First topic message reminder : Trawiaste pobrzeże Porośnięte piaskową trawą wybrzeże zupełnie nie nadaje się do chodzenia na boso. Ostre rośliny łatwo wbijają się w stopy, zostawiając nieprzyjemne piekące ślady. Mimo to teren jest dość urokliwy, a w zaroślach często można napotkać kraby, a nawet małe skorpiony stroniące od ludzkiego towarzystwa. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Nathan Abernathy
Nie słyszał, żeby ktoś za nim szedł. Może to przez stan podłoża, po którym stąpał? Chlupanie rozmokłej ziemi w połączeniu ze zgrzytem równie mokrego piasku pod stopami skutecznie zagłuszało cudze kroki w oddali. Może dopiero po przymusowym zatrzymaniu się, byłby w stanie usłyszeć, że ktoś się do niego zbliża, za jego plecami, ale wtedy miał akurat inne zmartwienie na głowie, więc niezbyt przejmował się cichymi krokami znajomego. Do tego strasznie tu wiało od morza, co również nie pomagało niewprawionemu uchu wychwytywać pojedyncze dźwięki. W końcu czarownik zazwyczaj przebywał w ciszy albo w towarzystwie muzyki. - Huh? - mruknął, słysząc za sobą dziwnie znajomy, melodyjny głos. Natychmiast obejrzał się przez ramię i nieco się uspokoił, widząc twarz syrena, z którym dane mu było zamienić parę zdań na plaży. Młodzieniec również, jak widać, go pamiętał, bo od razu wykorzystał okazję, by uszczypliwie nawiązać do ich ostatniej rozmowy. - Jak widać, kolejną moją wadą jest mimowolna hipokryzja i brak umiejętności terenowych - rzucił, kontynuując żart na swój temat. Musiał przyznać, że znalazł się w tak żenującej sytuacji, że nie pozostawało mu nic, tylko samemu się z tego śmiać, bo inaczej wypadłby jeszcze gorzej. Wziął głęboki wdech i skupił się na próbie uwolnienia nogi z głębokiej kałuży, ale ta nadal ani drgnęła. Zupełnie, jakby błoto ją zassało i nie chciało oddać swojej zdobyczy. Skoro sama siła fizyczna nie wystarczyła, to może warto było sięgnąć również po magię. W końcu nigdy nie miał jakichś większych oporów przed ułatwianiem sobie za jej pomocą życia. - Dormi -rzucił pierwszym zaklęciem, które mu się nasunęło i mogło pomóc. W końcu jego zadaniem było unoszenie rzeczy w powietrze, więc może rzucone na buta, pomoże mu wyciągnąć go z błota nad ziemię. ...ani drgnęło. Czym on ostatnio tak podpadł mocom piekielnym? //Rzut kością: klik (nieudany) |
Wiek : 40
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Cold Hall
Zawód : Badacz Magii
Miles Dewmoon
Miles czuł, że należało mu się trochę więcej luzu od życia. Swoje wycierpiał, a mimo to się nie poddał, więc to chyba dosyć zrozumiałe pragnienie, prawda? Odmiana na lepsze na którą zapracował może nie okazała się wygraną na loterii czy choćby awansem w pracy, ale syren i tak nie potrzebował opływać w luksusy. Miał własny kąt, odziedzidziony po mamusi i stałe źródło dochodu. Przyzwyczajony do większej biedy, nie narzekał. Tymczasem możliwość pośmiania się z losu kogoś kto go tak ostatnio wkurwił była prawdziwym rarytasem. Nie mógł się bardziej cieszyć, choć powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem. Nie tylko dla zachowania pozorów, ale też z obawy przed migreną, która od oberwania w głowę dawała mu się we znaki. - Mhmm. - zamruczał niczym kot, zadowolony z pokory rozmówcy. Wreszcie ktoś kto umie przyznać się do błędu! - Kontynuuj. - rzucił z uśmiechem, wymijając mężczyznę i stając naprzeciwko niego, oceniając go z góry do dołu i z powrotem. Wszelki sadyzm syren zakopał w sobie już ponad rok temu, jednak niełatwo było przestać patrzeć na ludzi jak na zwierzynę. Zwłaszcza, jeśli akurat wpadło się jednemu w sidła. Nawet magia nie chciała biedakowi pomóc, a kim był Miles by sprzeciwiać się woli samego Lucyfera? Lepiej było nie igrać z siłami piekielnymi. Poza tym, co chłopak miałby z pomocy komuś kogo nie mógł nawet szczerze nazwać "bliźnim"? - Chyba musisz się pogodzić z przegraną i zaplanować drogę powrotną w samych skarpetkach. - szatyn oparł jedną rękę na biodrze dla wygody, w naturalny sposób akcentując swoją smukłą sylwetkę odzianą w obcisłe dżinsy i cienki, przylegający sweterek. Ten facet nie przejmował się zimnem do tego stopnia, że potrafił się nie zorientować, że przesadza. Najpewniej sam w podobnej sytuacji co Abernathy nie miałby oporów przed wyskoczeniem z butów i ruszeniem boso po mokrej ziemi. To czy potem nie byłby zmuszony wziąć chorobowego w pracy to już osobna kwestia. |
Wiek : 22
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Piekarz
Nathan Abernathy
Wolność i odrobina luzu były pragnieniami nie tylko Milesa. W końcu Nathan specjalnie wyniósł się na parę dni z domu rodzinnego oraz z miasta, żeby zaszyć się w wiosce rybackiej, gdzie miał nadzieję znaleźć choć trochę spokoju i może parę ciekawych person, z którymi dla odmiany mógłby porozmawiać bardziej otwarcie, bo nie są codzienną częścią jego życia. Nic więc dziwnego, że nie miał problemu by teraz po raz kolejny w klimacie żartu, dawać sobie wytykać własne błędy, a nawet samemu ich dokładać. W końcu nikt nie był idealny, a poznanie własnych słabości było pierwszym krokiem do poradzenia sobie z nimi. - Podoba ci się obecny układ sił, co? - zapytał, patrząc w oczy górującego nad nim obecnie chłopaka. Nie rzucał się, nie odwracał wzroku, ani nie próbował wstać, by podkreślać, że nadal ma tu jakąś formę dominacji, choć w teorii ze względów społecznych miał. Bogaty Abernathy, na oko ze dwa razy starszy od rozmówcy i chyba nawet nieco wyższy czy wizualnie lepiej zbudowany. Spokojnie mógłby zgrywać wielkiego panicza, który nie przyznaje się do błędu i podkreśla, że i tak nikt syrenowi nie uwierzy w to, co tutaj widział. Zamiast tego Nathan kompletnie nie przejmował się dalszym przebywaniem na kolanach i patrzeniem na niego z góry przez kogoś, kogo odrzucało społeczeństwo. Byli różni, ale w oczach bruneta żaden z nich nie był lepszy od drugiego. - Gdybym tak łatwo się poddawał, to nic bym nie osiągnął - rzucił w odpowiedzi na sugestię chłopaka, po czym wrócił wzrokiem do swojego buta. A może by tak spróbować czymś rozcieńczyć to błoto? Niee, to za długo potrwa. Zanim woda wniknie w głębsze warstwy, to zdążyłbym przetestować pięć innych rozwiązań. To może odparowanie? Zamyślił się na parę sekund, po których podjął kolejną próbę wydostania się z pułapki. - Derelinquo - wyrecytował, skupiając się na wodzie znajdującej się w kałuży. Jeżeli osuszy ten obszar, to powinno mu być znacznie łatwiej wykopać buta. Tym razem zaczęło się coś dziać. Woda faktycznie postanowiła ulec woli czarownika i posłusznie zaczęła odparowywać z kałuży, gdy ten dalej siłował się z otaczającą jego nogę ziemią. Powoli, ale jego sytuacja wydawała się poprawiać. //Zaklęcie udane: klik |
Wiek : 40
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Cold Hall
Zawód : Badacz Magii
Miles Dewmoon
Rzucone przekąsem pytanie Nathana naprawdę zastanowiło Milesa. Rzadko zdarzało mu się poczuć przewagę. W zasadzie to chyba tylko podczas zwabiania ludzi do wody i pożerania ich rozmiękłego ciała miał prawdziwe wrażenie posiadania mocy nad kimkolwiek. Na co dzień albo unikał konfrontacji, albo zgadzał się na złe traktowanie obawiając się, iż w razie eskalacji konfliktu wszyscy dopatrzyliby się winy tylko po jego stronie. Ostatnie zdarzenie na Low Lane było tego idealnym przykładem. Wbrew powszechnej opinii, Dewmoon był groźny tylko w wodzie, a i to nawet nie ostatnio. Chociaż był przekonany, że pogodził się z losem matki, trauma po tym zdarzeniu trzymała go w ryzach. W końcu to zupełnie inny kaliber strachu, gdy twój najgorszy koszmar - coś czego obawiałeś się całe życie - wreszcie spotyka, ale nie ciebie, a kogoś starszego, bardziej doświadczonego i kto w twoich oczach był nietykalny. Jeśli ktoś taki jak Eleanor poległ, jakie szanse miał Miles? Ale teraz przecież nie walczyli na śmierć i życie. Raczej nikt nie zlinczuje syreny za trochę perfidii. To nie Dewmoon ugrzązł nogę członka rodziny z Kręgu w błocie. Nie wepchnął go w tę sytuację, ani nawet jej nie pogarszał. Choć poczuł zawód widząc, że ten wreszcie zaczyna zbliżać się do uwolnienia, nie próbował mu tego utrudniać. Zamiast tego skupił się na rozmowie jaką prowadzili. Ostatnio szczerość nie odbiła się w niego rykoszetem. Może i tym razem zaryzykowałby odrobinę gry w otwarte karty? - Moooże. - odparł, przeciągając to słowo z nieukrywaną lubością. Podobało mu się zdejmowanie maski obojętności i uleganie emocjom. Zazwyczaj był taki tylko w domu. - Do twarzy ci na kolanach. Często tak kończysz? - zażartowała syrena, na wszelki wypadek niby mimochodem cofając się o mały krok w tył. W razie uwolnienia się Abernathego, Miles wolał zachować bezpieczną odległość. Dopóki mężczyźnie nie wychodziło wyswobadzanie się, chłopak pozwolił sobie stanąć niemal na wyciągnięcie ręki. Jeden krok potrzebny był mu więc by znaleźć się w miejscu do którego trzeba by już podejść, a nie wystarczyło się mocno wychylić. |
Wiek : 22
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Piekarz
Nathan Abernathy
Z sekundy na sekundę, but zbliżał się coraz bardziej do powierzchni, a odgarniana ziemia nie zlewała się z powrotem, czyniąc pracę wykonywaną przez Nathana istnie Syzyfową. Co prawda dalej zostało mu jeszcze trochę szarpania się z podłożem, żeby łaskawie oddało mu ukochanego buta, ale przynajmniej było jasne, że uwolnienie się to kwestia maksymalnie paru minut, a nie najbliższej godziny. - Da się to zauważyć - dodał, poświęcając część uwagi Milesowi, a część odgrzebywanej ziemi. Dalsza część konwersacji była jednak jeszcze ciekawsza, bo tekst chłopaka zakrawał o pewną sugestię. Do tego jego cofnięcie się potwierdzało, jaki przekaz miał się kryć za jego słowami. Przebywanie z młodszymi czarownikami, którzy nie byli tak bardzo wychowywani pod kloszem było zabawne. Znacznie łatwiej tu było o przekomarzanie się czy bardziej otwarte umysły. W sumie, chyba w każdym pokoleniu najbardziej otwartą częścią społeczeństwa jest właśnie młodzież i młodzi dorośli. Później tylko nieliczni tacy pozostają, gdy większość ulega zmienianiu się w nudnych "dorosłych". Pomimo wypadku z kałużą, Nathan miał teraz naprawdę dobry humor i to głównie dzięki Milesowi. Postanowił więc spróbować czegoś, co na ogół wzbudzało u niego pewną dozę niepokoju, bo w pewnym stopniu pokrywało się z prawdą, która nadal była wśród ludzi tematem tabu, choć była zupełnie naturalna w świecie zwierząt. - Od wyjazdu Jamesa to zdecydowanie rzadziej - odparł nonszalancko, udając, że dalej skupia się na swoim glanie. W rzeczywistości jednak uważnie przyglądał się kątem oka swojemu rozmówcy. Może warto byłoby przestać żyć w ciągłym strachu i zacząć badać, jak dużo osób faktycznie ma problem z tego typu relacjami, a na ile zaczyna to już być pieśnią przeszłości. |
Wiek : 40
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Cold Hall
Zawód : Badacz Magii
Miles Dewmoon
Kim był ten "James"? Miles już nie był pewien czy Nathan go wspominał, czy nie. Prawdopodobnie tak nazywała się ta jego syrena. Cóż, tak się kończy nie przykuwanie uwagi do detali. Albo oberwanie butelką w potylicę. Jedno z dwóch. - Chwila. - umysł Dewmoona dodał dwa do dwóch i młodemu aż szczęka opadła. Tak jak zazwyczaj świetnie powstrzymywał swoją mimikę i potrafił nie zdradzać tego co mu chodzi po głowie, tak w tej chwili z szatyna dało się czytać jak z otwartej książki. W jego powoli rozszerzających się oczach odbijała się trudna matematyka, która tworzyła połączenia między tematami, których nigdy w życiu nie podejrzewałby o wspólne podłoże. - Robiłeś to z... syreną? - zająknął się. "Moment. To tak można? Czy mama o tym wiedziała? Oh... fuck. Czy to dlatego nigdy nie znałem ojca?!" Ta rewelacja nagle odpowiedziała na wiele nigdy niezadanych przez niego pytań - takich z kategorii "nie ważne, nigdy się nie dowiem". Problem w tym, że tkwiły w tej kategorii nie bez powodu. Nie będąc przygotowanym na podobne odkrycie, biedakiem mocno wstrząsnęło. Miał poczucie jakby cały jego światopogląd runął. Mając wpajane całe życie unikanie socjalizacji z ludźmi i to jak różnice pomiędzy jego i ich gatunkiem uniemożliwiają jakiekolwiek relacje, z trudem przełknął wiadomość, że ktoś taki jak on pozwalał sobie na podobne zachowanie z człowiekiem. Do tego kimś z Kręgu! Nie dziwne, że uciekł! - Oh, woah. I nawet przeżyłeś... - mruknął ciszej i umilkł na moment. Jasne oczy skupiły się na szybkim potwierdzeniu przypuszczeń, błądząc po ciele czarodzieja. Ręce, nogi, dłonie, szyja, głowa, twarz... Wszystko było na miejscu. Uświadomienie sobie, że nie gada z popodgryzanym trupem tylko całą osobą przewiało początkową panikę i rozbudziło fascynację Milesa. Już wcześniej patrzył na Abernathego jak na okaz w zoo, przyzwyczajony do normalności takiego podejścia. Lecz w tej chwili jego wzrok zmienił się w badawcze spojrzenie naukowca bliskiego odkrycia przełomu. Bo tak jak był w stanie wyobrazić sobie wariactwo idei uprawiania tak namiętnych czynności z istotą dotąd postrzeganą jedynie jako obiad lub wróg, dodanie do tego konceptu, iż taka miłostka nie skończyła się niczyją śmiercią była dodatkowym zaniżeniem poprzeczki prawdopodobieństwa. - Jak było? - wypalił zanim zdążył ugryźć się w język. To już nie było balansowanie na krawędzi, a osuwanie się w dół zbocza. Nawet nie wiedział w jaki sposób się zatrzymać, ani czy ma na to ochotę. Trudno, najwyżej będzie żałował później, jeśli w ogóle. |
Wiek : 22
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Piekarz
Nathan Abernathy
Aż ciężko było mu powstrzymać śmiech cisnący mu się na usta, gdy twarz Milesa zaczęła wyrażać dokładnie to, co działo się teraz w jego umyśle. Pocieszało go w duchu, że nie było w tym automatycznej odrazy, potępienia czy już bardziej szczerych kpin. Zamiast tego mózg chłopaka wydawał się nagle zgliczować. Przetworzenie informacji, którą mu właśnie przekazał, wymagało od syrena dobrych paru sekund stania z rozdziawioną buzią, zanim zaczął dukać to, co zaczynał powoli łapać. Po ledwo wykrztuszonym przez rozmówcę pytaniu Nathan już nie wytrzymał i zwyczajnie parsknął śmiechem. Naprawdę czuł się z siebie dumnym, że udało się wywołać u Milesa jakąś inną reakcję niż chłód, irytację albo kpinę. Szok i niedowierzanie były czymś nowym. Tak samo, jak nieświadome zrzucenie z siebie noszonej na co dzień maski. Wzruszył ramionami w odpowiedzi na pytanie o spoufalanie się z syreną. W końcu nie widział w tym kompletnie nic dziwnego. W jego oczach była to odmienność jak każda inna. Można było być syreną, cieniem czy zwierzęcopodobnym. Dalej byli również medium, rozszczepieńcy, jak również słuchacze, do których sam się zaliczał. Jeszcze dalej był podział na czarowników i niemagicznych. To wszystko byli po prostu ludzie z różnymi odmiennościami, na które nie mieli wpływu, a którzy starali się jakoś na tym świecie przeżyć. - Tak, jakby to był dla ciebie jakiś szok, że można się komuś nie rzucić do gardła, jeśli się go lubi - odparł już spokojnie, nareszcie wydobywając spod ziemi buta i stawiając nogę na stabilnym gruncie. Niespieszno mu jednak było z podnoszeniem się do pozycji stojącej, bo zdążył zauważyć, że jego rozmówca wydaje czuć się pewniej, kiedy czarodziej przebywa w tej pozycji. Dewmoon miał w sobie coś ze zdziczałego i skrzywdzonego przez ludzi zwierzęcia, więc w pewnych kwestiach warto było go w ten sposób traktować. - ...normalnie? Przecież kiedy sam stoisz na lądzie, to anatomicznie się ode mnie wiele nie różnisz. Może jedynie skrzelami, ale to szczegół - zauważył, wskazując ręką na szyję chłopaka, gdzie zakryty włosami znajdował się wspominany narząd. - Dobra, może jeszcze budową kubków smakowych, ale tego nie zdążyliśmy dokładnie zbadać. Jedynie tyle, że ludzkie mięso smakuje dla mnie jak słodko-gorzka wieprzowina, której i tak nie lubię - dodał, jakby w tym badaniu nie było nic wyjątkowego, a w dodatku wzruszył ramionami, usadawiając się wygodniej na ziemi. |
Wiek : 40
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Cold Hall
Zawód : Badacz Magii
Miles Dewmoon
Pozostanie na ziemi było świetną taktykę by nie przeistoczyć tej jak narazie zabawnej sytuacji w przypadkową tragedię. Chociaż syrena miała duże doświadczenie w panowaniu nad sobą, aktualnie odczuwane przez Milesa emocje były dla niego nowe, obce i przez to ciężej było mu się uspokoić. Jeden zły ruch i mógłby zareagować instynktownie, bez zastanowienia się nad konsekwencjami. - N-nie no, nie dziwi mnie to... - zaśmiał się młody bez przekonania w głosie. Taki komentarz ze strony mężczyzny odrobinę postawił go do pionu. Przypomniał chłopakowi, że nie powinien się zapominać, nawet jeśli nie wydaje mu się by druga strona miała co do niego złe zamiary. W końcu w jego przypadku wyjście na jaw całej prawdy co do ataków Eleanor mogło skończyć się tragicznie. Niestety, próby odnalezienia wewnętrznego spokoju przerwały już na wstępie dalsze słowa Abernathego. Nagłe przykucie uwagi do tak skrzętnie ukrywanych przez Milesa skrzeli sprawiło, że Dewmoon znowu się cofnął. Coraz mocniej przerażało go to niespodziewane odwrócenie ról. Dopiero co śmiał się z nieudolności Nathana, a teraz ten sam nieogar kolejny raz udowadniał mu jak wiele wie o jego gatunku. Tak niemożliwe do zignorowania poczucie obnażenia nie podobało się skrytej syrenie. Tym co chwilowo powstrzymało coraz silniejszą chęć ucieczki Milesa był już tylko najnowszy tekst czarodzieja. - ...co? - zapytał słabo. Zdezorientowany i przytłoczony, stracił resztki dobrego humoru i trzymała go już jedynie ciekawość. Podobno stanowiła ona pierwszy krok do Piekła, ale jeśli nie uważało się tego za zły kierunek to chyba nie było co się powstrzymywać, co nie? Pytania cisnęły się syrenie na usta, lecz tym razem coś w środku niej złapało wreszcie za wodze i pociągnęło z całej siły. Miles potrząsnął głową, fizycznie odrzucając od siebie chęć drążenia tematu. Nie zdołał jednak zupełnie przemilczeć wszystkiego co usłyszał. - Nie wiem o co ci chodzi, ale to przestało już być śmieszne. - jego jasne oczy wydawały się niechętne tracić z widoku starszego mężczyznę, lecz wreszcie nie wytrzymały i na szybko rozejrzały się na boki, sprawdzając czy aby na pewno są sami i nie jest to jakaś dziwna pułapka. - Brzmisz jak psychofan jakieś wypaczonej idei. - burknął młody, wykorzystując pokrytą strachem, buzującą w nim nutkę irytacji do przekucia niepewności w zdeterminowanie. Dawno temu powinien był odejść. Nawet nie zorientował się, że Abernarthy zdążył się uwolnić. Dotarło to do niego dopiero, gdy ten usiadł na ziemi. Takiej zmiany pozycji nie dało się przecież zupełnie zignorować. Napięcie jeszcze bardziej poniosło Dewmoona. - Nie możesz wykorzystywać dawnych doświadczeń z jedną syreną jako podstawy do komunikacji z każdą następną. Nie wszyscy jesteśmy tacy jak ten twój James. Są rzeczy o których nie mówi się z taką... taką... - zaciął się, czując jak robi mu się gorąco, pomimo panującej wokół niskiej temperatury. Marnował czas próbując się wypowiedzieć, zamiast odpuścić i się oddalić, ale w tej chwili ciężko było mu obiektywnie oceniać sytuację. - Ugh. - warknął, zaciskając zęby. Całe to gadanie o ludzkim mięsie i rozchwianie emocjonalne sprawiły, że pierwszy raz od dawna nabrał prawdziwej ochoty rzucić się na człowieka. Tylko co dalej? Podziurwaliliby go harpunami jak jego matkę? Nikogo nie obchodziłaby jego wersja. Nikt by nie uwierzył, że został sprowokowany. Zresztą, nie byli w wodzie. Nie dałby rady ze starszym i większym facetem. Gość już raz go zaszedł. A co jeśli od początku próbował go specjalnie sprowokować? A on to łyknął, jak ryba haczyk i teraz było już za późno by odpuścił bez postawienia swojego stanowiska jasno. - Nie obchodzi mnie dlaczego masz tak lekkie podejście do podobnych spraw. Ani nawet czy inne syreny nie miały nic przeciwko temu co mówisz. Ale powienieś się chociaż trochę zastanawiać zanim palniesz coś podobnego publicznie. Może ciebie za to nie powieszą, bo jesteś ważniakiem z dobrej rodziny, ale nie każdy ma tak łatwo jak ty! Intensywność z jaką wpatrywał się w twarz Nathana zaszła czymś jakby mgłą. Nie mając pojęcia o co chodzi, Miles przetarł szybko oczy wierzchem dłoni, dopiero na skórze czując wilgoć łez. Nie czuł ich na policzkach, ale to nie oznaczało, że pozostały niezauważone przez Abernathego. Nie zamierzając poniżać się przed człowiekiem, chłopak szybko odwrócił się plecami do czarodzieja, oplatając się rękoma jak pocieszającym kokonem. W razie nieporozumienia zawsze mógł się wyłgać, że zrobiło mu się za zimno. - Wydaje ci się, że się wcale nie różnimy, ale przez to nie widzisz jak twoje zachowanie może być krzywdzące. Czasami świadomość różnic jest dobra. - jego głos był cichszy niż zazwyczaj, ale też spokojniejszy. Wręcz sztucznie opanowany. - Nie żebym wymagał zrozumienia od człowieka. - wzruszył ramionami, ostatecznie nie żywiąc nadziei, że cały ten jego żałosny wybuch miał jakikolwiek sens. Być może niepotrzebnie kusił los zatrzymując się na kolejną, irytującą wymianę zdań. Być może to jakiś mikro wstrząs mózgu rozchwiał go do tego stopnia. A może to coś innego o czym i tak nie będzie miał ochoty myśleć w najbliższych dniach. Choć nie miał dziś planów, Milesowi nagle zrobiło się bardzo śpieszno do domu. Dłużej nie zwlekając, ruszył szybkim marszem zostawiając klęczącego czarodzieja w tyle. |
Wiek : 22
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Piekarz
Nathan Abernathy
Przez zachłyśnięcie się możliwością podzielenia się z kimś od lat skrywanymi sekretami, Nathan nie zauważył, że zaczął się z tym za bardzo rozpędzać, a jego rozmówcę coraz bardziej przerastają przekazywane mu informacje. Dopiero zmiana głosu i nastawienia chłopaka ściągnęła Abernathy'ego trochę na ziemię i brunet bardziej skupił się na zachowaniu syreny zamiast na paplaniu o starych dziejach. - Nie powinienem był się tak nad tym rozgadywać przy luźnej rozmowie - przyznał, dostrzegając, jak bardzo zranił Milesa swoją nagłą wylewnością na tematy, które powinien był zauważyć wcześniej, że są dla niego ciężkie. To znaczy, zauważył to, ale kiedy mógł zrzucić na kogoś część swojego ciężaru, to jego mózg jakoś to wyparł. Człowiek był jednak z natury strasznie samolubną bestią. - Racja, nigdy nie zdołam dowiedzieć się, jak to jest być syreną i na własnej skórze zmagać się z jej problemami. Mogłem jedynie starać się to zrozumieć, a że miałem tylko jedną osobę, z którą mogłem o tym pogadać, to do jej doświadczeń się odnoszę - powiedział ciszej, już bez ani krztyny rozbawienia. Czuł się, jakby znowu coś zjebał. - Każdy jest inny i każdy ma inne problemy. Ja moich nie mogę wyznawać nikomu, bo to odbiłoby się na dobrym imieniu rodziny i mogłoby się skończyć wydziedziczeniem. Nie powinienem był cię obarczać tym, co mnie boli i sam szukać zrozumienia. Głupia słabość istot myślących - mówił nadal spokojnie, ale czuł, jak przez myślenie o możliwościach, które przez te lata stracił przez swoje urodzenie, ten cały sentymentalizm, który go uderzył, jak i poczucie, że poczuł się zbyt pewnie przy kimś, kogo ledwie zna, sprawiły, że i jemu zaczęło cieknąć z oczu. On jednak nie zamierzał się z tym kryć i nawet nie powstrzymywał charakterystycznego pociągnięcia nosem, gdy parę łez spłynęło mu niefortunnie do nosa. |
Wiek : 40
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Cold Hall
Zawód : Badacz Magii
Miles Dewmoon
Plusem tej części pobrzeża w której doszło do tego dziwnie emocjonalnego spotkania był fakt, że o wiele mniej zawiewało od morza. Wiatr był tu cichszy i umożliwiał dosłyszenie się nawet będąc oddalonym kawałek od siebie, pomimo zimnej pory roku. Dzięki temu w miejscu w którym jeszcze nie tak dawno temu Dewmoon musiał prawie przekrzykiwać się ze swoim podsłuchiwanym grajkiem, w tej chwili zdołał dosłyszeć nawet pojedyncze, głośniejsze pociągnięcie nosem. W akompaniamencie tak szczerze brzmiącego wyzwania, doszło do niebywałego - Miles się zatrzymał. - Jesteś niemożliwy. - rzucił, nie odwracając się. We wspomnieniach próbował doszukać się w jakimkolwiek stopniu podobnego incydentu w desperackiej próbie zrozumienia skrajności w jaką obaj tu popadli. Odkąd pierwszy raz poszedł do publicznej szkoły, miał dużo czasu by obserwować ludzi z bliska. Na pierwszy rzut oka zachowywali się podobnie do niego - jedli razem z nim na stołówce i uczyli się tych samych rzeczy. Ale w klasie pełnej dzieci marynarzy, przeważały rozmowy o połowie ryb i zmaganiach z takimi jak Miles. Ich powieści pełne były krwiożerczości, której dorastający chłopak jeszcze wcale nie znał i z którą się nijak nie utożsamiał. Ich opinie go obrażały, lecz obawiał się, że próbując stawać po stronie "potworów". wyda się jako jeden z nich. Nauczył się nie wsłuchiwać w dyskusje prowadzone tuż obok niego i postawił mur. Choć nie mogli zrozumieć dlaczego ich do siebie nie dopuszczał, on wiedział, że próbowali traktować go w porządku tylko dzięki sile ignorancji. Po wyjściu prawdy na jaw odwrócili się od niego nawet ci najbardziej wytrwali "znajomi" - dokładnie tak jak zapowiadała mu matka. I choć po wszystkim czego się sam dopuścił, nie potrafił ich winić za patrzenie na niego ze zgrozą i odrazą, nie czuł wstydu z powodu swojej natury nawet po poznaniu jej mrocznej strony. Od początku akceptował odmienność jaką Lucyfer obłaskawił jego krew. A wraz z tą akceptacją wiązało się przekonanie o własnej inności. Dlatego ludzka krzywda nie robiła na nim wrażenia. W pewnym stopniu nawet polubił jej postronną obserwację. Skąd więc ten nagły kieł poczucia winy, gdy dorosły facet za nim zaczął się łamać? Czyż nie o to chodziło by zrozumiał cierpienie jakie sam zadał? Czyż na nie nie zasługiwał? Powinien szukać pocieszenia wśród swoich, ale byli tutaj sami. I mimo iż Miles nie poczuwał się w obowiązku do pomocy ani przeprosin, i tak nie zdołał oddalić się z zupełną obojętnością. Stojąc w milczeniu i wsłuchując w dobiegający z oddali szum fal, syren czuł jak jego ciało wreszcie się wychładza. Z każdą mijaną chwilą, ogarniał go chłod, a kojące zimno niosło ze sobą spokój. Analizując to teraz bez emocji doszedł do wnioski, że cała ta awantura nie powinna była w ogóle mieć miejsca. Przecież potrafił się lepiej zachowywać. "Może wcale nie jest mi jeszcze aż tak lepiej jak myślałem" przeszło mu przez myśl, gdy się wreszcie odwrócił. Powoli uniósł spojrzenie na Nathana, spoglądając na niego tak jak od początku powinien - jak na człowieka, który nie wie co mówi. A to przecież nie było niczym wyjątkowym na tym świecie i nie powinno go aż tak irytować. - No weź, to jest twoja odpowiedź? "Rodzina mnie wydziedziczy"? Chciałbym mieć takie problemy. - syrena wyszczerzyła się kąśliwie. Czy w ramach zemsty, czy dziwacznego pocieszenia, gdy wreszcie zabrał głos, Miles powzięł swoją ulubioną taktykę i wrócił do wykpiewania dobitego czarodzieja. - Wiem jak to jest udawać kogoś kim się nie jest. Ale żeby robić to ze strachu przed tymi, którzy powinni cię najmocniej wspierać? Krew to nie woda, ale bez przesady. - przewrócił oczami. Nie miał pojęcia po co próbuje się wypowiadać. Być może po prostu lubił mieć ostatnie zdanie, przynajmniej podczas zażartych dyskusji z "bliźniakami Abernathy". - A wydziedziczenie nie brzmi aż tak źle. Bez kasy też da się żyć. Podczas tej chwili spokoju i zamyślenia, o wiele łatwiej było Milesowi dojść do wniosku, że od początku nic mu nie groziło. To pozwoliło mu się trochę rozluźnić, choć ewidentnie wciąż był mocno skonfundowany. W innym przypadku nie bawiłby się w pokrzepiające(?) słowa, które najpewniej i tak niczego nie zmienią. Przynajmniej on jeden z ich dwójki miał świadomość tego jak bardzo takie rady zazwyczaj niewiele dają. |
Wiek : 22
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Piekarz
Nathan Abernathy
Nathan sam nie wiedział, czy pocieszało go, że Miles go nie zignorował i nie poszedł w swoją stronę, czy jednak obawiał się, co może się stać, kiedy faktycznie zobaczy, co jest w pewien sposób jego wielką słabością. W końcu nie tylko syren dla bezpieczeństwa wolał przywdziewać maski spokoju czy też żartu. Ta chwila poddania się emocjom i poruszenia na głos bolesnego tematu, nawet jeśli początkowo całkiem dla niego wesołego, szybko zaczęła go przytłaczać. Zupełnie, jakby znowu się to zbliżało. Nie. Proszę, nie. Nie tym razem. Przecież tak długo miałem spokój. Zacisnął mocniej powieki, zakrywając oczy dodatkowo dłonią. Zaczynało mu piszczeć w uszach i zbierać się na mdłości. Aż za dobrze znał te objawy. Mimo to, starał się dalej słuchać co robi i mówi Miles, skoro ten postanowił zrezygnować z pospiesznego oddalenia się, a może nawet próbował go pocieszyć? Abernathy miał trudność z wystarczającym skupieniem się na możliwych pobudkach chłopaka, bo usilnie starał się powstrzymać siłą woli nadchodzące wizje. - Krew rodzin z Kręgu to władza i interes. Swatają własne dzieci jak zwierzęta hodowlane, by się mnożyły i dawały się dobrze tresować. Aranżowane małżeństwa, mordowanie własnego rodzeństwa czy zamiatanie poważnych problemów pod dywan. Tak wyglądała i tak dalej wygląda w znacznym stopniu władza - wycedził gorzko z niespotykanym dotąd jadem. - Na tym poziomie w wydziedziczeniu nie chodzi nawet o pieniądze. Tu chodzi o symboliczne wyparcie się swojego. Nawet ty wiedziałeś, kim się urodziłem jeszcze zanim byłeś w stanie przywołać moje imię. Myślisz, że jak mogłoby wyglądać moje życie, gdybym został wykluczony za ucieczkę za syrenem? Cudowna plotka, nikt by się nie oparł przed rozgłaszaniem jej wszędzie, gdzie dochodzi wiedza o naszej bibliotece. Dalsza rodzina miałaby mi pomóc? Przecież bezpieczniej jest trzymać głowę nisko i cieszyć się, że to nie twoje trupy wypadły z szafy. - Znowu się skrzywił. Ostatnie zawroty głowy i już wiedział, że nie powstrzyma nadejścia wizji wspomnienia, które nadal tak mocno go prześladowało. Osunął się na tyłek, już kompletnie nie przejmując się, że się bardziej ubrudzi albo przeziębi. - Wiesz, co jest najgorsze w byciu odmieńcem z wizjami? Nawet nie dolegliwości fizyczne. Migreny, wymioty. Nie wizje rzeczy, których wolałbyś nigdy nie widzieć czy wieczne wychodzenie na dziwaka. Tak samo nie strach, że jak ktoś się dowie to z obawy nie będzie pozwalał ci nawet pożyczyć ołówka. Najgorsze jest to, co potrafi ci robić twój własny mózg - mówiąc to, patrzył gdzieś na bok, wodząc wzrokiem za niewidocznymi dla Milesa kształtami, a jego oczy na nowo zaczęły napełniać się łzami. - Wspomnienia, których nic nie wymaże, bo ich świadkiem było twoje ciało i pentakl. Jeden gorszy dzień dla twojej głowy i bum, najgorsza noc twojego życia prosto przed twoimi oczami z zachowaniem wszystkich szczegółów i emocji. Przeżywana od początku do końca. Można się tylko zastanawiać, co by było gdyby postąpiło się inaczej... I chuj. Nigdy się nie dowiemy. Tak samo tego, kiedy znowu cię to uderzy. A za pięć minut masz wyglądać normalnie, choć masz ochotę wypłakiwać oczy i jednocześnie się porzygać, ale nie, nie wolno ci okazać słabości, bo przecież masz być wzorowy i wyglądać na szczęśliwego. - Westchnął, a jego łzy przestały cieknąć, gdy twarz stała się po prostu pusta. Wizja dobiegła końca. Nawet nie był pewien, czy Miles jeszcze słucha jego biadolenia. - Taa, moje życie jest zajebiście łatwe i bezproblemowe - dodał, prostując się i kładąc na plecach, by spojrzeć w gwiazdy. Jak raz miał gdzieś, co o nim pomyślą i czy w ogóle pomyślą. Właściwie, gdyby Miles miał przy sobie teraz dyktafon, to jutro mogłoby się zrobić naprawdę zabawnie. Ubaw po pachy z idioty, który rozpacza za syrenem, który uciekł w siną dal i zostawił go za sobą niczym zabawkę, która już mu się znudziła. A Nathan pewnie nie czułby się nawet na siłach żeby się bronić. Przecież już raz próbował bronić ukochanego, gdy wszyscy gadali o wypadku. Starał się przypominać, jaki był James, że przecież go znali, przecież był zawsze miły i pomocny, zawsze gotów pomóc w nauce kolegom. I chuj, dla otoczenia był już tylko potworem, a Nathan wychodził na ofiarę potwora. Ostatnio zmieniony przez Nathan Abernathy dnia Pią Mar 03 2023, 11:12, w całości zmieniany 1 raz |
Wiek : 40
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Cold Hall
Zawód : Badacz Magii
Miles Dewmoon
To prawda, że wygadywanie tylu szczegółów przed prawie obcym o niesprecyzowanych motywacjach mogło się skończyć gorzej niż tylko doczekaniem kolejnego, wrednego docinka. Zwłaszcza biorąc pod uwagę pozycję rodu Abernathy. Od Nathana na pewno cały świat oczekiwał powściągliwości. I choć Milesowi nie było na rękę uczestniczyć w tym łzawym załamaniu, chłopak w milczeniu pozwolił starszemu skończyć. Jego ból był logiczny, ale nie przenikał na syrenę. Dla Dewmoona kryzys się skończył, a w ogóle miał miejsce tylko przez złe podejście do tematu. Cała ta dziwna relacja zaczęła się w nie wróżący dobrze sposób - od zaskoczenia i niesprawiedliwej oceny. Pretensje musiały albo zostać nazwane, albo zamiecione pod dywan. Przywykły do odpuszcza szatyn był gotów i tym razem zabrać swoją złość ze sobą, ale wyszło jak wyszło. Nic więcej go jednak nie denerwowało. Nie w tej chwili. On swoją stratę przynajmniej częściowo przetrawił. I tak samo w znacznym stopniu pogodził z pozycją wyrzutka. Nate, choć starszy, ewidentnie miał więcej do przepracowania. Ale to nie była praca dla kogoś z kim poznał się ledwo parę dni temu. - Lepiej ci po nazwaniu tego wszystkiego? - zapytał bezemocjonalnie. Jemu samemu wygadanie się dopiero co ulżyło, więc był co najmniej ciekawy czy tak samo działa to u człowieka. O troskę ani się nie podejrzewał, ani nie zamierzał się jej w sobie doszukiwać. Cokolwiek go zatrzymało, najlepiej by pozostało nienazwane, przynajmniej na razie. Ponieważ rozpłaszczony na ziemi placek nie miał szans mu zagrozić, Miles powoli zaczął zbliżać się do czarownika. Stojąc już całkiem blisko jego ciała, choć wciąż poza zasięgiem jego rąk, nachylił się by spojrzeć na niego w zastanowieniu. Po długiej chwili badawczego wpatrywania się w obraz żałości i nieszczęścia, młody zagryzł dolną wargę i westchnął, prostując się. Także uniósł wzrok na niebo, przedłużając swoje milczenie, wydawałoby się, w nieskończoność. Gdy ponownie zabrał głos, był on łagodny i miękki. Jakby mówił do gwiazd, a nie do kogoś w kim doszukiwał się przeciwnika. - Po co trzymać się czegoś takiego? Masz tylko jedno życie. Nawet bez nikogo obok, nawet nienawidzony przez wszystkich wokół, dalej mógłbyć dać radę. Nie wiesz póki nie spróbujesz, a możesz się zdziwić. - w świetle księżyca widać było idealną gładkość rysów syreny. Z tej perspektywy nawet delikatne ściągnięcie brwi i lekko zaszklone spojrzenie zwracały uwagę na masce spokoju i obojętności. - Ja się na pewno zdziwiłem. - dodał ciszej i uśmiechnął się lekko, odganiając od siebie całą pochmurność. Spojrzenie jasnych oczu odnalazło Abernathego, a dotąd nietypowo dla Dewmoona słodki wyraz twarzy znów wykrzywił się w pewną siebie prześmiewczość. - Ale co ja tam wiem o ludziach. Wy i te wasze sprawy. - prychnął z rozbawieniem, zaraz się jednak poprawiając. - A nie, sam przyznałeś, że też jesteś odmieńcem. No, na podsłuchiwaczach czy innych stalkerach też się nie znam, więc nie oczekuj specjalnego traktowania. - wystawił język i zarzucił ręce za głowę. Stanie jak słup w jednym miejscu było trudne dla osoby tak kochającej ruch. Teoretycznie Miles w każdej chwili mógł sobie pójść, ale co by zrobił przy kolejnym napatoczeniu się starszego Abernathego na plażę? Na tym etapie już nie wierzył, że to przypadek. Gość miał obsesje na punkcie syren i mocne schizy. Lepiej było go ogarnąć niż dorobić się niezrównoważonego psychopaty-stalkera. To przeciwdziałanie tragedii, nic więcej! |
Wiek : 22
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Piekarz
Nathan Abernathy
Pytanie chłopaka skłoniło go do zamyślenia. Czy czuł się już lepiej? Chyba miałby ochotę narzekać tu jeszcze przez całe godziny, praktycznie dyktując książkę na temat tego, co jest jego zdaniem nie tak z obecnym ustrojem władzy w Kręgu, ale aż tak szalony jeszcze nie był, żeby kusić przyzwaniem na siebie Czarnej Gwardii. Niby byli tu dalej sami, ale to, co kotłowało się od lat w głowie bruneta, w połączeniu z jego silnymi emocjami mogłoby równie dobrze zadziałać, jak jakich cholerny rytuał wezwania. Już i tak powiedział dosyć słów, których nie powinien. - Może trochę. Jak mówiłem, zazwyczaj muszę to w sobie kisić - przyznał, nadal nie do końca pocieszony. Był już całkowicie spokojny, bo jednak wygaszanie i tuszowanie swoich ataków miał opanowane przez te lata praktyki. - Z przyzwyczajenia i braku dobrego zapalnika, by rzucić to w tym momencie w cholerę? - Tak, na ten moment chyba zwyczajnie nie widział powodu, żeby opuszczać rodzinę, jaka by nie była. Miał swoje badania, które pozwalały mu się oderwać od świata zewnętrznego i to było w stanie go napędzać do dalszego funkcjonowania. Ba, nawet zachęcało do porannego wstawania z łóżka i siedzenia później znowu do późna nad projektami. Już chciał wypomnieć Milesowi, że strasznie lubi się dystansować, choć zarówno ludzie, jak i syreny wcale się tak strasznie nie różną, ale tym razem ugryzł się w język, pamiętając, jak wielką jest to bolączką dla chłopaka. Może jednak potrafił się uczyć na błędach, które już raz popełnił. Kiedy usłyszał kolejny złośliwy komentarz na swój temat, to dla odmiany delikatnie się uśmiechnął. Wylanie części swoich żali i zostanie, przynajmniej pozornie, wysłuchanym chyba faktycznie mu pomogło, skoro kąśliwe uwagi były tym razem w stanie wywołać u niego nutę rozbawienia. - No popatrz, taki okropny podsłuchiwacz i stalker, a jaki jednak wytresowany. Powiedzieli mu "zostań" to został - przy tym gorzkim żarcie z samego siebie nawet się trochę zaśmiał. Chyba naprawdę nie przeszkadzało mu lądowanie w takiej roli przy ledwo poznanym syrenie. Dziwak. |
Wiek : 40
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Cold Hall
Zawód : Badacz Magii
Miles Dewmoon
Żeby się tak rozpaść publicznie od byle wymiany zdań to trzeba było być faktycznie w złym stanie. Nate na pierwszy rzut oka wydawał się starszy od Milesa, ale chłopak nie miał pojęcia jaka wielka dzieliła ich różnica wieku. O ile jakakolwiek. Dewmoonowi ciężko było domyślać się takich szczegółów u ludzi, gdyż dzięki syrenim genom miał eteryczną urodę i porównując innych do siebie, nawet jego rówieśnicy wydawali mu się od niego starsi. W tej chwili, obserwując z góry czarownika, mógł dostrzec u niego delikatne zmarszczki, których brakowało Marshallowi. Zabawne, że mentalnie Nathan wydawał się równie niedojrzały co znienawidzony przez kraby grajek, a jednak najprawdopodobnie miał więcej lat na karku. - Czyli nie jest aż tak źle. - wzruszenie ramion zamknęło temat narzekania, czy się to Abernathemu podobało czy nie. Nawet jakby się uparł dalej dołować, najwyżej serio zostałby sam ze swoim płaczem. Miał w końcu do czynienia z syreną, a nie aniołem. Na jego szczęście, mężczyzna frasobliwie wybrał odwołanie się komentarzem do ciekawszej części tego spotkania. Wprawdzie Miles już nie pamiętał czy faktycznie zasugerował czarownikowi by pozostał na kolanach, czy była to tylko niesforna myśl, która przeszła mu przez głowę, gdy z żalem zauważył postęp w Nathanowej walce o wolność obuwia. Prawie na pewno ostatecznie przyznał się, że podoba mu się taki układ sił i możliwość powrotu do tej lżejszej chwili szatyn przyjął z parsknięciem cicho śmiechem i wyszczerzem równego, białego uzębienia. - Wytresowany człowiek... Ciekawy koncept. - oznajmił dosyć mocno nachylając się nad Abernathym i posyłając mężczyźnie niepokojąco wygłodniałe spojrzenie przywodzące na myśl drapieżną bestię. W tym oświetleniu jasne oczy młodego wydawały się wręcz nieludzkie, ale w dziwnie atrakcyjny sposób. Piękno zgniłe od środka. Po co komu takiemu głos? Chyba tylko na tych ostrożniejszych. - Gdyby tylko mieć pewność... - zamruczał na tyle cicho, że jego słowa prawie porwał nagły poryw wiatru. Przekrzywił lekko głowę, ale wydawał się od czegoś rozmyślić, bo wreszcie bez słowa się cofnął, wyprostował, przciągnął nawet i wciąż lekko rozbawiony, po prostu odszedł. Jak zawsze bez słowa pożegnania i bez pośpiechu. Jak fala, zbliżał się tylko po to by zaraz uciec. Nieuchwytny, wydawał się prawdziwie wolny. Ale nawet ktoś taki jak on był przecież spętany. Może niekoniecznie zasadami tego świata, ale za to tym co tkwiło w nim samym. |
Wiek : 22
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Piekarz
Nathan Abernathy
Jeśli w takim stanie kończył urlop, który miał mu dać więcej energii do dalszej pracy, to chyba aż strach pomyśleć, w jakim stanie musiał być, kiedy tu przyjeżdżał. Może to nawet dobrze, że za parę dni miał być znowu w swojej pracowni i poświęcić się nowemu zadaniu, które oderwie go od martwiących go przemyśleń. Może i robił się coraz starszy, ale w kwestii dojrzałości chyba dalej czuł się jak ten dwudziestoparolatek. Może dlatego, że wtedy był ostatni raz, kiedy czuł jakąś większość radość ze swojego życia, zamiast wiecznego pocieszania się pracą i postępami w nauce. - Co? - wyrwało się z jego ust, kiedy jego większego kalibru żart z samego siebie okazał się zacząć obracać przeciwko niemu. Otworzył szerzej oczy i wbił zaniepokojone spojrzenie w oczy nachylającego się nad nim chłopaka. Minimalnie napiął mięśni, ale ani drgnął. Nawet pomimo drapieżności w spojrzeniu syrena, Nathan nie wydawał się wcale przerażony o własne życie. Szybko nawet przestał wpatrywać się w niego z takim niepokojem, a bardziej z zaciekawieniem, gdy szerzej otwarte ślepia zastąpiła na jego twarzy uniesiona brew. Teraz to się dopiero wkopał. Nie dość, że pozwalał Dewmoorowi na coraz więcej, pokazał mu, co potrafi doprowadzić go do łez, to teraz jeszcze dał mu szansę zauważyć, w jakim rodzaju sytuacji może stracić rezon. Mógł mieć tylko nadzieję, że skupiony na postrzeganiu ludzi nie przez pryzmat relacji między sobą, a dwóch obozów, Miles nie zacznie tego za bardzo rozgrzebywać, bo naprawdę miał na ten moment dość emocji i nie potrzebował wykpiwania jeszcze jego gay paniki. Kiedy zdał sobie z tego sprawę, a było to bardzo szybko, to tym bardziej nie chciał nawet drgnąć, a na twarz przybrał znowu względny spokój i zaciekawienie, udając, że wcale nie ma ochoty odskoczyć i zacząć się jąkać. On się naprawdę mało zmienił pod tym względem przez ostatnie dwadzieścia lat. Na tym etapie, jak raz z ulgą przyjął ponowne oddalanie się chłopaka. Dla bezpieczeństwa wolał się jednak nie ruszać, żeby nie skłonić Milesa do powrotu i próby rozgrzebania, co dokładnie nim tak wstrząsnęło. Po prostu leżał sobie, wpatrując się w niebo nad sobą. ...AHA. Aż miał ochotę strzelić sobie w twarz porządny facepalm, ale wolał tego nie robić, dopóki nie upewni się, że syren tego nie zauważy. Proszę, niech on teraz po prostu pójdzie... Kiedy minęła dłuższa chwila, a Miles wydawał się tym razem naprawdę odejść. Nathan pozwolił sobie wreszcie na upuszczenie ręki z plaskiem na twarz. Nawet, kurwa, nie próbuj mózgu. Poprzednio chodziło o przyjaciela, więc miało to sens. Teraz to gość, którego widziałeś drugi raz w życiu i ma cię gdzieś. Nie poniżaj się. Leżał tak jeszcze przez dłuższą chwilę, powoli czując jak zimno przedziera się przez gruby płaszcz i zaczyna mu w końcu przeszkadzać. Chyba jedynie to skłoniło go, żeby nie leżeć tutaj jak ostatnia sierota aż do samego świtu tylko wstać, trochę się otrzepać i odejść. [z/t] x2 |
Wiek : 40
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Cold Hall
Zawód : Badacz Magii