ZAKĄTEK MUZYCZNY Choć antykwariat skupia się głównie na sprzedaży książek oraz wycenie przynoszonych przez klientelę przedmiotów, Archaios nie byłoby kompletne bez niewielkiego zakątka muzycznego, w którym każdy koneser — jak i zwykły amator — muzyki odnajdzie coś dla siebie. Na drewnianym stoliku ustawiono dwie skrzynie, a w nich przegląd kilku dekad muzycznego dorobku; od klasycznych kompozytorów przez legendy rocka aż po soul z samego serca Nowego Orleanu — pośród popularnych, winylowych płyt odnaleźć można rzadkie egzemplarze, których niestety nie sposób odsłuchać na miejscu — w Archaios nie ma gramofonu. Niedawno do zbieraniny winylów dołączyły też kasety, zwykle z drugiej ręki i sfatygowane; od czasu do czasu zapląta się tam plastikowe opakowanie z bliżej niesprecyzowaną muzyką — na kasecie białym flamastrem zwykle widnieje nakreślone, niezwykle wymowne: Niespodzianka. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Jeremy Jones
17.03.1985 Szumy w głośnikach są nieznośne. Do wymiany, ciemności umysłowe rozjaśnia jedna, prosta myśl. Głośność i tak zostaje podkręcona, pięć sekund później, gdy przez rozwarte w uśmiechu usta wypuszczają oddech. Później następuje wdech, przy wtórowaniu wokaliście. Włosy są schowane pod czapką, ale luźne kosmyki i tak się wyrywają na wolność. Kręcą się, paskudztwa, tak jak potrafią się kręcić dymne sylwetki na wietrze. Rezolutnym oczkiem pozwala sobie na pozdrowienie przechodzącej staruszki, chodnikiem na lewo od zwalniającego auta. Gdyby oczy potrafiły rzucać czary, pojazd zniknąłby z nim w środku. – Też panią kocham – kimkolwiek by pani nie była. Saint Fall nic się nie zmieniało. Deadberry w szczególności. Przemiany wystroju wokół nie robią na nim wrażenia. Może i opakowanie ulega sporadycznej wymianie, ale środek pozostaje zepsuty, tak jak zawsze. Stereotypowo wpisujący się w oczekiwania pisarzy i konserwatywnych polityków. Duch amerykańskości zostaje zachowany i śmieci, nietrafiające do kosza, a leżące odłogiem obok. Ktoś w końcu może to sprzątnie. Może i dzisiejszej nocy - jutro pewnie i tak wróci wszystko do normy. Jeremy korzystał z wolnego, jak mógł. Po ostatniej dłużącej się trasie koncertowej, gdzie Sherry nadwerężyła swój piękny głos, on stracił większość ciuchów, rozkradzionych przez sprytnych złodziejaszków, a Holden odleciał o jeden raz za dużo, nie mogli dłużej uciekać przed prawdą. Potrzebowali odpoczynku, cała ich trójka. To samo powiedział ich menedżer, wciskając pieniądze i każąc im wypierdalać przynajmniej na 2 miesiące. Z wyjątkową jak dla Jonesa łagodnością, zaparkował auto przed antykwariatem Archaios, w Little Poppy Crest. Przed wyjściem włożył na nos okulary przeciwsłoneczne, które pożyczył od Coli i zapiął niedbale parę guzików starej, flanelowej koszuli w kratę, należącej niegdyś do jego ojca. Był starszy, a ona wciąż za duża. W momencie, w którym zacznie pasować na niego idealnie, zacznie się martwić. Buty kowbojki wystukały rytm przed gwałtownym wejściem do lokalu, w którym nie był od ponad roku. Czy właściciel go pamiętał? Czy wciąż miał jego zamówienie? Arogancka iskra zagościła na dnie ciemnych, obecnie zamaskowanych oczu. Musiał. Takiego klienta jak on, nie dało się zapomnieć. W końcu, jak dużo osób wchodziło tu z pragnieniami, innymi niż standardowy zestaw oczekiwań? Książki o popularnych muzykach, w stylu Madonny, Whitney Houston, Eltona Johna czy ABBY, jazzowe płyty winylowe lub sensacyjne wspomnienia o Reaganie i wojnie w Wietnamie, jak nic, znajdowały się na liście zwyczajowych życzeń. – Hop, hop! Panie Zafeiriou – nazwisko odczytał z pierwszej lepszej tabliczki lub wywieszonej kartki. Za trudne do wyrycia na pamięć. – Jest pan tu czy zostawił pan sklep i korzysta z nieziemskiej pogody? Słońce świeciło, wiatr przyjemnie traktował twarz, nie tworząc zmarszczek w skórze. Nic, tylko rzucić zakurzone archiwum wspomnień i ruszyć przed siebie. Jeremy jednak wątpił, żeby ktokolwiek, kto nie był nim, zostawił sklep bez opieki i to otwarty. Może tym razem się zaskoczy? Korzystając z okazji przeszedł do drewnianego stolika i kuszącego opakowania skarbów. Kasety przyciągały silniej od wyczarowanego lassa i podskakujących kobiecych piersi. Zafascynowany przesuwał długimi palcami po małych pudełkach. Część ich nie miała, dlatego starał się do nich nie sięgać, żeby nie uczynić potencjalnych szkód. |
Wiek : 28
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : gitarzysta w rockowej kapeli
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
Efthýs exarchís — od początku. Marcowe dni nie różnią się od siebie; poranne pobudki z wczesnowiosennym, rozespanym Saint Fall za oknem bywają odbiciem kliszy klisz, prześwietlonymi widokówkami w świecie pełnym olejnych obrazów. Znajomy zarys Little Poppy z okien mieszkania nad Archaios od ponad dwóch tygodni wydaje się odległy — nawet wtedy, kiedy po opuszczeniu progu antykwariatu, Orestes dołącza do krwiobiegu miasta; nawet, kiedy powoli przetacza się przez jego ciasne aorty. Tuż po wyrwaniu się ze snu — jeszcze przed rozchyleniem powiek, to zawsze wymaga czasu, cierpliwości i odpowiedniej dawki wahania; Grecy posiadali każdą z tych cech w nadmiarze — do jego uszu dolatywało odległe echo żyjącej własnym rytmem dzielnicy. Wiatr muskał dachówki kamienic, mokre od porannej rosy ubrania szeleściły na sznurach rozciągniętych w poprzek ulicy, ktoś każdego poranka o dokładnie szóstej czternaście wlókł pojemnik na śmieci do kontenera — zdezelowane kółka wystukiwały na kocich łbach cichy rytm utkany ze stuk—stuk—stuk, z którego niewielu muzyków ułożyłoby spójny rytm. Może poza tym, tak ładnie kaleczącym greckie nazwiska; ważne, że się starał. Ważne, że pamiętał — na swój sposób ważne, że wrócił. W Saint Fall o starania coraz trudniej — po dwudziestym szóstym lutego dobre intencje wydawały się ukrywać w tunelach, dogorywać w popiołach Piwniczki albo wpadać w rozłamy dzielące Maywater na pół. Nawet w słoneczne, marcowe popołudnia powietrze wypełniało dziwne, nietypowe napięcie, które niepewnie zaglądało przez próg Archaios; pomogła dopiero szałwia. Jej woń unosiła się na głowami i poruszała razem z ciałami — to pochylone nad muzycznym zakątkiem i to, które wyłoniło się z niebytu. Podobno zwierzęta upodabniają się do właścicieli; niekiedy właściciele upodabniają się do zwierząt — nawet, gdy te są nieco rude. — Pan Jones — pamięć to zabawna towarzyszka; czasem się spóźnia, czasem zawodzi, czasem bywa bezbłędna, czasem uchwytuje pozornie nieistotne informacje w smukłe palce i zaciska je tak długo, aż odbarwią opuszki. Tego popołudnia — słoneczniejszego niż ubiegłe, cieplejszego niż cztery poprzednie, obiecującego w sposób, w który budził złudną nadzieję na lepszą przyszłość, na jakąkolwiek przyszłość, na po—prostu—przyszłość — informacje miały barwę brązu. Brązowe były splątane włosy, brąz przywoływał wspomnienie koloru oczu, brązowa wełna ukrywała tatuaże na przedramionach i odsłaniała tylko te oplecione wokół nadgarstków. — Obawiam się, że nie mamy waszego albumu — osobiste, skromne dziecko Perseusa — zakątek muzyczny, gdzie chaos dopełniał obrazu antykwariatu — przyciągał sprecyzowane grono klienteli; pana Jones trudno było zamknąć w ramach jeden precyzji, ale jeśli istniał współczynnik stały, była nim muzyka. Nie zamierzał udawać, że pamięta, o czym rozmawiali przed rokiem — nawet pamięci niezawodne posiadały ograniczenia; trzysta—coś—dni zamazało kontury wspomnienia i tylko na rubieżach umysłu gościło niejasne wspomnienie padających słów. Ludzi łatwiej zapamiętać po ich historiach lub nietypowych zamówieniach; pan Jones posiadał obie z tych cech. — Odnalazłem za to coś, o co pan pytał. Wtedy — wtedy, w spirali czasu okręconej wokół nieskończoności — w lutym. Nie tym, który przeminął w skłębionym dymie płonącego Deadberry; tego, który rok temu pozwalał światu na odrobinę naiwności. rzut na psychotyczne szepty: 5, słyszę tylko wielkiego artystę |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Jeremy Jones
Wielki artysta, zawsze z nadzwyczajną czcią mówili tak jego fani, zawędrował do jednego z t-y-c-h miejsc. Miejsc, w których nie sposób było doświadczyć obecności podobnego sortu cudaków. Ci przekładali muzykę i doświadczenia nad książki, a kolekcja nie najgorsza, była za skromna jak dla rockowych fanatyków. Archaios, mocne skojarzenie z Anchois, zbierało głównie kurz na potężnych tomiszczach i obdarowywało wędrowców senną atmosferą. Gdyby nie to, że mózg Jonesa działał na szaleńczych obrotach, wyrabiających lekką ręką 200 km na godzinę, mógłby na tym pozytywnie skorzystać. Prawie wszędzie towarzyszyli mu ludzie i potężne zjawiska, będące swoistymi wyrzutniami intensywności. Potrzeba wyciszenia wzrastała, lecz głowa ani myślała słuchać. Wypracowane palce od żywych przesunięć po strunach, sprawdzały obudówki kaset. Wyciągał je po kolei, starając się im nie zaszkodzić. Część z nich, nie miała dla niego za wiele wspólnego z prawdziwą muzyką, ale potrafił się powstrzymać przed ciśnięciem nieswoją własnością w ścianę. W takich momentach wyszukiwał czegoś, co było w stanie odciągnąć uwagę od niepożądanych impulsów. Tym razem padło na parę niezidentyfikowanych skarbów. Posiadały solidne pieczęci o chwytliwej nazwie. Niespodzianka. Uwielbiał niespodzianki. O ile nie okazywały się paskudnym oszustwem. Takie wydawało się Saint Fall Jonesowi. Dawało nadzieję, na jeden krótki moment, żeby zaraz ją zdeptać. Prawie całe życie uciekał od rodzinnych stron jak mógł. Od domu, od placówek, hurtowni masowego prania mózgów, od prób zdeptywania mu marzeń. Nie chciał zostać zatrzymany na wieczność w tak gigantycznej otchłani rozpaczy. A teraz wracał. Kolejny raz. Im był starszy, tym częściej zjeżdżał do stron, napakowanych wspomnieniami. Część z nich nie były takie złe. Po prostu ciężko było się do nich dostać i to jeszcze przy narracji, jaką chętnie narzucały mu koszmary. Matka była najważniejszym powodem powrotów Jeremy'ego. Od niedawna, do zestawu pozytywów, wynikających z Deadberry, dołączyła Cola. Wyprostował się z jedną z tajemniczych kaset. Dotychczas się pochylał nad plastikowym opakowaniem. Dzielnie prowadził poszukiwania, które doprowadziły go do ślepego zaułka. Szczęśliwie na horyzoncie pojawił się właściwy człowiek. Ten wypatrywany i oczekiwany. Pierwszą, zaprezentowaną odpowiedzią, było wykrzywienie warg w naturalny uśmiech. Dużo operował mimiką i bez żadnych przypominajek obdarowywał dostosowaną do sytuacji ekspresją. Oparł się nonszalancko o drewniany stolik. Lekko zgięta w łokciu ręka. Lewa. Jedynie, co tam było widocznego po podwinięciu się flanelowej koszuli ojca to blizna. Nogi miał skrzyżowane na wysokości kostek. Jedna z kowbojek spiczastym końcem dotykała podłogi. Lubił zapachy, ale nie był w nich dobry. Potrzebował więcej czasu od innych, żeby nos zareagował właściwie i wyłapał określoną woń. Aromaty dzielił wedle prostego wzoru. Ładne, brzydkie i nietypowe. Szałwii nie rozpoznał. Odgadł, że została odpalona roślina niebędąca konopiami indyjskimi. Z trudem powstrzymał się przed kichnięciem. Pytanie - na jak długo? – Już myślałem, że pana nie zastanę – był tak przyzwyczajony do bezpośredniości, że w takich sytuacjach musiał bardziej się pilnować. Nie tylko przed palnięciem czegoś głupiego, ale do zwrócenia się do właściciela jak do starego znajomego. I brązowe oko wymsknęło się z ochronnej bariery czarnego szkła i włosowej kotary. Ręka prawa wreszcie pomyślała i zmieniła położenie okularów. Dała je na czubek głowy. Na niebieską czapkę. Z daszkiem. – A chcielibyście? Trzeba było powiedzieć tak od razu. Przywiózłbym z naszymi autografami – zaczepnie błysnął bielą zębów. – W ramach rekompensaty. Rok to był kawał czasu. Zdążył sam zapomnieć, a po drodze wydarzyło się mnóstwo nieprzewidzianych sytuacji. Trasa koncertowa, nagrywanie nowych utworów i nieustępliwa praca nad warsztatem muzycznym to jedno. Problemy z kobietami, bójki, kłótnie, desperacja, udzielanie wsparcia to drugie. Resztę otoczył milczeniem. – Te niespodziankowe kasety wyglądają interesująco. Czyżby zawierały greckie, oszałamiające pieśni? Iście piekielne rozdarcia dusz, przed nadejściem muzycznej kaźni? – oczy na moment mu rozbłysły. Jego słowa padły zaledwie chwilę przed dobrą nowiną od właściciela. Po tym jak złapał go skurcz w prawej ręce, krótko się rozciągnął i przeszedł do przodu. Był niewiele wyższy od Zafeiriou. Ledwie kilka centymetrów. Jedną kasetę trzymał wciąż w dłoni. Twarz znajdywała się naprzeciw twarzy Orestesa. Odległość? Dobra. Poprawiła się słyszalność. – To nie ma na co czekać. Przydałby się jakiś boombox do naszego dzisiejszego spotkania i grzebania w książce. Masz jakiś? Jak nie to w moim samochodzie jest odtwarzacz kaset. Bo o ile dobrze pamiętam, tak w kontekście tej pozycji to – na moment się zamyślił, wystukując krótki, szaleńczy rytm palcem wskazującym na policzku – książka jest w starym języku. Antyk, te klimaty. Ale i tak zajebiście, że ci się udało znaleźć egzemplarz! Często słyszałem, że przepadło wszystko bezpowrotnie i nie ma mowy by ktokolwiek mógł na coś trafić. Kichnął, bo ziołowy zapach zaatakował z większą mocą. Entuzjazm, z jakim przemawiał Jeremy znalazł się na wyższym poziomie. Książka, o którą poprosił, była wyjątkowa. Dotyczyła rozważań o obcych cywilizacjach, kosmicznej energii i mocy, która czekała na użycie. Krążyły plotki, że wśród starych stronic, znajdowały się zamaskowane teksty z ilustracjami, przedstawiającymi wykonanie haniebnych rytuałów, niepochwalanych przez Kościół Piekieł. – Znaczy panu, ale w sumie to skoro i tak się zapomniałem, to może przejdziemy na nasze imiona? Albo ksywki – i cała profesjonalność konsumencka została zaprzepaszczona w tej jednej chwili. Można było się tego spodziewać. |
Wiek : 28
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : gitarzysta w rockowej kapeli
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
Poranek zamieniony w południe, południe nieśmiało przełamujące zagęszczoną zawiesinę chmur i przechodzące w popołudniową zupę ze stłumionych promieni słońca i pierwszej obietnicy wiosny. Spokój w Archaios był tylko pozorem; drzwi z właściwą sobie nieregularnością otwierały się i zamykały, z posłuszeństwem wypuszczając i wpuszczając klientów. Godzina czternasta nie zdążyła na dobre rozciągnąć kości nad Saint Fall, a osiem sprzedaży miało zamienić się w dziewiątą; wystarczyło spokojne spojrzenie. Dziewczyna — na oko studentka, młodsza od Percy'ego, być może w wieku Winnie — od kilku minut wahała się przed zagłębieniem w kolejną alejkę książek; kaseta, zabrana ze stosiku w zakątku muzycznym, próbowała ukryć zakłopotanie — Orestes nie próbował ukrywać niczego, wyłaniając się spomiędzy regałów tak, jakby był tu od zawsze. Cóż, poniekąd— — Prawdę mówiąc, na temat muzyki o wiele więcej może powiedzieć mój kuzyn — zawartość plastikowego opakowania kasety zaklekotała strachliwie; spokojny błękit nawet nie zerknął w kierunku trzymanego przez klientkę przedmiotu. — Wezwać go? Spędził co prawda noc w radiu, prowadzi audycję w Hellridge Tune, dziewięćdziesiąt dziewięć i dziewięć FM. Odprysk dumy w głosie był nieunikniony — to działo się zawsze, kiedy Orestes mówił o Percym; zmiana zachodziła bez udziału woli i smakowała ulgą. — Nie ma takiej potrzeby, tak naprawdę — odłożona na stosik kaseta prawie przewróciła misterną konstrukcję — jakkolwiek genialny był Perseus, powinien przestać budować piramidy ze wszystkiego, w czym dostrzegał potencjał architektoniczny. — Chciałam znaleźć coś na temat, wie pan. Chciałby; chciałby wiedzieć, ale— — Proszę wybaczyć, wciąż pracuję nad umiejętnością czytania w myślach. Jego łagodny uśmiech to jej nerwowy chichot — zagarnięty za ucho kosmyk włosów próbował zapewnić pozory kontroli; Orestes nie zamierzał jej tego odbierać drążeniem tematu. Powie sama; już za moment. — Na temat, wie pan — blade policzki zalał róż; z różu szybko przerodził się w odcień dojrzałej truskawki. — Sek—su. Och. — Seksu? — Seksu. Och; Archaios miało renomę nietypowego, ale — aż tak? — Mam wprawdzie w ofercie magazyny, ale archiwalne numery tytułów dla dorosł— — Nie, nie. Szukam opracowań, hm, naukowych. Historycznych. Rysu dziejowego z uwzględnieniem, wie pan— Ulga była niewłaściwa, ale to za jej sprawą kilka gram wahania spełzło z barków — perspektywa tłumaczenia, że nie wszystek porno, co z tatuażami, uległa znacznie ciekawszemu rozeznaniu. — Bez względu na to, czy kieruje panią naukowa ciekawość, czy to część przygotowań do pracy naukowej — ciche słowa i równie ciche echo kroków działały jak kierunkowskaz; Orestes ruszył w tylko sobie znanym kierunku w głąb antykwariatu, więc klientka mimowolnie zrobiła to samo — wiedza znów zwyciężyła z nieśmiałością. — Pierwszym tytułem powinna być Historia seksu. Przed pięcioma laty Reay Tannahill wydała książkę, która wykracza poza ramy prostego założenia stosunku. Przedostatni regał w antykwariacie, ósmy rząd, półka od samego dołu; rzadko kto wędrował w te rejony — rzadko kto miał potrzebę odkrywać, co dokładnie kryje się za nieenigmatycznym tytułem. — To znaczy? — Przede wszystkim styl spełnia oczekiwania zarówno akademickich potrzeb, jak osób preferujących zapadające w pamięć opowieści o osobliwościach. Autorka tytułowy seks traktuje również jako okazję do wyjaśnienia historii płci. Przedstawia ją jako społeczną kategorię, ale też strefę seksualną — wysunięta z regału książka nie była potężna; czarno—złota okładka na tle antykwariatu wyglądała niemal niepozornie. — Szczególnie interesujące jest wykorzystanie aspektu kobiecej strony historii. To cenna lektura dla osób nieakceptujących seksualnego uprzedmiotowienia kobiety. Czasem wystarczy zerknięcie na czyjąś twarz, by rozpoznać charakter; na skupionej twarzy klientki ciekawość skutecznie wypierała wahanie. — Poza historią, można prześledzić ewolucję obyczajów oraz kobiecej sytuacji w kontekście prawnym, rodzinnym i społecznym. — Obawiam się, że będą wymagać ode mnie również— Wiedział, co nadejdzie, zanim nadeszło; podana kobiecie książka przypieczętowała podejrzenia. — Męskiego punktu widzenia. Zwolniona z ciężaru jednego tytułu dłoń zawędrowała po kolejny — tym razem nie jeden, ale trzy, choć utrzymane pod spójnym tytułem. — Tu z pomocą przychodzi Michel Foucault i jego trylogia. W ubiegłym roku wydał ostatnią część, Troska o siebie. W pierwszej, Woli wiedzy, skupia się na analizie biowładzy. Uwzględnia wpływ religii, polityki, ekonomii oraz nauki na uczynienie z seksu narzędzia kontroli. Dekadę od wydania książki nic nie uległo zmianie; jak mogłoby? Foucault analizował tysiąclecia seksualnej historii; różnice w tej sferze pomiędzy przeszłością i teraźniejszością były znikome. — W Użytku z przyjemności i Trosce o siebie mocno zmienia narrację, uwagę przenosząc na etykę starożytności, filozofię zen i japońską kulturę — z regału na lewo ostrożnie wysunął trzy książki; dołączyły do powoli kumulującego się na rękach dziewczyny stosiku. — To tytuł na wskroś francuski, próbujący z seksu uczynić filozofię. Udało się tylko połowicznie, ale pod względem społecznym to warta polecenia trylogia. Krótkie skinięcie głową pozbawiony było pierwiastka entuzjazmu — Orestes oszczędził sobie wstawania na równe nogi; wszystko w twarzy klientki podpowiadało, że to nie koniec. — Znajdzie pan coś starszego? Mój wykładowca— Powstrzymanie westchnienia było szczytem profesjonalizmu; później, nad kubkiem kawy, westchnie dwa razy mocniej. — Psychologia seksu Havelocka Ellisa, absolutny przymus dla co bardziej — trzy razy mocniej; właśnie przygryzł czubek języka. — Konserwatywnych wykładowców. Wydanie z tysiąc dziewięćset trzeciego roku nie należy do najświeższych, ale to ojciec seksuologii i jako taki zasługuje na zapoznanie się z postulatami. Jednak musiał wstać — Ellis znajdował się bliżej wyjścia spomiędzy regałów i był łatwy do przeoczenia; zupełnym przypadkiem, rzecz jasna. — Dziękuję, na początek powinno wystarczyć. Ostatni z tytułów zasilił stos w ramionach klientki — komuś innemu zaoferowałby zaniesienie książek do kasy, ale właśnie spędzili pięć minut na omawianiu seksualnego aspektu w rozwoju poczucia kobiecej niezależności. — Gdyby chciała pani zgłębić temat — wspaniały dobór słów, Zafeiriou — mogę zadzwonić do znajomego z Bostonu i sprowadzić kolejny tytuł. Już przy kasie zaskoczenie połączyło się z wdzięcznością; z nich powstał on — rachunek na czterdzieści sześć dolarów. — Naprawdę? — Wiedza zasługuje na zdobywanie, bez względu na tematykę. A historia — szczególnie starożytna — posiada dokładnie tyle oblicz, ile każdy chciał dojrzeć; wychodząca z antykwariatu klientka być może odkryła rąbek tej niepozornej prawdy. z tematu |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
przechodzę spomiędzy regałów Zalety magii wariacyjnej? Różnorodność. Księga rytuałów nie mogła kłamać (nawet, jeżeli czasem — w skromny, greckim mniemaniu — nie wykorzystywała pełnego potencjału inkantacji; łacina była martwym językiem w użyciu, więc powinni robić właśnie to — używać go bez skrępowania); wariacja obfitowała w zbilansowanie. Klasycystyczny podział rytuałów na lokacyjne, przedmiotowe i ludzkie w przypadku dziedziny, która właśnie nadawała rytm krokom i skłaniała usta do bezdźwięcznego powtarzania inkantacji, było widoczne gołym okiem. Rytuały lokacyjne na przestrzeni ostatnich miesięcy pochłaniały większość magicznego potencjału Orestesa; najwyższa pora wypróbować własnych sił w tych rzucanych na ludzi. Część świadomości rozumiała, że pierwsze próby powinien przeprowadzić warunkach kontrolowanych — z drugiej strony nie w całkowitym zamknięciu. Opuszczone rolety skutecznie odgradzały wnętrze antykwariatu od nielicznych przechodniów, którzy o tej porze wieczora mogliby pokusić się na spacer w okolicy Archaios — wyczuć więź z człowiekiem pomagała więc muzyka. Zamierzał zacząć od Perseusa, dlatego w gramofonie zakrztusił się winyl Talking Heads; Orestes pamiętał, kiedy po raz pierwszy przyłapał kuzyna na słuchaniu w zapętleniu Take me to the river — teraz ten sam utwór cicho wypełniał wnętrze antykwariatu i towarzyszył usypywaniu pentagramu. Magia wariacyjna oferowała szeroką gamę rytuałów rzucanych na ludzi; znaczna część — szczególnie paskudnych — należała do zaawansowanego zakresu i przez trzy minione noce spędzała sen z greckich powiek. Analizował Passus Levitas i Duritia Cutis — połączenie obu tych rytuałów stworzyłoby idealne warunki dla kogoś, kto narażony był na częste zwarcia w walce wręcz; myśl o Williamsonie była efektem ubocznym. Skomplikowany ceremoniał obu rytuałów brzmiał na wykonalny, ale Zafeiriou nie zamierzał rzucać się na głęboką wodę bez wcześniejszego przetestowania ukierunkowania magii rytualnej na drugiego człowieka — stąd wybór rytuału odwagi. Piekielna Trójca im świadkiem, że w zmieniającym się na ich oczach świecie będą jej potrzebować. Znajoma inkantacja zaczęła układać się na języku, kiedy każda z pięciu fioletowych świec zajmowała punkty stróżujące w rogach pentagramu; z muzyką w tle Orestes bez trudu przywoływał pod przymkniętymi powiekami twarz kuzyna. To łatwe, gdy zna się kogoś całe życie. Percy z wszystkich, których Ores zamierzał obdarować rytuałem, potrzebował go najmocniej — po lutowych wydarzeniach na promenadzie i tym, co wydarzyło się pod koniec marca, coraz częściej wątpił we własną magię, a przecież — mimo młodego wieku i braku wyższej edukacji — w dziedzinie magii powstania był urodzonym geniuszem. Orestes próbował mu pomóc w uwierzeniu na nowo. Athame w dłoni poruszyło się w znajomy sposób — mniej znajoma była inkantacja i bezustanne wyobrażanie sobie rytualnego celu; przywołanie fantomowej obecności Perseusa zbiegło się w chwili z pierwszą sylabą. — Timor relinquet corpus tuum et invictus eris. Testowanie magicznych ograniczeń wymagało odwagi — część z niej Orestes próbował przelać na kuzyna. rytuał odwagi na Perseusa | próg 60 | k100 + 19 zużywam zestaw fioletowych świec |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Stwórca
The member 'Orestes Zafeiriou' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 90 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
Przerost efektu nad oczekiwaniami — pięć migoczących płomieni opowiadało historię zwycięstwa nad nieznanym; wiktoria nie zawsze musiała być starożytnym, upadłym aniołem. Czasem bywała sukcesem tam, gdzie oczekiwano tylko porażki. Udany rytuał napawał nadzieją, ale nie przysłaniał chłodnego osądu; jedna jaskółka nie czyni wiosny — jeden bocian nie uwije gniazda — jedna, zakończona powodzeniem inkantacja nie oznaczała, że kolejna będzie podobnym sukcesem. Nauka była procesem powtarzalności, a odkrywanie nowych możliwości domagało się praktyki; wniosek nasuwał się sam. Czas na Lyrę. Talking Heads zastąpił winyl Fletwood Mac; Gold dust woman wypełniła powietrze pierwszymi taktami melodii, w rytm której Orestes ostrożnie analizował drogę do sukcesu sprzed chwili. Był skupiony, pentagram nie posiadał żadnych przetarć, muzyka pomogła w zwizualizowaniu człowieka, w którego wymierzył inkantację — krok po kroku upewniał się, że i tym razem każdy element tej układanki został ściśle do siebie dopasowany. Zużyte świece zastąpiły świeże; fiolet dominował pentagram, a Ores po raz kolejny dochodził do wniosku, że to moment, w którym wzniesienie magii na nowy poziom będzie wymagało zaopatrzenia się w bardziej zaawansowane świece — powinien zapytać Williamsona o kilka rad. Niedługo; jutro. Dziś, mimo późnego wieczora, nadal miał praktykę do przećwiczenia i teorię do sprawdzenia — czy to przypadek odpowiadał za udany rytuał, czy właśnie odkrył w sobie nieoczekiwany talent do inkantacji wymierzanych w ludzi? Jeśli zamierzał spróbować w niedalekiej przyszłości z dwoma bardziej zaawansowanymi rytuałami, musi przećwiczyć ten; pozostawało liczyć, że nieświadome niczego króliki doświadczalne nie będą miały mu za złe tych drobnych, magicznych ingerencji w odwagę. Athame wróciło do dłoni, Orestes powrócił do serca pentagramu; nawróciła się także magia — powtórzona inkantacja płynęła z samego dna piersi razem z klarowną wizualizacją twarzy Lyry. Ostatnio dzielili przestrzeń wspólnego mieszkania; bez trudu mógł przypomnieć sobie sposób, w który marszczyła nos na widok zsuwanych warzyw zsuniętych na bok talerza Williamsona. — Timor relinquet corpus tuum et invictus eris. Druga próba rytualnych zdolności na drugą osobę — każdą sylabę wypowiadał dokładnie, bez pośpiechu, z klarowną intencją tchnięcia odwagi w ludzi, wobec których próbował spłacać wieczny dług wdzięczności. rytuał odwagi na Lyrę | próg 60 | k100 + 19 zużywam zestaw fioletowych świec |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Stwórca
The member 'Orestes Zafeiriou' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 48 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
Dwa—zero dla reprezentanta greckiej mniejszości w Saint Fall. Tym razem magiczny zryw był lżejszy, ale efekt pozostawał niezmienny — rozpalone knoty świec z dumą ogłaszały, że rytuał odwagi pomknął przez przestrzeń miasta w poszukiwaniu czarownicy, której uśmiech Orestes wciąż miał przed oczami, gdy płomienie gasły, a zużyty zestaw znikał w kartonowym pudle. Fleetwood Mac zdążyło zmienić utwór na kolejny i zamilkło gwałtownie, kiedy Zafeiriou uniósł igłę gramofonu; wyobrażenie sobie Barnaby'ego będzie wymagać dodatkowego wysiłku. W jego mieszkaniu — zupełnym przypadkiem — natknął się na kilka winylowych płyt, w większości zbyt kolekcjonerskich, żeby odnaleźć je w zasobach antykwariatu; z małym, całkiem świeżym wyjątkiem. Tegoroczny album The Smiths wypełnił powietrze cichą melodią; Barbarism begins at home było okrutnym, ale smutno—celnym wyborem. Przystąpienie do trzeciego rytuału pod rząd wymagało odpoczynku i kilku łyków dawno wystygłej kawy; gorzkawa, mocna, intensywna — dobitnie dopasowana do człowieka, na którego zamierzał rzucić piekielną inkantację. Świadomość dwóch udanych rytuałów napawała nadzieją i świadczyła o rozwinięciu dotychczas niewykorzystywanych umiejętności — rytuały rzucane na drugą osobę rzadko lądowały w repertuarze Orestesa, ale— To wkrótce ulegnie zmianie; nie powinien marnować talentu — był zbyt cenną, historyczną walutą. Powrót do pentagramu, upewnienie się, że ten pozostał nienaruszony, poprawienie świeżych świec w rogach; musiała minąć dziesiąta i powinien się pospieszyć, ale dotychczas dokładność była przepisem na sukces — Ores nie zamierzał ryzykować porażką. Nie w tym przypadku. The Smiths wybrzmiewało tuż za jego plecami, gdy pod przymkniętą zasłoną powiek przywoływał znajome oblicze — złamany zbyt wiele razy nos, ostre kości policzkowe, skupiony wzrok. Z nich wszystkich Williamson potrzebował rytuału odwagi najmniej, co w paradoksalny sposób sprawiało, że powinien otrzymać go dawno temu; każdy miał określoną wartość nieustraszoności w sobie. Kiedy skończy się ta Barnaby'ego? Orestes nie zamierzał sprawdzać; athame w dłoni zgadzało się z tym pomysłem — Zafeiriou liczył, że powtórzona po raz trzeci inkantacja również. — Timor relinquet corpus tuum et invictus eris. Skupienie i ewentualny sukces miały być zwieńczeniem praktyki oraz odkrycia nowego talentu — rytuały rzucane na ludzi nie były tak porażająco wymagające, jak oczekiwał. Czasem wystarczy dobra oprawa muzyczna i wiara we własne zdolności. rytuał odwagi na Barnaby'ego | próg 60 | k100 + 19 zużywam zestaw fioletowych świec z tematu bez względu na efekt |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Stwórca
The member 'Orestes Zafeiriou' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 10 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty