First topic message reminder : Kwatera myśliwych To skromne pomieszczenie to nic innego jak urokliwy azyl dla myśliwych. Mały stół, zestaw do gry w rzutki oraz czajnik z palnikiem tworzą domowe otoczenie, gdzie myśliwi mogą odpocząć po długim dniu w terenie. Pod ścianą stoi wysiedziana kanapa, która przetrwała wiele drzemek (zawsze w akompaniamencie chrapania). Na małym regale można znaleźć dawno nieotwierane podręczniki na temat broni i zwierząt. Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Pią Paź 27, 2023 9:36 pm, w całości zmieniany 1 raz |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Richard Williamson
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 171
CHARYZMA : 23
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 8
przechodzimy z siedziby Zażalenia? Nie stwierdzono. Pytań? Brak. Ciąg dalszy? Dopiero nadchodzi. Nasza wędrówka to krótka wyprawa w nieznane; tam, gdzie przewrócone pnie psują leśną kompozycję, połamane gałęzie wyczekują uwagi, a Larry Barry poprawia okulary na nosie. W pracy fizycznej zawsze tkwiło coś uwłaczającego — nie po to mamy za sobą tysiące lat ewolucji, żeby polegać na pracy własnych mięśni; nie po to Piekło dało nam magię, żeby teraz— Na lewo od pnia na ścieżce wydeptano już wąską ścieżkę; potrzeba matką wynalazku, nawet jeśli wynaleźć trzeba okrężną drogę do chaty. Wolontariusz — Ken? Jest blondynem, a z niewiadomych przyczyn, wszyscy blondyni wyglądają mi na Kenów — idzie przodem i dociera do kwatery pierwszy. Musi zdawać sobie sprawę z tego, co sam dopiero zaczynam rozumieć; przewrócone drzewo należy porąbać i pozbyć się pni, a mozaikę porozrzucanych gałęzi usunąć, zanim nawalony leśnym bimbrem myśliwy nie nadepnie na któryś z konarów i nie przygrzmoci nim we własne czoło jak kreskówkowy kojot grabiami. — Muszę się do czegoś przyznać, Sebastianie — chyba—Ken wyłania się z wnętrza chaty, a ja po raz pierwszy dostrzegam na jego twarzy coś ponad tępe potakiwanie — teraz wygląda na zadowolonego z siebie. — Nigdy nie trzymałem siekiery w rękach. I to nie żadne zaniżanie własnych kompetencji, byleby uciec przed perspektywą wymachiwania toporkiem — ogłaszam wszem i wobec, że ja, Richard Williamson, w życiu nie odczułem wewnętrznego imperatywu złapania za siekierę i zabawy w drwala. Wątpię, czy w Blossomfall trzymano takie narzędzia; Arthur zrobiłby z nich użytek. — Z tego powodu nie mam absolutnie żadnych oporów przed zbieraniem chrustu. Larry Barry, co ty na to? Larry Barry patrzy na mnie wzrokiem kogoś, kto zastanawia się, czy gdyby zbudował z zebranych gałęzi szałas, zgodziłbym się w nim zamieszkać i żywić tym, co nazbieramy do koszyczków (tylko najpierw upleciemy koszyczki). — Ken za to z chęcią pomoże ci z rąbaniem tego pnia — wymowne zerknięcie na przewrócone drzewo odwlekło moment zejścia ze ścieżki; po pierwszą gałąź schylam się z pełną świadomością, że przypłacę ten dzień koszulką polo — Cripple Rock nie interesowało, że to Ralph Lauren. — Mam na imię Kevin — odezwał się Ken, wręczając siekierę Sebastianowi — drugą zachował dla siebie. Przekręcanie miana jegomościa z toporkiem w ręku to nie czołowa pozycja na liście najlepszych pomysłów; gorsze byłoby tylko przyznanie się do błędu. — A co powiedziałem, Ken? Larry Barry uśmiecha się pod nosem — nie wiem skąd, ale ma już siedem gałęzi w ramionach; ja przystaję przy piątej, zanim do zgromadzonego w rękach balastu dołączą dwie kolejne. — Planujesz rytuał po uporządkowaniu terenu, Verity? Kto wie; może między Kenem, a prawdą, nauczę się czegoś magicznego? udźwig na gałęzie || 33 + 4 = 37 udźwig Larry'ego na gałęzie || 71 + 2 = 73 suma przeniesionych gałęzi || 7 + 10 = 17/25 |
Wiek : 30
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : north hoatlilp
Zawód : starszy specjalista komitetu ds. międzystanowej koordynacji
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 212
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Wszelka wymiana zdań trochę przechodzi niezauważona przez Sebastiana. Luźne rozmowy nie zatrzymują jego uwagi na dłużej. Wydaje się otępiały i dokładnie tak się czuje. Ledwie zeszłej nocy otrzymał telefon od Williamsona i o ile zazwyczaj potrafi z łatwością odgrodzić się od prywatnych spraw, kiedy wymaga tego sytuacja, tak teraz sprawia mu to trudność. Inaczej jest, gdy obserwuje się po prostu czyjąś tragedię, a inaczej, gdy jest to tragedia we własnej rodzinie. Najważniejsze, że dochodzi do niego, co ma zrobić. Odnotowuje przydzielenie do grupy z Williamsonem — najwyraźniej łączenie ich z Veritymi to jakaś niepisana zasada — i dwoma innymi ochotnikami. Nie muszą iść daleko, żeby trafić na przewalone drzewo. Richard szybko wymiguje się od pracy z siekierą, a Sebastian nie ma mu tego za złe. Jeżeli rzeczywiście nigdy nie trzymał jej w rękach, co jest wielce prawdopodobne, to może i lepiej, żeby pozostał przy gałęziach. Sebastian w zasadzie ma jakiekolwiek obycie z siekierą tylko dzięki temu, że wiele lat spędził jako Wywiadowca między innymi pośród wiejskich społeczności. No i miał dobrych znajomych w Wallow, a to też rządzi się swoimi prawami. — Nie krępuj się — rzuca więc bez przejęcia, łapiąc w dłoń siekierę. Nie musi podwijać spektakularnie rękawów, dzień jest ciepły, a z doświadczenia wie, że jest duża szansa upocenia się i ubrudzenia podczas pracy. Prosty sportowy bezrękawnik był oczywistym wyborem na dzisiejsze aktywności. Ken okazuje się Kevinem, a Sebastian krótko kiwa głową w nijakim geście powitania i akceptacji, samemu rzucając w odpowiedzi swoje imię. Robi pierwszy zamach siekierą, zerkając krótko w stronę Richiego, gdy swoim głosem przyciąga uwagę Sebastiana. — Tak — odpowiada krótko, w przerwie od kolejnego mocnego zamachnięcia. — Coś z odpychania i wariacyjnej[/b]. — Taki jest plan. Nie zastanawiał się jeszcze, co dokładnie rzucić. — Co tak właściwie cię tu zwabiło, Richie? — zainteresował się, a przez jego twarz w końcu przemknął cień uśmiechu. Może i z repertuaru tych lekko docinkowych, ale też się liczy. Nikt nie może go winić, że jest zaskoczony obecnością Richarda Williamsona w środku niczego, przerzucającego chrust. Skłaniałby się ku temu, że wykorzysta ten czas na solidny lobbing na tych, którzy jeszcze nie są przekonani do głosowania na Ronalda, ale rzecz w tym, że Richard rzeczywiście zabrał się do roboty i pyta o rytuały, a nie o to ile głosów Sebastian mógłby mu załatwić do końca miesiąca. 2 ciosy siekierą Sebastiana: #1 K100 i #2 K100 (mod. sprawność i udźwig: +39, do wyrzucenia 26) 2 ciosy siekierą Kevina: #3 K100 i #4 K100 (mod. sprawność i udźwig: +10, do wyrzucenia 55) |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Stwórca
The member 'Sebastian Verity' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 5, 23, 73, 45 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Richard Williamson
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 171
CHARYZMA : 23
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 8
Huk uderzeń, trzask gałęzi, szmer koron drzew nad głowami i bzyczenie owada przy uchu — leśnej symfonii dźwięków daleko do Mozarta. Na moment cichną rozmowy, Kevin—Ken macha siekierą, Sebatian rusza mu w sukurs, Larry Barry sapie cicho przy schylaniu się po gałązki, a nad tym wszystkim czuwa kompozytor — niewidzialna ręka wolnego rynku. Nie mam złudzeń, że rodzina Carter spienięży zebrany chrust; bardzo dobrze, bardzo mądrze, trochę brudno i za sumę, której zaniżony nominał nie był wart poświęconego czasu, ale nie każdy był kopalnianym kretem i wygrzebywał z gruzów złoto. Cisza Cripple Rock mnie nie bawi — ktoś zepsuł tu bieg czasu i przestawił wskazówki, więc tylko słowa mogą przywrócić świat do pionu. Czas to pieniądz, czas to waluta, czas nie gra ze mną w tym samym zespole. Natura planowanych przez Sebastiana rytuałów napotyka lekkie skinięcie głową; personalnie nadal się waham nad tym, czy warto marnować świece na wątpliwą jakość moich magicznych osiągnięć. Część druga wypowiedzi — co tak właściwie cię tu zwabiło, Richie? — niemal wytrąca gałązkę z dłoni. — Jak to co? — śmiech to zdrowie, więc pośmiejmy się wszyscy. — Uwielbiam spacery po świeżym powietrzu. Nie od dziś wiadomo, że praca w Międzystanowym Magicznym Ratuszu tak bardzo im sprzyja. Uśmiech drży w posadach warg, a ja muszę wybierać — czy szczerość się opłaci? Mogę powiedzieć, że tak bardzo zależy mi na porządku w tym lesie, że odwołałem pięć spotkań, rzuciłem wszystko — dzieci, żonę, bliskich, garnitur — i postanowiłem poddać się zewowi natury. Mogę też, dla odmiany, powiedzieć prawdę. — Nie jestem altruistą, Sebastianie. Nigdy nie twierdziłem inaczej — kłamię doskonale, ale na taką bujdę nie nabrałbym nawet dziecka. Kevin—Ken macha siekierą z werwą, a polityczny slogan na koszulce dopowiada resztę narracji. — Cenię za to okazje, w których polityczne pobudki w naturalny sposób łączą się z wkładem społecznym. Coś, co odróżnia mnie od wuja — nie waham się wychodzić pomiędzy ludzi spoza decyzyjnych kółek adoracji. To nowa szkoła polityki, Ronald za nią nie przepada, a odkąd Kennedy stracił łeb, pozostali też bywali sceptyczni. — Mógłbym przyjechać do Cripple Rock, stanąć na pieńku i wygłosić płomienną przemowę na temat tego, że Ronald to kandydat, który rozumie problemy podmiejskich społeczności — chociaż kiedy ostatnio wrócił z Wallow, przez kwadrans szorował dłonie — a potem wrócić do limuzyny i odhaczyć punkt z mapy. Mogłem też zabrać kilku umięśnionych gagatków i zrobić cokolwiek. Jak pięknie to brzmi — z naręczem zbieranych między słowami gałęzi. — Czy mam w tym prywatny interes? Tak. Larry Barry schyla się po kolejne patyki — słucha, uczy się, zapamiętuje. — Czy to sprawia, że udzielona pomoc ma niższą wartość od tych, którzy przyszli tu z przypadku? Okolica — po którymś z kolei badylu zaniesionym do jutowego worka przestałem liczyć — wygląda na czystszą. To nie było trudne; właściwe wyzwanie zaczyna się teraz. — Na to pytanie, panie Verity, musisz odpowiedzieć sobie sam. Machanie siekierą to prosta praca — polityka nie ma z nią nic wspólnego. udźwig na gałęzie || 40 + 4 = 44 udźwig Larry'ego na gałęzie || 56 + 2 = 58 suma przeniesionych gałęzi || 37/25 |
Wiek : 30
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : north hoatlilp
Zawód : starszy specjalista komitetu ds. międzystanowej koordynacji
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 212
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Przelotny uśmiech pojawia się na twarzy Sebastiana, gdy dostaje swoją odpowiedź. Nie jest zaskoczony zbyciem go żartem i bynajmniej nie ma tego Richardowi za złe. Jego pytanie było z rodzaju tych z oczywistą odpowiedzią, bardziej po to, żeby nie trwać w ciszy, niż po to, by rzeczywiście się czegoś dowiedzieć. Koszulki jego przydupasów przecież są wystarczająco wymowne, aby nie potrzeba było więcej wyjaśnień. Sebastian co najwyżej jest trochę zaskoczony, że Richard zjawił się tu osobiście i rzeczywiście zakasał rękawy. W istocie musi być dobrym politykiem — nie dlatego, że się tu pofatygował, ale dlatego, że wie, co prędzej podziała na Carterów, jeśli ma wybierać między kwiecistymi przemowami, a robotą na rzecz ich terenu. Gdyby nie cała doza niechęci do polityki, Sebastian może nawet odczułby podziw względem tych wszystkich przemyślanych działań. Richie jednak kontynuuje, decydując się na nieco poważniejszą konwersację, która wprost ujawnia jego pobudki. Czy chciał odpowiadać sobie na rzucone w eter pytanie? Niekoniecznie. Czy odpowiedział? Tak — zupełnie instynktownie. Nie uważał, by pomoc Williamsona traciła na wartości tylko ze względu na jej interesowność. Las zostanie uprzątnięty szybciej dzięki temu, że tu jest, niezależnie od tego, czy znajdzie w tym korzyści dla siebie samego. Jeśli to zrobi, to tylko lepiej. W życiu trzeba być przedsiębiorczym, a Sebastian pochodzi z rodziny, która nauczyła go nie gardzić takim podejściem. Wie przecież, jak działa świat. Kampania Williamsona jest intensywna i pilnuje nie tylko tego, by być widocznym, ale także tego, aby rzeczywiście zasłużyć się pewnym grupom. Sebastian absolutnie tego nie potępia. Taka praca. Słucha z pewną dawką obojętności, wymachując siekierą. Nie można powiedzieć, by rozmowa o kampanii Williamsona wzbudzała w nim wielkie emocje, ale również żadne z tych słów nie przelatują obok niego. Uważa, że wygrana Ronalda mogłaby przysłużyć się jemu i innym wyznawcom Pana, jeśli tylko ten będzie w stanie zmienić trochę swoje podejście. Będzie? — Co jest tym twoim prywatnym interesem, Richie? — To wydaje się szczerze interesować Sebastiana. — Wygrana twojego wuja, oczywiście. Ale chodzi mi o ciebie. — Chodzi o pilnowanie interesów rodziny, o prestiż, o to, by kiedyś wskoczyć na miejsce Ronalda? Sebastian jest ciekaw, bo te informacje to odpowiedzi na to, co mógłby zaoferować Richardowi, jeśli tylko miałby w tym swój interes. Co Richard mógłby dostać od Lucyfera, jeśli tylko zechciałby w przyszłości mu się przysłużyć. — Tę możecie już przenosić. — Skinął głową na jedną z kłód, które udało się odciąć trzema mocnymi machnięciami. Kevin jeszcze walczył z ostatnią warstwą, więc Sebastian przeniósł się w kolejne miejsce, by odrąbać przeciwległy koniec kłody. 3 udane ciosy siekierą Sebastiana i 3 ciosy Kevina, z czego 1 jest udany Zebrane gałęzie: 25/25 Udane ciosy siekierą: 5/9 Przeniesione pieńki: 0/3 |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Richard Williamson
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 171
CHARYZMA : 23
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 8
Mnogość gałęzi i niedosyt wrażeń — po pomocy w Cripple Rock nie można oczekiwać Dom Pérignon otwieranego co pięć podniesionych badyli, co nie zmienia faktu, że wystrzał z korka poniósłby morale. Zadowalam się półśrodkami; obłaskawiona wola przeoranego katastrofami terenu odwdzięcza się brakiem skręconych kostek i drzazg w dłoniach. Tylko brud na opuszkach palców odstręcza. Huk siekier wypełnia krótkie momenty ciszy między słowami — podchodząc do kawałka porąbanego pieńka nie spodziewam się pytania, które pada. Zaskoczenie trwa tylko w głowie — na zewnątrz mam w sobie spokój leśnego oczka wodnego. — Polityka to prywatny interes, Sebastianie. Zawsze — ze szlachetnych pobudek idzie się do szpitala brodzić w kale za najniższą krajową; do polityki ruszają ci, którzy chcą wiele za pieniądze innych. — Jedno wydarzenie determinuje pięć kolejnych, a zwycięstwo Ronalda otworzy drogi, które— Uśmiech numer czternaście; Richard rozmarzony. — Powiedzmy, że otworzą przede mną nowe, zawodowe możliwości. Wierzę w program wuja, ale wiara nie staje na przeszkodzie do planowania prywatnego zysku. Nie ma powodu wdawać się w szczegóły — nie ma potrzeby zaprzeczać, że poświęcam te maleńkie skrawki czasu wolnego na kampanię wuja wyłącznie dlatego, że był człowiekiem, który przed laty uratował mnie przed tyranią ojca. Gdzie byłbym teraz, gdybym dorósł w cieniu Arthura? W Gwardii, jak Barnaby? Niedorzeczne. Mógłbym powiedzieć prawdę; wdać się w długi monolog o tym, kto skorzysta na zwycięstwie Ronalda i dlaczego to istotne dla Międzystanowego Magicznego Ratusza, ale trzydzieści lat na tym świecie to dość, żeby odkryć drobną zależność między wiedzą, którą inni posiadają na twój temat, a spalonymi na panewce planami. Nie posądzam Sebastiana o chęć działania na szkodę mnie i rodu mojego — zbyt wiele wśród nas zażyłości, splątanych nici i kłębuszków zdarzeń. Jestem po prostu zapobiegawczy; wylewność zachowuję na konferencje prasowe. Uchwycony między dłonie pieniek chybocze się mniej, niż zakładałem — zaczynam podejrzewać, że posiadam niebywały dar do dźwigania dosłownych ciężarów, nie tylko balastu własnego ego. Larry Barry — może przez brak kręgosłupa moralnego, może za sprawą budowy glisty — z podniesieniem pieńka radzi sobie, cóż— — Larry Barry, skup się, na rany Aradii. Droga do chaty jeszcze nigdy nie była tak długa; dźwigam porąbany pieniek całą mocą republikańskiego uporu w dążeniu do niemożliwego i dopiero, kiedy ten wpada pod ścianę, wypuszczam powietrze z płuc. W ślad za nim płyną słowa. — Pamiętam o naszej rozmowie z balu — niechęć do niemagicznych to gorzka pigułka; nie potrafię szanować ludzi, którzy o tym świecie wiedzą dokładnie tyle, na ile im pozwalamy. — Przygotowuję kilka silnych argumentów do obłaskawienia Ronalda. Dzięki nim przychylniej spojrzy na poruszoną przez ciebie kwestię. Richie Williamson ma wiele wad — ale jednego nie można mu odmówić. Lubi trudne wyzwania. udźwig pieńka #1 przez Richiego: 74 + 4 = 77 udźwig pieńka #2 przez Larry'ego: 14 + 2 = 16 suma przeniesionych pieńków: 1/3 |
Wiek : 30
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : north hoatlilp
Zawód : starszy specjalista komitetu ds. międzystanowej koordynacji