Trawnik przed uniwersytetem Spory trawnik przy uniwersytecie jest nieoczywistym miejscem do nauki, w którym to pojawiają się studenci, kiedy tylko pogoda na to pozwala. Młodzi ludzie zbijają się tu w grupki, by wspólnie szykować się do zajęć, jak i ukradkiem raczyć się piwem, gdyż picie na terenie uniwersytetu jest zabronione. Ci, którzy czują potrzebę, by się dodatkowo odprężyć, korzystają z niewielkiego zagajnika, gdzie w spokoju mogą zapalić sobie skręta, co również łamie regulamin uczelni. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
26 marca 1985 Nigdy nie cieszyłam się tak bardzo z powrotu na powierzchnię. Musiałam się skutecznie obronić przed tymi oskarżaniami, że nie zdecydowali się zamknąć mnie w magicznym więzieniu za zabójstwo, ale niestety tylko chwilowo. Stały namiar, który pewnie założony jest na mój pentakl schowany pod ubraniami, sprawiał, że w drodze na uczelnie oglądałam się tylko za siebie, sprawdzając, czy nikt mnie nie obserwuje. Każdy spoglądający na mnie mężczyzna wydawał się podejrzany, a ja tylko próbowałam nie popaść już w totalną paranoję. Musiałam się skupić, bo Kowen i Zuge na mnie liczyli. Dokonałam już niemożliwego, włamując się na oddział zamknięty Nostradamusów. Czy byłam jedyna? Pewnie pierwsza od dłuższego czasu, bo patrząc na zabezpieczenia, to nikt nawet nie pomyślał o takim delikwencie jak ja. Skorzystałam akurat z dwugodzinnego okienka po południu, przechodząc na trawnik przed kampusem. Temperatura w Maine nawet pod koniec marca potrafi odmrozić tyłek i dlatego właśnie było tu w miarę pusto, a ja potrzebowałam ciszy. W grubej kurtce i czapce rozłożyłam się w cieniu jednego z drzew, kładąc sobie pod pośladki kocyk, który zabrałam wcześniej z mieszkania. Zaraz też wokół mnie znalazły się dwa podręczniki. Jeden do teorii magii, drugi bardziej wyspecjalizowany do teorii magii iluzji. Byłam oczywiście gotowa w każdej chwili je zamknąć, gdy w okolicy zjawiliby się jacyś niemagiczni, ale raczej nie musiałam się o to martwić ze wcześniej wspomnianej dosyć zimnej temperatury, bo ta była tylko kilka stopni ponad zerem. Może zdążyłam zapisać równanie powiedziane przez Patricie, gdy wspomnienia z kazamaty zaczęły do mnie wracać i to, co mówił ten wrogi gwardzista. Szybko pióro przestało się poruszać, a ja bez emocji wpatrywałam się w budynek uniwersytetu, wzrokiem szukając sali, w której to wszystko się wydarzyło. Czy rzeczywiście bezsłusznie spisałam Marshalla na straty? Jego serce biło, gdy przeszyło je moje athame Może gdyby to nieszczęsne Flamma nie wydostało się z moich ust, to nie doszłoby do jego śmierci, może wystarczyło inne zaklęcie, może gdyby ta pierwsza Cellula się udała, to Marshall żyłby dalej z nami. Czy jestem w całości winna jego śmierci? Pytania kłębiły się do momentu, gdy pierwsze krwawe łzy mimowolnie wydostały się z moich oczu, skutecznie zasłaniając mi wizję. Usłyszałam wtedy szelest, a serce skoczyło mi do gardła i jedyne, na co się zebrałam, to przysłonięcie twarzy zeszytem. Nie chciałam, żeby nawet potencjalny czarodziej zobaczył mnie w takim stanie, więc po prostu wstrzymałam oddech, licząc, że nieznajoma osoba jak najszybciej sobie pójdzie i nie będę mieć problemów z potencjalnymi czyścicielami. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat
Annika Faust
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 10
Przecinając szybkim krokiem uczelniany trawnik w drodze na zajęcia bądź z nich wracając, Annika często udawała, że niczego nie widzi, ani nic nie słyszy. Ta zagadkowa anomalia sensoryczna przybrała szczególnie na sile od niespełna miesiąca, w którym oswajała własne demony, zaś przyroda spożytkowała ten czas na powtórne zazielenianie okolicy — powolna zmiana temperatury na bardziej właściwą dla studenckich form życia powodowała od czasu do czasu nieśmiałe zaludnianie terenów zielonych. Na to przy tej aurze stać było jednak wyłącznie najbardziej zdeterminowanych. Albo takich, którym i tak jest już wszystko jedno. Powrót z dzisiejszych wykładów z profesorem Katzem sprawiał, że w istocie — wiele zaczynało być Annice obojętne. Jej absurdalna potrzeba pozostania blisko uniwersyteckiego światka i związane z tym obowiązki zaczynały być coraz większym ciężarem i być może niepotrzebną dystrakcją; mimo to nie ustawała w wysiłkach, by choć posadę utrzymać i nie wypaść do końca z obiegu — jej prawdziwą zawodową miłość i tak skrywał biznes rodzinny w Maywater. Tymczasem tutaj przygniatał Annikę każdy kolejny kreacjonistyczny bełkot wyrwany cichcem z ust kolejnego młokosa, rosnąca kupka korespondencji pośród której spodziewała się przynajmniej jednej części całego ciągu polemik prowadzonych z jednym oksfordzkim wykładowcą, a nade wszystko i tak najskuteczniej robiły to jej własne, prywatne dramaty. Ich natłok wrzał na wolnym ogniu, a z niego powoli destylowało się już ostateczne — i brutalne — rozwiązanie. Spacerując błoniami, nigdy nie zawieszała na nikim spojrzenia na dłużej; to prześlizgiwało się po mijanych sylwetkach i nie pozostawały one w głowie nawet przez sekundę. Tym razem miało być inaczej — odruch tak pierwotny, jak rozpoznanie w lustrze własnego odbicia. A raczej przypadłości na twarzy mijanej osoby. Jednak komuś faktycznie zaczynało być już wszystko jedno. Dwie karmazynowe linie przecinające blade policzki na obojętnej twarzy były tylko jednym z dwóch aktów tej maleńkiej tragedii, jakiej Annika stała się mimowolnym świadkiem. Akt drugi miał na imię Trevor, studiował biologię i właśnie gnał na złamanie karku do pobliskiego lasku, by dopalić tam to, czego nie udało się skończyć na poprzedniej przerwie. Minie zaledwie moment, a te dwie rzeczywistości — magiczna i niemagiczna — brutalnie się przetną. No chyba nie. — Panie Biggs — donośny głos zatrzymał studenta w pół kroku — profesor Katz przekazał mi, co znalazł w zeszłym tygodniu w pana zeszycie od botaniki i na pana miejscu rozważyłabym marsz w innym kierunku. Te krzaki mają oczy, proszę pana — szybka nawrotka i bicie pokłonów po drodze były już tylko formalnością. A sprawdzenie, co z zapłakaną — przymusem płynącym prosto z serca. Nie rozważała długo żadnych za, ani przeciw — zboczyła z obranej ścieżki, pewnym ruchem otwierając jednocześnie torebkę, gdzie zawsze znajdowało się całe dobro potrzebne do oczyszczenia upiornej, zapłakanej twarzy. To wszystko dziś dla odmiany posłuży komu innemu. — Hej, spokojnie, polazł sobie — przyklęknęła obok, wciąż oddzielona okładką książki od płaczącej katastrofy na dziewczęcej twarzy. Położyła obok paczkę chusteczek — to nawilżane. Łatwiej zejdzie — szeptem wydała pierwsze, szybkie dyspozycje, przeczesując okolicę spojrzeniem. Trevor już oddalał się w podskokach, na wszelki wypadek nie oglądając się za siebie. — Zasłonię panią, dobrze? Mam też lusterko. — Nie pytała o powód nagłej rozpaczy; Annika też gotowa byłaby wylać niejedną łzę nad teorią magii iluzji — już jej praktyczna odmiana zapiekła ją ostatnio w samo centrum zimnego serca. I miała wielką nadzieję, że w drugą stronę zadziałało to przynajmniej tak samo skutecznie, a Paganini jeszcze długo będzie wracał myślami do ich małej konfrontacji. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Nie płacz przy innych, zawsze powtarzał mój ojciec. Jako dziecko nie rozumiałam jeszcze, czemu miałaby być to dla mnie sytuacja wstydliwa. Urodziłam się taka sama, jak inne dzieci, lecz ten, dla mnie, mały szczegół miał zmienić wszystko. Przed wysłaniem mnie do podstawówki na Starym Mieście, mój ojciec poważnie rozważał wysłanie mnie do internatu w Salem. W całkowicie magicznej szkole nie musiałby się martwić o czyścicieli, którzy sprzątaliby po sytuacji, kiedy to niemagiczne dzieci miałyby być świadkiem moich łez. Jednak nauczyłam się powstrzymywać łzy i pomimo ryzyka zostałam w Hellridge, choć gdybym nie przeszła selekcji kandydatek do Sunset, prawdopodobnie wszystko potoczyłoby się inaczej. Ostatnim jednak czasem działo się w moim życiu za dużo. Najpierw strata mojej matki, zaraz Marshalla, zostanie przeklętą przez anioła, czy włamanie do Nostradamusów i przesłuchanie, to wszystko sprawiło, że byłam bez wątpienia przebodźcowana. Do grudnia prowadziłam spokojne życie, gdzie największym szokiem było istnienie tajnej organizacji czczącej Lilith. Teraz istnienie kolejnej w ogóle nie wybiło mnie z rytmu. Kobiecy głos ratuje mnie z opresji. Słyszę, jak osoba zmierzająca w moją stronę po jej słowach zatrzymuje się i zaraz zawraca. Mimo wszystko zeszyt nadal pozostaje w górze, nie chciałam znowu ryzykować. Wyciągam tylko jedną dłoń, gdy nieznajoma proponuje chusteczki i próbuje nią doprowadzić się do ładu. Krew zaraz wsiąka w materiał, a przez fakt, że był on nawilżany, udaje mi się doprowadzić się do normalnego stanu niewątpliwie szybko. Czemu nigdy na to nie wpadłam? Teraz nigdy nie zapomnę o tym sposobie. - Dziękuję... - Znowu odetchnęłam z ulgą, obniżając tym samym zeszyt. - Jest dobrze..? - Jedna brew unosi się wraz z moim pytaniem i dopóki nie słyszę pozytywnej odpowiedzi, to nie obniżam zeszytu. Jeżeli jednak było coś nie tak, to poprawiłam to zgodnie z instrukcjami kobiety, nie decydując się jednak na lusterko. - Uratowała mi Pani życie... Brakowało mi tylko czyścicieli na głowie - Zaśmiałam się nerwowo, lecz wciąż można było wyczuć w tym nutę poprzednich emocji. Nie wiem, co by gwardia zrobiła w tej sytuacji. Pewnie patrząc na moją aktualną sytuację, mężczyzna z grupy męża Zuge dopiąłby swego. - Nie zdarza mi się to często, ale... - Spojrzałam znowu w stronę spalonej sali. - ... ciężko jest mi tu wracać... - Dokończyłam, dając jej poniekąd do zrozumienia, że mogłam być świadkiem tamtejszych wydarzeń. Mimo że minął już miesiąc, wspomnienia i emocje wciąż były dla mnie żywe. Szczególnie że wszystko mi o nich przypominało. Zaczęłam zbierać swoje książki z ziemi, pośpiesznie chowając je do torby. Obliczenia, nad którymi pracowałam, były poufne, więc nie chciałam wystawiać ich na widok tejże kobiety. Nie znałam jej pewności, a wczorajszy dzień pokazał, że fanatycy Lucyfera są wszędzie. Nawet w kazamacie. - Blair Scully - Tak, Scully od syropu klonowego, pomyślałam mimowolnie, przedstawiając się. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat
Annika Faust
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 10
Akademickie życie działo się w tym momencie gdzieś niejako obok — czasem przeszedł ktoś chodnikiem, burząc niezmącony spokój sceny, ale i nie zawiesił na dłużej spojrzenia na dwóch rozmawiających kobietach. Ten obrazek każdy miał dziś w poważaniu, mając przed oczami, albo w perspektywie, swój własny — i całe szczęście. Annika tymczasem otworzyła torebkę szerzej, włożyła rękę nieco głębiej, by wymacać jeszcze jedną, nieodzowną rzecz — pomocną zwłaszcza po dłuższym napadzie płaczu, kiedy kanaliki łzowe broczą już nie tyle z czystej, emocjonalnej konieczności, co wręcz same z siebie. — Mam kilka ampułek soli fizjologicznej, można nią przepłukać oczy, jeśli ma pani jeszcze problem z widzeniem — z czasem Annika nabrała wprawy i w tym. Nikogo nie prosiła o pomoc ze swoim kłopotliwym stanem — widziała twarz Johana, gdy to jemu przypadał zaszczyt opieki nad siostrą, gdy ta postanowiła wpaść w histerię — tę prawdziwą, bądź udawaną. Zaciśnięte zęby, grymas jak po zjedzeniu cytryny, tak kontrastujące z delikatnym ruchem ocierania dziewczęcych oczu — nie mogła znieść tego dysonansu. Maxim reagował tylko odrobinę lepiej od starszego brata. Szybko nauczyła się robić wszystko sama — ocierać sama, płukać sama, aż do skutku. Pozbywać się plam krwi z odzieży. Jedyne, czego nie była w stanie pozbyć się w całości, to samych emocji. Te walczyły zawzięcie z postępującą aleksytymią, w której nie da się już odróżnić tego, co cielesne od potrzeby ducha. Każda namiętność, dobra, czy zła emocja, każdy odruch pełzający pod skórą — czy to gniew, obrzydzenie, żądza, czy strach, miłość, tęsknota, ból odrzucenia — każde z nich osobno i w niezrozumiałym miksie, mogły objawić się w ten sam sposób, a finalnie skrystalizować w oczach. Lepiej, znacznie lepiej, było nie czuć nic. Czy ona miała tak samo? Przyklęknęła. — Nie wyobrażam sobie nie zareagować — odparła z powagą. Magiczna kadra dokładała starań, by incydenty były wyłącznie — no właśnie — incydentami. Nie smutną regułą współdzielenia przestrzeni z niemagicznymi. Mogła się tylko domyślać, co doprowadziło nieznajomą do takiego stanu i nie śmiała zgadywać, ale— Również przeszło jej to przez myśl. Jej wspomnienia ze znakomitej części tamtego dnia obracały się wyłącznie wokół jednego snu, którego treści nie potrafiła sobie dziś przypomnieć. W międzyczasie tutaj działy się sceny, prześladujące studentów do dziś. — Przykro mi — nie zaglądała w notatki Blair — za to spojrzenie, które posłała kobiecie, było jak łyżeczka miodu w herbacie, matczyne i głęboko współczujące. Te emocje łatwo było wyrazić, nikt jej za nie nie karał. Zazwyczaj. Podniosła się razem z nią. — Annika Faust — uścisnęła dłoń. Scully — rodzina przedsiębiorców. Przyjrzała się jej z ciekawością — już lepiej? Jeśli będzie pani potrzebować kiedyś pomocy — jakiejkolwiek — proszę szukać mnie na wydziale biologii. Zawsze mam przy sobie chusteczki i ampułki. Mam… podobny problem. — Tę jedną rzecz mogła jej zdradzić, jako najlepszą podwalinę dla rodzącego się między nimi, wspólnego języka. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
- Wszystko już gra, dziękuję... - Wzrok miałam ostry bez żadnych karmazynowych plamek, więc sól fizjologiczna nie była mi potrzebna. Zastanawiający był fakt, że kobieta była tak dobrze przygotowana. Lilith musiała nade mną czuwać, że przysłała mi ją na pomoc. Do tego wszystkiego okazało się, że jest z rodziny Faustów. Tylko ja wiedziałam, jak bardzo żałuję tego, że na nazwisko mam Scully. W rodzinie teoretyków magii i wynalazców odnalazłabym się z łatwością. Ekonomia nie była w ogóle czymś, co mnie interesowało. Zarządzanie znałam tylko na tyle, ile potrzebowałam do pracy w antykwariacie, który był de facto moją przepustką na Tajne Komplety. Ojciec nigdy by się nie zgodził, żebym uczyła się o otaczającej nas magii, jeśli nie zaczęłabym zajmować się tym małym przedsiębiorstwem. Uważał, że z tego kierunku nie będę w stanie godnie wyżyć za kilka lat, ale ja mu pokażę, że myli się... i to grubo... - Och..? Faust? Na wydziale biologii? - Na mojej twarzy było widać przez moment lekkie zaskoczenie. Jaka strata.. - Raczej doszukiwałabym się Pani w Tajnych Kompletach... Studiuję tam teorię magii. Drugi semestr stopnia biegłego... i tak przy okazji jeśli mogę prosić.. jestem wielką fanką opracowań Marcusa Fausta odnośnie zniekształceń fotonów magii i ich następstw, więc gdyby szukałby do swoich kolejnych prac naukowych nowych asystentów, szepnęłaby Pani o mnie dobre słówko..? Wiem, że się nie znamy, ale jestem rzetelna i zdolna w tym temacie! Kadra profesorska i moje wyniki z egzaminów mogą to potwierdzić! - Rozgadałam się, trochę za bardzo, ale w moim głosie kobieta mogła bez problemu wyczuć zaangażowane i ambicję, jakie pokładam w tej teoretycznej dziedzinie. Marcus nie był jedynym Faustem, który inspirował mnie do dalszego działania. Cała ich rodzina była wylęgarnią geniuszy, których badania były niesamowicie ciekawe. Magia była jednak wciąż bardzo niezbadana, nawet pomimo ich dorobku naukowego, a ja jako młoda studentka wiedziałam już, że jedna odpowiedź przynosi kolejnych pięć pytań. Marzyłam, żeby też postawić swoją cegiełkę w dorobek naukowy naszego magicznego społeczeństwa, żeby Piekielnik pisał o moich odkryciach, żeby jako dziekan wydziału w Tajnych Kompletach pokazać ojcu, jak bardzo się mylił. Na to wszystko przyjdzie jeszcze czas, jeśli tylko skupię się na nauce i właśnie... zdobywaniu znajomości. Ich nigdy za wiele. Dopiero ostatnie słowa sprawiły, że dostałam odpowiedź na moje wcześniejsze pytanie, dlaczego ta kobieta była tak przygotowana na mój płacz. Hemolakria magiczna też jej dokuczała, a ja właśnie zdałam sobie sprawę, że jest pierwszą kobietą, którą poznałam z tą przypadłością. Wiele z nas ukrywało się, nawet wśród innych czarowników. Społeczeństwo wpajało nam wstyd przed chorobą, ale czy miałyśmy się czego wstydzić? Żadna z nas tego nie chciała, więc czemu mają nas stygmatyzować? - Szczerze mówiąc... pierwszy raz poznałam kogoś z tą samą przypadłością... - Odezwałam się znowu, trochę nieśmiało. Zastanawiało mnie, jak ona to przeżywa. W ten sam sposób? Może jej płacz działa jakoś inaczej od mojego. Inaczej krzepnie na oczach, czy krew ma inną gęstość albo inne rzeczy tego typu. Chciałam się ją zapytać o te wszystkie rzeczy, ale to nie był ani dobry moment, ani nasza krótka znajomość nie pozwalała mi zadać tak intymnych pytań. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat
Annika Faust
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 10
Przyjrzała się kobiecie raz jeszcze, by upewnić się, że nie znajdzie na jej twarzy już żadnych śladów niedawnej słabości. Wiedziała, jak to jest — nieliczne momenty, kiedy straciła nad sobą kontrolę w miejscu publicznym każdorazowo były chwilami wielkiego wstydu, często potęgowanego przez obrzydzenie na twarzach postronnych. Przywykła już do takiego obrazu siebie — innym wolno było płakać, jej zdarzały się wypadki. I zdanie, które Annika kiedyś usłyszała, a wryło się w jej pamięć najmocniej: Powiedz, kiedy będziesz chciała popłakać, żebym mógł szybko wyjść. Za zamykającymi się drzwiami poleciał ciśnięty w jego stronę but. Po wypadkach należało szybko posprzątać. Sprzątała więc. Nawet, jeśli wypadek nie dotyczył bezpośrednio jej. Potwierdziła. Rzeczywiście, strata. — Być może już niedługo. Miałam pozostać na bieżąco, jeśli chodzi o naukę w pełnym wymiarze tego słowa, a zajmuję się— Urwała, niegotowa na wypowiedzenie na głos najmocniejszej myśli dnia. Że profesor Katz na swoim stanowisku to parodia profesora, osoba niechętna do rozwoju i żyjąca przeszłością. Żywy trup. I jego studenci, w zbyt dużej części stanowiący odbicie najwyrazistszych cech mentora, poza jedną. Nie byli antysemitami — w większości. To konflikty, w których Annice babrać się nie chciało, miała do tego własne — głównie te wewnętrzne. — …Nie tym, co powinnam — dokończyła wreszcie — być może niedługo wrócę na Tajne Komplety, ale dobrze mi z byciem samoukiem. Przynajmniej, jeśli chodzi o piekielne bestie. To też specjalizacja mojego męża. Moriarty naucza na Tajnych Kompletach. — Mogła spędzać wieczory w podziemiach Uniwersytetu, albo ten czas przeznaczyć na pracę dla Latającego Holendra, wybrała to drugie — siłą rzeczy, mój czas wypełnia nauka specjalności, jeśli nie w domu, to w Maywater — fragmenty historii, które niezręcznie opowiadać obcym, przemilczała — o tym, dlaczego na pewien czas odroczyła kontynuowanie nauki na Tajnych Kompletach, o decyzji, do podjęcia której dojrzewała. Ani o tym, dlaczego to pokrzyżuje część jej planów, a jeśli pójdzie bardzo źle — skłóci ją z Faustami. Nic nie szkodzi. Dla Blair miała tylko kolejny uśmiech. — Słówko mogę szepnąć. Ale jestem pewna, że wkrótce zostanie pani dostrzeżona i bez mojej pomocy — zdeterminowane kobiety to typ szczególnie przez Annikę lubiany, bo bardzo jej bliski. Motorem napędowym Blair było pokazanie ojcu, Anniki zaś? Dorównanie swojemu bratu w oczach całej rodziny — a nawet bycie lepszą. I w jednym, i w drugim przypadku to walka, która ma szansę nie skończyć się nigdy. Pozostało tylko wspierać wzajemnie swoje ambicje. I szerzej — siebie. — To jest nas dwie. — Potwierdziła. Nie rodziły się za często, to wiedziała z tych źródeł, do których podkusiło ją dotrzeć. Dlaczego rodziły się takie — to już inna sprawa. I odbicie tej rozterki dostrzegła w oczach rozmówczyni. — Chcesz mi zadać pytanie — stwierdzenie, za sprawą którego zburzyła jedną z dzielących ich barier — przeszła bowiem na ty. Annika miała całe dwadzieścia dziewięć burzliwych lat, żeby przepracować w głowie swoją przypadłość — nie miała oporów przed mówieniem o niej, jeśli tylko ktoś zechciał słuchać — znam jedno miejsce, gdzie możemy usiąść z kawą. Miałam już opuścić kampus, ale mogę jeszcze chwilę zostać. — Nigdzie jej się nie spieszyło, a już najmniej do domu. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Nie miałam w zwyczaju tak rozgadywać się przy obcych, tymbardziej starszych, wyższych rangą na kampusie, nie biorąc pod uwagę tego, że nazwisko jednoznacznie wskazywało jej przynależność do Kręgu. Zachowywałam zawsze wszystkie wymagane elementy kultury osobistej tak, jak nauczono mnie w domu, ale tym razem było inaczej. Na początku myślałam, że to zwykła wdzięczność za pomoc, bo kolejne problemy z gwardią by mi nie przystały, ale gdy dowiedziałam się o naszej wspólnej chorobie, to w środku zaczęłam patrzeć na to trochę inaczej. Może podświadomie moje przesiąknięte magią ciało jakimś cudem wyczuło to, że łączy nas ta jedna rzecz. Słuchałam jej uważnie, gdy wspomniała, że jej mąż jest Faustem. Zbyt szybko ją oceniłam, bo według kolejnej wskazówki skojarzyłam ją z van der Deckenami. Całkowicie zapomniałam, że ci z Kręgu aranżują mariaże na potęgę, dlatego cieszyłam się, że mnie to nie dotyczyło. Nie wyobrażałabym sobie wyjść za mąż w tym momencie, gdy akurat skupiałam się na sobie. Przysiąc resztę życia obcej osobie przed ołtarzem musiało być straszne, więc miałam nadzieję, że moją wybawicielke przynajmniej to ominęło, choć nie wydawało mi się, że wykładający na Tajnych Kompletach Moriarty, wiekiem był do niej podobny. To prawda, że gdybym bardziej się postarała, to byłabym zauważona, ale przez te wszystkie wydarzenia z abstrakcyjnie brzmiącą apokalipsą, skutecznie mnie odciągały od ponadprogramowych wyczynów na studiach. Musiałam się wreszcie za to wziąć, żeby moje nazwisko pojawiło się nie tylko na butelce syropu klonowego, które tak chętnie kupują, a też na naukowych czasopismach, a może na podręczniku do teorii magii? Zaśmiałam się nerwowo, gdy Annika mnie przejrzała. Tak - miałam mnóstwo pytań, choć teraz pewnie nie ułożyłabym sobie w głowie ze względu na te całe wcześniejsze zamieszanie. - Teraz? Nie dam rady... - zaraz muszę wracać do Tajnych Kompletów, ale... - Mówiąc to, zaczęłam grzebać w swojej torbie, skąd zaraz wyjęłam długopis i notes. - Tu jest adres mojej skrzynki i numer telefonu, jakby oferta była jeszcze aktualna w najbliższej przyszłości, to chętnie bym się z Panią spotkała poza kampusem - Uśmiechnęłam się, podając jej wypełnioną karteczkę z wcześniej wymienionymi danymi. Może warto byłoby spotkać się z kimś nowym, przy którym mogłabym zapomnieć o tym całym chaosie na świecie. A przy okazji dowiedzieć się jakichś rzeczy, jak można poradzić sobie z hemolakrią, na które jeszcze nie wpadłam. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat
Annika Faust
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 10
Nazwisko Scully jest z tych szerzej znanych, choć pozakręgowych i gdyby ci tylko postarali się bardziej A zaczęła z Blair rozmawiać, bo po prostu tego potrzebowała. A każdy wspólny temat może stać się przyczynkiem do lepszej relacji — o tę postarały się już na starcie. Wierzyła, że Blair czeka dobra przyszłość — choć akurat nie małżeństwa jej życzyła w pierwszej kolejności. Ani babrania się w rodzinnej polityce, z czym dla nich nieodmiennie wiązały się właśnie małżeństwa. Dziewczyna naprzeciwko miała szansę na więcej wolności, spokoju i niezależności w podejmowaniu decyzji, niż Annika — wręcz trochę jej tego zazdrościła. Przywilej często równa się korzyści, ale bywa też ciężarem. Blair póki co jest od niego wolna. I bierze sprawy w swoje ręce, poniekąd obie to właśnie robią. I prędzej czy później osiągną, cokolwiek zechcą. — Nie ma sprawy. W razie potrzeby służę pomocą. Czy teraz, czy innym razem — przyjęła informacje z uśmiechem i zamierza z nich skorzystać. Chciałoby się wykorzystać wpływy, póki jeszcze jakieś istnieją i Annika przynajmniej spróbuje to zrobić. Karteczkę schowała do torby, po chwili wyjęła także z niej zeszyt i odwdzięczyła się własną. Z numerem telefonu i adresem skrzynki — wiemy już, gdzie siebie szukać. I nie przejmuj się, naprawdę nie masz się czego wstydzić — upewniła jeszcze dziewczynę, choć uwierzenie jej w to samo zajęło kiedyś zbyt wiele czasu. Byle nigdy nie usłyszała od żadnej z ukochanych osób tego, co już usłyszała Annika. Życzy jej tego, choć wie, że to mrzonki. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Przypadkowe spotkania zawsze niosą za sobą znajomości, których nigdy byśmy się nie spodziewali. Annika nie jest pierwszą osobą, którą poznałam w ten sposób. Thea też była jedną z tych osób, która nie była typem osobowości, z którym zwykłam się zadawać. A jednak zupełnie losowe spotkanie najpierw na uniwersytecie, a potem w antykwariacie sprawił, że jest teraz moją dobrą znajomą. Ostatnie o czym bym pomyślała kilka lat temu jest fakt, że kiedyś zakoleguje się z grabarzem. Uśmiechnęłam się, gdy po zapropnowaniu moich danych, kobieta dała również swoje. Schowałam je do torby w specjalnej, mniejszej kieszonce, żeby mi się nie zgubiła w tym całym zamieszaniu z równaniami Duffy, o których sobie właśnie znowu przypomniałam. Czy mam wystarczająco czasu, żeby tracić go na takie spotkania? Cała ta apokalipsa napawa mnie defetyzmem, a ja zapominam o tym, że wciąż jestem tylko człowiekiem, a nie robotem, który będzie skupiać się jedynie na ciężkiej pracy. Ale z drugiej co mi z przyjemności, gdy klątwa Sługi Jedynego wkrótce się spełni? Jeśli chcę mieć jakiekolwiek persepktywy, to powinnam zadbać o to, żeby pokrzyżować plany Gabrielowi, żeby Lilith zstąpiła na ziemię. - Odezwę się - Zapewniłam ją jeszcze. Chciałam posłuchać o jej doświadczeniach, radach związanych z chorobą. Domyślałam się, że ona też chętnie posłuchałaby moich historii i sposobów na nagłe krwawe łzy. Kolejny uśmiech posłałam jej w reakcji na słowa o wstydzie. Wiedziałam, że ma rację, ale lata wpajania mojego ojca, odcisnęły na mnie swoje piętno i jeszcze długa droga przede mną. Kiwnęłam już jej tylko głową na pożegnanie, gdy upewniłam się, że zabrałam ze sobą wszystkie podręczniki i zeszyty, a następnie ruszyłam w stronę budynku Tajnych Kompletów. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat
Annika Faust
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 10
Tym sposobem Annika straciła przedostatnią wymówkę przed powrotem do domu; ostatnią jest basen i niekończące się długości, z których zwykła już liczyć wyłącznie tę pierwszą. Wysiłek fizyczny i pieczenie mięśni są najsłodszą nagrodą z możliwych, gdy rzeczywistość zawodzi — szum wody zagłusza szepty, brązowy Podgrzybek nie przyciąga spojrzeń, pusty tor przed i wzburzona woda za nią to niezmienny gwarant braku niechcianego towarzystwa. Idealnie. Nawet zimna woda nie stanowi przeszkody, gdy z czasem atmosfera w kamienicy przesiąknęła dla Anniki nieprzyjemnym chłodem. Tylko ułamek ciepła wciąż skrywa wnętrze zajmowanego przez nią mieszkania, łaszący się do jej nóg Lorenzo, kilka rozmów telefonicznych, podnoszących ją na duchu w trudniejszych momentach, kiedy pozwala sobie dopuścić do swoich trosk kogoś postronnego. I skromny barek. Ostatnio otwarta butelka wina prawie na pewno zdążyła już stracić aromat, ale niewiele to zmieni w jego własnościach alkoholizowania. Może dziś po nie sięgnie. Zasłużyła. — Nie krępuj się. Chętnie posłucham o twoich projektach — Annika nie musi się na nich znać, nie o to chodzi; wie, że czasem wystarczy po prostu wysłuchać. I może — jeśli poznają się lepiej — ona odwdzięczy się tym samym, opowiadając więcej o swoich planach badawczych. I zawsze chętnie wysłucha opowieści o tym, co naprawdę je łączy — choroba brana za odmienność, odmienność będąca chorobą. Obrzydliwa i wstydliwa dla postronnych, dla nich jest codziennością utkaną z tłumionych emocji i przypadków — czasem wystarczy zimny wiatr wiejący prosto w twarz, by— —zrobiło się krwawo. — Do zobaczenia — niewątpliwie. Nic tu po niej — kawę zawsze może wypić po drodze, kiedy chlorowana woda już wypłucze z niej zmęczenie psychiczne, zastępując je tym słodszym — fizycznym. /z tematu x2 |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Joyce Bowen
POWSTANIA : 20
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 166
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 20
TALENTY : 12
27.04.1985 Z rozwianymi na kwietniowym wietrze włosami, dopalała na uniwersyteckim trawniku papierosa. W domu nie sięgała po zmiętą paczkę skrytą w wewnętrznej części płaszcza, nadal czując rozpościerającą się w aromacie świeżego chleba woń dzieciństwa. Zupełnie, jakby film czasu przewinął się o kilkanaście lat wstecz, znów wciskając ją w nastoletni portret. Czuła się jak zaginione dziecko, które wróciło do domu zaklętego w czasie i przestrzeni. Jest zbyt młoda, żeby palić - nie jest. Nie powinna wracać z pracy tak późno - wcale nie. Mama spakowała dzieciakom śniadanie do szkółki - przecież sama była matką. Musiała na nowo przywyknąć do znajomego ciepła Wallow, pejzażu tak błogiego i sielankowego, choć pozbawionego jednego z kluczowych postaci na swojej panoramie - Winnie. Domyślała się, że siostra nie miała pojęcia, jaka moc czaiła się zaklęta w nakreślonym przez nią liście. Ile nerwowych trzasków drzwi do szopy. Ile zbitych nieopatrznie szklanek przy sobotniej kolacji. Ile ciszy mierzonej w rozciągających się niczym guma minutach, gdy ktoś zawołał jej imię. Zostawiła po sobie coś, co zebrało się nad rodzinnym domem gęstą, burzową chmurą - pustkę. Nie byłaby Joyce, gdyby z papierosem tańczącym w wargach i zmarszczonymi brwiami nie ruszyła dziarsko do miasteczka, niesiona krótkim przypływem czystej wściekłości. Rozczarowania? Smutku? Nie byłaby sobą, gdyby po zgaszeniu niedopałka obcasem przetartego buta, nie odnalazła właściwej sali, właściwego rzędu ławek, wślizgując się na siedzenie tuż za siostrą. - Winnifred Marwood, masz całe dziesięć sekund, żeby pozbierać się i wyjść na korytarz - szepnęła, nachylając się nad jej plecami, z jadem ściekającym po kształcie głosu. - W przeciwnym razie zawitam najpierw do twojego nowego współlokatora. Pomyśl tylko, ile ciekawych historii mogę mu opowiedzieć. - Czy była do tego zdolna? Owszem. Czy miała nadzieję, że siostra wybierze pokojową ścieżkę? To zależy. Oparła się o siedzenie krzesła, wystukując palcem metrum umykającego czasu. Trzy… Dwa… Jeden… |
Wiek : 29
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Rzecznik w Czarnej Gwardii