DINER RESTAURANT „MIDDAY MUNCH” „Midday Munch” nieprzerwanie od kilku dekad przyciąga do siebie klientów, którzy cenią sobie dwie rzeczy: niskie ceny i dobre jedzenie. Lokal jest rodzinnym interesem, a w każdym serwowanym sadzonym jajku czy wysmażonym pancake'u czuć włożone w tę pracę serce. Restauracja będąca uosobieniem amerykańskości najchętniej odwiedzana jest w porze śniadań i lunchu, a kelnerka zawsze uraczy gości dolewką czarnej kawy. Ciekawym elementem wystroju stała się stara szafa grająca z której wybrzmiewają największe przeboje lat sześćdziesiątych. Nieobowiązkowy rzut k6 na szafę grającą: 1: Louis Armstrong – Hello Dolly 2: Nancy Sinatra – These Boots Are Made for Walkin' 3: Ray Charles – Hit the Road Jack 4: Frank Sinatra – My Way 5: Dean Martin – Everybody Loves Somebody 6: Nina Simone – I Put A Spell On You |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Edgar Boswell
10 marca 1985 Torba wypełniona książkami ciąży mu mocno, kiedy wchodzi do znanego dobrze dinera w Little Poppy Crest. Jeden z najbardziej reprezentatywnych lokali w tej części miasta zapełnia się szybko w okolicy południa. Przerwa w pracy, okienko w trakcie zajęć na uniwersytecie czy w szkole – każdy, kto znalazł odrobinę czasu w swoim grafiku, postanowił zajrzeć do “Midday Munch” uzupełnić baterię kilkoma filiżankami kawy oraz ciepłym posiłkiem. Edgar jeśli już tutaj zaglądał, to ze znajomymi ze studiów, zajmując jedną z kanap w samym rogu, tuż przy szafie grającej. Ostatnio jednak krążył w jego towarzystwie ktoś inny, czasami ściągając na siebie uwagę bardziej obeznanych. Boswell nie jest przyzwyczajony do tego, że ktoś kręci się w jego towarzystwie. Chociaż normalnie jego flanelowe koszule narzucone na luźne t-shirty i ciężkie buty przykuwałyby spojrzenia mijanych osób, nie wspominając nawet o przydługich włosach sięgających już barków czy ciemniejszej karnacji wskazującej na jego nie w pełni białe pochodzenie. Bycie cieniem sprawia, że jest niemal niewidoczny, o ile sam nie zwróci się do innych bezpośrednio. Nigdy nie narzeka na to, ale muzyk w pewien sposób jest jego przeciwieństwem. Różnice w żaden sposób nie świadczą o braku pokrewieństwa. Podobno. — Przyszliśmy tutaj, żebyś postawił mi lunch? — stara się brzmieć na tyle pewnie, na ile umie w towarzystwie Shelby’ego. Minęło parę miesięcy od kiedy mężczyzna zapukał do jego drzwi i po dłuższej rozmowie oznajmił, że jest jego przyrodnim bratem, pozostawiając w Edgara w ciężkim szoku. Byli rodziną, wszystkie fakty wskazują na prawdziwość tej teorii, więc powinien w jego towarzystwie zachowywać się tak, jak zazwyczaj zachowują się młodsi bracia wobec tych starszych. Tylko on nie wie, jak powinny wyglądać relacje między rodzeństwem, bo całe życie był przekonany, że go nie ma. Stara się uśmiechnąć szeroko przy pokazywaniu ulubionej wściekle czerwonej, pikowanej kanapy i zajmuje tam miejsce zadowolony, że nikt jej przed ich przyjściem nie zajął, od razu przyciągając do siebie menu na laminowej ulotce złożonej w trójkąt. Zna je doskonale, ale sprawdza czy nic nie zmieniło się od ostatniego razu – a dokładniej od ostatniego tygodnia. Na wysokość cen nie może narzekać, podobnie jak na jakość serwowanych śniadań i lunchów. Obok nich zaraz pojawia się kelnerka w fartuszku podając obu filiżankę i dolewając kawę. Nim poszła dalej tanecznym krokiem obsługiwać innych gości, zapowiedziała swój powrót, by spisać zamówienie. — Kupisz mi burgera? — prosi, niemal tak jak małe dziecko prosi swoją matkę o gałkę lodów w trakcie wakacyjnych upałów. Ramona Boswell rzadko kupowała mu lody, podobno miała jakieś zatarczki z prowadzącym “Cherry Pop”. Wróżbitka nie umie żyć z innymi w zgodzie, zwłaszcza jeśli byli niemagicznymi. — Tego z bekonem — pokazuje mu w menu dla pewności, a następnie rozbiera się z płaszcza i przerzuca go przez oparcie kanapy. Torbę wypełnioną książkami z uniwersyteckiej biblioteki wrzuca na swoje kolana, by uporządkować je przynajmniej częściowo zanim wróci do nich kelnerka. — To ten… Co w pracy? Nie jest mistrzem luźnych pogadanek. Byłoby łatwiej gdyby Holden zapytał go o ulubionego pisarza amerykańskiego albo ulubiony zespoł. |
Wiek : 22
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry, Saint Fall
Zawód : karawaniarz, student literatury, pisarz
List odnaleziony w rzeczach matki, kilka tygodni po jej śmierci, otworzył mu furtkę do poznania Edgara. Czytał go tyle razy, że w końcu jego treść zapisała się na kliszy pamięci równie skutecznie, co zasłyszane melodie, które odtwarzał bez nut na pianinie. Wahał się. Długo się wahał. Nie był pewny, czy chce poznać tożsamość swojego młodszego brata. Matka pisała o nim: owoc romansu mojego męża z tą cyganką, ale to nie cygańska krew była źródłem holdenowej wątpliwości - w przeciwieństwie do swojej matki nie przejawiał rasistowskich tendencji, głównie dlatego, że w Vancouver obracał się w różnorodnych kręgach towarzyskich, a wiec nie przesiąknął małomiasteczkowym myśleniem. Jego wątpliwości miały zupełnie inne podłoże. Kłębiły się pod sklepieniem czaszki jak roztocza. Powinien szperać w przeszłości ojca? Wydawało mu się, że wraz z wyjazdem do Kanady, ten rozdział został zamknięty. Nie chciał do niego wracać, chociaż czasem demony przeszłości powracały, głównie w koszmarach. Znowu miał pięć lat. Znowu zbliżała się burza, wiatr wyginał gałęzie topoli pod osobliwym kątem. Kiedy podszedł do okna, by zasunąć na szyby zasłony, ojciec tam był, z pętla zaciskająca się na szyi. Jego trupioblada twarz spoglądała na niego z szeroko otwartymi oczami, które były matowe, pozbawione życia, a sine usta, wykrzywione krzywizną uśmiechu, zalała czerwień krwi. Powinien wywracać życie Boswella do góry nogami? Poznanie tożsamość przybranego brata okazało się kwestią czasu. Zwłaszcza w Saint Fall, gdzie uprzedzenia kształtowały światopogląd. Dopiero trzy miesiące po dotarciu do prawdy, skonfrontował sie ze studentem litery angielskiej. Z początku w ramach wyjaśnień chciał wysłać mu list, ale zrezygnowała z tego pomysłu, bo sam, będąc na miejscu Eda, nie uwierzyłby w ani jedno słowo zapisane na kartce pochyłym, niezbyt czytelnym pismem. W końcu zapukał do drzwi jego mieszkania. Po dłużej wymianie zdań, podzielił się z nim swoimi podejrzeniami, co do ich stopnia pokrewieństwa i nawet w ramach potwierdzenia swoich słów przekazał mu wszystkie dowody, które zebrał podczas trwania swojego śledztwa, w tym list swojej matki. Od tamtego czasu minęło kilka miesięcy. Spotykali się regularnie, próbując nadrobić stracony czas, czemu towarzyszyła nieporadność. Wchodząc do "Midday Munch", od progu wita ich Louis Armstrong swoim przebojem "Hello Dolly". Holden prześlizguje spojrzeniem po lokalu, namierzając upchaną w kąt pomieszczenia szafę grającą, a na jego ustach natychmiast pojawia się zarys wcześniej tłumionego uśmiechu. Pytanie Eda zostaje częściowo zagłuszone przez "I feel the room swayin', while the bands playin'. - Właśnie tak, więc, Ed, mam nadzieję, że jesteś głodny. Chwila przerwy od nauki dobrze ci zrobi - zerka wymownie na dźwiganą przez brata torbę - jak podejrzewa - pełną książek. Grymas radości, jaki odnotowuje na jego twarzy, chociaż stworzony z dobrych intencji, wygląda na wymuszony, co składnia Shelby'ego ku konkluzji, że Boswell nadal nie czuje się swobodnie w jego towarzystwie. To przyjdzie z czasem, powtarza sobie w myślach, bo sam nie zawsze wie, jak reagować. Przez siedemnaście lat żył ze świadomością, że jest jedynakiem. Przez kolejne bił się z własnymi myślami, zanim wykonał krok ku temu, by poznać młodszego brata. Obaj potrzebuje czasu. Nie tylko Edgar. - Jesteś stałym bywalcem tego dinera? - kanapa, którą wybiera Ed, wpisuje się również w gust Holdena. Siada z drugiej strony stolika i również przegląda menu, ale nie jest w to tak zaangażowany, jak student. W międzyczasie posyła uśmiech kelnerce, która zjawia się przy ich stoliku, napełniając dwie filiżanki kawą. – Można tu palić? - pyta brata i nie powstrzymuje rozbawienia, które demaskuje dołeczki w kącikach ust, kiedy uśmiech na ustach się pogłębia. – Nawet dwa - zapewnia, jeśli to sprawi, że nie będziesz taki spięty, dodaje w myślach. Kelnerka pojawia się chwile później, by spisać zamówienie. Wybór Holdena jest identyczny, co Eda. Dwa burgery z bekonem pojawią się w notatniku kobiety, która po chwili znika z zasięgu wzroku Shleby'ego, gdy ten na chwile zawiesza na niej swoje spojrzenie, chociaż ich ułamki sekund później, gdy słowa studenta odnajdą drogę do jego aparatu słuchu, skupia uwagę już wyłącznie na nim. - To mój pierwszy kontakt z cywilizacją od tygodnia. Zaszyłem się w domu naszego ojca - naszego ojca nadal nienaturalnie układa się na języku, pozostawia w przełyku posmak rozgoryczania i żalu – i komponuję. Gonią mnie terminy, więc tym bardziej się cieszę, że udało nam się umówić na wspólny lunch. Lepiej ty opowiedz, co słuchać u ciebie. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : perkusista, kompozytor
Edgar Boswell
Raczej nie codziennie przyjmuje się informacje o tym, że zupełnie obca ci osoba, która odnalazła cię mając do dyspozycji zaledwie dwie wskazówki do dyspozycji jest twoim starszym, przyrodnim bratem. Wpuścił go do mieszkania, orientując się, że nie ma miejsca w którym mógłby ugościć kogoś starszego od siebie, nie zmuszając go do siedzenia na materacu lub przy plastikowym stoliku w salonie. Nie zakładał takich wizyt, dlatego w niewielkiej przestrzeni kuchennej czytał list wręczony Holdenowi przez jego matkę, gdzie zwierzała się z tego jak ojciec Shelby’ego zdradził ją. Ojciec Shelby’ego będący jednocześnie jego ojcem. Z rezerwą przyjrzał się mężczyźnie przed sobą, ale w jego spojrzeniu było również szczere zainteresowanie. Tak jakby chciał się przekonać, że jest w jego twarzy coś, co mogłoby stanowić namacalny dowód, że istniało pokrewieństwo. Najgorsze było, że je dostrzegał w pociągłości twarzy i jej kształcie, a nawet w podobnych ustach. Najpierw sądził, że może coś sobie wmawia, bo chce to jakkolwiek zracjonalizować, ale z każdym kolejnym spotkaniem upewniał się w tym, że zbieżności istniały. Był przyzwyczajony do myśli, że ma jedynie matkę. Dziwnie jest mu zmienić percepcję i uświadomić sobie, że nie jest jedynie efektem niepokalanego poczęcia. Oczywiście, że tak nie było. Każdy wie, że dziecko to wynik pracy zespołowej dwójki osób, mężczyzny i kobiety. Tylko Edgar nie miał świadomości kim ów mężczyzna był, a wszelkie pytania były urywane natychmiastowo. Ramona nie chciała opowiadać o tej osobie, irytowała się tym tematem i marszczyła ciemne, proste brwi w złości, gdy ktokolwiek próbował drążyć ten temat bardziej. Nigdy nie była chętna do opowiadania o tym, co wydarzyło się dwadzieścia dwa lata temu, a on musiał zaakceptować ten stan rzeczy. Dopiero niedawno podjął kolejną próbę. Tym razem nie mogła uciec tak łatwo. — Ta, pewnie tak. Trzeba się przewietrzyć i inne takie — przyznaje mu rację, odkładając torbę na bok i niepewnie patrzy prosto na swojego rozmówcę. Utrzymywanie kontaktu wzrokowego przychodzi mu z trudnością, ale podobno trening czyni mistrza, dlatego wychodzi ze swojej strefy komfortu nieco na siłę. — Gorzej tylko z oddaniem rzeczy dla wydawnictwa… Wiesz, chcieliby jakiś konkret do nowego numeru, a ja nie chcę wyskoczyć z kolejnymi bajeczkami. Nie zaakceptują byle czego, a każda taka publikacja to argument po mojej stronie, jeśli w końcu przyjdę do wydawnictwa z pomysłem na powieść. Opowiadania w konwencji horroru pisane przez Edgara nie zawsze korzystają wyłącznie z klisz do jakich przywykli czytelnicy książek lub widzowie filmów. Wyskakujące straszaki to nie jest coś, co działa w słowie pisanym, a podążając za pomysłami Stephena Kinga szybko dostrzegł, że każda z codziennych rzeczy osadzona w nietuzinkowym kontekście może stać się elementem przerażającym. Nie kopiuje pisarza, ale stara się szukać podobnych pomysłów, by krótka forma literacka mogła zawrzeć w sobie wszystko, co sprawi, że opowiastka dostarczy dreszcz odpowiednich emocji. Jeśli nie stracił swojej kolumny w magazynie, musiał zadbać o to, by jego kolejne teksty były równie dobre, co wcześniejsze. — Nie, nie można tutaj palić, co ty — zaprzecza szybko, nie chcąc narazić ich na złość kelnerki, która niemalże tanecznym krokiem przemierza salę z talerzami pełnymi burgerów i makaronów z serem. Mac & cheese pachnie zachęcająco, ale nie tak dobrze jak smażone chipsy bekonowe, dlatego nie rezygnuje z wcześniejszego zamówienia. Mimowolnie uśmiecha się na słowa Holdena o dwóch burgerach. — Głównie tutaj jadam po zajęciach na uczelni, nigdzie indziej nie jest tak tanio… No, i przynajmniej mam pewność, że nie dostanę zatrucia pokarmowego jak w tym chińczyku na starówce. Nie zaufam już temu kurczakowi. Śmieje się pod nosem zanim podejdzie do nich ponownie kelnerka. — Co się tak przyglądasz Betty? — mruczy cicho pochylając w stronę brata. — Jest ładna, ale ma chłopaka. Przychodzi do niej do pracy. Zawsze robi mu pancakes z serduszkiem z sosu czekoladowego na wierzchu — parska z rozbawieniem pocierając piegowaty nos. Edgar zawsze widzi więcej i nic mu nie umknie. Gromadzenie informacji o ludziach to bardzo przydatna umiejętność, dlatego nawet tutejsze kelnerki nie uciekły przed przenikliwym spojrzeniem Boswella. Wspomnienie znanej mu wyłącznie ze słów Shelby’ego ojcowskiej figury wyrywa mu odrobinę tego dobrego humoru, jaki wywołała w nim opowieść o rzekomym partnerze tutejszej pracownicy. — Gdzie on w zasadzie stoi? W sensie… Nigdy o tym nie wspominałeś — bo nigdy nie pytał. Przy tej okazji nawiązał do tajemniczego domu, stukając palcami o blat stolika w czarno-białą kostkę. — Uda ci się na spokojnie ze wszystkimi terminami. Na pewno. Jak ja wyrabiam się jakimś cudem, to czemu miałoby tobie nie wyjść. Mnie jedynie teraz goni esej z poezji. |
Wiek : 22
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry, Saint Fall
Zawód : karawaniarz, student literatury, pisarz
Shelby, stojąc na progu mieszkania swojego brata, cofnął się o krok, gdy ten otworzył mu drwi. Cofnął się, bo został złapany w sidła zaskoczenia. Edgar wyglądał zupełnie, jak ojciec w mdłości, a przynajmniej takie było pierwsze wrażenie perkusisty po zobaczeniu ledwie trzech zdjęć mężczyzny z tego okresu. Jedyna, wyraźną różniącą, był ciut ciemniejszy kolor skóry dwudziestodwulatka. Nawet wargi wykrzywił w podobny sposób, co uzmysłowiono Holdenowi, że trafił pod właściwy adres, chociaż to nie rozwiązało wszystkich jego problemów. Nie wiedział, jak go przekonać, że nie ma wobec niego złych intencji, gdy został wpuszczony go do środka, czemu towarzyszyła temu widoczna w spojrzeniu podejrzliwość. Ostatecznie rozmowa, która się między nimi wywiązała, przełamała pierwsze wątpliwości. Im dłużej spędzał czasu z Edem, tym mocniej utwierdzał się w przekonaniu, że byli tacy rożni i jednocześnie tacy podobni. Holden ma wrażenie, że gdyby porównać zawartość ich szaf, najprawdopodobniej, po ich nawet pobieżnej weryfikacji, okazałoby się, że ich gust pokrywa się nawet w tym aspekcie. - Nadal tylko po części oswoiłem się z myślą, że pisarz, ukrywający się pod pseudonim Glower, to mój brat - posyła mu szeroki uśmiech. Jako wielbiciel książek grozy, natknął się na twórczość Glowera rok temu i od tamtej pory śledził przebieg jego kariery, wyczekując z niecierpliwieniem chwili, kiedy na półkach w księgarniach pojawi się powieść napisana jego piórem. "Znasz Glowera? Tutejszy lokalny wydawca publikuje jego opowiadania. Koleś jest świetny", powiedział pewnego razu, kiedy dowiedział, że Boswell podziela jego pasję do gatunku grozy. Teraz, mając go blisko obok siebie, miał informacje z pierwszej ręki. – Nie wspominałem cię o tym, ale "Upiór w szafie" zainspirował mnie do stworzenie kilku kawałków. Za każdym razem, gdy wracam do tego opowiadania, mam gęsią skórę. Do kiedy masz deadline? Może odwiedzenie kilku miejsc rodem z horroru cię natchnie? W Massachsetts jest parę takich miejsc, wiec jak będziesz gotowy poświęcić cały weekend na taką wycieczkę, wiesz, na jaki numer zadzwonić. I daj mi znać, jeśli za dużo gadam. Czasem ten słowotok jest silniejszy ode mnie. Mówi za dużo. Jest tego świadom. Chce nadrobić czas, który stracili, nie wiedząc o swoim istnieniu. Chce go poznać i być dla niego starszym bratem, na jakiego zasługuje, ale jednocześnie nie chcial się narzucać, zajmować mu niepotrzebnie czas, dlatego daje mu tyle przestrzeni, ile potrzebuje i nie zawsze wychodzi z inicjatywą - czasem czeka, aż Boswell zapragnie jego towarzystwa. Tak, jak dzisiaj, gdy zaproponował wspólny wypad na jedzenie, pomiędzy zajęciami. Nie wolno tutaj palić przyjmuje z widocznym na ustach rozbawieniem. Paczka Winstonów ciężąca mu w kieszeni musiała poczekać na lepsze czasy. - Nie mów mi nic o chińczyku. Raz nabawiłem się takich niestrawności, że złożyłem Lucyferowi obietnice, że już nigdy nie wydam nawet pół dolara na ich przysmaki. Uśmiech na jego ustach staje się pełniejszy. Rozluźnienie, jakie zauważa w zachowaniu Edgara, chociaż traktuje z dozą ostrożności, napawa go nowymi pokładami entuzjazmu. - Po prostu jest na czym oko zawieść - śmieje sie – a co? Wolisz, żebym tobie poświęcał całą uwagę? - dodaje żartobliwie, odrobinę zadziornie, z rozbawieniem słyszalnym głosie. Chociaż odnotowuje informacje, że Betty ma chłopaka, jego spojrzenia nadal odnajduje jej sylwetkę, gdy znajduje się w jego polu widzenia. Chłopak to nie narzeczony. Poza tym nie ma wobec Betty żadnych planów. I sos czekoladowy nie może się równać ze słodką konsystencja syropu klonowego. – Pod lasem, w Cripple Rock. Cisza, spokój. Idealna miejscówka, jeśli chcesz odpocząć od zgiełku miasta i pobyć sam na sam z własnym myślami, albo zanurzyć się w objęciach weny twórczej. To około dwadzieścia minut motocyklem drogi stąd. Mogę cię tam zabrać. Masz do niego takie same prawa, jak ja. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : perkusista, kompozytor
Edgar Boswell
Mimo upływu miesięcy, Ramona Boswell dalej nie była świadoma, że jej syn zna prawdę dotyczącą swojego ojca. Nie wątpi, że gdy Murray Shelby jeszcze żył, musiała wiedzieć, że wrócił do miasta, być może nawet spotkała się z nim kilkukrotnie. Czy mężczyzna domyślał się, że był jego synem? Kobieta mogła równie dobrze utrzymywać, że żadnego syna nie ma, jego istnienie mogłoby umknąć z łatwością. Nie musiałaby się z niego tłumaczyć dawnemu kochankowi, który zamiast zajmować się żoną i dzieckiem, wolał bawić się z nastolatkami; zwyczajowo nie lubiła tłumaczyć się z niczego, nawet własnemu ojcu, gdy ją o to prosił. Edgar również zdołał się o tym przekonać, ale przez jego głowę przechodziła raz na jakiś czas myśl, że wyłożenie tych faktów na stół mogłoby zmusić ją do mówienia. Kiedyś będzie musiał. Teraz skupiony jest na czymś innym. — A tam, pisarz... — uśmiecha się zakłopotany. Sam nie określa się w ten sposób, stwierdza tylko – w bardzo neutralny i pokorny sposób – że lubi pisać. To coś, co sprawia mu radość od wielu lat. Na ten moment bardziej pasja niż faktycznie zajęcie, poza tym nie osiągnął jeszcze nic poza rubryką w pisemku po wygranym konkursie. Dlatego musiał skończyć studia jak najszybciej, by w pełnym wymiarze poświęcić się pisaniu i walczyć o listy sprzedaży. Chciał cieszyć się tak dużą popularnością, by literatura była jego pełnoetatowym zajęciem. — Daj spokój, nie gadasz za dużo, Holden — próbuje się zaśmiać. To nie starszy mówi za dużo, a Edgar zdecydowanie za mało. Czasami to sobie wypomina. Ma wrażenie, że wypada na mało zainteresowanego Shelbym, co nie jest w żadnym stopniu prawdą. Dlatego próbuje wykrzesać z siebie znacznie więcej entuzjazmu, byle pozbyć się tego odczucia. — Dobrze to słyszeć, że aż tak ci się podobało… Które kawałki dokładniej? I jasne, możemy pojechać. Jak tylko dostanę wolne w zakładzie pogrzebowym, a to zależy od tego jaki będzie ruch. Ostatnio… ostatnio byłem ciągle potrzebny, zresztą sam rozumiesz. Urywa w strategicznym miejscu, nie musi kończyć. Wiadomo, do czego pije. Kiedy zdołał się dowiedzieć, że Holdenowi nic się nie stało, ucieszył się. Znaleźć się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze nie jest niczym trudnym, ale skoro ich obu ominęły nieprzyjemne okoliczności ostatnich dni lutego, to mogli puścić to w niepamięć. Nawet jeśli okoliczności są co najmniej zastanawiające. A gdyby tak zainspirować się właśnie tym…? — Moja znajoma z pracy powiedziałaby ci, że po prostu źle trafiłeś… Nawet jej wierzę, to chyba ten typek z tutejszej knajpy dodaje za dużo czegoś. Może to glutaminian. Taki biały proszek. Podobno w Chinach używają tego na potęgę, żeby smak poprawić. Mógłbym się w to zaopatrzyć w domu, może wtedy moje jedzenie byłoby zjadliwe — mruczy, krzywiąc się nieco. Nie było żadną tajemnicą, że Edgar nie najlepiej radzi sobie w kuchni. Nie bez powodu był stałym bywalcem tej restauracji. Na słowa brata uniosi brew do góry, a potem zerka w kierunku Betty w firmowym fartuszku z falbanką przy spódnicy. Dziewczyna jest młoda, nie może być starsza niż dwadzieścia sześć lat. Przykuwa uwagę wszystkich, nie raz też przyciągała niewybredne komentarze, ale nigdy nie odpowiadała w ostrzejszy sposób. Pewnie dlatego, że jest po prostu zbyt miła. Widać to po jej uśmiechu, kiedy przynosi im zamówienie, sunąc ochoczo z tacą na przedramieniu. — Dziękujemy — mówi nieco głośniej i przysuwa do siebie talerz. Faktycznie, Betty była ładna, ale Edgar nie jest zainteresowany. Ma na głowie inną osobę, skąd nie komentuje w żaden sposób stwierdzenia Shelby’ego dotyczącego wyglądu kelnerki. — Brzmi dobrze, ale… Tam w ogóle coś zostało? — pyta nieco zdezorientowany nim zabierze się do jedzenia. — Znaczy… Na pewno coś jest! W końcu mówisz, że tam mieszkałeś. Po prostu pytam z ciekawości. |
Wiek : 22
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry, Saint Fall
Zawód : karawaniarz, student literatury, pisarz
- Pisarz. Tam nie ma miejsca na "a tam" - uśmiecha się w ramach otuchy.- Przy mnie nie musisz zachowywać pozorów skromności - dodaje, chociaż to nie są pozory, dlatego pomiędzy swoje słowa Holdena wkłada nutę szczerego rozbawienia, które kontrastuje z grymasem zakłopotanie widniejącym na obliczu Edgarda. Czasem nie wie,j ak prowadzić rozmowę. Czasem nie wie, jak do tego trafić. Czasem ma wrażenie, że jest zbyt napastliwy. Czasem wydaje mi się, że Boswell jest przytłoczonym potokiem słów, jakim go zalewa. Dotychczas nigdy nie był starszym bratem. Uczy się tego krok po kroku. W końcu sam, na własną odpowiedzialność, podjął decyzje, by zapukać do drzwi jego mieszkania, z czym właściwie zwlekał pół roku. Raz, stojąc przed fasadą budynku kamienicy, w której Edgar mieszkał, wycofał się w ostatniej chwili, gdy sięgał dłonią po klamkę. Wiedział, ze nie nadrobią dwudziestu dwóch lat w jednej wieczór, ale co jeśli nigdy tego nie narobią? Wątpliwości zatruwały jego myśli. – Każdy - mówi bez namysłu, bo mógł się utożsamić z tym, co przeżywał główny bohater, gdyż, będąc dzieckiem, sam pielęgnował w sobie podobny lęk, lecz w jego przypadku nie był skupiony wokół szafy – ale najbardziej punkt kulminacyjny, kiedy Billie w końcu podjął decyzje, by skonfrontować się z własnym lękiem i otworzyć szafę. - Na rysy jego twarzy pada cień zachwytu. – Nadal, od czasu do czasu, do niego wracam, choć został opublikowany półtorej roku temu. - Zatem zrozum, Ed, że masz wielki talent, chce dodać, ale tym razem zachowuje ten komplement dla siebie. Nie chce brata zawstydzić. – Daj mi znać, kiedy dostaniesz wolne. Mój harmonogram jest dość plastyczny, wiec łatwo dostosuje go do twojego. - Lekki uśmiech, który jeszcze chwile temu kołysał kącikami ust, zostaje przygaszony ciężarem edgarowych słów. – Chcesz o tym porozmawiać? - pyta ostrożnie, niepewnie, spojrzeniem nurkując ponad ramię Boswella. Nie musi kończyć. Wiadomo, do czego pił. Kiedy zdołał się dowiedzieć, ze Edgar nie znalazł się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej godzinie, westchnienie ulgi przecięło powietrze. Nawet, by to uczcić, chociaż ogrom tragedii, który spłynął na miasto, nie sprzyjał świętowaniu, dostarczył pod drzwi jego mieszkania pizzę. Nie potrafił sprecyzować uczuć, jakie mu wówczas towarzyszyły. Chyba najzwyczajniej świecie chciał się przekonać na własne oczy, że jest cały i zdrowy. - Pewnie tak, ale póki co mam dość ryzyka. Po tych wariacjach żołądkowych, co je miałem przez ten - waha się przez chwilę – glutaminian, nie polecam. Wiesz, kubki smakowe oszukasz, ale żołądka niekoniecznie. Myślisz, że antytalent kulinarny jest przekazywany w genach? - rozbawienie znowu obejmuje jego usta i spojrzenie. Holden, podobnie jak Edgar, nie najlepiej radzi sobie w kuchni. Nie bez powodu odwiedził niemal wszystkie knajpy i restauracje w tym mieście. Betty jest obiektem zainteresowania Holdena tylko przez chwile, bo zaraz jego wzrok skupia się na innym elemencie otoczenia, który jest mu zdecydowanie bliższy. Ekspresja twarzy Edgara niezwykle go fascynuje, studiuje go wytrwale, natarczywie mu się przypatrując, chociaż temu zabiegowi nie towarzyszą złe intencje. Chce go poznać. Wybadać, co wywołuje u niego radość, irytacje, złość. Powoli. Dzień po dniu. Miesiac po miesiącu. - Dziękujemy - wysyła kelnerce ciepły uśmiech, który zostaje odwzajemniony. Odchodzi, ale tym razem Shelby nie wodzi za nią spojrzeniem, lokuje go na siedzącym na przeciwko Edgarze. – Zadbałem o to. Zostało. Jest w pełni wyposażone. Obecnie tam pomieszkuję, ale powoli dojrzewam do decyzji, by wynająć coś w mieście. Bliżej do teatru. - I ciebie, dodaje w myślach, niewerbalnie. – Wiec także możesz z niego korzystać. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : perkusista, kompozytor