First topic message reminder : PLAC MNIEJSZY Plac Mniejszy położony jest kilkadziesiąt metrów od znacznie obszerniejszego i popularniejszego Placu Aradii, co w żaden sposób nie ujmuje mu na uroku oraz funkcjonalności. Skwer z trzech stron otoczony jest malowniczymi kamieniczkami, których zawyżony czynsz pozwala utrzymać okolicę we względnej czystości; każdemu czarownikowi i czarownicy w Hellridge Plac Mniejszy może kojarzyć się z czasami dzieciństwa oraz młodości. To tu zwykle urządzane są kameralne koncerty magicznych zespołów, przedstawienia dla dzieci oraz — zwłaszcza na przestrzeni ostatnich lat — organizowane przez rodziny Kręgu ogólnodostępne zbiórki. Poza kilkoma ławkami, paroma rachitycznymi krzewami i pozostałościami po kamiennej fontannie, z której został jedynie murek, na Placu Mniejszym próżno szukać atrakcji; dwoma uliczkami, które do niego prowadzą, można dotrzeć na Plac Aradii lub w kierunku Głównej Ulicy. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Ashena Asselin
ODPYCHANIA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 188
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 7
TALENTY : 9
Zwykła wymiana uprzejmości, klasyczny small talk wśród dwojga nieznajomych. Kiedy ostatni raz Ashena prowadziła coś takiego z kimś kompletnie obcym? Jakby się tak zastanowić, było to bardzo, bardzo dawno temu. Chyba jeszcze wtedy, gdy była Wywiadowcą i każdy taki dialog miał doprowadzić ją do jakiegoś celu. Tutaj... ta dyskusja nie miała żadnego określonego celu. Nie miała przynieść korzyści, bo nie była związana z pracą. To nie tak, że Asselin była jakoś specjalnie interesowna, ale zwyczajnie rzadko rozmawiała z nieznajomymi, chyba że w barze. Bary tworzyły specyficzne okoliczności. Tutaj, w przypadku Anaiki sama zapoczątkowała tę dyskusję, sama zaproponowała pomoc. Nie było źle, skok na drzewo wyszedł jej całkiem dobrze. Zerknęła w stronę kobiety, jakby sprawdzała, czy ta dalej tam jest. Oczy, że była, Asselin miewała takie schizy. Jej scenariusz wydarzeń nie przewidywał tak naprawdę niczego więcej poza zdjęciem kawałka materiału. Anaica potrzebowała pomocy, Ash napatoczyła się po drodze i cześć pieśni. Łażenie po drzewach było tego warte, choć z czeluści pamięci jasno wyłaniał się obraz, że z kimś było fajniej. Może Arlo dałby się namówić na taki wypad...? Uśmiechnęła się do własnych myśli - Anaica w swoim płaszczu, swoją drogą naprawdę ślicznym, zdecydowanie nie nadawała się do takich propozycji. A Ash nie była pewna, czy usilne szukanie znajomych było dobrym pomysłem. Nie oczekiwała niczego od tej „znajomości”, jeśli Piekło miało jakieś plany, to i tak je zrealizuje. - No to jest chyba jakiś żart. - oburzyła się ewidentnie, kiedy wiatr postanowił jej pokazać środkowy palec dokładnie w momencie, gdy Ash udało się ustabilizować pozycję na gałęzi i już już sięgała po apaszkę Anaiki. - To jest jakaś ustawka tego wiatru. - zgrzytnęła zębami. Nie, żeby miała odpuszczać w jakikolwiek sposób, skoro już obiecała, ale nadal to była jakaś porażka. Wpatrzyła się w kawałek materiału, szacując, gdzie właściwie powinna złapać i się podnieść, by w końcu złapać uciekinierkę. Krzyk Any jednak trochę ją z tego wybił, więc z uniesionymi brwiami zerknęła w jej stronę. - Nie czuj się zobowiązana! Ale nie odmówię! Coś na rozgrzewkę się przyda. - roześmiała się krótko. Miły gest, jeśli można to było tak określić. I bez zaproszenia Ash postarałaby się zrobić wszystko, żeby ściągnąć apaszkę, ale propozycja Any była po prostu miła. Nie miała więc nic przeciwko, by przyjąć takie zaproszenie, najpierw jednak wypadało ściągnąć nieożywioną uciekinierkę. Złapała za gałąź, stabilizując swoją pozycję. Raz, dwa... I dokładnie w tym momencie Ash poczuła, że delikatnie zaczyna jej się kręcić w głowie, a umysł zaczyna dryfować. No, nie umysł jako taki - geny rozszczepieńca doszły do głosu akurat, kiedy wylazła na drzewo. Ash jasno czuła, że zaczyna odpływać mentalnie, a duch zaczyna dryfować tam, gdzie dryfować zdecydowanie nie powinien. Powinien siedzieć w ciele. Asselin uparła się, usilnie próbując wrócić do własnego ciała. Absolutnie jej nie zależało, by się zachwiać i zlecieć z drzewa! Rzut na dysocjację: 7 Rzut na pokonanie dysocjacji: próg 50; k100 + 10 (siła woli) |
Wiek : 32
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Protektor w Czarnej Gwardii, twórca laleczek voodoo
Stwórca
The member 'Ashena Asselin' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 48 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Anaica Laguerre
ILUZJI : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 186
CHARYZMA : 4
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 6
TALENTY : 14
Podczas, gdy Ashena zmagała się z nieznośnym wiatrem, Anaica przestępowała z nogi na nogę. Coś by zrobiła. Nie lubiła po prostu czekać, nie potrafiła usiedzieć na miejscu. Jeśli jednak nie chciała kręcić bezsensownych kółek wokół drzewa (nie chciała) albo rzucać z dołu średnio przydanych porad (tym bardziej nie chciała), nie pozostało jej nic więcej, jak tylko– Westchnęła cicho i, żeby poczuć się chociaż odrobinę przydatną, pozbierała swoje torby – i kurtkę nowopoznanej – i przestawiła je ostrożnie trochę bardziej na ubocze, bliżej stojącej nieopodal ławki, by nie tarasować przejścia. Z jednej z toreb wyciągnęła napoczętą już butelkę z oranżadą, upiła kilka łyków. Co i raz zerkała w kierunku wspinającej się Asheny, jej myśli jednak prędko zaczęły dryfować. Jak wielokrotnie w ciągu ostatnich dni, głową prędko znalazła się przy Javim – i, w tym konkretnym przypadku, na Florydzie. Planowany wyjazd zbliżał się wielkimi krokami i obok oczywistej ekscytacji nadchodzącym urlopem, Anaica nie mogła nie zastanawiać się też nad czymś zupełnie innym. Planowanie wspólnych wypadów do klubów Miami to jedno, czym innym było jednak ubranie w słowa, jako kto tam w zasadzie jechali. Kochankowie. Para. To na pewno. Tylko, że– Chcąc być szczerą sama ze sobą, Ana musiała przyznać, że na coś liczyła. Nie na nic wielkiego, po prostu na coś więcej niż tylko przytulenie, złapanie za rękę, pocałunek. Odkąd sobie pozwolili, tego wszystkiego mieli aż nadto – Laguerre brakowało czegoś zupełnie innego. Chyba po prostu miała nadzieję, że wyrwanie się z Saint Fall, zostawienie szarej codzienności chwilowo za sobą, pozwoli im pobyć ze sobą bardziej – i może, tylko może, trochę bardziej ubrać w słowa to wszystko, co ich łączyło. Anaica nie była głupia – wiedziała, że to wciąż bardzo wcześnie. Mimo tego– Westchnęła ciężko i przysiadła na brzegu ławki, odruchowo poprawiając płaszcz. Wygładziła nieistniejące zmarszczki. Oklepała kieszenie w poszukiwaniu skręta – nie znalazła; zwykle przecież nie nosiła zioła ze sobą; paliła w domu, w Kolorowych albo z Valerio. Z cichym sapnięciem opadła na oparcie, założyła nogę na nogę, zakołysała stopą lekko. Gdy po raz kolejny spojrzała na Ashenę, coś było nie tak. - W porządku? – zawołała marszcząc brwi i odruchowo wychylając się nieco z ławki w kierunku drzewa. Nie wyglądało na to, by kobieta miała spaść, ale tam, gdzie jeszcze przed chwilą w jej ruchach kryła się pewność, teraz pojawiło się wahanie. Ostrożność? Anaica nie była pewna, przez te wszystkie gałęzie i liście nie widziała za dobrze. To raczej intuicja szeptała jej, że coś było nie w porządku – a intuicji Laguerre w końcu nauczyła się ufać. - Jeśli nie da się jej zdjąć to– – urwała, odetchnęła głęboko. Słowa, które miała zaraz wypowiedzieć, wcale nie były łatwe. Na zdrowy rozum może i wiedziała, że to naprawdę nie byłby koniec świata, gdyby nie odzyskała ozdoby, ale jednak– - To zostaw. To tylko apaszka. – Przygryzła wargę lekko, przyglądając się Ashenie z dołu uważnie. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Iluzjonistka i tancerka, dama do towarzystwa
Ashena Asselin
ODPYCHANIA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 188
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 7
TALENTY : 9
Zacisnęła mocniej dłonie na gałęzi, walcząc z samą sobą, z odczuciem dryfowania i rozszczepienia, które mogło być powodem nadania jej przypadłości takiej a nie innej nazwy. Ryzykowała bardzo dużo i wcale nie miała tu na myśli apaszki nowo poznanej kobiety - mogła przecież przy całkowitej dysocjacji spaść z drzewa i okruchy szczęścia dzieliłyby ją od uderzenia prosto o bruk. Nie było to coś, na co Ashena miała jakąś specjalną ochotę. Zwłaszcza, że istniało solidne ryzyko, że kobieta by się po tym oddaliła, nie chcąc być ciągana po komisariatach. Asselin nawet jej by się nie dziwiła, co jednak nie zmieniało niczego - nadal nie miała najmniejszej ochoty zlecieć z tego nieszczęsnego drzewa. Zdecydowanie wolała po nich chodzić, a nie z nich spadać. Siła woli, poprzedzona latami ćwiczeń i katorżniczych treningów wygrały. Udało jej się przezwyciężyć uczucie dysocjacji i mogła odetchnąć głębiej, nie ryzykując już, że jej ciało niczym bezwładny worek spadnie z drzewa. -Taaaaaaaaaak. - odkrzyknęła, delikatnie zaskoczona troską nieznajomej. - To tylko wiatr. - skłamała całkiem gładko, zgodnie zresztą z prawdą. Od czasu do czasu porywy powietrza były naprawdę ostre, przez co szybko zmarzły jej dłonie. Ale jakby na to nie spojrzeć, była już o wiele bliżej celu. Nie było problemu z kontynuowaniem polowania na uciekającą apaszkę. - Spokojnie! - wystawiła głowę zza liści po to, żeby móc spojrzeć na Anaicę. - Już blisko. - nie powtórzyła swojego kłamstwa, za to złapała mocniej za gałęzie i odbiła się od tych niższych, by zręcznie wdrapać się na te wyższe. Ustawiła się wygodnie, asekurując się plecami o pień drzewa. Jeśli wiatr nie pokrzyżuje jej planów, za kilka chwil materiał powinien trafić w jej dłonie. Ewidentnie było to coś, na czym drugiej kobiecie zależało. Wprawdzie powiedziała jej, żeby odpuściła, ale Ash łatwo domyśliła się, że była to nie do końca prawda. Zastanowiła się przy okazji, czy sama posiadała taki przedmiot, dla którego odzyskania byłaby w stanie zrobić bardzo wiele. Ash twierdziła, że nie była sentymentalna; kłamała, jak z wieloma innymi rzeczami. Były dwie czy trzy takie rzeczy, dla których nawet wskoczyłaby do wody, co wyczynem było z tego powodu, że pływać nie umiała wcale. O tyle o ile najwyżej uniosłaby się na wodzie. Wykorzystała bezwietrzny moment, by wyrwać się do przodu i złapać za materiał apaszki. Teraz nie było już możliwości, by wyrwała się dalej, Ashenie zostało już tylko bardzo delikatnie wyplątać materiał z objęć listków i gałązek. Nie chciała, by material rozdarł się, albo ubrudził mocniej niż już był brudny. Chociaż o tyle dobrze, że wszystkie zabrudzenia były powodem osadzenia się odrobinek gałęzi i listków. - Mam! Już schodzę. - krzyknęła w stronę Anaiki. Ostrożnie złożyła kawałek materiału i wcisnęła go w kieszeń spodni, by znów wiatr nie porwał apaszki. Zejście nie było łatwe, można było pokusić się o stwierdzenie, że było ciut trudniejsze niż wejście na drzewo. Ale skoro weszła, to zejść też musiała. Z cichym łupnięciem zeskoczyła z najniższej gałęzi i ruszyła do Anaiki. Schwyciła swoją kurtkę, narzucając ją od razu na grzbiet i wyjęła odrobinę pomiętą apaszkę, podając ją kobiecie. - Proszę bardzo. Trochę brudna, ale wydaje mi się, że cała. Starałam się jej nie podrzeć przy wyplątywaniu z gałązek. |
Wiek : 32
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Protektor w Czarnej Gwardii, twórca laleczek voodoo
Anaica Laguerre
ILUZJI : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 186
CHARYZMA : 4
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 6
TALENTY : 14
Nie miała powodu by Ashenie nie wierzyć – uprzejme zmartwienie na początku nie było wystarczającym powodem, by Anaica zaczęła drążyć. Skoro kobieta mówiła, że chodziło tylko o wiatr – Laguerre przyjmowała to wyjaśnienie bez cienia oporu, traktując je jako usprawiedliwienie, by nie martwić się bardziej. Potrzebowała lat, by nauczyć się, że nie może troszczyć się o wszystkich – i że trzy czwarte nowopoznanych nie przejmie się nią, Aną, nawet w połowie tak bardzo, jak być może ona sama była gotowa przejąć się nimi. Farah była zaledwie pierwszą lekcją z ciągu kolejnych odbywanych przez ostatnią dekadę. Teraz Anaica wciąż potrafiła zapytać, zainteresować się, zatrzymać na chwilę – ale to dla siebie miała znacznie więcej serca niż dla innych. Rzuciła Ashenie jeszcze tylko jedno uważne spojrzenie nim znów westchnęła cicho, rozparła się na ławce wygodniej, zakołysała nogą założoną na nogę. Myślami prędko powędrowała do domu (choć teraz wcale nie była taka pewna, gdzie ten dom był), do Javiego (choć wciąż nie była aż tak pewna, czy mężczyzna myśli o niej równie często), do zacisza sypialni – swojej lub Rivery – wina chłodzonego w lodówce, kolacji, którą zamówią albo zrobią. W całym tym rozmarzeniu nie zauważyła, kiedy Ashena dorwała wreszcie uciekającą apaszkę – powodzenie operacji stało się dla Any jasne dopiero, gdy kobieta zawołała, że zaraz do niej dołączy. Chwilę później, podnosząc się z ławki i odbierając od Asheny wymiętą apaszkę, Anaica rozpromieniła się od ucha do ucha. - Dziekuję! – Potrzebowała jednego rzutu oka na swoją zgubę – istotnie, brudną, ale wciąż całą i, przede wszystkim, niezaplątaną już w gałęzie – by zaraz, pod wpływem chwili, mocno Ashenę przytulić. W tej jednej chwili nie przeszło jej przez myśl, czy nie wyrywa się przed szereg; czy kobieta w ogóle takiej poufałości sobie rzeczy. Anaica była prędka do emocji i do wyrażania ich tak, jak było to dla niej najbardziej naturalne – przez dotyk. Cofnęła się dopiero potem, jeden krok w tył, uwolnienie Asheny z objęć. - Przepraszam – rzuciła z zakłopotaniem. – Ja po prostu– – Odetchnęła głęboko. – Ja wiem, że to tylko apaszka, pierdoła taka, ale to prezent. Od– – zawahała się. Nie była skora opowiadać o swoim życiu przypadkowo poznanym osobom. – Od kogoś szalenie dla mnie ważnego – dodała jednak i uśmiechnęła się miękko. – Naprawdę się cieszę, że udało się ją zdjąć. I że w ogóle tu byłaś, żeby mi pomóc. Jeszcze przez chwilę obracała skrawek materiału w dłoniach nim wreszcie strzepała z niego jakieś ostatnie gałązki, złożyła go starannie i ostrożnie schowała do torebki. Brudem się nie przejmowała, wszystko się przecież spierze. - Dziękuję – powtórzyła jeszcze raz i odchrząknęła cicho. – Na pewno zabiorę cię na drinka. Albo kawę. Albo i drinka, i kawę. Umówimy się, dobrze? – paplała. Wspólne wyjście akurat dzisiaj nie wchodziło w grę – miała za dużo toreb; za dużo zakupów, którymi chciała pochwalić się przed Javim; i chyba po prostu za bardzo tęskniła – ale za dzień? Dwa? Za tydzień? Anaica była absolutnie pewna, że znajdzie wolne popołudnie, które mogłyby spędzić razem. Obiecała i naprawdę była gotowa tej obietnicy dotrzymać. - Napiszę do ciebie, dobrze? – spytała, spoglądając na Ashenę uważnie. Musiała się upewnić, że czarownicy to pasuje – no i, co jasne, potrzebowała też jej nazwiska by mieć pewność, że list trafi gdzie trzeba. – Nie jestem jedną z tych, co obiecuje i znika – zastrzegła z pełnym przekonaniem, dobrze wiedząc, że w tej chwili wyglądało to, jakby uciekała. Bo może istotnie, teraz, tutaj – dokładnie to robiła, uciekała do swojego mężczyzny. Nie znaczyło to jednak, że się nie odezwie. Anaica nie zapominała o takich rzeczach. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Iluzjonistka i tancerka, dama do towarzystwa
Ashena Asselin
ODPYCHANIA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 188
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 7
TALENTY : 9
Nie była przyzwyczajona, by ktokolwiek się nią jakoś specjalnie przejmował. Była jedną z tych osób, które zawsze musiały sobie radzić same. To jednak nie było jej powodem, dla którego delikatnie zbyła uprzejme pytanie Any – Ash nie chciała po prostu mówić o swojej odmienności, nie chciała drążenia tematu, który być może rozsypałby przykrywkę na wietrze. Społeczeństwo różnie reagowało na odmieńców, Asselin nie chciała mierzyć się z niechęcią. Nawet wśród jej współpracowników niewielu wiedziało, kim jest naprawdę, a przecież zdolność dysocjacji w Gwardii była bardzo przydatna. Nierzadko jednak lepiej było milczeć. Uniosła lekko kąciki ust widząc, jak kobieta rozpromienia się na widok apaszki. Cóż, drobny gest, bo Asheny nic nie kosztowało przejście się po drzewie, a ile przyjemności mogła komuś sprawić. Chociażby dla tego warto było zatrzymać się i pomóc. To się chyba nazywało dobrym uczynkiem, a choć częściej dostawało się za nie w tyłek, to i tak warto było pomóc. Chociażby w taki sposób. Jednak gwałtowne przytulenie zaskoczyło ją dosyć mocno, choć wcale nie było nieprzyjemnym momentem. Dlatego jedynie roześmiała się, szczerze i ciepło. - Nie ma sprawy. – chyba pełen radości nastrój udzielił się też i jej. – I nie masz za co przepraszać, to całkiem miłe. – uspokoiła kobietę, bo na szczęście nigdy nie należała do osób, które stroniły od dotyku. Jasne, zazwyczaj się z nim wstrzymywała, nie wiedząc, jak będzie odebrana, ale to nie znaczyło, że go nie lubiła. Zwyczajnie nauczyła obywać się bez dotyku. A wyjaśnienia Any w kwestii znaczenia apaszki mówiły bardzo wiele – nie potrzebowała przecież, by kobieta mówiła cokolwiek więcej czy spowiadała się z czegokolwiek więcej. - To nie jest pierdoła. Tylko ważna dla ciebie rzecz. Wiem, jak to jest – mam jeden czy dwa takie przedmioty, za którymi weszłabym chyba wszędzie. – uspokoiła ją od razu. Wszystkie te „przedmioty” zresztą spoczywały na jej rękach, były to trzy złote bransoletki, które dostała od męża. Jedna z okazji ślubu, druga przy narodzinach pierwszego syna, a trzecia drugiego. Niby nic. Miała wiele biżuterii od Leandera. Ale te trzy znaczyły najwięcej, choć dla kogoś z boku były zapewne zwykłymi bransoletkami. Anaica miała tak z apaszką. – I naprawdę to żaden problem, cieszę się, że się przydałam. Widać łażenie na spacer na czuja muszę uskuteczniać częściej. – może i przeważnie nie była zbytnio empatyczną istotą, ale teraz jakoś wyjątkowo załączyła jej się całkiem spora doza empatii dla Anaiki. Najważniejsze, że udało się materiału nie uszkodzić, chociaż bez prania się nie obejdzie. Złapała się na tym, że podryfowała myślami do Orestesa, czy wiedziałby, jak bez ryzyka zniszczenia doprać tak delikatny materiał. Pewnie by wiedział. - Jasne, nie spiesz się. I tak najpierw musisz te torby zanieść do domu, bo jest dosyć późno to raz, a dwa byłoby dosyć niewygodnie z nimi chodzić. – machnęła ręką, by Ana niczym się nie przejmowała. Zresztą i tak zaproszenia na drinka nie traktowała poważnie, raczej w kategorii luźnej propozycji. Pewnie też sama będzie musiała zaraz wracać do Kazamaty, bo w końcu tam zawsze się coś działo. - A proszę bardzo. Tu masz moje namiary. – skrzynka pocztowa nic nie kosztowała, więc Ashena bez większych obaw podała jej odpowiednie dane. W końcu to nie był żaden adres czy coś, co pozwalałoby ją jakoś zidentyfikować. – Jasne, nie przejmuj się. Też spadam do domu, za zimno się robi. – poprawiła na ramionach zebraną z zakupów kobiety kurtkę. Acz nie dało się ukryć, że uciekła myślami do jakiegoś gorącego napoju, nawet jeśli miałaby to być ta lura z Kazamaty. Ana i Ash z tematu |
Wiek : 32
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Protektor w Czarnej Gwardii, twórca laleczek voodoo