BAR Bar w Pubie pod Chyżym Ghoulem jest sercem tego miejsca, prawdziwym epicentrum życia. Masywna struktura, wykonana z polerowanego drewna, sprawia, że miejsce wydaje się zarazem eleganckie i przytulne. Za barem, na wysokich półkach rozciąga się wspaniały widok butelek wypełnionych najróżniejszymi alkoholami. Od jasnozłotych szampanów, przez szmaragdowe absynty, aż po ciemnofioletowe likiery. Każda butelka ozdobiona unikalną etykietą producenta. Można tu zamówić zarówno magiczne, jak i niemagiczne alkohole. Za barem uwijają się barmani - mistrzowie swojego fachu. Z łatwością mieszają drinki, polerują szklanki i serwują zamówienia kelnerom i gościom. Przy barze na wysokich krzesłach zawsze można znaleźć stałych bywalców, niechętnych do odstąpienia stołka, ale gotowych na żywą dyskusję lub chwilę relaksu z kuflem piwa w ręku. Niedaleko dalej znajdują się drzwi prowadzące na zaplecze i do kuchni. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
8.03 Od niecodziennie zakończonej wizyty w gabinecie lekarskim minęło kilka dni. Wciąż nie rozumiał, co takiego Nox miał na myśli, jednak pozostawał czujny. Jeśli faktycznie ktoś go obserwował, robił to bardzo dobrze. Napomknął też o wszystkim w Kazamatach by nikt się nie zdziwił w razie, gdyby miało dojść do czegoś więcej niż dziwacznego ostrzeżenia. Dzień po wiecu wyborczym w Chyżym Ghoulu było znacznie spokojniej. Ósmy dzień marca zapełniał głównie restauracje i kwiaciarnie, pozostawiając bary w pubach w stopniu mniej obleganym niż zwykle w piątki o tej godzinie. Dzień Kobiet. Późnym popołudniem dotarła do niego wiadomość o ataku bombowym w Bejrucie. Wrócił stamtąd trzy lata temu, niedługo po zamachu na ambasadę francuską. To był jego ostatni wyjazd. Kolejny zamach był kwestią czasu. W tym ofiarami, wedle informacji podawanych w radiu były głównie kobiety i dziewczynki wracające z meczetu. Podchodząc do baru skinął na powitanie pracownikowi lokalu i zamówił cztery szoty. Ten jeden, dodatkowy, wypił od razu i odstawił kieliszek dnem do góry. Dzień Kobiet. Z głośników dobiegała skoczna piosenka będąca jeszcze zeszłorocznym i egzotycznym w języku hitem, zupełnie nie pasująca do jego dzisiejszego nastroju. Ostatecznie musiał przyznać, że melodia cały czas wpadała w ucho. Ostatecznie - raz jeszcze, ile będzie dziś tych ostateczności? - skinął na barmana, by nalał mu jeszcze jeden kieliszek. Dzień Kobiet. - I trzy piwa - rzucił jeszcze siadając na stołku. Trzy lata temu przestał sobie obiecywać, że nigdy więcej do czegoś nie dopuści. Że nigdy więcej na coś nie pozwoli. To było niemożliwe, a on w końcu przestał wmawiać sobie bajki. Powiódł wzrokiem po boazerii, którą wyłożone były ściany baru. Gdyby nie wstąpił do Gwardii może zająłby się stolarką? Może wtedy udałoby mu się spokojnie zasnąć. Był przed czasem i nawet nie oczekiwał po żadnym z pozostałych punktualności. Terence na pewno miał swoje sprawy, Daniel - mógłby się założyć o pięć dolarów - zostawiał Carolinę u rodziców. Był piątkowy wieczór, a wtedy każdy miał coś do zrobienia przed wyjściem z domu. Poza Orlovsky'm. Ze względu na swoją pracę nie przygarnął nawet psa. Nagle umrzeć; tego się zwierzętom przecież nie robiło. Wsłuchał się w słowa piosenki próbując zrozumieć z niej cokolwiek. Dziewięćdziesiąt dziewięć balonów, dotarło do niego tylko tyle. Sens na pewno był jednak gdzieś ukryty. Gdzieś z boku, przy stolikach siedziało kilka par sącząc kolorowe drinki, whisky bądź piwo z kufli. Motocykl zostawił dziś w garażu. - Panowie! - krzyknął jegomość na drugim końcu sali - zdrowie pań! Orlovsky uniósł swoją szklankę i zamoczył w niej usta, nie upijając jednak jeszcze ni łyka. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Daniel Murphy
ODPYCHANIA : 20
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
Przysięgał, że tym razem pojawi się punktualnie. Odwożąc Carol do rodziców, kupił jej babeczkę ze słodką posypką — Dzień Kobiet, to Dzień Kobiet. Nawet tych małych. Musiała jednak zjeść ją w samochodzie, bo jeśli jego matka zobaczy, że karmi ją słodyczami tak blisko spania, to oboje dostaną po uszach. Siedzieli więc w samochodzie, a jego córka wyjątkowo nie planowała połknąć babeczki niemal w całości, zamiast tego ze szczegółami opowiadając o swoim dniu w przedszkolu. Co miał zrobić, pośpieszyć ją? Kolejną przeszkodą na drodze punktualności była jego matka. Powinien to przewidzieć i wysadzić córkę na podjeździe, ale ojciec by mu nie darował, gdyby Daniel nie pojawił się ósmego marca z kwiatami. Na progu był oczywisty, jak i tradycyjny taniec. Oh, Danielku, nie musiałeś, gdzie ja je włożę, mówiła mama, kręcąc głową, jakby przyniósł jej co najmniej nową kanapę. Do wazonu. Potem siłą i podstępem został zaciągnięty do kuchni, gdzie kazano mu zjeść najpierw kawałek ciasta — przecież cały dzień piekłam, nie może się zmarnować — a gdy dowiedziała się, z kim wychodzi, musiał spędzić kolejne piętnaście minut na słuchaniu, jakie to dobre chłopaki były z tego Charliego i Terry'ego. Czemu nie mają jeszcze żadnej żony? Spóźniony o niecałe dwanaście minut, dalej nie znał odpowiedzi na to pytanie. Może dlatego, że cała trójka nie ma innych planów na dzień kobiet, jak siedzenie w barze? Ciężko było mu doliczyć, kiedy ostatni raz spędzał ten dzień z przedstawicielką płci przeciwnej z gatunku zainteresowanej. Nie narzekał, oczywiście. Z kobietami to czasami— Ktoś właśnie wypijał ich zdrowie, trochę nie orientując się, że żadnej kobiety w pomieszczeniu de facto nie było. — Ha — powiedział, siadając niezbyt delikatnie przy stoliku, obok Charliego. Trzy piwa czekały na stoliku, pianka już była uwieczniona nad ustami kolegi. Brakowało tylko jednego. — nie jestem ostatni, świetnie. Postanowił poczekać, aż Terry do nich dołączy, nim przekaże, że mama ich pozdrawia oraz życzy, aby wreszcie sobie znaleźli jakieś urocze towarzyszki podróży zwanej życiem. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : LITTLE POPPY CREST
Zawód : NADZORUJĄCY AGENT SPECJALNY FBI (SSA); szeregowy w gwardii
Terence Forger
ANATOMICZNA : 20
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 9
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 166
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 9
TALENTY : 10
Terence z kobietami na mieście był widywany regularnie. Co z tego, że żadne z tych spotkań nie było randką, a przynajmniej ze strony Forgera próżno było szukać zainteresowania, które może od niego oczekiwano. Prędzej kierowało nim wyrachowanie i interesowność, rzadziej – chociaż ostatnio niepokojąco często – życzliwość. Dzisiaj, mimo szczególnego dnia jaki widniał w kalendarzu, nie był do dyspozycji żadnej z pięknych pań. Wydawało mu się, że ledwie chwilę temu skończył dyżur. Normalnie zostałby pewnie w domu, zwłaszcza biorąc pod uwagę podły nastrój o którego powodach w wirze pracy zdołał na moment zapomnieć. Kanapa w salonie wyglądała zbyt wygodnie, kocyk zbyt miękko – żal było to wszystko od tak zostawiać. Postanowił sobie jednak, że ten wieczór spędzi w towarzystwie innym niż Lou Reed z debiutanckiej płyty lub francuskiego pisarza. Nie mógł uciekać od spotkań z dawnymi kolegami, z ostatniego zaproszenia nie skorzystał, ale teraz czuł, że potrzebuje czegoś, co skutecznie zajmie mu głowę i odciągnie od bzdur. Poprosił taksówkarza, żeby wysadził go w Starym Mieście. Dalej sobie poradzi, znał najkrótszą drogę z “Chyżego Ghoula”, by nadrobić nieco straconego czasu. Nie zamierzał pospieszać kierowcy, chociaż miał wrażenie, że próbuje od niego wyłudzić tego dolca więcej za dłuższy przejazd. Sadząc długie kroki, przy końcówce niemal biegnąc, nie sprawdzał jak wiele czasu rozminął się z umówioną godziną. Wchodząc do środka zwolnić, a nawet musiał, by spomiędzy wszystkich samotnych facetów znaleźć tych odpowiednich, którzy czekali akurat na niego. — Chłopcy, głupio wyszło, ja wiem — nowy sposób na powitanie. Odgarnął za długą grzywkę do tyłu, mżawka sącząca się z chmur zmoczyła ją nieco, a włosy zechciały współpracować z nim trochę bardziej niż zazwyczaj. Rozpiął pierwsze dwa guziki płaszcza. — Pacjentka na oddziale miała napad konwulsji tuż przed końcem mojego dyżuru. Straszny kocioł mamy już drugi tydzień. Dopiero siadając na krześle i odchylając na oparciu mógł zaczęrpnąć głębszy wdech i wolniejszy wydech. Odpiął płaszcz do samego dołu, odrzucając go do tyłu i odsłaniając w pełni koszulkę z dużą gwiazdą sześcioramienną, “666” pod twarzami członków zespołu oraz najbardziej rzucającym się napisem “The Black Sabbath”. Tylko to zdążył wygrzebać z szafy, gdy wyskoczył jak oparzony spod prysznica, żeby pobiec do taksówki stojącej pod kamienicą. — Zamówiliście już coś? — popatrzył najpierw na Daniela, potem na Charliego. Nie wiedział jak bardzo się spóźnił, czy nie wszedł im w trakcie rozmowy, czy nic nie zdążyło go ominąć. Dyskretnie zerknął na zegarek, ale wyglądało na to, że nie było tak źle, jak początkowo mu się wydawało. — Ach, no i oczywiście co u was? Opowiadajcie. |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : eaglecrest, saint fall
Zawód : egzorcysta / pielęgniarz
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
Panowie, zdrowie pań! padło jeszcze kilka razy; po drugim Charlie już nie podnosił szklanki do ust. Nie zamierzał wychodzić tego wieczoru najbardziej pijany z całej trójki (choć dwójka wciąż była jeszcze nieobecna). Czas się jednak nie wlókł, zegary nie zdawały się stapiać jak te, z obrazów Salvadora Dali. Przechylił głowę w jedną i drugą stronę; wczorajsze wycieczki z taczką pełną gruzu w Deadberry dały mu się we znaki bardziej, niż przypuszczał. Wracając natknął się na ulicznego śpiewaka, który przedstawił się jako Jeremy Pufford, największa gwiazda teatru Overtone'ów. Jego łyżki słychać było już z daleka ale nie przypuszczał, że jegomość postanowi iść za nim przez jakiś czas. Jeśli liczył na kilka dolarów, nie doczekał się ich. Orlovsky już wyłożył dziś dolary i nie zamierzał pozbywać się kolejnych. Nie, nie, kupię bilet dopiero, jak będziecie wystawiać Sen nocy letniej, rzucił śpiewakowi na odchodne skręcając w uliczkę, przy której zaparkował swój motocykl. Ostatnio dał się przyłapać na czytaniu Carol tej sztuki w ramach bajki na dobranoc. W końcu pojawia się Daniel, barowe hoker aż zachybotał kiedy na niego wsiadł. Jak jakby jedna z czterech nóg krzesła miała wątpliwości co do jego szybkiego kroku. Charlie podsunął mu pokal z piwem i szota w kieliszku. - Był wybuch w Bejrucie - skwitował krótko. Te trzy słowa brzmią gorzko gdy się wie, że to ostatnie miejsce, w którym stacjonował. Ale Charlie nie chce mieć dziś zepsutego nastroju, dlatego szybko zmienia temat. - Mała nie marudziła? Z głośników popłynęła kolejna piosenka, hit Madonny z zeszłego roku. - Forger pewnie znowu utknął na dyżurze, hm? - nie można go było o to winić, godziny pracy medyków wcale nie były ściśle określone. Jeśli taka była potrzeba, trzeba było zostać. Życie i zdrowie było ważniejsze niż piwo i szot w kieliszku. Obowiązki ciążyły nad każdym z nich, jak gradowa chmura, która w każdej chwili mogła pęknąć wyrzucając z siebie okruchy lodu wielkości piłek pingpongowych. Poczucie odpowiedzialności za innych za innych zostało wszyte w ich skóry drobnym, maszynowym ściegiem, i nawet nie wiedzieli kiedy to się stało. Wtedy też i pojawił się sam spóźnialski Forger. - Zaczęło lać? - świetnie, pomyślał. Jeszcze deszczu brakowało. - Nowa? - rzucił w jego stronę wskazując palcem koszulkę Forgera. Orlovsky również lubił Black Sabbath. Osamotniony pokal z piwem i kieliszek z szotem czekały już tylko na niego, więc Charlie skinął głową w stronę szkła. Ostre zapiją gorzkim. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Daniel Murphy
ODPYCHANIA : 20
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
Charlie mówi faktami, nie uczuciami. Wybuch w Bejrucie, jest kodem — niemal morsa — na który Daniel może odpowiedzieć tylko w jeden sposób. Yh-mm i pokiwaniem głową — po męsku, jak przystało. Nie chce o tym rozmawiać, to co będzie go naciskał? Murphy miał od chuja swoich nie chcę o tym rozmawiać i tak właśnie przebiegały rozmowy. Po męsku, jak przystało. — Pytała czemu nie może też przyjść się spotkać z wujkiem Charlie. Obiecałem jej, że wpadniesz na weekend, więc mam nadzieję, że nie masz planów — co było kodem na mam nadzieję, że ta cholerna gwardia da ci, chociaż dzień spokoju. Kiwnął głową, gdy Forger znalazł się w zasięgu ich wzroku — po męsku, jak przystało — a gdy ten znalazł się wystarczająco obok, poklepał go na powitanie po barku. Po męsku, jak przystało. — Mhm, efekty kataklizmów z lutego? — Piekielnik Codzienny leżał pogrzebany książeczkami Carol na stoliku do kawy, ale nie przeszkadzało to w przeczytaniu jego treści. Ani w zakreśleniu długopisem wzmianki o trzęsieniu ziemi w Cripple Rock z niewielkim dopiskiem "kopalnie?". Terry wyglądał na zmęczonego, trochę zmoczonego oraz jakby bardzo długo odkładał wizytę u fryzjera. Daniel nie pamiętał, kiedy ostatnim razem widzieli się całą trójką, ale nic w tym dziwnego. Praca w szpitalu, czy na dobrą sprawę w FBI, nie zostawiała zbyt dużo wolnego czasu. Jedynie Charlie był na emeryturze, ale co to za emerytura, gdy tak naprawdę schodził schodkami pod kościołem, by wiernie służyć Lucyferowi. Żaden z nich nie miał czasu, aby codziennie chlać piwo w pubach. Odpowiedzią na zamówiliście już?, było przysunięcie trzeciego kufla pod łapę Terry'ego. Koszulka kolegi wywołała szeroki uśmiech, chwilę później zakopany potężnym łykiem. Odważny ubiór wierzchni, ale z drugiej strony, byli tu sami swoi. Mogli swobodnie emanować swoją sympatią do Szatana i wszystkiego, co piekielne. Jego jeansowa koszula nie była aż tak wymowna, ale opowiadała za to zupełnie inną historię. Tę samą, co wciąż obecny, południowy akcent na jego języku. — Mama was pozdrawia i pyta — parsknięcie przerwało jego własną wypowiedź. Za każdym razem ta sama śpiewka. — kiedy znajdziecie sobie jakieś dobre żony. Więc nie zdziwcie się, jak dostaniecie zaproszenie na obiad, a tam zamiast deseru będą trzy, urocze sąsiadki, które tak się składa, że są singielkami. Wykrzywił usta w jakimś prześmiewczym grymasie i machnął głową na bok, jakby się nad czymś zastanawiał. — Właściwie, to nie do końca zamiast deseru— Nie, żeby sam był specjalnie głodny. Od kiedy Sandy odeszła, nie miał czasu na takie bzdury. Cała trójka na miejscu, a więc trzeba zrobić pożytek z zamówionego przez Orlovsky'ego alkoholu. Kufel na chwilę odszedł w zapomnienie, zamiast niego palce zacisnęły kieliszek. — Za Forgera, aby się wybrał do fryzjera. Do dna! Przyganiał kocioł garnkowi. Całe lata siedemdziesiąte popierdalał w dłuższych włosach, niż mężczyźni na koszulce Terry'ego. Dzięki temu przynajmniej umie zrobić Carol kucyka. Po męsku, jak przystało. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : LITTLE POPPY CREST
Zawód : NADZORUJĄCY AGENT SPECJALNY FBI (SSA); szeregowy w gwardii
Terence Forger
ANATOMICZNA : 20
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 9
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 166
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 9
TALENTY : 10
Nie zesztywniał, gdy dłoń Daniela uderzyła go w bark. Nie rzucił nawet spojrzenia spod łba mówiącego dość wyraźnie Och? Ale to nie ze mną tak. Uśmiechnął się blado, co równie dobrze można było zrzucić na karb zmęczenia, a Terence pokiwał głową w milczeniu, gdy Murphy wspomniał o kataklizmach z okolic lutego. Nie powiedział dużo, nie powinien. Cokolwiek uznał, że mogło być przekazane gwardzistom, dotarło do uszu Yadriela. Całą resztę, nieważne jak bardzo mu się to mogło nie podobać, pozostawił dla siebie, zamykając to w sferze swoich nocnych koszmarów. — Leje jak z cebra — przytaknął Charliemu, gdy uśmiech pogłębił się na jego twarzy. Zaraz się skrzywił, czując jak woda powoli spływa z jego mokrych włosów aż na kark i moczy koszulkę na plecach wywołując dreszcz. — Nie, właściwie to nie. Kupiona z rok temu. Po prostu nie mieliście okazji jej zobaczyć. A że wygląda jakby wyszła prosto z fabryki… Wiecie, że rzadko tak wyglądam — przecież nie przyszedłby na piwo w koszuli i pod krawatem. To nie Country Club Hudsonów. — Podobno pracują nad nową płytą, tak swoją drogą. Z czystego sentymentu sprawdzi, bo między Lilith a prawdą, to nie słuchał ich tak często jak kiedyś. Przejął trzeci kufel i podziękował cicho. Raczej był przyzwyczajony do wychylania whisky, ale nie zamierzał narzekać na głos za zamówioną szklanicę, obracając nieco po blacie baru. Ucho kufla musiało zawsze być dokładnie po prawej, najlepiej równolegle do brzegu. — Znajdę sobie dobrą żonę jak będę miał czas na stały związek — wygodna wymówka, dobrze leżała na języku, brzmiała przekonywająco w większości przypadków. Ktoś mógłby zapytać o to z kim konkretnie romansował w takim razie, gdzie są wszystkie te panny, ale wtedy Terence ucinał temat. Nie wymyślał ekscesów wszelakich, utrzymując, że nie chce się chwalić. Gdyby mógł mówić wprost – miałby o czym odpowiadać. — Pozdrów ją również, Danny. To urocze, że tak się martwi o nasze życie towarzyskie. Zwłaszcza jak jej powiedziałeś, że dzień kobiet spotykamy się w trójkę. Pani Murphy zasadniczo przejawiała wobec niego więcej matczynych uczuć niż jego własna matka, a to uznawał już za swego rodzaju sukces. Dla panny Forger mógłby nie żyć, a powieka by jej nie drgnęła. Przewrócił oczami słysząc komentarz dotyczący jego przydługich włosów. — Ha ha ha — odparł ironicznie zanim wychylił kieliszek. Nie skrzywił się nawet, kiedy alkohol przepalił miękkie podniebienie. — Wyglądam świetnie, po prostu mi zazdrościsz. Pozornie – wyglądał. Dopiero po przyjrzeniu się lepiej jego twarzy było widać cienie pod oczami, zarost z braku czasu znowu przyciął niemalże do zera, a brak snu objawiał się od czasu do czasu dłuższymi przerwami w odpowiedzi na pytania. Do świetności było mu daleko — Caroline też pozdrów od drugiego wujka — wujkiem numer jeden oczywiście był Charlie. — Tak na dzień kobiet — dodał. Małym kobietkom też należą się życzenia. |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : eaglecrest, saint fall
Zawód : egzorcysta / pielęgniarz
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
Wymiana kilku krótkich słów i kiwnięć głową wystarczyła. Znali się wystarczająco długo, by porozumiewać się w milczeniu. Zdarzały się sprawy, które po prostu należało zdusić gdzieś w sobie by nie miały szans eskalować do rangi nader wysokiej, jaką być nie powinny. Bywały też sprawy, o których nie mówiło się ze względu na innych; na przykład dla ich dobra. Orlovsky nie lubił zrzucać swoich problemów na innych. Pan Ja-wszystko-sam lubił radzić sobie z problemami samodzielnie, nie zawsze jednak odnosiło to oczekiwany skutek. Pożarów nie gasiło się przecież benzyną. - Myślę, że powinno się udać - nigdy niczego nie obiecywał, bo byłoby to bez pokrycia. Wezwania nie znały dnia ani godziny a środek nocy czy rodzinne święta nie były dla nich najmniejszą przeszkodą. Nie raz wychodził z planowanej kolacji wymawiając się pierwszą lepszą rzeczą, jaka akurat przyszła mu do głowy. Niektórzy rozumieli. Niektórzy po prostu nie wiedzieli. Nie mogli. Kolejny sekret, który dusił w sobie. - Tak? Będę musiał sprawdzić - podniósł kufel do ust i upił z niego niewielki łyk. Piana zdążyła już opaść, nie musiał nikomu psuć apetytu wkładając do niej palec, by szybciej zniknęła. Choć nie wyglądał, lubił mocne brzmienia; a Black Sabbath nie był jedynym zespołem, którego kasety trzymał na półce. - Nie odmówię, Dan. Twoja mama zbyt dobrze gotuje - wzruszył ramionami i pokręcił głową. Którego razu zaskoczyła go i przygotowała na obiad pierogi, które były niemal tak dobre jak te, które robiła jego nieświętej pamięci babcia. - Może zaprosić i cztery sąsiadki. Byle dała mi dokładkę. Życie uczuciowe Charliego Orlovsky'ego, gdyby było sztuką teatralną można by było sklasyfikować do gatunku dramatu (lub tragikomedii), w dodatku kończącego się po trzecim akcie. Wszystkie jego związki, choć nie było ich dużo, kończyły się fiaskiem. Praca - poprzednia i obecna - nie pomagały. Najgorzej wspominał swoją relację z Cheryl. Okazała się niestabilna psychicznie, co z jego własnymi demonami okazało się mieszanką wybuchową. Związek zakończył się nim zdążył rozpocząć na dobre. Leczył się z niej przez kolejne trzy miesiące. Ostatecznie zaczął po prostu zadowalać się pracą u podstaw, jak doktor Judym. I tak już nie założy rodziny. - Wyglądasz trochę jak strach na wróble - stwierdził sięgając po kieliszek. Mogli zamówić kolejną kolejkę i wrzucić szoty do kufli z piwem robiąc sobie u-booty. Następnego dnia, zważywszy na wiek, w jakim się znajdowali, zapewne po prostu by umarli. Alkohol zapiekł w język, podniebienie i przełyk, już trzeci raz w przeciągu pół godziny. Zauważył zmęczenie malujące się na twarzy Forgera, ale nie zamierzał poruszać tego tematu. Na pewno miał roboty po łokcie. Nie mógł przewidzieć, że za niemal równy miesiąc będzie wyglądać jeszcze gorzej. W dodatku bez większej możliwości posługiwania się rękami. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Daniel Murphy
ODPYCHANIA : 20
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
— Bądźmy szczerzy — odważne wyznanie, gdy pierwszy kufel piwa jeszcze nie został opróżniony. — najlepsze, co możemy zrobić dla dobrych żon, to trzymać się od nich z daleka. To nie z żonami był problem — raczej z nimi. Nie uważał, aby byli złymi ludźmi; znał wielu mężczyzn, którzy o kobietach mieli zdanie gorsze, niż o zwierzętach, ale nie byli to mężczyźni, z którymi się przyjaźnił. W szacunek do płci przeciwnej u kolegów nie wątpił, rozchodziło się tu o coś skrajnie innego. Związki wymagały czasu — czasu, zaangażowania i obietnicy, że druga osoba będzie priorytetem. On był w stanie obiecać to tylko jednej kobiecie, póki co małej kobiecie. — Bardzo urocza — przyznał rację. Wiedział, że nie ma nic złego na myśli swoimi nieustannymi przesłuchaniami na temat życia towarzyskiego wszystkich dookoła — to był jej sposób, aby pokazać, że jej zależy. To oraz oferowanie kilograma jedzenia każdemu, kto przekroczy próg jej domu. — Po prostu się martwi na swój, hm, sposób. Ta kobieta martwiła się o wszystko, a Daniel nie mógł jej winić. Nie mógł, gdy od progu czuł zapach cynamonowego ciasta, które zawsze piekła, gdy myślała o Caroline. Od piętnastu lat nie potrafił przemóc się do tego zapachu. Nawet Carol (młodsza) nauczyła się już, że obok cynamonek w piekarni należy przechodzić pośpiesznym krokiem. — Oczywiście, że zazdroszczę — odłożył kieliszek z lekkim stuknięciem szkła o blat. Obrócił go kilka razy wokół palców, nim wypuścił na wolność. — Klawa fryzura. Kiedy pozujesz do tych kolorowych pisemek, które rozkładają w salonach fryzjerskich? Zrozumiał szybko swój błąd i zanim którykolwiek z nich mógłby zapytać Daniel, skąd— — Byłem z Carol w salonie, okay? Jakieś gówniary śmiały się przedszkolu, że ma włosy jak wiedźma— Chociaż jak teraz o tym myślę, bo mogły użyć słowa na "B". W każdym razie obiecałem jej, że znajdę profesjonalistkę, która oceni sytuację. Siedział tam dwie godziny, dokładnie zapisując w zeszycie, co powinien robić z jej włosami, aby kręciły się w sposób opanowany. Bardzo doceniał, że fryzjerka cierpliwie odpowiadała na jego — niewątpliwie — idiotyczne pytania. Carol zadowolona jadła ciastko i co chwilę pytała, czy na pewno dobrze zapisał nazwę odżywki. Nie przyszedł tu jednak gadać o włosach swojej córki. Było ich dużo, to fakt, ale— — Strzał na ślepo, ale — ślepe strzały lubił najbardziej. Te celne skutkowały niespodzianką dziewięć miesięcy później. — trzęsienie ziemi w Cripple Rock. Macie może jakieś... mniej oficjalne informacje? Cokolwiek, trop zaginionych nastolatków sprzed dekad nie był specjalnie świeży. Ostatni kataklizm FBI nie mówił nic, ale czarownikom — cóż, nie bezpowodu nikt nie chciał pracować blisko Hellridge. Oboje mieszkali i pracowali w regionie, może słyszeli jakieś plotki, które do niego nie dotarły, albo mieli znajomych, którzy byli w epicentrum katastrofy, gdy się ona działa. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : LITTLE POPPY CREST
Zawód : NADZORUJĄCY AGENT SPECJALNY FBI (SSA); szeregowy w gwardii
Terence Forger
ANATOMICZNA : 20
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 9
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 166
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 9
TALENTY : 10
— Bardzo pesymistycznie, panie Murphy — cmoknął z niby dezaprobatą, ale Lilith tylko wie, jak wdzięczny był za postawienie krzyżyka na nim przez Forgerów i brak prób ożenienia go z jakąś starą panną. Dla zdrowia psychicznego ich obojga. Biedaczka mogłaby sobie nie poradzić z informacjami, co jej małżonek robi po godzinach. Żonglowanie maskami, bycie inną wersją siebie – każdy to robił, choćby czysto zachowawczo, by nie zdradzić za dużo przed konkretnymi osobami. Różnica między konkretnymi ludźmi leżała w tym jak umiejętnie to robiono i na ile świadomie przywdziewało się kolejne twarze, by osiągnąć konkretny cel. Terence nie miał nigdy ukrytych intencji w spotkaniach z tą dwójką, nawet jeśli uprzejmość w jego głosie była wymuszona, a w myślach rozpaczał czasami dlaczego znowu dał się na to namówić mimo zmęczenia całym tygodniem pracy, kolejnym dyżurem, kolejnym bólem głowy po rytuale. Byli po prostu Danielem i po prostu Charliem, chłopcami ze szkółki kościelnej, którzy nie byli złośliwi wobec tego dzieciaka ledwo orientującego się w zawiłościach nowego, nieznanego mu świata. Nie było w tym ukrytego podstępu i interesu. Na swój sposób było to orzeźwiające – po prostu lubić kogoś, szczerze. — Jestem przekonany, że pani Murphy dałaby ci wyprawkę posiłkową na cały tydzień, gdybyś poprosił — napomknął w stronę Orlovsky’ego. Żartobliwie, ale nie wątpił, że kobieta byłaby w stanie pomóc na samo wspomnienie o brakach w lodówce. — I nie trzeba do tego żadnych ładnych sąsiadek w roli osób towarzyszących. — Dobrze, jasne, zrozumiałem. Mam iść do fryzjera — żachnął się, powoli wyciągając dłoń po piwo stojące obok niego. Nie są w eleganckiej restauracji, a serwowany alkohol nie jest bourbonem z wysokiej półki, ale przyzwyczajenia mówią nie bądź łapczywy i ostrożnie chwyta za szkło. Rozprasza go skutecznie sugestia Danego o katalogach fryzjerskich, na co parska zaraz śmiechem, spoglądając na towarzyszy. — Mówisz, że minąłem się z powołaniem i powinienem pozować do tych wszystkich kolorowych pisemek? Przynajmniej narobiłbym się mniej niż na oddziale — mruczy, poklepując się po kieszeniach w poszukiwaniu paczki papierosów. Długo nie wytrzymał. W międzyczasie machnął dłonią na tłumaczenie Murphy’ego. — Wiadomo. Mam nadzieję, że już nie słucha jakiś bzdur od przedszkolaków. Dzieci potrafią być okrutne, ale nie są takie same z siebie. Ktoś uczy je na ile mogą sobie pozwolić, skąd powtarzają zasłyszane słowa i porównania. I niestety, w tym przypadku nie wątpi, że komentarze dorosłych dotyczące małej Caroline mogły być nawet okropniejsze. — Cripple Rock? — udaje zaskoczenie, unosząc wysoko brwi. Nie mówi od razu, upija łyk złocistego piwa i spogląda gdzieś w bok jak zazwyczaj, gdy się nad czymś zastanawia głębiej. Co też przyszło Murphy’emu do głowy z węszeniem w tej sprawie. Według jego wiedzy Czarna Gwardia już zajęła się wyciszaniem wszystkiego, by nie budzić powszechnych niepokoi, a rezultaty widoczne były w Piekielniku Codziennym. — FBI się tym interesuje? — zapytał, znowu wracając wzrokiem do Daniela i zerkając na Charliego, ciekawy jego reakcji. — Na oddziale u nas było kilkoro takich, których znaleziono w tych korytarzach podziemnych. Niektórzy bardzo źle znieśli upadek w tych osuwiskach — zdradza na razie tylko tyle, ciekawy do czego dalej dojdą.[ukryjedycje] |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : eaglecrest, saint fall
Zawód : egzorcysta / pielęgniarz
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
Wypuścił ze świstem powietrze wpatrując się w stojący na blacie stolika kieliszek. Murphy miał rację. Czy byłby dobrym mężem - tego nie wiedział. Że nigdy w ogóle nim nie będzie, tego był pewien jak podatków i śmierci. Niektórych decyzji, które nie zostały tak naprawdę porządnie i we właściwy sposób przemyślanie nie można było cofnąć tak samo, jak czasu. W jego przypadku pozostało po prostu carpe diem. Chwycił kufel, żeby upić kolejny łyk bursztynowego piwa. - Wiadomo. Trochę w życiu przeszła - śmierć Caroliny odbiła się na rodzinie Murphych szerokim echem. Nic z resztą dziwnego, pochować własne dziecko to koszmar dla rodzica. Dla niektórych osób sprawa ciągnęła się do dziś. - Spoko, Dan, nikt nie ocenia - uniósł dłonie na wysokość ramion. - Te dzieciaki się nie znają. Uważam, że Carol ma idealne włosy. A ty byś zbił na tym fortunę - zerka na Forgera. Ileż czasu poświęcili razem na naukę plecenia warkoczy, wsuwania spinek tak, żeby nie drapały skóry głowy, wiązania kucyków w taki sposób, by nie ciągnąć za włosy? Można to było liczyć w godzinach. Daniel starał się, jak mógł. - Tyle co z sąsiedzkich plotek - spojrzał na Daniela. Wiedział odrobinę więcej, ale nie mógł w tej chwili nic powiedzieć, żeby nie wzbudzać pytań, na które nie chciał, i nie mógł odpowiadać. Ufał Forgerowi, ale był pewien, czy chce go wplątywać w wiedzę na temat jego życia zawodowego na emeryturze. Każdy miał różne twarze. Gdyby Charlie wiedział, że dla Forgera spotkania z nimi wiążą się z przykrym wymuszeniem a nie przyjaźnią, jaką myślał, że mieli, pewnie już dawno by przestał. Takich rzeczy nie można było ciągnąć na siłę. - Trzęsienie odsłoniło podziemne tunele. Można dotrzeć do Salem w kilka chwil - niedługo po trzęsieniu je otwarto. Gdy tylko Gwardia uporała się z zabezpieczeniem odnóg, które prowadziły nie wiadomo gdzie i do jakiego niebezpieczeństwa. Spogląda na Terence'a, który siłą rzeczy na pewno wie więcej, niż przeciętny Kovalsky. - Szkody po tym całym przeklętym dniu i tak są ogromne. Opowieści świadków, choć skrupulatnie umniejszane przez Gwardię, miały w sobie wiele prawdy, która nie mogła wyjść na światło dzienne jako oficjalne źródło informacji. Wszystko zrzucano na powypadkową traumę, zwidy, urazy głowy, bajki. Kościół dbał o swoje interesy. Orlovsky nie był pewien, czy to właściwy kierunek. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Daniel Murphy
ODPYCHANIA : 20
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
— Mama zaopatrzyłaby i armię, gdyby tylko ktoś jej zasugerował, że jest bardzo smutna i samotna. Hiperbola? Być może, ale podparta faktami — Charlie był personifikacją takiego wojska, chociaż sympatia pani Murphy do niegdyś chłopca, teraz mężczyzny, sięgała znacznie głębiej niż jego mundur. Daniel — Lepiej płacą modelom, niż pielęgniarzom? — pokręcił głową, spijając potężnego łyka z kufla. — Świat schodzi na psy, Forger. A oni wraz z nim. Świat sprowadza ich do poziomu parteru i każe się czołgać; aż do Criple Rock i tuneli, które wykopał ich mały koniec świata. Daniela i Carol nie było wtedy nigdzie blisko Hellridge. Odwiedzali razem raz na jakiś czas Boston. Łudził się, że jeśli będzie ją tam zabierał, to w jakiś sposób wynagrodzi jej to, że straciła tam matkę. Miasto było jednak tylko miastem, ale on— On czuł się tym samym człowiekiem, co w dniu, gdy je opuszczał. Uniósł kufer znów do ust, by nie odpowiadać na pytanie. FBI interesowało się wieloma rzeczami; wiele z nich na własną rękę przed nimi ukrywał, ale sam też miał pytania. Dostał wyraźne polecenie, by kwestia trzęsień ziemi została zbadana. Aktualne podejrzenia góry są kierowane w stronę ataków terrorystycznych; te jednak po nich następuje zazwyczaj przywłaszczenie sobie winy. Póki co, nie przyznawał się nikt. — Mieli jakieś podejrzane rany? Mógłby pojechać do szpitala i sam o to zapytać. Najpewniej i tak to zrobi; jednak skoro miał okazję, to zamierzał z niej skorzystać. Marszczy brwi i patrzy na Charliego. Na teorii magii chuja się zna; magicznie objawione tunele nie brzmią jednak bezpiecznie. — I ludzie nimi łażą? Serio? Przecież to— Kręci głową. Carol na pewno nie pozwoli się tam zapuszczać. Nieważne, jak wygodny dzięki temu będzie dojazd do Bostonu. — W ziemi pojawiły się magiczne tunele i nikt nawet tego nie kwestionuje. Czasami mam wrażenie, że czarownikom brakuje zdrowego rozsądku niemagicznych. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : LITTLE POPPY CREST
Zawód : NADZORUJĄCY AGENT SPECJALNY FBI (SSA); szeregowy w gwardii
Terence Forger
ANATOMICZNA : 20
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 9
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 166
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 9
TALENTY : 10
Skinął jedynie na te słowa obu mężczyzn. Pani Murphy miała w sobie wiele ciepła i troski, a na ile było to spotęgowane dodatkowo przez utratę dziecka, nie było pytaniem na które czuł się upoważniony odpowiadać nawet w myślach. Jak na ilość cynizmu z jaką spoglądał na świat, w pewnych przypadkach na wpół świadomie wolał się wycofać. — Mogę ci napisać całą listę zawodów, które zarabiają więcej niż pielęgniarki i pielęgniarze, ale to niczego nie zmieni — przepił te słowa porządnym łykiem alkoholu. Oczywiście, że rozumiał prawidła rynku, ale rozumiał też, że mówienie o pewnych rzeczach mogło być niepopularne i uznane za z gruntu komunistyczne. A Terence miał zbyt małą wiedzę, żeby wybronić się w takich przypadkach odpowiednimi argumentami, dlatego wolał siedzieć cicho. Nie oczekiwał, że zostanie wtajemniczony w aktualne działania federalnych. Do takich informacji nigdy dostępu nie dostanie, a na pewno nie przy pełnej wiedzy funkcjonariuszy. Milczenie też było odpowiedzią. Tego mógł się spodziewać, wydarzenia spowodowane rozpoczęciem Apokalipsy nie mogły pozostać niezauważonymi, nawet jeśli Kościół starał się wyciszyć to wszystkimi możliwymi środkami. Wątpił, by udało mi się dotrzeć do sedna sprawy nim Kowen Nocy zmierzy się z Frejrem, a jeżeli dobrze przypuszczał – przyszłe tygodnie mogą przynieść jeszcze więcej zamętu do Hellridge, które znowu miało stać się okiem cyklonu. Forger również miał problem z tym, ile powinien powiedzieć. Sami pacjenci eskortowani do szpitala przez prawdopodobnie samą Czarną Gwardię unikali odpowiedzi na pytania, skąd pochodzą ich rany, a jeśli już padały, nie były dość przekonywające. Zmowa milczenia jaka zapadła nie zachęcała do podważania tych wyjaśnień. — Raczej dotąd niczego podobnego nie widziałem. I nie jestem w tym odosobniony — mruknął tylko, marszcząc brwi i potarł palcami o brodę. Tyle mógł zdradzić w ramach tajemnicy lekarskiej, nie rzucając niczyimi personaliami ani szczegółami ze swojej pracy w ostatnich dniach. — Więc z tymi tunelami to nie są zmyślone bzdury z Piekielnika Codziennego? Naprawdę umożliwiają szybsze podróże? — spytał, rzucając paczkę L&M na kontuar. Nie wiedział, czy któryś z nich się skusi, gdy pokazał na kartonik. /zt [ukryjedycje] Ostatnio zmieniony przez Terence Forger dnia Sro Cze 26 2024, 15:50, w całości zmieniany 2 razy |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : eaglecrest, saint fall
Zawód : egzorcysta / pielęgniarz
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
- Właściwie, to jest - mruknął przytykając kufel do ust. Po piance nie było już śladu; nie lubił, gdy zostawała na zaroście. Matki już tak miały. W swoim własnym wyobrażeniu Orlovsky uważał, że wszystkie. Tak byłoby idealnie, ale świat taki nie był. Czasem zbyt troskliwe, niekiedy aż nazbyt opiekuńcze. A co gorsza, potrafiące doprowadzić spojrzeniem do pionu. Pani Orlovska, posiadając dwóch (a momentami nawet trzech) synów, nie dawała sobie wejść na głowę. - Taki już los szaraka. Służba zdrowia, policja, wojsko - wzruszył ramionami. Rzeczywiście, można by tak długo wyliczać. - Trzeba znać swoje miejsce w szeregu, czy coś. Ewentualnie możemy założyć zespół muzyczny - uśmiechnął się kącikiem ust. Mogliby grać country, albo rocka. Tak naprawdę żaden się do tego nie nadawał. Zerknął na Forgera, gdy Daniel zapytał o ofiary i ich obrażenia. Nie liczył na rozwlekłą odpowiedź - tajemnica lekarska, to tajemnica lekarska. Wszystkie przypadki, o których sam słyszał nie były niezwykłe. Złamania, stłuczenia, odmrożenia (te rzeczywiście budziły podejrzenie), poparzenia. Pośród nich na specjalną uwagę zasługiwał jeden, o którym nie mógł i nie zamierzał wspominać. Śledztwa cały czas trwały, niewiadome był wyjaśniane. Trudno było jednak wyjaśnić to, co jest całkowicie niewiadome. Wydarzenia z dwudziestego szóstego lutego można było ze sobą bez problemu połączyć, jednak bardziej problematycznym stawało się opracowanie planu działania. Przeglądanie kolejnych akt było tylko powtarzaniem informacji. - Tak - upił kolejny łyk alkoholu gdy rozmowa dotarła do tuneli. - Zostały sprawdzone i zabezpieczone. Droga do Bostonu zajmuje... pół godziny? Dwadzieścia minut? Ważne, żeby nie oddalać się od przewodnika ani nie schodzić z wytyczonej trasy. Popytałem tu i tam - dodał. Czasami czuł się jak Pinokio, znajdując kolejne wymówki i wyjaśnienia. W tym przypadku jednak mógł powiedzieć nieco więcej, wciąż zachowując pozory. - Są odnogi, w które nie należy się zapuszczać, bo grożą zawaleniem, albo są zawalone i nie wiadomo, dokąd prowadzą - uniósł dłoń na znak, że nie zapali. Przestał dawno temu, pozwalając sobie na to jedynie od czasu do czasu. Sam nie miał jeszcze okazji, by podróżować którymkolwiek z tuneli. Po części przyczyną było to, że lubił długie przejażdżki na motocyklu. - Panowie, zdrowie pań! - padł kolejny okrzyk z któregoś ze stolików obok. Godzina robiła się już późna, a spora część klientów opuściła już pub. zt. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Daniel Murphy
ODPYCHANIA : 20
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
Forger miał rację — taka lista niewiele zmieni. Danielowi daleko było do komunisty, ale głęboko wierzył (i głęboko szanował) służby medyczne oraz porządkowe. Nic dziwnego, że uważał, iż powinny zarabiać więcej niż ktoś, kto paraduje z szerokim uśmiechem i skromną ilością ubrań na rozkładówkach gazet. Jeśli to czyniłoby go komunistą to— Mogą go po prostu zastrzelić. — Ta, zespół. Kto by chciał słuchać naszego wycia, Orlovsky? — zaśmiał się, spijając kolejnego, potężnego łyka piwa. Może w innym życiu bardzo przystojnie prezentowaliby się na scenie, ale to obecne życie nie dało im ani trochę talentu muzycznego. Oczywiście, nie powstrzymywało ich to ani trochę przed próbowaniem, gdy wypili o jeden kufel za dużo. Odpowiedzi Forgera były ogólne i trochę o niczym, więc albo nic nie wiedział (prawdopodobne), albo nie chciał nic powiedzieć (również prawdopodobne). Cokolwiek było prawdą, było dla Daniela zrozumiałym sygnałem — idź kopać gdzieś indziej, tu nic nie znajdziesz. A skoro już o kopaniu mowa to— — Jak zabezpieczone? Jakimiś rytuałami? Ci przewodnicy są szkoleni? Potrafiliby w razie— Wziął oddech. Jesteś po pracy, Murphy. Z tym że ojcem jest się zawsze, a to głównie troska o Carol przemawiała przez jego deszcz pytań. Wiedział jednak, że lepiej, jeśli zapyta o to wszystko Charliego później. Będzie mógł swobodniej odpowiadać, gdy nie będzie musiał udawać, że nie jest gwardzistą. Oczywiście wciąż nie będzie mógł zdradzić szczegółów — a Daniel nie będzie naciskał. Nie będzie jednak musiał udawać, że czegoś nie jest pewien, gdy jest. — Zdrowie pań — odpowiedział na okrzyk z drugiego końca baru i podniósł kufel wysoko do góry. Zdrowie jednej pani szczególnie. Może być mała, ale potrzebuje go całkiem dużo. z tematu |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : LITTLE POPPY CREST
Zawód : NADZORUJĄCY AGENT SPECJALNY FBI (SSA); szeregowy w gwardii