First topic message reminder : Siedziba Carter's Wilderness Mastery Budynek mieści się na skraju lasu. Został zbudowany z grubych bal drzew iglastych, które z czasem ściemniały. Dach pokryty jest gontem, a z wiekiem zdobył szarawą patynę, tworząc harmonijny kontrast z ciemnymi ścianami. Na drzwiach wejściowych wiszą dumnie rogi jelenia, symbol łowieckiego mistrzostwa Carterów. W środku budynku panuje podobny klimat. Mieści się tutaj kwatera myśliwych, warsztat grabarski, czy też magazyn zwierzęcych futer albo podstawowe biura. Wewnątrz odbywają się spotkania i treningi, często z użyciem broni z małego magazynu. Chociaż na zewnątrz sprawia wrażenie niepozornego, tak w środku jest dość okazały. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Johnny Orlovsky
ILUZJI : 17
NATURY : 5
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 177
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 7
TALENTY : 16
Ludzi jest mniej niż przypuszczał, ale to nie zmienia absolutnie niczego, bo nawet mniejszej ilości nazwisk nie będzie w stanie pewnie zapamiętać, chyba, że komuś bardzo na tym zależy i się wysili popisowo. Głową kiwa Fionanowi i Fionie, jedyne znane blond kudły, które w końcu spostrzegł, aż dziwne, że się w trójkę nie zgadali, że tutaj będą, skoro z każdym z nich widział się kolejno przedwczoraj i wczoraj, ale najpierw był zajęty przegrywaniem pieniędzy nad bimbrem, a później analizą przebiegu potencjalnej kariery pana Blodgeta. A, jednak nie. Jednak jeszcze bardzo słabo znana twarz w końcu zapala lampkę w orłowskiej pamięci i podobnie oszczędne skinienie kieruje w stronę Sebastiana, w końcu wizualizując jego sylwetkę na zapuszczonym, wysuszonym podwórku Charliego. Ciekawe, co robią jego kurki. Wywołany do tablicy przez Judith uśmiecha się lekko i uprzejmie, jak wypada. - Dobrze pani pamięta i tak, Charlie to mój brat. - To samo nazwisko, ta sama długość blond włosów, ta sama flanela, to są totalnie bracia, nie ma ku temu żadnych wątpliwości. Czy był bratem przypadkiem, czy taka była intencja, tego nie wiedział, ale nie miał wokół siebie blisko choćby Fionana, żeby się tym sucharem sytuacyjnym podzielić. Zresztą nie miał też dzisiaj ochoty specjalnej się socjalizować. Gdyby tak było wylądowałby w barze, a nie w lesie. Mimo wszystko nie był zaskoczony, że czyjąś uwagę przykuł, nihil novi. Przenosi spojrzenie oczu zmęczonych na mężczyznę kiwając głową bardzo oszczędnie. - Zgadza się. - Utwór na który padło raczej go dziwi, bo zazwyczaj wszyscy, albo wszystkie, bo głównie kobiety, recytowały wersy wszystkich piosenek o złamanym sercu kowboja. Skoczne hity pojawiały się w jego repertuarze rzadko, miał na nie zbyt smutny głos, ale nie zawsze można w stu procentach tworzyć tego, co się chce. Do każdego czasem przyjdzie menago i zleci projekt, który uwiera. Jak korek z butelki po burbonie w plecy, po całonocnym melanżu w Oklahomie. Na mężczyźnie skupia się tyle o ile, bo więcej uwagi poświęca pani Carter i jej instrukcjom, czekając, co jemu wypadnie i ani zdziwiony nie jest, ani rozczarowany, bo zakładał dokładnie nic, czyli wyjściowy stan Johnny'ego co ma być to będzie się zgadza. Dopala papierosa, gasząc go o podeszwę buta i wrzucając niedopałek na powrót do paczki, bo nie trzeba mieć bystrości na poziomie mistrzyni i vice mistrza quizu ulicznego z wiedzy ogólnej razem wziętych, żeby wiedzieć, że nie przyszedł tutaj śmiecić, a sprzątać. Czeka więc grzecznie na swoim uboczu, aż wianuszek wokół Judith się rozluźni, żeby zabrać ze sobą cokolwiek, co im się jej zdaniem przyda, w końcu była tu szefową, a Johnny się kobiet słuchał, zwłaszcza, gdy wiedziały co robią. |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : upadła gwiazda country
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Jeśli dobór wolontariuszy w Cripple Rock zawsze tak wygląda, Annika powinna częściej przeglądać ogłoszenia na tablicy kościelnej — to tylko jeszcze jeden powód, by przeprowadzić się bliżej serca magicznej społeczności Hellridge. Tym bardziej, że najwyraźniej w Maywater zaczyna jej się już nudzić i usilnie szuka nowych wrażeń, czego efektem jest metr sześćdziesiąt pięć kobiety gotowej do sprzątania lasu w towarzystwie — jak się okazuje — osób, które w większości mniej lub bardziej zna, czego nie do końca się tutaj spodziewała. Choć może powinna? Nie jest pewna — ostatnio nie najlepiej u niej ze skupieniem, co nie dalej jak wczoraj wytknęła jej Jose w pełnym wyrzutu w ogóle mnie nie słuchasz. Być może wspominała wtedy coś o Cripple Rock i Fionanie. Annika nie wie — rzeczywiście nie do końca słuchała. Spojrzenie lustrujące towarzystwo na dłużej zatrzymuje się i tak dopiero na najmniej jej znanej personie, czyli rzeczonym Orlovskym, a van der Decken chcąc nie chcąc, wyszukuje jego nazwisko z odmętów niepamięci, zaś wizerunek z okładek i telewizji. Ma wiele pytań, ale zachowa je na inny czas, orientując się szybko, że nie dla wszystkich jest to widok zadziwiający. Dochodzi więc do wniosku, że i jej nie wypada się dziwić. Jako ktoś, kto rozbił zęby o sądowe ławy (choć w zdecydowanie innym kontekście) powinna rozumieć, że facet nie przyszedł do lasu po to, by rozmawiać o swojej upadłej karierze, dlatego z szacunku do osoby kwestię pomija, choć ciekawość nieco ją zżera. To szczyt aktorstwa, na jaki dziś sobie pozwala, czyli w gruncie rzeczy niewiele, ale postronni muszą jej to jakoś wybaczyć. Nie przygotowała się dzisiaj na uczestnictwo w wiecu wyborczym i maski zostawiła w domu. A skoro o tym mowa— Richard Williamson bez krawata to widok warty zanotowania. I uśmiechu. — Dziękuję, starałam się — jeszcze jak, całe Piekło mi świadkiem — dodaje już wyłącznie w głowie, starając się nie patrzeć na Overtona i wypraszając z głowy myśl o tym, jak wdzięczna jest rodzinie za to, że jeszcze nikt w ciągu stu czterdziestu godzin od rozprawy nie przyczepił do niej metki z najniższą ceną z ostatnich trzydziestu dni. — Ty jak widzę też nie próżnujesz. W pracy fizycznej na pewno też będzie ci do twarzy — oddane z jeszcze szerszym uśmiechem jest odpowiedzią szytą na miarę, ale wciąż zadziwiająco niewygodną, bo z daleka śmierdzącą rozgłosem. Wieść o rozprawie i jej wyniku poniosła się już dostatecznie szybko — nawet szybciej, niż Annika mogła przypuszczać. I nim na dobre przyswoiła nową rzeczywistość, w wyścigu nowin niecodziennych wyprzedziła ją inna, tym razem naprawdę tragiczna, której teraz echa dostrzega w mimice i postawie Sebastiana. Annika nikogo nie dopytywała o okoliczności, w jakich Audrey pożegnała się z życiem — fakt pozostaje faktem. Córki straciły matkę, a mąż ukochaną małżonkę. Annika ostatnio powraca do tego w swoich modlitwach, niewiele więcej mogąc zaoferować. Kumulacja niewygodnych tematów i barwnych charakterów skutecznie rozprasza uwagę, a witanie każdego z osobna Annika pozostawia profesjonalistom i porze późniejszej, kiedy wszyscy już uporają się z obowiązkami na dziś — uściski i całusy mogą poczekać. Rodzeństwo Cavanagh może ta opieszałość nie obrazi. Bo polecenia pani Carter zapewne niekoniecznie zechcą czekać, dlatego zgodnie z sugestią, już–nie–Faust pojawia się obok swojej pary i wsuwa jej dłoń pod ramię. — Słyszałam coś o bimbrze, ale dopytywać nie będę. Najpierw obowiązki — przysunięta bliżej ucha, kieruje słowa tylko do Fionana. W odmętach pamięci jeszcze przechowuje obraz Cavanagha trudzącego się fachem sadowniczym i zgodnie z dobrym nawykiem tego dnia, temat jeszcze raz zmilcza. Podobnie jak fakt — od trzech lat trzymany w ścisłej tajemnicy — że na krótko po nieudolnym wyczynie Fionana udała się w tamto miejsce z athame, nieodwracalnie pieczętując między nimi pokój i zgodę. To mniej więcej tamtego dnia w pełni zaakceptowała go jako część swojej rodziny — jej duma nie zniosłaby, gdyby tamto drzewo się nie przyjęło. — Jak najbardziej. Odwdzięczę ci się za telefoniczny kurs kadzielnictwa. Wspominałam już, że udało mi się wtedy zapleść kadzidło złotej monety? — Zapewne nie wspominała, tak jak i o wielu innych rzeczach. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka we Flying Dutchman
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Powitania trwają dłużej, niż mógłby przypuszczać, ale to dobrze. Dzięki temu jest w stanie każdego obdarzyć bacznym spojrzeniem, spróbować zidentyfikować jego motywacje, aby na końcu nie dojść do żadnych konkretnych wniosków. Kto to słyszał, żeby ludzie zapisywali się na sprzątanie, żeby… posprzątać. Tylko Williamson i Verity byli rozpracowani wedle założenia Overtona i to musiało mu wystarczyć. Swoją drogą, Sebastian skupił na sobie wzrok Maurycego na trochę dłużej, niż pewnie powinien. Wyglądał jakoś… inaczej, a nie potrafił do końca zrozumieć, dlaczego ma takie wrażenie. Może chodziło o jego ciuchy? W końcu ta zwyczajowa czerń dziś była milczącym znakiem, którego znaczenie potrafił pojmować. Zmarszczenie brwi podsumowało rozmyślania, przerwane przez podziękowania Fiony. – Nie ma sprawy – odpowiedział, zdobywając się na uśmiech pełen swobody, chociaż pod jego oczami znów widniały ślady nieprzespanej nocy. Tym razem, gdyby tylko było to potrzebne, mógł zrzucić winę za swój stan na alchemiczkę, ale nie byłaby to szczerze przywołana motywacja. Prawda była taka, że rzeczywiście nie widział problemu w wylaniu kilku świeczek więcej, bo czy położył się do łóżka wcześniej, czy później, niż zazwyczaj, efekt i tak pozostawał identyczny. – Prawdę mówiąc, nawet już wiem, jak mogłabyś się odwdzięczyć – dodał prawie od razu, nie chcąc pozostawiać między nimi niedomówień. Skoro już posiadała u niego pewien „dług”, to odebranie go wydawało się wręcz obowiązkiem. Być może miało to coś wspólnego z koniecznością zarobienia kilku dolarów więcej z uwagi na szczególne okoliczności związane z pewną blondynką. Czy tak będzie, czy nie, fortunaflu w kuferku zawsze się przyda. Rozdzielone zadania wywołały na ustach Overtona półuśmiech, którego nie zdołał powstrzymać. Richie ciągający konary i gwiazda country biegająca za piekielnym psem to było coś, co mogło się wydarzyć wyłącznie pod poleceniami Judith. W tym wszystkim, co się działo, na Annikę nawet prawie nie patrzył. Był pewien, że z roślinami poradzi sobie śpiewająco. Co do Fionana… cóż, w sianiu zamieszania na pewno miał większe doświadczenie, niż we wtykaniu sadzonek w ziemię, ale to musiało mu wystarczyć. – Mam nadzieję, że umiesz trzymać młotek – zwrócił się niemalże od razu do Fiony, okraszając swoją wypowiedź rozbrajającym uśmiechem. – Mnie o wiele lepiej idzie trzymanie pędzla. Od noszenia konarów i zbijania desek do tej pory mieli Marvina i Maurice nie wyobrażał sobie siebie spełniającego jego rolę. Był przekonany, że zanim trafi we właściwy gwóźdź, to niechcący sprawdzi młotkiem, jak twarde ma paznokcie. Nie widziała mu się taka wizja. Było jakieś zaklęcie na klejenie sztachet? Nie miał pojęcia, ale coś czuł, że powinien to opatentować. Wziął ze sobą pędzle, wziął też neutralną, jasnobrązową farbę i wziął Fionę – za rękę – prowadząc ją do źródła całego zamieszania. Płot jak płot, ale ta dziura to była trochę kłopotliwa. W ramach swojej roli najwyraźniej zamierzał przyjąć rolę myśliciela i spróbował ułożyć na ziemi nowe sztachety w ten sam sposób, co te stare, co by „dobić je” do istniejącego kawałka ogrodzenia. Jeszcze tego brakowało, żeby przybili coś do góry nogami… a któż by pomyślał, że trzeba się tak postresować, żeby zrobić zwykły płotek. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 190
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 13
TALENTY : 29
Sprzeciwów brak, chociaż mam wrażenie, że lud domaga się integracji. Integracja przyjdzie później, tymczasem wzywa nas praca. Ale nie ingeruję w te kontakty towarzyskie, przyglądając się z boku, jak każdy wymienia uprzejmości z każdym. Tylko Sebastian przycichł, co jednocześnie wydaje mi się tak samo zrozumiałe, jak i niepokojące. Zatrzymuję na nim spojrzenie na dłużej, gdy tak stoi z boku i milczy. Będę musiała z nim porozmawiać. Później. Plotki o tym, co stało się w rodzinie Verity, rozchodzą się szybciej niż by się tego pragnęło. Specyfika i uroki Kręgu. Jemu przynajmniej nikt nie zarzuci, że się do tej śmierci przyczynił. W przeciwieństwie do mnie i przypadku Wesleya. Odrywam w końcu zmartwione spojrzenie, żeby przenieść je na odpowiadającą mi Fionę. Unoszę brwi na sekundę przed tym, jak zdecyduję się je zmarszczyć. — Nie Ciebie prosiłam? No tak, faktycznie Fiona miała przynieść swój słynny bimber, a o nalewkę musiałam poprosić Fionana. Ten za to milczy i nawet się nie przyznaje. Potem go zapytam, jak już skończymy pracę. Albo pójdę bezpośrednio do ciotki, czy przypadkiem jakiś krewniak jej nie odwiedził. Odnotowuję również skinieniem głowy przyznanie się, że Johnny jest bratem Charliego. Nie sądziłam, że dwaj bracia mogą być tak różni – jeden weteran i Gwardzista, drugi – upadła gwiazda country. Zdaje się, że kilka razy słyszałam go w radiu, chociaż jeszcze za dzieciaka zamiast ojcowskiego przypadkowego country chętniej słuchałam Elvisa. W tajemnicy, którą zdradziłam dotąd tylko Sebastianowi. — Skoro nie ma sprzeciwów – bo nie było – dam Wam mapki z miejscem, w które każda grupa się uda. To w okolicy, więc nie zabłądzicie. Wybaczcie, że nie będę oprowadzać Was wszystkich, ale czas to pieniądz, jakby to powiedział jakiś Duer, a w tym przypadku czas to naprawiony las. Nie czuję jak rymuję, poeta tylko głowa nie ta. Tak czy inaczej, każda para otrzymuje ode mnie kartki powyciągane i złożone w kieszeni, a ja odwracam się do swojej pary. — A ja zabieram strzelbę i idziemy. Na przygodę? Oby nie, starczy mi już przygód. Ogromna prośba ode mnie, aby, w miarę możliwości, wyrobić się z zadaniami najpóźniej do 20 stycznia! Proszę też, żeby w każdym temacie znalazło się 5 postów na postać! <3 Annika i Fionan - Mszysty strumyk Sebastian i Richard - Kwatera myśliwych Fiona i Maurice - Droga do rezerwatu Judith i Johnny - Tereny łowieckie Reszta grup zostanie uzupełniona na dniach! |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii