First topic message reminder : MIĘDZY REGAŁAMI W kontrolowanym chaosie regałów, półek oraz koszów pełnych winylowych płyt nietrudno zgubić drogę do realnego świata. Między regałami rozciąga się cicha, literacka rzeczywistość, którą docenić potrafi każdy, komu nieobca jest miłość do słowa pisanego; otaczające z każdej strony książki posegregowane zostały według gatunków literackich, co przynajmniej częściowo pozwala odnaleźć się między regałami antykwariatu. Od podłogi aż po sufit rozciągają się zamknięte między okładkami historie — każdy z klientów Archaios znajdzie tu coś dla siebie i być może nawet nie dostrzeże upływu czasu, który niezwykle łatwo stracić, za jedyne towarzystwo mając drewniane półki pękające w szwach od nigdy nieumierających opowieści. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
Zacznijmy od początku. Na początku był Chaos. Któż zdoła powiedzieć dokładnie, co to był Chaos? Niejedni widzieli w nim jakąś istotę boską, ale bez określonego kształtu. Inni — a takich było więcej — mówili, że to wielka otchłań, pełna siły twórczej i boskich nasieni, jakby jedna masa nieuporządkowana, ciężka i ciemna, mieszanina ziemi, wody, ognia i powietrza. Z tej napełnionej otchłani, kryjącej w sobie wszystkie zarodki przyszłego świata, wyłoniły się dwa— — Jestem tutaj. Słowa. Bez względu na mitologię i wiarę, słowo zawsze było początkiem; tego dnia — dnia, który stał się nocą — ich brzmienie przypominało szept z samego dna ciemnej studni. Ktoś wyłączył światło świata — nie było huku, grzmotu, nawet pstryknięcia przełącznika; mrok tego rodzaju nie zapadał nawet po zaciśnięciu powiek. Esencja ciemności, dotychczas zatrzaśnięta w skrzyneczce, rozlała się po antykwariacie; tak powstał chaos. — To nic wielkiego — to coś znacznie większego — demon rozbryznął definicję czerni po ścianach, podłodze, regałach; zawiesił ją w powietrzu, więc oddychali właśnie mrokiem. — Nie mogłaś wiedzieć. Nie mógł się gniewać; po wszystkim po prostu wspólnie posprzątają. Dotyk na ramieniu był nieoczekiwany; nawet zarys ruchu nie odciął się od wszechobecnego atramentu. Ciepło — Jesteś cała? Trzask; nie byli tu sami. Łagodny grymas połączył ból właściciela z książkami — próbował nie myśleć o tym, ile szkód może wyrządzić jedna wyrwana z więzienia tabakiery istota (ile szkód po wyrwaniu z więzienia wyrządziłeś ty?). Tak było łatwiej znaleźć słowa i zachować spokój; z jednego mogli zrezygnować, ale drugie zakrawało o konieczność. — Po uwolnieniu nie powinien plątać się tu długo. Może nadrabia lata niewoli w tabakierze twojej ciotki? Skoro o tym mowa, pani Vandenberg; od kiedy zajmujecie się zaklinaniem demonów? Szept starł się w powietrzu z trzaskiem numer dwa i trzy; tym razem grymas ściągnął kąciki ust w dół i zaplątał się tam na kilkanaście kolejnych sekund. Tyle wystarczyło, żeby zsunąć się z krzesła i opaść na czworaka z bólem, który zakradł się do głowy podstępem; odsłuchanie zamierzchłej przeszłości przedmiotu zwykle smakowało materiałem, z którego go wykonano; w efekcie usta wypełniał teraz posmak zaśniedziałego metalu. — Oby nie dotarł do regału z folklorem — zaklęcie Lyry otarło się o granicę słyszalności; Orestes o demonach wiedział niewiele, ale mógł się domyślać, że nie cierpią na ograniczenia ludzkiej ułomności słuchu. — Może nie przypaść mu do gustu, co piszą o jego pobratymcach. Tako rzecze Zaratustra. Coś pod kolanami zwinęło się w bolesny rulonik; materiał jeansów odmawiał współpracy z wytartymi deskami podłogi — znał antykwariat lepiej od zawartości kieszeni własnego płaszcza. Płaszcz był zresztą tym, o co nie zdążył zapytać — podejrzenie, że demon nie musiał być tak przypadkowy, na jego wyglądał, starło kilkadziesiąt kolejnych centymetrów przebytych na klęczkach w zupełnej, nieskazitelnej ciemności. — Spróbuj po linii prostej, a potem w lewo, na schody do mieszkania. Trzask; oby demon nie odebrał tych słów jako zaproszenia na górę. Lyro, możesz wykonać rzut kością k3 na ocenienie, w co się uderzyłaś po dotarciu do skrętu w lewo: 1 — co z nami będzie, gdy znajdziemy się na zakręcie? Czas na odcinek serialu Grecki nos i syrenie czoło; zderzamy się z sobą, aż ciemność rozświetliły gwiazdki. 2 — stopień w górę był bliżej, niż oceniłaś — łupnięcie kolanem w pierwszy schodek zostawi na nim pokaźnego siniaka. 3 — przenośna fabryka prądu, czyli łokieć kontra ściana; zderzasz się z wyjątkowo twardym okazem cementu i czujesz eksplozję bólu w całej ręce. |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
Gęstniejąca z każdym oddechem zupa mroku rozrzedzona głosem; głosem spokojnym, głosem rozsądnym oraz głosem obecnym. Jestem tutaj dwa słowa, które powstałe z chaosu, nadawały mu zalążków początku. Następne było orzeczenie o winie — lub jego brak — by wszystko przykryć posypką usprawiedliwienia. Nie wiedziała — czy nie mogła wiedzieć, to sprawa na inną rozprawę — że w przedmiocie zamknięty będzie duszek z rodzaju złośliwych. Próbowała teraz wspomnieniem powrócić do niej; czy poczuła coś, wyławiając ją z wraku? Czy była cięższa o jedną duszę w środku? Czy demony mają duszę? Pokiwała głową, słysząc w głowie echo trzasku mentalnej dłoni o czoło. Ty debilu— — Tak — przeniosła gest na ciche słowa ukryte w trzasku spadających dóbr greckiego interesu. Była człowiekiem empatycznym, ale przede wszystkim, była czytelnikiem zapalonym. Każdy upadek grzbietu o podłogę bolał ją tak, jakby był jej własnym. Prawdziwym upadkiem moralności był demon, który nie posiadał szacunku dla czytelnictwa. — W tabakierze mojej— Trzask uratował ją przed dokończeniem niespójnej myśli. Na moment zapomniała o wygodnej wymówce, której używała za każdym razem, gdy tu przychodziła z eksponatem z dna — To kiepski moment, żeby zapytać, na ile ją wyceniasz? Dłoń rozłączyła się z barkiem, opierając ciężar ciała na drewnianej podłodze. Rozsądek (co?) podpowiadał, że demon był odporny na własną ciemność. Mógł być odporny na wiele rzeczy; wiele magii, więc powinni przede wszystkim wymknąć się niezauważeni. Ciche parsknięcie śmiechem nie było krokiem (kolanem) w dobrą stronę. Wyobraźnia zrobiła jednak swoje — zastanawiała się, czy Księga tysiąca i jednej nocy przypadnie mu do gustu, czy— Trzask; tym razem coś zostało wyraźnie rzucone o ścianę. Raczkowanie w stronę bliżej—określoną nabrało tempa. Nie bez powodu, jednak gdy się człowiek śpieszy, tam się Diabeł przecież cieszy. Dłonie wymacywały drogę prostą, palcami zahaczając o ścianę. Blade światło z jednej z nich wystarczyło na tyle, aby zobaczyła skręcający korytarz w stronę schodków na górę, gdy— — Kur— Połowa przekleństwa; o połowę głośniejsza, niż powinna. Bolesny prąd rozpoczął się w lewym łokciu, który napotkał ostry kant ściany. Potrzebowała całej siły woli, jaką posiadała, by nie skończyć wyzywać każdej ściany tego antykwariatu. — Jesteśmy przy schodach — wyszeptała, spinając się na pierwszy z nich. — Po lewej, trochę wyżej, masz poręcz. Z pewnością wiedział. Z pewnością mógł tę drogę przebyć z zamkniętymi oczami; wolała jednak zrobić użytego z przebijającego się przez gęstwinę ciemności światełka. Wyglądało, jakby długo nie miało pociągnąć. Orestesie, możesz wykonać rzut kością k3, aby dowiedzieć się, jakie losowe cierpienie czeka na ciebie w przyszłości: 1 — ustalono już, co się dzieje, gdy się człowiek śpieszy. Ten Diabeł mówi, że grecki nos i syrenie czoło to faktycznie ciekawe połączenie. Jedna głowa zostanie obrócona do tyłu, druga za szybko wyruszy na przód. Oboje zrobią auć. 2 — kieszenie własnego płaszcza czasami mają dziury. Źle zapamiętałeś odległość między poręczą a schodkami i uderzyłeś się o nią w czubek głowy. 3 — Demon faktycznie nie jest fanem rzeczy, które wypisuje się o jego braciach i siostrach. W naszą stronę leci jedna z książek i uderza cię prosto w pupę. Lyra wyrzuciła (o dwa za dużo, ale zignorujmy to), numer 3, a więc łokieć robi auć. |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
Farfocel na lewej dłoni, kępka kurzu na prawej, szybki przegląd grafiku w głowie i blask objawienia w zupełnym mroku — Percy. Dwanaście godzin temu — z pokerowym wyrazem twarzy i spawarką w dłoni — twierdził, że posprzątał; jego kolej na mopowanie właśnie zwijała się pod dłonią Zafeiriou starszego w lepki rulonik czegoś, czemu wolał nie nadawać w myślach nazwy. To mogła być sierść Jakuba; to mogły być gorzkie łzy demona (czy demony płaczą?); to mogło być— — Obawiam się, że właśnie straciła na wartości — ciemność połykała sylaby; dźwięki były spłaszczonymi nagraniami samych siebie — potarganą pięciolinią, na której nuty pomieszały kolejność i zaczęły wygrywać muzykę niebezpiecznie podobną do tej wygrywanej w cyrkach na pół minuty przed pojawieniem się klaunów. — Piętnaście dolarów i obraz. Antyczny teatr nie zmuszał aktorów do poruszania się na czworaka w kompletnej ciemności; wniosek płynął sam — scena debiutu Orestesa nie była nazbyt prestiżowa. — Mamy lata osiemdziesiąte. Rynek tabaki znacznie zmalał. Szeptane negocjacje dopełniały celu wizyty pani Vandenberg; tabakiera, porzucona na placu boju, w osiem dekad znacznie straciła na celowości — nic dziwnego, że posłużyła za pułapkę na demona. Te, w przeciwieństwie do tabaki, nie miały daty przydatności do spożycia. Brodząc przez mrok, kartkował listę potencjalnych kupców; dwóch staruszków twierdzących, że kiedyś to były czasy, teraz nie ma czasów; jedna młoda amatorka wszystkiego, co wygląda, jakby poszło na dno razem z załogą Titanica; mężczyzna w średnik wieku — nazwisko zatajone; zbieżność z kręgowym zupełnie przypadkowa — który szukał historycznego potencjału w każdym przedmiocie pokrytym choćby plamką rdzy. Lyra swojego kupca już znalazła; Orestes nigdy nie pytał, skąd ma przedmioty przynoszone do antykwariatu — z szafy ciotki Muriel, prawda? — i rzadko odsyłał ją z niczym, nawet jeśli ten zapomniany przez ludzkość szmaragd był tylko kawałkiem zielonego szkła wygładzonym przez słoną wodę. — Mal— Ostrzeżenie nadeszło o sekundę za późno; albo to Ores się starzał, albo antykwariat dziś postanowił ukarać go za nieokreślone grzechy z przeszłości. — —aka. Poczułem. Zderzenie czubka głowy z poręczą wypełniło spojrzenie rozbłyskiem setek maleńkich gwiazd; przez trzy, krótkie sekundy, Orestes znów widział światło. Guz zaczął rosnąć niemal wyczuwalnie — dłonie, szukające kolejnych stopni w górę, minimalizowały ryzyko ubogacenia wojennych ran o upadek ze schodów. Za ich plecami kolejny trzask zabrzmiał gniewniej niż przed momentem; demon naprawdę mógł dotrzeć do wierzeń folkloru i nie spodobała mu się podobizna samego siebie. Jak się nazywasz, przyjacielu? Po wszystkim — powinien zniknąć; może usiadł na kanapie i czyta? — wygrzebią tajemnicę jego imienia z księgi; to cenna wskazówka na przyszłość, by wiedzieć, czego unikać. Na przedostatnim stopniu — poznał po znajomym skrzypnięciu — obawę o los książek wyparła powinność gospodarza; powinien zapytać dobre trzy schodki temu. — Napijesz się kawy? Będą potrzebować energii; demon zniknie, ale burdel? Burdel jest wieczny. Rzucam 2 i mam guza na pamiątkę. |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
Powietrze — wraz z frustracją — uciekło szybko. Piętnaście dolarów to niewiele; to piętnaście butelek wina, ale w dobrych wiatrach trzy obiady. Piętnaście dolarów to nie jest opłacone ogrzewanie, czy rachunek dla tego przeklętego hydraulika, który profesjonalnie ocenił, że rura jest rozjebana i chuj. Sto dolarów się należy. Strzępek kręgosłupa moralnego uchronił go przed lamentem prosto w tego durnego wąsa. Piętnaście dolarów to— — Uczciwa cena — skłamała. Skłamała? Orestes zawsze był uczciwy, czasami nawet zbyt, a szkody, które właśnie poczynił w antykwariacie demon, były z pewnością znacznie większe niż piętnaście dolarów. Była to z pewnością uczciwa wycena problemów, które mu narobiła. Ciężko było jednak przełknąć gorycz rozczarowania; miała nadzieję, że obejdzie się bez łusek w przyszłym miesiącu, ale rosnąca lista rachunków brutalnie ściągała ją na ziemię. Tę samą ziemię, po której się teraz czołgała. Skrzywiła się na dźwięk stłuczonego Greka. Gdyby doliczył do rachunku uszczerbki na zdrowiu, to mogłaby nurkować po wszystkie tabakierki świata i się nie wypłacić. Wolała nie wystawiać cierpliwości — ani dobrej woli, by nie zadawać zbyt dużo pytań — Oresa na próbę. Antykwariat stracił światło, oni stracili na moment orientację w terenie, a ona miała nadzieję, że Zafeiriou nie straci permanentnie pamięci po starciu z balustradą. — Czarnej, w ilości dużo — elokwentnie złożone zamówienie to dopiero początek. Orestes doskonale wiedział, że Lyra nie była gościem, który odmawiał poczęstunku. Gdy miesiąc dobijał do drugiej połowy, nie tylko go nie odmawiała, co przypadkiem częściej wpraszała się w porze obiadowej. Subtelna sztuka unikania własnej lodówki nie była jej obca. Subtelna sztuka karmienia znajd należała do greckiej natury. Wraz ze skrzypieniem drzwi do mieszkania, nastała światłość. Ta jednak dziwnie tkwiła w miejscu — jakby nie potrafiła przekroczyć granicy progu i dopiero gdy Lyra go przekroczyła, słońce było w stanie przytłoczyć ją swoim blaskiem. Zmrużyła powieki, odwracając się, by upewnić, że Ores jest tuż za nią. — Ile przepraszam muszę powiedzieć, byś mi tego nie wypominał do usranej śmierci? — spytała, niezręcznym uśmiechem próbując wymusić litość. — Zanim odpowiesz pamiętaj, Ores, że śmierć nadchodzi w najmniej oczekiwanych momentach. Gdyby tylko wiedziała— Wiedziała; poniekąd wiedziała to już od końca lutego. Kalendarz, który wisiał na ścianie w jej kuchni, nie miał prawa sięgać zbyt daleko. |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
Z ciemności powstałeś, w ciemność się obrócisz; w mroku odnajdziesz siebie, a kiedy ścieżkę zgubisz — wystarczy uderzyć czubkiem głowy o barierkę przy schodach i ujrzeć konstelację obcych gwiazd. Słowa pulsowały w rytm bólu lub to ból dostrajał się do dźwięku sylab; schody prowadziły w górę, do wolności — gdyby usłyszał to gwardzista, mieliby maleńki problem natury religijnej — gdzie zza uchylanych drzwi powinna wyślizgnąć się smuga światła. — Zapytaj cioci Muriel czy nie ma czegoś bardziej na— Sprzedaż; antykwariat był miejscem historycznego sentymentu, ale Orestes wciąż nie znalazł sposobu na opłacenie rachunków ciekawostkami z życia mieszkańców antycznego Koryntu. — Czasie. Biżuteria? Zastawa stołowa? Tabakiera udowodniła, że nadaje się przynajmniej do jednego. Za piętnaście dolarów Perseus zyskał przedmiot do zamknięcia w nim demona; kiedy chaos w antykwariacie dobiegnie końca i nastanie światłość, efekty działania wyzwolonej z tabakiery nie—duszy będzie czyimś placem zabaw. Radość nie miała ceny; dziesięć lat temu był pewien, że nigdy nie zasłuży na uśmiech kuzyna — dziś każdy dzień był walką o upewnienie się, że ten nigdy nie zniknie z jego ust. Orestes zawiódł w tym postanowieniu dwudziestego szóstego lutego i wiele dni po; piętnastoma dolarami kupił dwie doby głośnych zachwytów nad możliwościami tabakiery. To prawda z katalogu oczywistych — w świetle mieszkania wyraźniejsza od wyrazy twarzy pani Vandenberg. — Filía isótēs, Lyra. Ciche miau z okolic sypialni oznaczało, że ktoś został wyrwany ze snu, ale nie czuje się zobligowany do powitania gościa; relacja Jakuba z demonami nie przestawiała — Przyjaźń to równość, powiedział Platon ponad dwa tysiące lat temu, więc dziś— Salon był w połowie kuchnią, w ćwierci czytelnią, w drugiej ćwiartce salonem właściwym; Lyra znała rys architektoniczny mieszkania nad Archaios z dokładnością co do szafki na talerze. Kuchnia karmiła każdego głodnego, szklanki poiły każdego bezalkoholowego—spragnionego, kanapa gwarantowała odpoczynek każdemu zmęczonemu; wystarczyło zapukać i opowiedzieć historię, by grecka gościnność zastąpiła pogoń za amerykańskim snem. — Będziemy pić bardzo czarną, bardzo dużą kawę i czekać. W tym domu nie używano ekspresu — ziarna mielone były w każdy poniedziałek przed ósmą i wystarczały na dokładnie tydzień; z odkręconej puszki buchnął potężny aromat kawy czarniejszej od mroku rozlanego po antykwariacie pod ich nogami. — Perseus zapowietrzy się z zachwytu tym, co zastanie na dole. Srebrna kawiarka stuknęła o żelazne żeberka kuchenki, palnik buchnął niebieskim ognikiem, woda wkrótce zacznie bulgotać, piętnaście dolarów zostanie wręczone dopiero, kiedy Lyra zje dokładkę dolmades — filian agapa, a wszystko będzie dobrze. Przekazuję Lyrze 15 $ za tabakierę z niespodzianką. z tematu oboje |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
18 — V — 1985 Księga była wymowna i jednoznaczna — cała reszta to inwencja twórcza czarownika. W magii wariacyjnej jednym z najpopularniejszych rytuałów lokacyjnych jest Zamrażarka — ktokolwiek nie wymyślał nazwy, musiał bawić się przednio — która, mimo zaawansowanego stopnia trudności, zainteresowanie budzi za sprawą potężnego oddziaływania na organizm intruza. Potężne oddziaływanie było urokliwym eufemizmem dla terapii kriogenicznej; nieszczęśnik, który znalazł się w polu działa rytuału i miał odwagę dotknąć któregokolwiek z przedmiotów w zasięgu wzroku, szybko przekonywał się, że to felerny pomysł — szron był bolesną nauczką dla lepkich rączek złodziei. Orestes od godziny pochylał się nad tajnikami zamkniętymi w niuansach tego rytuału; jednorazowe obrażenia oznaczały, że po cofnięciu dłoni efekt zostanie utrzymany, ale nie zada nowej dawki bólu — o ile intruz ponownie nie dotknie któregokolwiek z przedmiotów. A gdyby tak— Kilka dni temu wykonał inny, nieco prostszy rytuał z magii wariacyjnej — on również wymierzony był w intruza i aktywował się w przypadku wtargnięcia niechcianego gościa do lokacji. Solum Elastica zamieniała podłoże w sprężystą, nadmuchaną podłogę, przez co człowiek tracił kontrolę nad ruchami — a tym samym tym, czego może przypadkiem dotknąć. Gdyby nałożyć oba rytuały w jednym miejscu— Solum Elastica nie było dla Orestesa takim wyzwaniem, jak jeszcze kilka miesięcy temu; ostatnie powodzenie pełniło funkcję dobitnego dowodu, że magię wariacyjną na obecnym poziomie opanował do etapu, w którym powodzenie rytuałów coraz częściej nie było kwestią szczęścia — istniała, rzecz jasna, granica błędu; nawet najbardziej uzdolnieni czarownicy musieli mierzyć się z porażką. Zamrażarka była nowością — rytuałem nigdy nieodprawionym, stanowczym w skutkach i na dodatek wdzięcznym. Szczególnie w sprytnym połączeniu z inną inkantacją. Słowa zapamiętał kilka tygodni temu, ale nadal brakowało mu odwagi do podjęcia próby; rerum congelatio, tactu glaciare, frigus mortiferum mógłby wyrecytować z pamięci i przekonać się, że nie stało się zupełnie nic, ale coraz częściej odnosił wrażenie, że kolejny wysiłek wkrótce może przynieść wymierny efekt. Ktoś kiedyś (Williamson dwa tygodnie temu) powiedział mu, że tylko praktyka pozwoli przełamać granicę — tylko próby, nawet nieudane, pozwolą przekuć się przez blokadę, która stoi na drodze poznania magii lepiej. Orestes nie zamierzał poddawać jego rad w wątpliwość; Barnaby był — w skromnej, greckiej opinii — jednym z najbardziej uzdolnionych czarowników tego pokolenia. Gdyby dane mu było przeżyć kolejne pół dekady— — Ależ ty pleciesz. Zalegająca między regałami cisza pochłonęła każdą sylabę i nie powróciła echem; od zamknięcia antykwariatu minęły dwie godziny — wystarczająco wiele, by Orestes z teorii zaawansowanego rytuału przeszedł do praktykowania magii na rytuale nieco mniej skomplikowanym, ale równie istotnym dla bezpieczeństwa Archaios. Dziś padło na pułapkę grawitacyjną — dwa tygodnie temu po raz pierwszy odniósł z nią sukces; co wydarzy się dziś? Usypany między regałami pentagram cierpliwie wyczekiwał, aż dołączą do niego fioletowe świece — pięć z nich stanęło w znajomy sposób w rogach pentagramu, a inkantacja sama ułożyła się na języku; z athame w dłoni i sercu usypanego kształtu, Zafeiriou był gotów wystawić magię na próbę. — Gravitatem invertere, ad tectum trahere, finito liberare — uniesione ramię poruszyło się wraz z athame — każdy z rogów pentagramu doczekał się zaszczytu srebrnego błysku. W zamian powinien odwdzięczyć się blaskiem rozpalonych świec. rytuał pułapka grawitacyjna | próg 65 | k100 + 19 zużywam zestaw fioletowych świec |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Stwórca
The member 'Orestes Zafeiriou' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 43 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
Drogi pamiętniczku; tym razem nie wyszło. Porażka nigdy nie miewa słodkiego smaku, za to zwykle oferuje nagrodę pocieszenia — tym razem to płynące z niepowodzenia wnioski. Czuł, że do rozpalenia knotów nie brakowało wiele; może gdyby zwlekał kilka sekund lub zaczekał dłużej przy czwartym ramieniu pentagramu, rytuał zakończyłby się powodzeniem — błysk athame był ostatnią iskierką światła po wybrzmieniu inkantacji. Żadna ze świec nie zapłonęła; zamiast złości, nadpłynęły myśli. Za pierwszym razem mówiłeś wolniej i położyłeś nacisk na ad tectum trahere — zebrane z pentagramu świece były ciepłe, ale nieodpalone; przydadzą się na wypadek awarii prądu. Drobna porażka na drodze do zrozumienia lub zwykły pech — cokolwiek nie kryło się za nieposłuszeństwem magii, Orestes nie zamierzał rezygnować. Może gdyby wzmocnić ten fragment antykwariatu rytuałem dobrego losu— Perseus poradziłby sobie bez mrugnięcia okiem; magią powstania żonglował równie ładnie, co teorią względności. Pułapka grawitacyjna zalegała już w pobliżu wejścia — Zafeiriou postanowił uwierzyć, że na wypadek kolejnej napaści tamten rytuał zadziała; do powtórzenia próby wróci za kilka dni, gdy minie zmęczenie, a wyciągnięte wnioski ułożą się w karny rządek. Niepowodzenie mogło być efektem zanieczyszczenia myśli pomysłem z Zamrażarką i Solum Elastica; ta wizja towarzyszyła każdemu zamiataniu drobinek — apsik! — kurzu, popiołu i mąki z linii pentagramu i nie zamierzała opuścić go przez resztę dnia. Za moment odkazi myśli kawą i spacerem do zakątka muzycznego; rzucanie rytuałów na ludzi wymagało warunków, dzięki którym człowieczeństwo będzie wydawać się bliższe — trudno o bardziej ludzki pierwiastek, niż muzyka. przechodzę do zakątka muzycznego |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Francesca Paganini
ANATOMICZNA : 15
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 14
TALENTY : 12
14 VI 1985 r. Już tydzień temu, jeszcze w kawiarni, była przekonana, że przyjdzie. Niespecjalnie miała po co – nie potrzebowała książek, antyków, ciekawostek – ale była pewna, absolutnie pewna, że musi zaspokoić ciekawość. Nie była pewna, czy chodziło o tę herbatę, którą podobno mogli jej tu zaproponować; o drugiego Zafeiriou, o którym Percy wypowiadał się w tak ujmujący sposób; czy może o atmosferę, jaką roztaczał wokół siebie antykwariat, gdy trochę o niego popytać. A może o wszystko razem? Niezależnie od motywacji, Frankie potrzebowała tygodnia by nie tylko nie zapomnieć, ale wręcz upewnić się, że gdy tylko wróci do Saint Fall, sprawdzi, o co to całe zamieszanie. Biorąc pod uwagę, jak pełen wrażeń był ten tydzień – przywiązanie Franceski do słów Percy’ego było zaskakująco godne podziwu. I tak, dokładnie osiem dni od dnia, w którym poznała swojego pierwszego Greka, signorina Paganini raźnym krokiem maszerowała uliczkami Saint Fall, prąc w kierunku antykwariatu. Nim stanęła ja jego progu, policzki miała już zarumienione lekko od wysiłku, włos nieco rozwiany, a tęczówki niezmiennie iskrzące entuzjazmem. Na ustach błąkało jej się wspomnienie ostatnich pocałunków, w głowie – doprawdy imponujące wyobrażenia tego, co być może czeka na nią za progiem antykwariatu. Intensywny zapach kadzideł, dzwoneczki brzęczące przy każdym otwarciu drzwi? Regały tak wysokie, że nie sposób objąć ich wzrokiem? Cała masa szpargałów, których zastosowania nie potrafiłaby odgadnąć, stosy ksiąg na każdej wolnej przestrzeni zmuszające do uważnego stawiania kroków? Czarny kot przemykający między półkami, i może jeszcze– Nie pomyliła się aż tak bardzo. Archaios powitał ją ciszą i spokojem których nie sposób uświadczyć nawet w uniwersyteckiej bibliotece. Frankie nie spodziewała się, że będzie aż tak– Tak. Zawahała się na progu i rozejrzała niepewnie, odruchowo poprawiając zarzucony na ramię plecak. Nagle jego zawartość – trochę bezładnych notatek z wykładów, ze dwa podręczniki, roztopiony już częściowo czekoladowy batonik, rozsypane w głównej kieszeni długopisy – zaczęła ją uwierać. Bo nie pasowała. Bo Archaios było magiczne – w ten sposób, który nie miał zupełnie nic wspólnego z byciem czarownikiem czy czarownicą – a plecak tak zupełnie zwyczajny. Bo wchodziła do miejsca, w którym było tak inaczej – i przywlekała tu za sobą zwykłą, szarą codzienność. Chrząknęła cicho i ostrożnie zamknęła za sobą drzwi. Pokusa, by jednak wycofać się – uciec – towarzyszyła jej tylko przez chwilę i przegrała z kretesem z ciekawością i zafascynowaniem. Ostrożnie ruszyła wgłąb antykwariatu, odruchowo szukając właściciela, sprzedawcy, kogokolwiek. Za ladą było jednak pusto, nie dostrzegła też innych klientów – to onieśmielało jeszcze bardziej – w efekcie niepewnie szła więc dalej, i dalej, i dalej. W którymś momencie utknęła, zagubiła się między regałami. Samego zagubienia się przy tym zupełnie nie była świadoma. Rozglądając się początkowo ostrożnie, z każdą chwilą czuła się pewniej. Moment, w którym wyciągnęła rękę, by musnąć opuszkami kilka co grubszych tomów, był chwilą, w której przepadła bez reszty. Na wysokości regału z literaturą piękną oczy lśniły jej już czystą ekscytacją, między atlasami ziół zupełnie nie powstrzymywała się już od wąchania pachnących minionymi latami – wiekami? – książek. Finalnie zatrzymała się przy półce z baśniami – kolekcją ślicznie ilustrowanych zbiorów opowieści ze wszelkich krańców świata. Ostrożnie zsunęła plecak z ramienia i odłożyła go na podłogę – równie delikatnie wyciągnęła na chybił trafił jedną z książek. Kolorowe, ręcznie malowane ilustracje mamiły paletą kolorów i złoceń. Starannie wykaligrafowany tekst kusił, by zanurzyć się w tej czy innej histori – i tylko fakt, że nie rozumiała, wszystko utrudniał. Frankie nie była pewna, w jakim języku była książka. Na pewno nie po angielsku, z pewnością też nie po włosku i francusku. Zmarszczyła brwi lekko, mimowolnie sunąc palcem wzdłuż jednej z linijek tekstu. Gdzieś za plecami – ruch, kroki, cicha obecność kogoś innego. Frankie drgnęła lekko, uniosła głowę i – gdy przez kolejne parę chwil nadal była sama – ostrożnie wyjrzała zza regału, odruchowo tuląc do piersi tajemniczą księgę. - Przepraszam, ja– – zaczęła zupełnie bez sensu, gdy wzrok padł jej na nieznajomego mężczyznę – i urwała zaraz, nagle absolutnie pewna, że ma przed sobą dokładnie tego, do którego przyszła. To musiał być on, prawda? Musiał. Intuicja nie mogła jej przecież aż tak mylić. - To o panu mówił Percy – palnęła bez zastanowienia, już w kolejnej chwili rumieniąc się z zakłopotaniem. |
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : RATOWNIK REZYDENT W SZPITALU IM. SARY MADIGAN, STUDENTKA
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
Samotna plamka tuszu na opuszku palca; dowód w sprawie przeciwko spóźnionemu tłumaczeniu. Aigimios był zlepkiem zachowanych fragmentów — poematem bez rozwinięcia i zakończenia, starszym od tego kraju, od tego miasta, od wszystkich uprzedzeń, niesnasek i nienawiści, które napędzały ich mały, magiczny świat. Aigimios był też przypomnieniem; gdy w monotonnej codzienności nie ma wydarzeń, to nie ma przecież także przeżyć. Pomijając te generowane wspomnieniami, wyobraźnią i snami — życie bywa puste i bezsensowne, ponieważ każdego dnia powtarza się w nim to samo, poczynając od mycia zębów w łazience każdego ranka i kończąc na ich myciu w tej samej łazience wieczorem. Z czasem ten utarty szlak dopełnia powtarzanie tej samej pracy, tych samych czynności, przemierzanie tej samej drogi i spotykanie tych samych ludzi. Lata temu Orestes nauczył się przecinać błędną ósemkę powtarzalności i odkrywać nieznane — wnętrza stanowych więzień nie sprzyjały intelektualnej stymulacji. Każdego dnia starał się dostrzec nowe obrazy, wsłuchać w nieznane, inne dźwięki, wdychać i rejestrować nigdy dotąd nieobecne w powietrzu zapachy, darować czas i uznanie doznaniom, które między palce wciskał mu los. Wystarczyło dotknąć tylu przeróżnych, nienapotkanych dotychczas przedmiotów; wystarczyło wysłuchać historii, które miały do opowiedzenia. Krzywdzi siebie samego ten, kto na własną prośbę zamknął się w przedziwnym więzieniu bez murów, krat i strażników. Przysługę wyświadczyła sobie ta, która przekroczyła próg antykwariatu w dzień podobny do wielu — był czerwiec i świat za witryną smażył się w słońcu; tu, między regałami, cisza dzieliła przestrzeń z wytchnieniem. Dzwoneczek nad drzwiami alarmował, ale nie pospieszał — kilka regałów w głąb Archaios książki czekały na nowy dom na półkach; klient — kimkolwiek nie był — zyskał czas. Na poszukiwanie, na szperanie, na odkrywanie sekretów zatrzaśniętych między okładkami zapomnianych tytułów — starzy bywalcy poruszali się po antykwariacie pewnie i bez wahania; Orestes rozpoznawał ich po krokach i powitalnym miauknięciu Jakuba. Dziś ruda plamka sierści drzemała w mieszkaniu nad antykwariatem, a kroki nie wybrzmiewały — ktokolwiek nie nurzał się w atmosferze Archaios, był w tym doznaniu nowy. Ciekawość przezwyciężyła obowiązek; odłożone do pudła książki muszą zaczekać — bezszelestne pokonanie odległości od nowego gościa w progach przestawiło tory rzeczywistości. Żadne z nich nie miało pewności, w którym kierunku ich doprowadzą — i czy nie było to piękne? Strach miał wielkie oczy — dziś o barwie roztopionej na słońcu czekolady. Brązowe tęczówki śledziły każdy ruch; przez krótki moment ich role przeinaczyło zaskoczenie, to on był intruzem, ona — właściwą osobą na właściwym miejscu. Orestes nie wierzył w przypadki; los zawsze wiedział, gdzie ustawić pionki ludzkich istnień. — Allà tì êi moi taûta perì drûn ḕ perì pétrēn — łagodny bezmiar błękitnego spojrzenia opuścił posterunek zarumienionych policzków — słowo—przepustka opuściło usta młodej kobiety i z klientki przekształciło ją w kogoś więcej; kogoś, kto nie był tu dla celu, lecz dla samego uroku poszukiwań. — Theogonía. Lubisz czytać Hezjoda w oryginale? Księga w ramionach nieznajomej pobłyskiwała archaicznym złotem liter na opalonej skórze okładki; starogreka nie była językiem urzędowym, Ores się droczył, wyciągnięta w kierunku kobiety dłoń odsłaniała ukryte pod bawełną swetra tatuaże. — Orestes — czas tańczył wokół ciepłych opuszków palców; przeszłość snuła się krok w krok za słuchaczami, ale dziś — gdy poranne szepty umilkły, a popołudniowe nie nadeszły wcale — nie zamierzał nasłuchiwać, co ma do powiedzenia. Zamiast przeszłości, skupiał się na teraźniejszości; a ta trzymała w ramionach książkę i nadal nie posiadała imienia. — Przyjaciele Perseusa mówią mi po imieniu. Kim była, skąd przyszła, czy Percy kiedykolwiek o niej opowiadał? Niepoliczalne pytania i żadnych odpowiedzi; dla jednego uśmiech był bronią, dla drugiego stanowił obronę — dla Orestesa, w tym krótkim momencie między uściskiem dłoni i oparciem ramienia o drewno regału, uśmiech był łagodną zachętą. — Co chciałabyś dziś usłyszeć? Klienci Archaios dzielili się na tych, którzy poszukiwali i tych, którzy błądzili; kim będzie ona? — Opowieść, prawdę czy przyszłość? Tu — w zastygłym czasie, w miejscu wyjętym poza ramy pędzącego za nowoczesnością świata — mogła znaleźć wszystko. |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Francesca Paganini
ANATOMICZNA : 15
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 14
TALENTY : 12
Zmarszczyła brwi lekko. Nie próbowała udawać, że rozumie wszystkie te dziwne słowa. Książka przytulona do piersi niczym kotwica utrzymująca ją w miejscu – i tarcza chroniąca przed tym, co nieznane. W tym – przed mężczyzną, który musiał, musiał być właścicielem tego miejsca, bo jeśli nie, to o kim innym mówił Percy? - Słucham? – palnęła, nim zdążyła ugryźć się w język. – A, to. – Zerknęła na przytulaną książkę. – Nie, ja– To tylko– – urwala nagle i znów uniosła wzrok. Sapnęła cicho, nagle rozumiejąc, że mężczyzna wcale nie pytał poważnie. Czuła, jak policzki rumienią jej się bardziej, kłopotliwe ciepło zażenowania rozlewa się śmiało między piegami. Orestes. Imię tak samo obce jak – jeszcze do niedawna – to Perseusa, tak samo jak ono też melodyjne, układające się miękko na języku. Poprawiając książkę przy piersi, podtrzymując ją mocno jedną ręką, drugą wyciągnęła do Orestesa. Zamykając jego dłoń w swojej uścisnęła ją mocno – nie za mocno, dość jednak, by gest był stanowczy raczej niż niepewny; dość, by wskazywać, że Frankie formę powitania musiała przejąć od mężczyzn, przyswoić, uznać za swoją; dość, by kontrast z drobną posturą był aż nadto wyraźny. - Francesca. Frankie – przedstawiła się grzecznie i uśmiechnęła ostrożnie. – Frankie Paganini. Pewnie pan o mnie– Pewnie o mnie nie słyszałeś. To znaczy, nie jestem pewna, czy Percy zdążył już cokolwiek opowiadać. Czy w ogóle by chciał. My– To znaczy– – Jeden głęboki oddech próbą uspokojenia galopujących myśli i uciekających słów. – Poznaliśmy się niedawno. Z Percym. Na krótką chwilę zawiesiła się, utknęła gdzieś między tatuażami Orestesa wyglądającymi spod rękawa a jego łagodnym uśmiechem. Przytrzymała dłoń mężczyzny o krótką chwilę za długo, nim z cichym chrząknięciem zakłopotania cofnęła zabrała wreszcie rękę, znów kurczowo wczepiając się w książkę. Co chciałabyś usłyszeć? Zakołysała się lekko na piętach. Nie była pewna. Przychodząc tu, zupełnie nie wiedziała, czego się spodziewać, a teraz, już na miejscu, wcale nie było lepiej. Co Orestes miał na myśli mówiąc o prawdzie? Albo przyszłości? Jakimi opowieściami mógłby się podzielić? - Nie przyszłość – zastrzegła wreszcie, bo to było łatwiejsze. Przyszłości zawsze się bała. Przerażała ją myśl o utracie Valerio, Elio, o rozbiciu rodziny, o krwi, bólu, krzywdzie. Bała się tego, że nie wystarczy jej sił, by wszystko naprawić – i że, być może, tak naprawdę nigdy nie była w stanie naprawić niczego, i że przyszłość nigdy nie była od niej zależna. Orestes proponował jej wyprzedzenie linii czasu – Francesca niczego nie była tak pewna, jak tego, że zupełnie tego nie chce. - Opowieść – zdecydowała wreszcie ostrożnie. – Może najpierw – opowieść. Prawda? Ta też mogła być przerażająca. Frankie nie chciała od tego zaczynać. Przestąpiła niepewnie z nogi na nogę, rozluźniła wreszcie uścisk na książce – wciąż nie odłożyła jej, wciąż trzymała przy piersi, już nie tak kurczowo jednak jak przedtem. Zawahała się. - Percy mówił– – zaczęła nieśmiało, chrząknęła cicho. – Mówił, że można też dostać u pa– U ciebie. Że można dostać u ciebie herbatę. – Przygryzła wargę lekko i uśmiechnęła się niepewnie. Jeśli herbata była tu taka, jak wszystko inne, Frankie była absolutnie pewna, że jej smak towarzyszyłby jej jeszcze długo potem, gdy wróciłaby już do domu. |
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : RATOWNIK REZYDENT W SZPITALU IM. SARY MADIGAN, STUDENTKA
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
Rozpierzchnięty gwiazdozbiór piegów wpadł w czerwoną mgławicę rumieńców — kiedy w cień odszedł pierwotny strach, zakłopotanie złapało za stery. Francesca — imię, za którym podążyło nazwisko; nazwisko budzące burzowe chmury skojarzeń — była samotnym okrętem na nieznanych, greckich wodach. Zamiast sztormu, napotkała brzeg — każde słowo budowało pomost prowadzący na suchy, bezpieczny ląd. Wyciągnięta dłoń umocniła jego fundamenty; zatrzymał się czas, zatrzymali też oni. Tu, w zastygłej żywicy historii, gesty zdradzały więcej, niż dźwięki. Stanowczy uścisk, pewny chwyt; wychowanie z braćmi — kuzynami? Kim był dla niej mężczyzna, który dzwonił przed miesiącem do Perseusa? — zostawiło trwały ślad w odruchach i kontrastowało z nieśmiałością zasianą na łagodnych połaciach uśmiechu. — Nie miałem przyjemności, Frankie — debiut spotkania był debiutem tożsamości; nowa gwiazda w gwiazdozbiorze Perseusa wciąż migotała niepewnie, ale Orestes wiedział; każdy blask potrzebował czasu. — Choć jestem pewien, że Percy wkrótce nadrobi to niedopatrzenie. Chaos istnienia kuzyna pochłaniał fakty — Perseus nie wspomniał o nowej znajomości nie dlatego, że się wstydził lub uznał ją za niewartą wzmianki. W jego życiu wszystko odbywało się skokami; po dniach zamknięcia z demonami i muzyką, opowiadał świat na nowo. — Skąd się znacie? — płytki wdech próbował uspokoić rozstrojony rytm serca; niewidzialna, włoska pętla zaciskała się coraz ciaśniej, a Orestes nadal nie miał pewności, co dokładnie połączyło Percy'ego z tamtą częścią Little Poppy. — Wybacz dociekliwość, kręgowe nazwisko— Rzadko wita w tych progach? Kłamstwo ma krótkie nogi i słabą kondycję; nie zdążyło uciec przed łagodnym uśmiechem niespiesznie wspinającym się w górę, prosto w błękitne sadzawki oczu. Francesca nie przyszła po przyszłość, choć miała ich przed sobą kilka — gdyby Orestes odwrócił jej dłoń, na liniach przecinających miękkie połacie skóry mógłby odnaleźć odpowiedzi, na które nie czuła się gotowa. A zatem opowieść. Trzymanka przez Frankie książka zgadzała się z tym biegiem zdarzeń; utwardzana okładka chroniła sekretów, których treść rozpoznać potrafił tylko Orestes. Mógłby opowiedzieć o stworzeniu świata — Francesca trzymała w dłoni dokładnie tę historię, zapomnianą, zakurzoną i przemienioną na potrzeby Księgi Bestii — ale ten mit musiał zaczekać. Nad herbatą opowiadał o czymś bliższym serc słuchających. — Chodź ze mną, Frankie. Każda dobra opowieść wymaga filiżanki herbaty — gdzieś między labiryntem regałów poruszył się cień; gdzieś powietrze musnął zakręcony, rudy ogon; gdzieś kocie łapki poruszały się bezszelestnie, zainteresowane — ale nie na tyle, by dołączyć do nich już teraz — nieznanym głosem w symfonii Archaios. Orestes nie upewniał się, czy Francesca za nim ruszyła; w drodze do kącika wróżb był Orfeuszem, który próbował wyprowadzić Eurydykę na powierzchnię, choć wędrówka przez antykwariat była odwrotnością — poruszali się w głąb, na tyły. To tam, za ciężką, atłasową kotarą, opowieści i przeszłość budowały podwaliny dla przyszłości; kącik wróżb był dokładnie tym, na co brzmiał. Dłoń zachęcająco wskazała wygodną, pełną poduszek, nieco wytartą kanapę; dla wróżbity został fotel i patrol przy filiżankach. — To mieszanka bylicy pospolitej, krwawnika, mięty pieprzowej i płatków róż — porcelana dzwoniła cicho, kiedy cierpliwe palce odmierzały herbatę; dwie płaskie łyżeczki na samym dnie i wrzątek z na wskroś zwykłego, elektrycznego czajnika. Magia ceremoniału dopełni się za chwilę — nie w sposobie zagotowania wody pomieszkiwała przyszłość. — Gdybyś chciała usłyszeć wróżbę, po wypiciu przesuń filiżankę do mnie. Tam, na samym dnie, zaparzone liście będą czekały na odczytanie; Orestes nigdy nie sprawdzał ich historii bez zgody tych, których dotyczyła. Postawiona przed Frankie filiżanka posyłała w górę siwe obłoczki abstrakcji — Ores, z miękkiego tronu fotela, dostrzegał w nich podpowiedzi. Francesca pragnęła opowieści; opowieść więc dostanie. — Opowiem ci o twojej imienniczce, Frankie. O zdradzie, miłości i śmierci, ponieważ— Ostrożnie oplótł palcami własną filiżankę; jeśli parzyła, nie była w stanie zmącić łagodnego uśmiechu. — Każda dobra opowieść ma w sobie słodycz afektu. Nie jemu oceniać, czy bywa warty grzechu. — Gorycz zdrady. Nie jemu oceniać, gdzie kończyła się ona, a zaczynało poszukiwanie szczęścia. — I melancholię przemijania. Nie jemu oceniać, czy koniec był zasłużony. — Słyszałaś kiedyś o Francesce da Rimini? |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Francesca Paganini
ANATOMICZNA : 15
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 14
TALENTY : 12
Orestes był pewny, Frankie nie aż tak bardzo. Szczerze mówiąc, od spotkania z Percym nie była pewna, co myśleć. Była prędka w uczuciach i dotyczyło to także prędkiego zdobywania znajomych – Perseus, w przekonaniu samej Franceski, był już jej dobrym kolegą – ale czy rzeczywiście tak było? Gdy jej rozkoszna naiwność bledła czasami, ustępując zdrowemu rozsądkowi, signorina Paganini musiała przyznać, że może, tylko może, była jednak zbyt prędka, zbyt łatwowierna, zbyt pod bardzo różnymi względami. Teraz, w przebłysku podobnych rozważań, Francesca wcale nie była aż tak przekonana, że Percy rzeczywiście nadrobi niedopatrzenie. Bo i co miałby o niej powiedzieć? Że uważała Wolverine’a za lepszego od Spider-mana? Nonsens. Jedyną wzmianką wartą uwagi było, zdaniem Frankie, to że znała Javiera – a nie wiedziała, na ile Perseus zwykł opowiadać Orestesowi, co robił na co dzień, czego się uczył, jakie miał plany i marzenia. Nie wiedziała, jak blisko ze sobą byli i– Nie wiedziała w ogóle bardzo wielu rzeczy. Wiedział za to Zafeiriou, bez pudła rozpoznając jej nazwisko. Nazwisko, które – podobnie jak u Percy’ego – wywołało nierwy, niepokój, jakąś nieufność. To, co u Perseusa przybierało objawy czystej paniki, u Orestesa odbijało się to co najwyżej w lekkim drgnięciu – Frankie nie mogła jednak się nie zmieszać, nie cofnąć o krok, nie zastanowić, czy aby na pewno powinna tu przychodzić. To, czy mówić prawdę, rozważała tylko przez chwilę – cały ten namysł kończąc jedynym możliwym wnioskiem. - Brat polecił mi go jako zaklinacza – odpowiedziała miękko, niepewnie przestępując przy tym z nogi na nogę. – Ja– – Odetchnęła powoli. Jak bardzo chciała wchodzić w szczegóły? Chyba wcale. - Nie jestem taka jak Valerio – stwierdziła ostrożnie, gryząc wnętrze policzka w nerwowym odruchu. Nie zrobię Percy’emu krzywdy. Tego już nie powiedziała. Zmiana tematu była oddechem, świeżym powietrzem wtłoczonym w zapadnięte przez chwilę płuca. Przyszłość, opowieść, prawda. Wybór ostatecznie okazał się całkiem prosty. Podążyła za Orestesem ściskając księgę jak tarczę. To, że wciąż to robi, uświadomiła sobie zbyt późno, by odstawić tom na przynależną mu półkę – zabrała go więc ze sobą, by finalnie odłożyć książkę ostrożnie na blat niewysokiego stolika, ten sam, na którym Zafeiriou przygotowywał im herbatę. Labirynt regałów wciąż fascynował, ciężka kotara kazała się zawahać tylko jedną, krótką chwilę. Kanapa, choć lekko wytarta, była miękka – i tak obsypana poduszkami, jak Frankie lubiła. Chyba westchnęła na ten widok cicho, a gdy rozsiadała się, instynktownie zaczęła wić w tym wszystkim gniazdo – jedna poducha podłożona tu, druga tam, trzecia przytulona do piersi w miejscu zajmowanym niedawno przez książkę. Jeszcze tylko nogi podwinięte lekko pod siebie – i już była gotowa wychylić się, z ciekawością przyglądając poczynaniom Orestesa. Może i nie znała się specjalnie na zasadach parzenia herbaty – dla niej to zawsze było ot, nasypać, nalać, wyjąć torebkę zazwyczaj dość późno, by napar zrobił się trochę za gorzki – potrafiła jednak docenić sztukę, gdy ją widziała. Odruchowo pokiwała głową gdy wymienił skład mieszanki. Brzmiało dobrze. Zdrowo, jak oczywiście musiał ocenić jej skrzywiony medycyną umysł. Podsuniętą filiżankę przyjęła z z wdzięcznością, propozycję późniejszej wróżby – z odrobiną wahania. Bo wróżba to przyszłość, a przyszłość– Przyszłość była przerażająca, gdy było się medykiem – i Paganinim. Skinęła jednak głową – nie w ramach zgody, tej nie była pewna; raczej jako zapewnienie, że usłyszała – i, zaraz potem, pokręciła nią, bo opowieść o której mówił, była jej zupełnie obca. - Nie. Chyba nie – przyznała ostrożnie znad brzegu filiżanki, pozwalając, by zapach herbaty wypełnił jej nozdrza, obłoczek pary – przesłonił policzki rumiane od rzuconych przed momentem haseł. Zdrada, miłość, śmierć, przemijanie – każde kolejne słowo-klucz prędko znajdowało drogę do romantycznego serca Frankie. Może, gdyby dała sobie chwilę, przypomniałaby sobie, że już kiedyś to nazwisko czytała; że może zna bohaterkę, której pierwowzorem była wspomniana Francesca. Signorina Paganini czasu sobie jednak nie dała, zamiast tego wpatrując się tylko szeroko otwartymi, sarnimi oczyma w Orestesa – może trochę za intensywnie, zbyt wyczekująco, zbyt ufnie, zbyt tęsknie. Opowieść. Frankie była na nie łasa bardziej niż na cokolwiek innego. Poprawiła się na kanapie, upiła ostrożnie łyk w delikatnej filiżanki – gorący napar sparzył jej język. - Czy– – zaczęła, zaraz jednak marszcząc brwi. Czy to opowieść z dobrym zakończeniem?, chciała spytać. Pytanie byłoby jednak bezcelowe, bo o jak dobrym zakończeniu mogli mówić, jeśli chodziło o zdradę i śmierć? Miłość, ta była dobra. Jej potencjalne konsekwencje już nie zawsze. |
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : RATOWNIK REZYDENT W SZPITALU IM. SARY MADIGAN, STUDENTKA
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
Niepewność była trucizną sączoną powoli; nie bez powodu niektórzy nazywali ją szampanem wśród uczuć. W okrągłych źrenicach panny Paganini przepływały osamotnione obłoki zagubienia — wahała się, decydowała, szukała dróg ucieczek, logicznych rozwiązań i usprawiedliwienia przed samą sobą, chociaż, gdyby sam Orestes miał wskazać na mapie jedyne miejsce w Saint Fall, gdzie osąd nie zyskał prawa wstępu, palec sam powiódłby go do symbolizującego Archaios punkcika. Tu, w ciepłym wnętrzu i nieskazitelnej ciszy, poszukiwanie prawdy o samym sobie ceniono równie mocno, co opowieści. — Nie osądzam ludzi przez pryzmat nazwisk, pokrewieństwa, skóry albo przeszłości — nieporuszony spokój cichych słów był walką przeciwko samemu sobie; Orestes chciał zapytać, co miała na myśli, gdy nie jestem taka jak Valerio dopełniło obrazu człowieka, którego nigdy nie spotkał — choć wkrótce będzie musiał, niepewny, czy zdoła ujść z tej konfrontacji żywy. — Każdy z nas jest unikatową galaktyką doświadczeń, Francesco. Szalenie mi miło, że mogę poznać twoją. Wizyta w Archaios była przyzwoleniem; krok w głąb antykwariatu był ciekawością, która przezwyciężyła strach. Wśród bladych obłoków pary i miękkich poduszek zbliżał się moment spełniania życzeń — Francesca poszukiwała opowieści, Orestes miał ich całe tysiąclecia. Przyszłość ustawiła się w cierpliwej kolejce wyczekiwania na debiut; teraźniejszość zamilkła, zauroczona ceremoniałem parzenia herbaty i zajmowania miejsca w fotelu. Przez chwilę — poza urwanym czy— w wykonaniu panny Paganini; Ores nie próbował pociągnąć za luźną nitkę tego słowa, aż nazbyt dobrze wiedząc, że ludzie przypominali barwne arrasy; gdyby szarpnął w nieodpowiednim miejscu, Francesca mogłaby rozsypać się pośród miękkich poduszek — panowała cisza. Niektórzy się jej obawiali; Orestes miał dość życia bez. — Francesca da Rimini to postać historyczna, choć dla wielu zawsze będzie tylko pożądliwą kochanką z Boskiej Komedii — odstawiona na spodeczek filiżanka stuknęła delikatnie — nie tylko w naczyniu panny Paganini wirowała wróżebna mieszkanka. — Ojciec zmusił ją do dyktowanego politycznymi względami ślubu, życiem i przyszłością córki gwarantując pokój między zwaśnionymi rodami da Polenta i Malatesta. Pozbawione obecności herbaty dłonie nie zadowalały się pustką — Orestes niespieszne wychylił się z fotela, z pobliskiego regału wysuwając brązowy, niepozorny egzemplarz. Książka pozbawiona była tytułu; mimo to doskonale wiedział, czego szuka. — Giovanni, któremu została przyrzeczona, był odważnym, choć okaleczonym mężczyzną. Piękna Francesca być może pokochałaby go za to, jakim człowiekiem był, gdyby tylko zdążyła — w kącikach greckich ust zakołysał się uśmiech; tylko wnikliwi nazwaliby go smutnym. — W dzień własnego ślubu serce postanowiła oddać jego bratu, Paolo. Dobór słów był połową opowieści; gdyby w fotelu Orestesa siedział ktoś inny, mógłby powiedzieć: Paolo skradł jej serce, ale miłość to nie kradzież. To też, wbrew temu, co sądzili rodzice nieszczęśliwych bohaterów, nie inwestycja. — Powiada się, że czekał nad nią przed ołtarzem, by nie uciekła na widok Giovanniego, a gdy zrozumiała, że to nie Paolo ma poślubić, było za późno. Ile milionów bezimiennych, zmuszonych do zamążpójścia kobiet znała historia? Ile z nich nie miało dość — tragicznie zakończonego, lecz obecnego — szczęścia, by poznać smak szczerego uczucia? — Mimo to, Francescę i Paolo połączył romans, który rozkwitał na przestrzeni lat. Musieli ukrywać swoje uczucia przed Giovannim, przed żoną Paolo, przed całym światem. Cierpliwie palce przekładały cienkie strony złożonej na kolanach książki; ich szelest mieszał się z cichym szmerem słów. — Pewnej nocy Giovanni wrócił do twierdzy Gradara wcześniej i udał się do komnat żony, by odkryć zdradę dwójki ludzi, których kochał. Jego szał był krótki, ale śmierć— Zastygły dłonie, przestały poruszać się usta; Orestes podniósł wzrok znad księgi, niespiesznie obracając ją w stronę panny Paganini. — Śmierć jest nieodwracalna. Na obrazie Alexandre Cabanela kochankowie byli już martwi; ukryty za kotarą Giovanni trzyma zakrwawiony miecz i ma na sobie strój błazna. Paolo wciąż obejmuje Francescę; gdyby nie krew, oddaleni w czasie o siedemset lat widzowie mogliby uznać, że śpi. — Jak myślisz, Francesco? Giovanni miał prawo pozbawić kochanków życia? Spokojny błękit spojrzenia miał w sobie zasnuty kurzem historii smutek — na kilka sekund przebiło się przez niego świeże zainteresowanie. |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios