to. Wyciąganie wniosków o stanie zdrowia na bazie czegoś więcej, niż absolutna podstawa, pozostawia specjalistom. — Rozumiem. Gdzieś jeszcze potrzebujesz— Urwała, zanim z jej ust padło słowo zajrzeć. To, niewypowiedziane, zawisło, grzęznąc w gęstniejącym powietrzu — ...podejrzewam, że to dobrze, że czerń objęła wyłącznie palce dłoni. Tylko… Dlaczego reagowała też krtań i gardło? — stawiała na to, że zdarzenie było wyłącznie kwestią losową, ale teraz nie jest już niczego pewna. To mogło mieć coś wspólnego z intencją. W momencie odprawiania rytuału, poniosły ją przecież emocje. Potrząsnęła głową. — Żadne inne pytanie nie przychodzi mi do głowy, ale będziemy w kontakcie — wkrótce Annika zaryzykuje pierwsze spotkania z Bunniculą, po stanowczo zbyt długiej przerwie. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Leander van Haarst
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 168
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 9
Koci zadek wstający z dywanu natychmiast przykuł uwagę Leandra. Przyjrzał mu się dłużej, jak gdyby upewniał się, że inspekcja zakończy się wyłącznie na obwąchaniu nóg gościa. Nic bardziej mylnego, ale otarcie się o kostki wydawało się równie nieszkodliwe, więc zostało warunkowo dopuszczone. Nie przepadał za kotami. Na szczęście większość z nich nie wydawała się szukać szczęścia na kolanach obcej osoby. Uniósł wzrok na Annikę, synchronizując niechcący ten ruch ze wzniesieniem ku górze jednej z brwi. Zdecydowanie zbyt często to robił. Zmarszczka mimiczna w tym miejscu uwydatniła się chętnie. - Jestem pewien, że doczekasz wszystkiego, co sobie w życiu zaplanujesz. Jedz warzywa, pij wodę, czy coś takiego. - Odpowiadając, uśmiechnął się nieznacznie, co miało zasugerować, że ta wypowiedź była po prostu żartem. Dlaczego? Spieszył wyjaśnić. - Mogę tylko zgadywać na podstawie tego, co zaobserwowałem do tej pory. Twoje szanse na doczekanie ślubu precyzyjniej mógłbym przewidywać tylko na podstawie rezonansu, a mam nadzieję, że w tych okolicznościach się nie spotkamy. Jestem neurochirurgiem. - Nie musiał jej tego tłumaczyć, ale i tak z jakiegoś powodu to zrobił. Leander nie zawsze rozumiał żart, albo wypowiedź bardziej zaczepną, niż te, które już znał. W tym wypadku najpewniej zawisł gdzieś pomiędzy niezrozumieniem a naukową tendencją do objaśniania sensu wszystkiego, co widział. Prychnął. Domyślił się, co chciałaby powiedzieć, ale był dość uprzejmy, aby nie sugerować pogłębienia badań w dziedzinie przyszłej mammografii. - Z tego samego powodu, z którego mogła objąć oczy. - Odpowiedział, ponownie odprowadzając kota spojrzeniem. Kiedy upewnił się, że nie zdepcze futrzaka podczas wstawania z kanapy, dźwignął się na nogi i zapoznał z wnętrzem aktówki. Wszystko było na swoim miejscu. Stetoskop w torbie, cienie pod oczami, pacjentka w świecie żywych. Chwilę później wyciągnął dłoń na pożegnanie, uścisnął ją, wyminął wszelkie kudłate przeszkody zagracające dywan i pozwolił obsłudze odprowadzić się do samochodu. | zt |
Wiek : 40
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Neurochirurg, odtruwacz, lekarz podziemny
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Lorenzo — w przeciwieństwie do Bunniculi — niezmiernie rzadko otwiera paszczę w celu innym, niż konsumpcja wymyślnego — Bardzo dziękuję — Annika nie sądziła, że składową szlachetnej pracy i misji lekarza jest mówienie pacjentowi tego, co chce usłyszeć, ale uśmiechnęła się nieznacznie, gdy Leander przynajmniej próbował. Niemniej, ostatnie miesiące są tragedią poganiającą tragedię i jeśli pani Faust w takich okolicznościach oszukiwałaby się, że będzie żyć wiecznie— Na taki optymizm nie było jej stać. — Neurochirurgiem, który zna się na rytuałach. Widziałam twoją minę i mogę się tylko spodziewać, że dla ciebie ten konkretny to też było raczej coś nowego — gdy podpytując wśród znajomych znajomych pracujących w szpitalu rozglądała się za medykiem, który podejmie się tego drobnego Może w istocie żadne z nich nie jest zdrowe i każde — wsunięte w kanał rezonansu — zdradziłoby pewne anomalie. — W takim razie rzeczywiście miałam pecha — i szczęście, że udało się to przynajmniej częściowo odkręcić. Nie musiała zapewne tłumaczyć, jak czuła się bez magii, a wręcz z poczuciem, że może od niej zginąć, gdy najchętniej cała — od stóp, po czubek głowy — wykąpałaby się w niej i chłonęła w każdej minucie życia. I skoro już się przebadali— Wstał Leander, wstała Annika, wstał również Lorenzo, by tym razem dla odmiany osmalić czubek ogona w ogniu kominka. — Dziękuję za wszystko i mam nadzieję, że już się więcej nie zobaczymy — szeroki uśmiech podbarwiony nutką ironii świadczył o tym, jak bardzo Annika w to wątpi, choć za mammografię zobowiązałaby się uprzejmie, acz stanowczo podziękować — za moment się rozliczymy. Za fatygę, cienie pod oczami i słabnące uściski dłoni. /z tematu |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
27 V 1985 || wieczór Leczenie się z trawiastej grypy nie było tak zabawne, jak zbijanie zatrucia. Na liście mniej zabawnych obostrzeń przodował zakaz kojących kąpieli w wodzie zbyt zimnej i zbyt słonej, a owiewanie skóry wilgotnym i wciąż chłodnym wiatrem było taką samą herezją. Większą część z ostatnich dwóch dni Annika spędziła po prostu w domu, przenosząc tylko swoje obłożnie chore, rozgorączkowane ciało z pokoju dziennego do sypialni, z sypialni do łazienki i odwrotnie. Jak teraz, gdy z gorącej kąpieli w łazience wypełnionej parą wodną i zapachem eukaliptusowego olejku eterycznego, najlepiej radzącym sobie z trawiastym posmakiem zielonkawej wydzieliny towarzyszącym Annice nieprzerwanie od kilku dni, znów przeniosła się na kanapę w pokoju dziennym, gdzie już na nią czekał rozpalony kominek, poduszka i sterta koców. Emily była niezastąpiona w sytuacjach podobnych tej. Podobnie niezastąpiona okazała się też ostatnio w użyczaniu swojej tożsamości. Nie chciały przecież, by rozeszło się, że Annika Faust choruje, a alchemików nie obowiązuje dochowanie tajemnicy lekarskiej. Choć tylko ślepy nie zauważyłby jej nieobecności w pracy — zwłaszcza w tej, którą zaczyna mieć coraz głębiej w dupie. Tym bardziej w dniu, gdy czuła się tak, jakby miała już nigdy nie poczuć ciepła, choć pot oblewa ją od stóp w grubych skarpetach, aż po czubek rozczochranej głowy. Czerwone policzki oraz równie czerwone i podrażnione oczy znów spłakały się przy ostatniej sesji wypluwania gluta, jak pieszczotliwie czynność nazwała podczas dzisiejszej wizyty ponurej pani doktor. Podrażnione spojówki pani Faust musiała sumiennie ocierać z nadprodukcji łez, ale oczyszczenie ich raz a dobrze przy pomocy kropli do oczu okazało się ponad jej siły. Może zrobi to za minutę, gdy doraźna pomoc w postaci leków przeciwzapalnych zacznie wreszcie działać, a ona nabierze więcej sił nie tylko na doprowadzenie się do jako–takiego porządku, ale także do przyjęcia (i nie zwrócenia) największej pyszności, czyli ostatecznego antidotum na jej paskudny stan. To przecież nie pierwszy raz, gdy choruje — ten konkretny nie jest nawet w pierwszej dziesiątce najpoważniejszych i zapewne dałaby sobie radę bez alchemicznej pomocy gdyby nie jeden, istotny fakt, spędzający jej sen z powiek nie gorzej, niż gorączka, ból głowy i gardła, zatkany nos oraz koszmary razem wzięte. Największym postrachem i tak jest zbliżająca się wielkimi krokami rozprawa, na którą musi przyjść, choćby miała zawrócić z samego progu Piekła. Dla tej jednej rzeczy wejdzie do sali sądowej, choćby w stadium głębokiego pobudzenia spowodowanego przedawkowaniem pseudoefedryny, albo na skraju depresji oddechowej po przyjęciu za dużej dawki kodeiny. Dla tej jednej rzeczy przełknie nawet całego osła, razem z jego cudownymi kopytami. A w trakcie ostatniej, trzygodzinnej drzemki śniła właśnie o tym — o osłach, znaczy. W gorączkowym widzie własnoręcznie wyciskała ośle kopyta, by uzbierać choć kropelkę ich soku i spłukać nim najgorsze objawy swojej dolegliwości. Najgorszy w tym wszystkim był fakt, że robiła to dokładnie pośrodku kościelnej sali rozpraw, pod czujnym okiem sędziego, który jednocześnie był Arcykapłanem, a w trakcie objawił się jako sam Lucyfer. Benjamin stał obok i na zmianę dopingując Annikę (wszystko będzie dobrze, dasz radę), perorował o jej licznych zaletach, o jej dogłębnej ekspertyzie w dziedzinie dojenia osłów oraz wygłaszał do Ławników (i samego Lucyfera) przemowę o tym, co Annice jeszcze uda się z siebie A wszystko to na oczach sali pełnej widowni — całej jej rodziny i wszystkich przyjaciół, na których wolała po prostu nie patrzeć, by nie dojrzeć w ich oczach choćby cienia rozczarowania. Cały sen poświęcony walce z własnym sumieniem i głęboką niepewnością. Wybudziła się z niego zlana potem i od tamtej pory nie zamieniła z nikim choćby jednego słowa. Nawet Lorenzo, zmęczony jej pomrukami, kasłaniem i gorączkowym majaczeniem, odpuścił sobie dłuższą przyjemność ogrzewania jej pleców. Dla zachowania równowagi w przyrodzie to Bunnicula tym razem wślizgnęła się do pomieszczenia wraz z Emily, przygotowanym lekarstwem i lekko ostudzonym wywarem z lipy i miodu. Położyła się w nogach kanapy, nie odrywając od pani Faust swojego żółtego spojrzenia, jakby chciała powiedzieć jestem. Albo jestem zmęczona, bo zaraz potem ziewnęła przeciągle i przymknęła jedno oko, drugim nadal czujnie wpatrując się w Annikę. — Lepiej? — Za pierwszym razem, jeszcze przed drzemką, Emily nie udało się wlać w panią Faust eliksiru — wystarczył rzut oka na jej bladą twarz, by wiedzieć, że jeśli wypije go teraz, to za moment przywita się z nim ponownie, jako plamą na dywanie. — Lepiej. Teraz jestem już w stanie cokolwiek przełknąć — zagrała odważnie, nie chcąc wyjść na pizdę i nie okazać, jak bardzo ma dość i że największy udział w rzeczonym dość, miał ostatni koszmar — daj to już, chcę skończyć tę mękę. Antidotum na trawiastą grypę ma specyficzny zapach, nie dający się porównać z czymkolwiek innym. Annikę ta woń męczy i przypomina o wszystkich poprzednich momentach, gdy musiała go brać i ten nieliczny, bo aż jeden, kiedy rzeczywiście go zwróciła. Tym razem fiolkę wychyliła szybkim haustem, nie czekając aż drogę między kubkami smakowymi, a mózgiem, przemierzy odpowiednia informacja. Smak błyskawicznie po połknięciu zabiła miodowym ulepem o posmaku lipy. — Spróbuj jeszcze się zdrzemnąć — zarządziła Emily i już miała wyprosić Bunniculę z pomieszczenia, na co bestia obnażyła groźnie zęby. — Niech zostanie — teraz chce ją mieć przy sobie — może w kolejnym śnie przyjdzie i rozszarpie tego pierdolonego osła. Wypijam antidotum na trawiasta grypę /z tematu |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy