First topic message reminder : Pradawna polana Polana znajdująca się już na obrzeżach gęstego, pradawnego lasu. Jest to jedno z nielicznych miejsc w tym lesie, gdzie drzewa nie rosną gęsto na sobie, przez co często jest używany przez śmiałków jako miejsce na kamping. Mimo wszystko nie jest to miejsce tłumne i większość osób przychodzi tu odpocząć od ludzkiego towarzystwa. Podobnie jak w całym lesie, krążą legendy, jakby miało tu żyć stado barghastów, które pół wieku temu uciekły z Rezerwatu Bestii w Hellridge, jednak rzadko kiedy zapuszczają się aż tak na obrzeża gęstych terenów. Jeśli, oczywiście, naprawdę tu mieszkają. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
Milczenie bywa złotem. Nie zawsze tym spływającym z jej oczu, ani nawet błyszczącym w zawieszonej na skórze biżuterii. Czasami milczenie jest odpowiedzią, równie wymowną, co krótkie tak lub nie. Jego milczenie oznacza tak, byliśmy znajomymi. Czas przeszły z pewnością mile przez niego widziany. Shirley przeżuwała i wypluwała swoich mężczyzn nie tylko w wodzie. Bycie z nią było ciężkie — widziała to po Paulu, który choćby starał się, ile mógł, ostatecznie musiał ratować samego siebie. Żałowała jedynie, że nie zabrał jej wtedy ze sobą. Żegnając się z nim w holu, obiecywała mu, że nie jestem duża. Zmieszczę się do twojej walizki, tylko weź mnie ze sobą. Jej milczenie również jest odpowiedzią. Znajomości jej matki nie są dla niej atrakcyjnym tematem do rozmów. Nazwisko wypływa z jego ust szybko i gładko, wraz z uśmiechem, który albo świadczy o wysokiej skuteczności lamentu, albo wyjątkowej dumny z tego nazwiska. Lyra skłonna jest uwierzyć w obie wersje wydarzeń. Verity przecina powietrze między nimi, a ona nie potrzebuje dużo czasu, aby skojarzyć nazwisko z rodziną. Kręgowce mają specyficzny odór zepsucia, nieważne, gdzie się ich spotka. Mijane przez nich drzewa są jedynymi świadkami tej rozmowy. — Mhm, jesteś prawnikiem? — wątpliwe; prawnik oznajmiłby to w drugim zdaniu. Wiedziała jednak, że na Starym Mieście znajduje się kancelaria ze złotymi literami tej rodziny nad wejściem. Nie, żeby było ją stać na prawnika od Verity. Jej był przydzielony z urzędu i — wielkie zaskoczenie — niekoniecznie znał się na tym, co robił. Jak inaczej wytłumaczyć fakt dwunastogodzinnego przesłuchania w przypadku zgonu, który został później stwierdzony jako z przyczyn naturalnych? Pewnie gdyby nie Williamson, siedziałaby tam kolejne dwanaście. Tak; nie; nie ruszaj się. Nie mógł być prawnikiem; za mało pierdolił. — Pani* — poprawiła go, kładąc wyjątkowo mocny nacisk na właściwy zaimek. — Jeśli już chcesz używać form grzecznościowych, to nie używaj tych infantylnych. Dwadzieścia siedem lat to już za dużo, aby być nazywaną panną. Jeśli liczył, że będzie do niego mówić per pan, to nie był zbyt dobry z matematyki. Jeśli liczył, że kręgowe nazwisko ją onieśmieli, to tam gdzieś na polanie leżał zepsuty kalkulator. Bycie nazywaną panną w jej wieku oraz po bardzo publicznie zakończonych zaręczynach, było już jedynie obraźliwe. Zresztą, niespecjalnie podzielała pogląd, aby czyjś (kobiety) stan cywilny był na tyle ważny, aby podkreślać go na każdym kroku. Mężczyźni nie musieli się z taką łatką mierzyć, czemu więc kobiety? — Jestem. Zawsze unikasz odpowiedzi na zadawane pytania? Mogliby w tę grę grać bardzo długo. *Lyra ma tutaj na myśli zwrot "Ms./mizz". Z braku polskiego odpowiednika, użyto słowa "pani" (przyp. tłum.). |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Szybciutko zostawiła temat matki, jak wygodnie. Dużo to Sebastianowi mówi, nawet jeśli nie prosił się o te informacje. Nie lubi słuchać o nieszczęśliwych dzieciach, myśleć o rozbitych rodzinach i o cierpieniu małoletnich. Teraz temat również nie wypływa, ale sama znajomość z Shirley pobudza wyobraźnię Sebastiana. Jeśli nic się nie zmieniła od ich raczej oschłego rozstania, to dziewczyna, z którą właśnie rozmawia, musiała mieć paskudne dzieciństwo. Nic dziwnego, że nie ma w sobie ni krzty szacunku do starszych i to ze znamienitszej rodziny, której za sam wkład w społeczność należy się respekt. Ale Sebastian spotkał w swoim życiu tylu krnąbrnych i pyskatych gówniarzy, że już dawno przestał zwracać uwagę. Czy jest prawnikiem? Nie. — Tak. — Jeszcze chwila i zacznie bawić go ten kabaret. Zerka na nią z rozbawieniem, gdy wyniośle poprawia użyty przez niego zaimek. Pani, srani. Widać, że kobiece geny są w tej rodzinie silne, bo czuje się, jakby cofnięto go o te niemal trzydzieści lat i utknął na spotkaniu z Shirley. Dwadzieścia siedem lat. Wygląda młodziej. Używa nazwiska panieńskiego i ma prawie trzydzieści lat. Jak na jego znajomość etykiety (a ta ma się dobrze), to zdecydowanie rozmawia z panną, nie żadną panią. Dlatego raczy ją ledwie roześmianym spojrzeniem i lekceważącym pouczenie uśmiechem, bardziej zajęty spalaniem papierosa niż dyskusją nad tym, jak powinien się do niej zwracać. Nie jest czytelnikiem Zwierciadła, żeby wiedzieć, że w ogóle była zaręczona. A za czyją śmierć pozywali ją o to morderstwo – tego nie wie. Choć uśmiech gra na jego ustach, to gra krótko, bo gdy tak na nią patrzy, dopada go nagła świadomość. Używa nazwiska panieńskiego i ma prawie trzydzieści lat. Uśmiech blednie, a spojrzenie lekko się ożywia, nabierając ciężkiego do nazwania wyrazu. Zastanowienie, zwątpienie, strach? Nie zna historii rodziny Vandenberg na tyle, by wiedzieć, że dzieci nierzadko przejmują nazwisko po matce, nawet jeśli ta jest zamężna. Ta nieświadomość podsuwa Sebastianowi przekonanie, że albo ojciec nie uznał swojej córki, albo nie wiadomo, kto nim jest. Dawał jej mniej lat, ale ma prawie trzydzieści. Prawie trzydzieści lat temu spotykał się z Shirley. Kiedy dokładnie? Nie pamięta, musiałby pomyśleć. Ale czy to ważne? Zapewne nie, Shirley spotykała się z wieloma mężczyznami, nawet jeśli w tych dobrych momentach szeptała mu do ucha, że jest wyjątkowy. Czy zawsze unika odpowiedzi na zadawane pytania? Miało to pozostać niewiadomą. — Zadaje pani dużo pytań, pani Vandenberg — zauważa znów, przystając, by zgnieść butem rzucony pod nogi niedopałek. „Pani” wcale nie brzmi w jego ustach jak coś dobrego, lecz jak wyraźna kpina. Nawet wypowiedziane zupełnie neutralnym tonem. Lekki uśmiech mówi za niego. — Gdzie podziała się obawa, że mogę być seryjnym mordercą? |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Protektor
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
Pełne zaskoczenia yhm wybrzmiewa między nimi. Być może się pomyliła; może nie każdy prawnik najbardziej lubi dźwięk własnego głosu. Mężczyzna ma w sobie wystarczająco arogancji, że jest naprawdę skłonna uwierzyć, że swoje dnie spędza w sądach. Dlaczego więc swoje noce w lasach? Nawet przy kiepskim oświetleniu, gdy wypalony papieros znika pod butem, jest w stanie dostrzec, że jej poprawienie go wywołuje jedynie rozbawienie. Była przyzwyczajona do tego, że niespecjalnie traktowano ją poważnie. Gdyby za każdym razem, gdy słyszała, aby wykorzystała swoją ładną buzię do czegoś przyjemniejszego niż gadanie, dostawała dolara, to te pięćdziesiąt, które znalazła, nie wywołałoby na niej aż takiego wrażenia. Wyjątkowo jednak nie lubiła być uciszana. Panieńskie nazwisko było nawykiem; nawet Shirley, zamężna już trzy razy, wciąż przy nim tkwiła. Było to coś, do czego nawet mąż numer trzy, Jack, nie mógł jej przekonać (choć próbował). Nazwisko było dla kobiety ważniejsze, niż jej własna córka. Paskudną ironią był fakt, że Lyra to zdanie podzielała. Dla Aarona również nie planowała go zmieniać. Lyra nigdy nawet nie myślała o tym, czy jej biologiczny ojciec protestowałby nad nazwiskiem, które jej dano. Być może dlatego, że nauczyła się już nie myśleć o nim wcale. Równie dobrze mógłby być dla niej anonimowym dawcą nasienia. Obcą twarzą w tłumie ludzi. — A ty — ty; nie pan. Ważna część zdania. Skoro on planuje drwić z jej życzenia nazywania siebie panią, ona będzie drwiła z jego przywiązania do formalnych zwrotów. — na niewiele z nich odpowiadasz, więc się wyrównuje. Mogłaby znowu pomóc sobie lamentem; opuszki palców schowanych w kieszeniach rąk aż rwały się, by znowu spróbowała. — Zdecydowałam się przyjąć scenariusz, że gdybyś chciał mnie zabić— Jedno zdanie i mogłaby dowiedzieć się bardzo dużo. Jedno powiedz, co robiłeś na polanie i dowiedziałaby się wszystkiego. Wątpiła jednak, aby była w stanie zrobić to tak subtelnie, jak do tej pory. — to byś nie próbował w tym przeszkodzić wilkowi. W sumie to dalej nie podziękowałeś mi, że uratowałam nam przed nim dupę. Wymagałoby to trochę więcej mocy. Może przy innych okolicznościach, może gdyby się trochę rozluźnił— Najpierw próba. — Możesz w ramach podziękowania mi powiedzieć, co taki ważny adwokat od Verity — ten gorszego rodzaju; bez pysznego nadzienia w środku. — robił na polach? Udzielałeś komuś pilnej porady prawnej? Może Gorsou potrzebował zapytać, co prawo kościelne mówiło o ukrywaniu śmierci upadłego anioła. Sama była ciekawa, jak bardzo wszyscy obecni mieli tam przejebane, gdyby tylko czarna gwardia dowiedziała się, co tam zaszło. |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Każdy niemądry gówniarz sądzi, że brak szacunku do drugiej osoby daje mu przewagę, wynosi na wyimaginowany piedestał. Tym wyedukowanym i przyzwoitym dzieciakom, nawet w zażartej dyskusji, zwyczajnie wstyd byłoby zwrócić się do dwadzieścia lat starszej od siebie osoby per „ty”. Młodzi dorośli pokroju Lyry muszą się do tego posuwać, bo brak im innych argumentów, by nie poczuć się przygaszonymi i przyszpilonymi do ściany przez rozmowę z kimś bardziej doświadczonym i mądrzejszym. Muszą sobie jakoś radzić, a ponieważ jest to ledwie system obronny, Sebastian nigdy nie próbuje pozbawić ich tej tarczy. Gdyby miał się oburzać na każde „ty” od byle podlotka, to by już zszedł z nerwów i gryzł piach. Śmieje się cicho, jakby właśnie prowadził przyjacielską rozmowę z dobrym znajomym, z którym zwykł się niewinnie przekomarzać. — Dziękuję, pani Vandenberg, gdyby nie pani zaciętość w powtarzaniu nieudanych czarów, z pewnością już byłbym martwy. — Kłania się uniżenie z dłonią na sercu, korzystając z tego, że akurat zatrzymują się na skraju polany, skąd widać już parking i czekającego tam, pożyczonego od ojca, Mercedesa. Zerka na zegarek na swoim nadgarstku, z pozoru jedynie połowicznie słuchając następnego pytania Lyry. Tak, oczywiście, że może powiedzieć, czemu miałby tego nie zrobić? — Nie, przyszedłem na pogrzeb przyjaciela. — Sprawdziwszy czas na zegarku, wsuwa dłonie do kieszeni, by wymacać w nich kluczyki do auta, a młodą aktorkę obdarza lekkim, niewinnym uśmiechem. — Chętnie pogawędziłbym dłużej, droga pani, ale czas goni — to rzekłszy, skłania jej kulturalnie głowę i obraca się na pięcie, robiąc dwa kroki w stronę auta. Zatrzymuje się jednak jeszcze na chwilę i obraca twarz w stronę dziewczyny. — Hej — zgarnia jej uwagę — wspomniałem, jak bardzo wdałaś się w matkę? — pyta z tą samą serdecznością na twarzy. Każdy niewtajemniczony uwierzyłby mu, że widzi to jako komplement, choć w rzeczywistości jest przekonany, że nawet własna córka Shirley powinna dostrzec w tym obelgę. Jeśli to nie zmusi jej do zastanowienia się nad swoim temperamentem, to na wychowanie już za późno. Ale co miałoby to obchodzić Sebastiana? Nie jego córka, nie jego problem. Pewnie i tak niedługo zginie, jak każdy głupi gówniarz, pakujący się w bagno, którego nie jest w stanie pojąć. Zwieńczywszy ich małą potyczkę tymże retorycznym pytaniem, podejmuje dalszą drogę do auta, choć jego czujność spada tylko z pozoru. Wsłuchuje się w ruchy za sobą, gdyby jednak Lyra Vandenberg miała okazać się nie-takim-niewiniątkiem, gdy tylko wróg obraca się plecami do niej. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Protektor
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
TW: zasugerowana przemoc seksualna wobec nieletnich Każdy zadufany w sobie facet sądzi, że szacunek mu się po prostu należy. Jakby wiek i płeć dawała powód, aby spoglądać na kogoś z góry. Verity, imię nieznane, miał dodatkowy powód, aby tak sądzić; nazwisko. Z pewnością czuł się przez nie lepszy, wyjątkowy z powodu, który w ogóle nie zależał od niego. To, że był mężczyzną, oznaczało tylko tyle, że jeden chromosom zmienił literkę. To, że był starszy, oznaczało tylko tyle, że miał na tyle wygodne życie, że jeszcze nie umarł. To, że miał tak na nazwisko, oznaczało tylko tyle, że ktoś mu je przy narodzinach nadał. Nic z tego nie było składowymi szacunku. Starsi dorośli pokroju Sebastiana musieli wymuszać szacunek, bo zapomnieli już, jak tak to jest, gdy trzeba na niego zapracować. Bo nie musieli na niego pracować — pewnie, tak jak wszystko inne w jego życiu, po prostu spadło mu to do rąk. Pewnie nie musiał się martwić pracą po studiach — nazwisko ojca nad kancelarią załatwiało robotę. Gdyby miała obstawiać, to pewnie niespecjalnie wiele drzwi w jego życiu zamykano mu przed nosem. Jego cichy śmiech jest obcym dźwiękiem; nawet tutaj, na obrzeżach lasu, gdy cywilizacja już nieśmiało zagląda im zza ramienia, a samotna lampa na parkingu oświetla twarze. Z bardzo dobrym więc widokiem, obserwuje jego małe przedstawienie. Dramatycznie. Mogłaby nawet być pod wrażeniem, gdyby nie— — Byłbyś — potwierdza, decydując się zignorować jawną prześmiewczość w jego głosie i gestach. Chcesz przedstawienie? To patrz teraz. — Gdyby nie twoja niezwykle urocza osobowość, to byłoby mi nawet szkoda, że również padłeś ofiarą zaklęcia. Sama walczy z odruchem, aby spojrzeć na własny zegarek. Ten pokazywał raczej mapę nieba, nie godzinę, ale nie chciała stać tak i patrzeć na niego bez większego celu. Dziwnie się uśmiechał. Jakby znajomo. — Ciekawych masz przyjaciół — komentuje jedynie. Ona również. W końcu śmierć Erosa była i dla niej pewnego rodzaju smutkiem. To nie on był odpowiedzialny za to, co wydarzyło się na plaży w Maywater, wręcz przeciwnie — jak się okazało, stali po jednej stronie. Oni kontra Gabriel. Skoro mężczyzna nazwał Erosa swoim przyjacielem, to z pewnością nie był potajemnym sługą koleżki z nieba. Wyszli z lasu, więc przybrał na siebie kostium dobrych manier, nawet jeśli były aż bezczelne w swojej oczywistości. Aż się z tego powodu uśmiechnęła; byłoby to dokładnie coś, co ona by zrobiła, gdyby— Wspominałem, jak bardzo wdałaś się w matkę? Uśmiech gaśnie, jak przygnieciony palcami płomień świecy. Zacisnęła pięści, wbijając paznokcie w poduszki dłoni tak mocno, że z pewnością zostaną po nich ślady w kształcie półksiężyc. Podobne, które miała na nogach, od boleśnie wyrywanych łusek. Shirley na córce nie zostawiła śladów; z pewnością żadnych, które byłyby namacalne. Te blizny skrywane były głęboko pod skórą, zadawane milczeniem, odwracanym wzrokiem czy nawet bezpośrednim przestań kłamać, gdy próbowała jej opowiedzieć, gdzie błądziła ręka Jacka podczas kolacji. Po co miałby to robić, skoro ma mnie? Nie tylko dla Lyry największą obelgą była perspektywa, że wdała się w matkę. Również ona sama nienawidziła w córce najbardziej tych cech, które ją przypominały. Nie obchodziło ją, co łączyło go z jego matką i ile razy się z nią konkretnie łączył. Jeśli sądził, że uda mu się dzięki temu zaliczyć pakiet matka/córka, to naprawdę powinien odszukać ten kalkulator i wsadzić go sobie głęboko w— — Hej — wraz z głosem była uniesiona do góry prawa dłoń oraz palec. — serdecznie i z głębi serca — pierdol się. Środkowy. Odwrócenie się na pięcie jest szybkie, a wejście do auta gniewne. Gdyby odjeżdżała stąd właśnie z piskiem opon, to nie byłby to przypadek. wszyscy z tematu |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów