Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
1977-1984*Śladem wypłowiałych przez czas wspomnieńCecil Fogarty & Dior Fogarty*zbiór wspomnień objęty różnym przekrojem czasowym lato 1977 roku Upalne dni wyprzedzały równie upalne noce. Lato w pełnej krasie. Skrawki bezchmurne nieba o kolorze atramentu, widoczne okiem mieszkańców Sonk Road, było usłane tysiącami migoczących punktów. Sierp księżyca znikał z zasięgu wzroku zakryty przez łuszczące się ściany wiekowych, zaniedbanych kamienic, z których schodził tynk.Spokój. Dookoła panował spokój. Okalał każdy skrawek pokrytej całunem nocy przestrzeni, przez co ta część miasta sprawiała wrażenie wymarłej. Jednym źródłem światła był żar bijający od końcówki papierosa tlącego się w kącikach zaciśniętych na filtrze lekko drżących warg. Duchota zakradała się do dróg oddechowy z każdym głębszym wdechem, a z każdym płytszym wydechem z ust ulatywał obłoczek dymu. W momencie, kiedy przed oczami zamajaczyła znajoma fasada budynku, ciszę zagłuszył alarmujących podmuch wiatru uderzający w dach budynków. Serce, w gwałtowniejszym podrygu, wybiło rytm do tej samej melodii, co wycie wiatru, umiejscawiając obecne wydarzenia w czasie i przestrzeni. Do tej pory wydawał się mało realnym wybrykiem wyobraźni, jaki został zesłany przez sen. Zaniedbana kamienica. Bliźniaczo podobna do tych, które mijał, a mimo to nie mógł jej pomylić z żadną inną budowlą o niemal identycznej architekturze. To w jej najgłębszych zakamarkach gnieździły się wszystkie lęki, które skrywał przed światem. Mięśnie ramion ukołysana zostały przez lekkie drżenie sprowokowane przez zimny dreszcz spływający wzdłuż linii kręgosłupa. W tym samym czasie kiep wylądował na bruku przygnieciony podeszwą znoszonego trampka. Wszedł na znajome, wyłożone kocimi łbami podwórze. Zamknięte drzwi były jedynie tymczasową przeszkodą, która pojawiła się na jego drodze. Dłoń zabłądziła do tylnej kieszeni spodni, z której wyjął pojedynczy klucz. Wcisnął go w zamek i przekręcił. Przekleństwo stłumił w krtani, kiedy z zardzewiałych zawiasy wydobył się przeciągły pomruk. Nie zamknął ich za sobą. Pozostawił je otwarte. Wyjdę tą sama drogą, którą przyszedłem, powtarzał jak mantrę, kiedy znalazł się na klatce schodowej. Stąpał bezszelestnie - krok za krokiem, kontrolując swój oddech, ale nie bijający coraz szybciej organ w piersi. Zatrzymał się na półpiętrze. Zdrowy rozsądek usiłował konkurować z impulsem, który w końcu popchnął go do koniecznego działania. Jesteś pewien, Cecil? Postanowił dawno temu. Nie mógł dłużej tkwić w tej matni. Nie mógł pozwolić myślom kłębić się w niebycie. Nie mógł skończyć jak narządzie w obcych rękach. Przymknął na chwile powieki, plecy tuląc do ściany, aż w końcu wspiął się schodami na górę. Liczył w myślach pokonywane stopnie. Jeden, drugi, trzeci, czwarty. Po siedmiu kolejnych wdrapał się na piętro. To tu zostało obwieszczone przez błysk stali, na której zacisnął drżące palce. To tu. Nie było odwrotu. Nie było miejsca na wątpliwości. Wszedł do środka. Sypialnia znajdowała się na końcu korytarza. Był sam. Żona i syn nocowali poza domem. Sid też, choć o to zadbał sam. Głębszy wdech nie był jedyną motywacją, by pokonać przestrzeń, jaka dzieliła go od białych, lekko uchylonych drzwi. Wydawało mu się, że słyszy wydobywający się z nich głęboki, regularny oddech. Już czas. I tak go nie zauważy. Wtopił się w krajobraz otoczenia. Lewa dłoń nie odnalazła klamki. Wślizgnął się do środka przez szparę, która była bardziej niż wystarczająca, by wpuścić go do środka. Jego pogrążoną w śnie twarz oświetlał sierp zerkającego przez okna księżyca - jakby sama Lilith czuwała nad jego snem. Cecil wzdrygnął się na samą myśl i podszedł bliżej. Wykładzina zamortyzowała ciężar jego kroków. W końcu znalazł się tuż przy łóżku. Wzrokiem zabłądził do jego twarzy. Spał na wznak. Pochrapywał. Szyje była wyeksponowana, Druga taka okazja się nie nadarzy. Wiedział o tym, a mimo to ostrze noża zawisło kilka centymetrów nad nieruchomą grdyką – jakby niewidzialną dłoń powstrzymała go przed ostatecznością. Dalej. Mógł to zakończyć - tu i teraz. Bez świadków. Dior miał za dużo wrogów, więc szansa, że cień podejrzeń padnie na jego bratanka był bliski zeru. Jedno uderzenie serce później ostrze otarło się o skórę. |
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Dior Fogarty
Dobry sny śni o wojnie, a zły... śpi spokojnie. Krople potu zlewały się gęsto po półnagim ciele. Wentylator podwieszony pod sufitem wprawiał w ruch gorące powietrze, rozmywając jego ciepło w owiewanym punkcie. Sylwetka stryja w tej perspektywie zdawała się być tak bezbronna. Niewinne pochrapywania i łagodny wyraz twarzy, której nie spinały żadne mięśnie, był widokiem tak niespotykanym, jak gdyby Cecil odważył się wejść do najświętszego Sanktuarium, w którym ów mężczyzna obnażyć mógł swoją prawdziwą twarz. Ciekawe, o czym śnił, że wyglądał tak spokojnie? Cecil nie dał się złudzić temu wyrazowi. Ostrze skierowane punktem ku tętnicy wystarczyło lekko docisnąć, by powstrzymać falę cierpienia i tragicznych następstw egzystencji tego wcale-nie-świętoszka. Bardziej niż ktokolwiek młody Fogarty doświadczył na własnej skórze psychicznego terroru i wypaczenia, jakie stryj zaszczepiał mu swoimi chorymi wartościami. Poruszając się niby cień, był niemal niezdolny do wykrycia. Wystarczyła odrobina stanowczości... ...lecz pojawiło się zawahanie. Oczy wuja otworzyły się spokojnie. W pierwszym odruchu przełknął głośno ślinę, nie przyswajając jeszcze, z kim ma do czynienia. W ułamek sekundy zlustrował twarz oprawcy. Wtedy zrozumiał, że miał niewymowną przewagę. — Wyobraź sobie euforię, jaką poczujesz, gdy spłynie na Ciebie wodospad gorącej posoki z mojej tętnicy — nęcący niby wężowy podszept głos przerwał ciszę. — Krew zaleje Cię obficie i przez pierwsze chwile z rozkoszą będziesz delektować się obrazem, jak uchodzi ze mnie ostatnie tchnienie — zachęcał, składając kuszącą obietnicę. — Pomyślisz, że wreszcie podjąłeś własną decyzję w swoim życiu; że stałeś się kowalem swego losu — światło księżyca wpadające przez okno oświetliło ich twarze, jak gdyby sama Lilith obserwowała tę dramaturgię zdarzeń. — Ale chwilę później zdasz sobie sprawę, że zrobiłeś dokładnie to, czego obawiałeś się najbardziej. STAŁEŚ SIĘ MNĄ. — miał wrażenie, że zacięcie na twarzy bratanka wypłowiało w obliczu brutalnej prawdy. W ten moment chwycił go za dłonie oburącz i wręcz usiłował docisnąć głodne ostrze do tętnicy, zalewając bratanka kurewskim wyrzutem. — OD ZAWSZE BYŁEŚ TCHÓRZEM, ZUPEŁNIE JAK TWÓJ OJCIEC — widok krzyczącego Diora Fogarty był czymś niespotykanym i przerażającym. Ten człowiek słynął ze swojej zimnej krwi; czy Cecil naprawdę wytrącił go z równowagi? — ZABIJ MNIE I POKAŻ, ŻE JEST INACZEJ. CHOĆ RAZ PODEJMIJ W ŻYCIU MĘSKĄ DECYZJĘ! Mentalna walka trwała. Ciche Obsequium wypowiedziane między zdaniami wzmagało emocjonalne zawirowania. Dior obserwował reakcję jego bratanka, by wkrótce dać mu prawdziwą lekcję życia, którą popamięta na długie lata. |
Wiek : 44
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : PREZES GO SUPPLY CHAIN SOLUTIONS